Tilia Fuentes – Rozdział szósty
Rozdział szósty, w którym czytelnik może na własne oczy ujrzeć, jak we wszechświecie wygląda przechowywanie materiałów (i istot) niebezpiecznych. Na dokładkę dostaje smaczek w postaci demonstracji tradycyjnego uzbrojenia miłujących pokój Norenów.
Dowódca Tajnego Posterunku Strażniczego Sagittariusa A, Reg Compfrost, stał przed faktem dokonanym. Było przeszło pół tony duralplastoframu na zapomnianej asteroidzie-złomowisku, w ściśle tajnym i zamaskowanym magazynie Federacji - i nie ma. Była paleta – nie ma palety. Nie ma też kamer z magazynku; zniknęła nawet wolframowa zasuwa, jeden cargostateczek dostawczy z parkingu pojazdów służbowo-dostawczych, oraz jeden strażnik, Kolomet. Całą listę zaginionych rzeczy (oraz jednego pracownika) dostarczyła mu poranna sonda rozpoznawcza, gdy, po raz pierwszy w jego karierze, nikt nie zdał mu porannego raportu.
Tyle dobrego, że wiadomo, kogo szukać, myślał Compfrost, patrząc na otwarte hangary i startujące z pustego placu sondy pościgowe. Gorzej, jeśli znajdą gościa martwego na drugim końcu galaktyki.
*
Skośnooki Kolomet palił papierosa pod trzydziestometrowym przekaźnikiem na jednej z ośmiuset asteroid orbitujących wokół Konfederacji Planet Bel, utrzymujących komunikację radiową dookoła. Wokół niego błyszczała kopuła utrzymująca atmosferę i grawitację oraz chroniąca przed fruwającym bezwładnie kosmicznym śmieciem szesnaście przekaźników.
Patrzył leniwie w kosmos, wydmuchnął dym i wszedł do niewielkiego budyneczku.
– Mówiłem ci, żebyś nie palił tego gówna, Hax. Zużywasz powietrze – odezwał się we wspólnym niewielki Noren, siedzący pośrodku kupy byle jak ulepionych naczyń.
– Nie pierdol, Zoidberg, tylko lep te jebane garnki – odparł skośnooki.
Noren nazwany Zoidbergiem pokazał sześć macek, każdą lepiąc jakiś kształt.
– Lepię. – Zerknął na zegar na ścianie, który nie chodził od co najmniej wieku. – A ty jak tam, przemalowałeś już stateczek?
– Tja – rzucił Kolomet. – Schnie pod plandeką na zewnątrz.
Noren kiwnął głowotułowiem, pakując jedną parą macek przedmioty w folię ze sporej rolki tuż obok, nie przestając nadawać kształtu materii ze stojącej po jego lewej stronie, sukcesywnie zmniejszającej się, grudy.
– To może tak byś mi pomógł? – spytał, kończąc kolejny krzywy gar i biorąc z grudy nowy kawał.
Kolomet parsknął, spojrzał na swoje ręce.
– Chyba cię straszy. Ja jestem od innej roboty.
Noren wzruszył wolną macką i kontynuował lepienie w ciszy. Hax stał i złośliwie patrzył, jak Zoidberg lepi imbryk z podstawką.
– Jak kobieta przyjdzie i zobaczy, że jesteśmy w dupie, to nam macki z dupy powyrywa – powiedział, pilnie pakując towar w folię ośmioramienny garncarz-pakowacz.
– Chuja nam zrobi. – Pokazał przewieszony przez bark pistolet Kolomet. – Będzie miała problem, to wycyrkluję ją z interesu. Może nawet się trochę zabawimy... Jak wróci z Asteroidy. – Wyjął pistolet, sprawdził, czy jest naładowany i wpiął z powrotem w zatrzask. – Co myślisz, Zoid?
Jeśli Zoidberg cokolwiek myślał, nie podzielił się tym z towarzyszem i lepił dalej.
Po nieokreślonym żadnym miernikiem czasie, gruda zniknęła. Zamiast niej, obok Norena stała sterta przedmiotów opakowanych w folię z uwięzionym w środku żelem i powietrzem.
– Chodź, Hax – powiedział tamten. – Pomożesz mi zbić skrzynię. A jak nie chcesz, to chociaż zleź z tych desek i podaj mi gwoździownicę.
– Gdzie jest? – spytał nie otwierając oczu Kolomet.
– Gdzieś koło ciebie, rozejrzyj się. – Leżący na deskach nie drgnął nawet, co Noren skomentował wywróceniem oczu. – Dalej, nie dam rady sam, to robota dla dwóch.
Skośnooki ufomorf uniósł się na kolczastych łokciach. Miał już tego dość.
– Ja miałem swoją robotę do wykonania, ty masz swoją, i odpierdol się ode mnie! – Pogroził szponem. – Nie będę twojej robił za ciebie, wybij to sobie z głowy. – Machnął ręką w obraźliwym geście. – Jakoś cię nie widziałem, żebyś pomagał mi wynieść grudę do statku.
Zoidberg prychnął. Fakt, nie pomógł Haxowi nieść wielkiej grudy. Zdezaktywował kamery, zdemontował wolframowy skobel, gwizdnął trochę gratów, pomieszał tu i ówdzie w systemach… Nie mówiąc o trzydniowym ukrywaniu się w zimnie, na zewnątrz, pod wieżyczką. Ale, fakt, nie pomógł nieść grudy.
– Ciężkie grudzisko jak sto pięćdziesiąt, ale niee, niech Kolomet sam zapierdala, pewnie… – narzekał jak kataryna Hax, podczas gdy Noren spokojnie i metodycznie zbijał ogromną skrzynię, według instrukcji zostawiając luźniejsze deski tu i tam, a szczelną, pojemną komorę obok. Widząc brak zainteresowania kolegi, Hax podszedł, zobaczyć, co tamten robi. – Ej, po co ta przegroda tutaj?
– Po gówno. – Usłyszał zza pleców zachrypnięty głos.
*
Hax odwrócił się, by spojrzeć na kobietę. Miała czarne włosy, wściekle zielone oczy i niebieski, obcisły kombinezon z zachęcającymi wybrzuszeniami tu i tam.
– Czemu nie zapierdalasz przy skrzyni, debilu jeden? – spytała Kolometa, który potraktowany takim ładunkiem stanowczej rzeczowości aż cofnął się o krok. – Co, kurwiu, mowę ci odjęło, czy może chcesz się jeszcze położyć? Tak się przecież napracowałeś... Taszcząc jak debil ładunek na plecach, zamiast wziąć byle paleciak i pomóc Kragowi.
Kolomet spostrzegł rzeczony wózek dopiero, gdy wrócił do magazynu po kurtkę. Wcześniej jakoś nie patrzył na boki - kobieta musiała przeczytać to z jego twarzy, bo uśmiechnęła się. Udało jej się zrobić to w sposób, od którego kolce na jego plecach poruszyły się niespokojnie. Usiłował nie zezować na pistolet, który wisiał mu z szerokiej, szarej piersi. Jego wydłużony, psi pysk otworzył się, by zamaskować napad stresu, wywołany obcesowym zachowaniem kobiety. Znowu zachciało mu się palić. I kto to, do cholery, jest Krag?
– Krago, jak postęp prac? – Wyjrzała zza wyższego od siebie Kolometa w stroju strażnika.
– Jeszcze wieko i końcówka – Krago-Zoidberg metodycznie wbijał gwoździe, trzymając mackami skrzynię w całości. – Możesz już, jak chcesz.
Kobieta uśmiechnęła się tak, że Haxa przeszedł kolejny dreszcz zgrozy.
– Mogę, powiadasz… Już się nie mogłam doczekać.
Jej ręka wystrzeliła za jej plecy do paska, z którego wyszarpnęła noreńską szablę – giętkie niby macka ostrze, którym strzeliła w powietrzu niby pejczem, zza głowy.
Hax nie miał czasu się zdziwić, ponieważ odpadł mu spory kawałek głowy razem z większą częścią mózgu... W którym i tak za wiele nie było.
– Jeszcze trochę i dojdziesz do jakiejś tam wprawy – powiedział, zerkając w stronę rozchlastanej czaszki Kolometa Krago, a kobieta roześmiała się szaleńczo. – Wystarczyło pięcioletnie odosobnienie w lochu Asteroidy, żeby najlepszego człowieka na złą drogę sprowadzić... – dodał jeszcze, układając deski w kształt wieka, mrużąc oczy w półuśmiechu.
– Pięć lat i sześćdziesiąt trzy dni – poprawiła go. – Mogę spróbować zacząć się mościć?
– Śmiało – odparł. Kobieta weszła do skrzyni.
*
Ślad (do spółki z życiorysem) strażnika urwał się na asteroidzie transmisyjnej Konfederacji Bel, myślał Compfrost, podsumowując raporty i nagrania z sond. Ślad duralplastoframu nawet tam nie dotarł… Co za porażka. I jeszcze sam ją, jak kretyn, wykrakał. Martwy na końcu galaktyki.
Czas się pogodzić z utratą stanowiska, myślał, przygotowując wstępnie swój raport. W połowie pisania naszła go myśl:
Po cholerę komuś aż pół tony? Wystarczy przecież niecałe sto kilo, żeby zmieść z powierzchni ziemi obiekt wielkości…
Sięgnął po token i nacisnął przycisk. Na samym środku holoekranika pulsowała czerwona kropka. Dotknął jej palcem i zaczął czytać.
– O, kurwa. – Tylko tyle przeszło mu przez ściśnięte nagle gardło.
Cieszył się, że siedział.
Komentarze (13)
Protestuję.
Zajebista cześć. Chyba najbardziej mi się podobała :)
Zastanów się, pani Nożyczki, czy nie za szybko. Możliwe, że oddźwięk byłby większy, gdyby dać potencjalnym czytelniką choćby dwudniową przestrzeń.
Taki mam tryb, po prostu. Nie ma sensu z tym walczyć, a pisanie do szuflady, żeby potem co 180 godzin dodawać, żeby czytelnik... Nie umiem. Nie działa to tak. Sorry.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania