Poprzednie częściTilia Fuentes – Wstęp I

Tilia Fuentes – Rozdział drugi

Rozdział drugi, w którym czytelnik wraz z Boxem obserwuje rozładunek i dowiaduje się, że wszyscy celnicy wszechświata są "po jednych pieniądzach".

 

Magen Box przechadzał się z założonymi za plecami rękami po platformie na skraju doku na Bel 6. Tuż nad “Tilią Fuentes” zaczynała się konstrukcja podtrzymująca “F” z ogromnego napisu “Falcon”. Sam napis miał ponad kilometr długości i był widziany nawet z Devila, czyli Bel 4, nie mówiąc już o praktycznie martwej “Ex”, piątce i hiperprzeludnionej siódemce, “Guerra”.

Choć wizytówka Bel 6 świeciła jasno jak skalisty satelita bez atmosfery, tu, na platformie ładunkowej, było całkiem przyjemnie chłodno i mroczno. Za plecami Boxa mech Alta przenosił niezliczone skrzynie pełne przeróżnego dziadostwa, które, skanując odpowiednie kody z boków, odbierały kolejne stateczki, sondy, drony i wózki grawitacyjne. Nad wszystkim czuwały dwunożne sondy Urzędu Celnego Konfederacji Planet Bel, białe z pasiastymi kończynami.

Co jakiś czas przepływał obok nich jakiś widlak i obsługujący go Noren klikał pytająco, na co oparty leniwie o skrzynię Magen odklikiwał w norenim położenie odpowiedniej skrzyni, którą tamten brał i odpływał w drugą stronę, po czym wracał, zakłopotany i powtarzał całą scenę od początku. Pozornie wyglądało to tak, jakby nowy pracownik mylił się i wracał po właściwą skrzynię.

Box leniwie spoglądał na rozgrywającą się przed nim scenkę i ilekroć któryś z nadgorliwych, żywych celników przyłapywał go na gapieniu się, marszczył brwi i udawał fajtłapę, potykał się, ziewał i machał niezgrabnie rękami przy najprostszych czynnościach, odwracając uwagę od Orviksena, który przekonująco skruszonym głosem kręcił tęgiego wała celnikom o własnym udziale w napiętej sytuacji na objętej embargiem Asteroidzie i usiłował zawinąć im jak najwięcej zużytych manifestów innych statków, którymi zawalone było pudełko na stoliku.

– Nara, frajerzy – usłyszał za plecami znajomy głos. Kątem oka dostrzegł zbliżający się kształt i odgiął się wyrzucając ręce w błyskawicznym, acz taneczno-komicznym geście. – Orientuj się, ufoludzie – powiedziała twardo Rothling, trzymając się widlaka, za sterami którego siedział wyjątkowo żółty Noren. Odwrócił się do niej i spojrzał z wyrzutem. – Masz jakiś problem, patałachu? – spytała.

Żółty stwór wzruszył mackami i pchnął gałki sterownicze. Pojazd przyspieszył.

– A ty dokąd? – zdążył podbiec i spytać Magen.

– Wy macie swoje nudne sprawy, ja mam swoje. – Szturchnęła otwartą dłonią galaretowatego Norena, który oddał jej z wolnej macki i uśmiechnął się głupkowato. Pojazd przyspieszył jeszcze i wmanewrował do hali przeładunkowej, w której panował nieziemski rozgardiasz, tłoczyły się roboty, droidy, przelatywały drony, wózki, sondy i diabli wiedzą, co jeszcze.

Magen patrzył za nią jeszcze chwilę, czekając, czy ruch powietrza nie podwieje jej nieco zbyt luźnego, męskiego płaszcza i nie odsłoni pończoch.

Nie doczekał się. Westchnął ciężko, gdy zniknęła z pola widzenia.

Kilka metrów za jego plecami dron przewrócił skrzynię, z której wypadły skórki krwistoczerwonych, dojrzałych arkturiańskich bananów.

– Kurwa mać – powiedział, widząc minę urabianego przez kapitana celnika, który postanowił wstrzymać rozmowę z Orviksenem i podejść (do) pierwszego oficera "Tilii Fuentes".

*

Celnik, człowiek z Delta Nossos patrzył, pokpiwając na Magena, który usiłował nie plątać się w zeznaniach.

– Czyli mam rozumieć, że... – Zaczął odginać palce. – Nie przewozicie zakazanych prawem Bel arkturiańskich bananów, tylko zostały wam w ładowni półlegalne skórki, i nie że zostały, bo chcieliście, tylko jedna osoba z waszej załogi miała je w swojej prywatnej kajucie i nie możemy pociągnąć do odpowiedzialności ani tej osoby, ani was, bo dowiedzieliście się po fakcie, a ta osoba już z wami nie podróżuje, tak?

Magen myślał przez chwilę, po czym pokiwał ochoczo głową.

– I ta cała Pernille, jak rozumiem, opuściła was jeszcze na Keplerze, nie żegnając się z nikim, kradnąc waszą pompę ferrocyny i gdy przeszukaliście statek w poszukiwaniu zapasowej, znaleźliście w jej byłej kajucie skórki, tak?

Magen znowu pokiwał głową. Celnik kontynuował.

– Dlaczego po prostu nie wypieprzyliście tej skrzyni, razem z bananami, jeszcze na którymś Keplerze? Przecież trzy czwarte Keplerów to wysypiska!

Szach i mat, pomyślał Magen.

– Ile? – spytał, wzdychając.

– Dwieście – odparł celnik, znacząco zerkając na skórkę na ziemi.

– Dwieście – powtórzył sucho Magen Box, który na czysto za kurs dostawał oficjalnie sto pięćdziesiąt podstawy. – Przyjmiesz to w ratach?

Celnik podrapał się po podbródku, wytatuowanym w trzy pionowe pasy w barwach granatu błękitu. Zrobił krok naprzód, sięgając wyćwiczonym ruchem, niby to od niechcenia, do klapy kołnierza z symbolem posiadanej władzy.

– Jak się będziesz guzdrał to wam przydupię dodatkowe trzysta i odlot za tydzień. Nie wkurwiaj mnie, Box. – Kopnął skrzynkę, w której coś zagrzechotało. – Za samo to kurewstwo z bananami mogę was cofnąć choćby i na Keplera, gdzie poszukacie sobie tej waszej wyimaginowanej Pernille i z nią uzgodnicie ewentualne rekompensaty strat, mi to wisi.

Box wyciągnął z kieszeni trzy płytki po siedemdziesiąt pięć. Skarcił się za to, że nie rozmienił na drobniejsze, ale z drugiej strony po załadunku planował iść się zabawić, a "dziewczynki" - zwłaszcza te ludzkie - nie przyjmują drobniaków, choćby i stawka miała wzrosnąć trzykrotnie.

Gdy uiścił łapówkę, celnik odszedł jakby skórki z bananów i skrzynia nigdy nie istniały.

I do dupy z tym wszystkim, pomyślał Magen, tyle z pójścia na dziwki. Co za gówno.

Tyle dobrego, że nie sięgnął do środka i nie zobaczył tych wszystkich granatów Landenkopfa, za samo posiadanie których stosuje się laserową dekapitację na miejscu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Adam T 19.07.2018
    Ok, dłubaninki ciąg dalszy, chociaż tu jest już jakaś zawiazka alkcji, czyli sytuacja ze skórkami, znow pojawia się tajemnicza Pernille, tym razem w opowieści, a w zasadzie w próbie obarczenia jej winą, która to próba wypadła mocno naciąganie, co kapitan przypłacił z nawiązką.
    Fragmenty są krótkie, czyta się je ładnie, co przy braku jakiejś konkretnej akcji, uważam za plus. Ale mimo opisywanego zamieszania, jest jakos tak jakby z boku, jakby na zimno aż za bardzo. Nie wiem, moźe się tylko czepiam.
    No nic, poczekam na rozwój wypadków.
    Pozdrawiaki ;)
  • Nożyczki 19.07.2018
    "na zimno"?
  • Canulas 19.07.2018
    Fajne, bardzo zacne. Mech Alta =- spoczi. SIę mi odmalowała scena z Obcego II, gdzie Ripley w Mechu grasowała.
    Fajna gadka z celnikiem. Fajna część. Nie ma się o co przyjebać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania