Tilia Fuentes – Wstęp I
Na mostku cargostatku “Tilia Fuentes”, jak zwykle przed odlotem panował lekki zamęt. Pierwszy oficer Box wytyczał trasy według planu i ilekroć przedkładał kapitanowi kurs, ten burczał na niego i machał rękami.
– Box, czyś ty się z Bombowca Angra urwał? – spytał, wysłuchawszy kolejnej propozycji. – Przecież jak polecimy najpierw na Falcon Bel, a potem do Doku Tanna, to nas nie wpuszczą z uwagi na… – Wyrwał kartkę z drukarki starego typu, pomachał nią Boxowi przed oczami, po czym oddał ją w długie palce pierwszego oficera. – Kwarantannę, Box! Co ty, śpisz od tygodni? W Doku Tanna zarządzono kwarantannę, bo… – Nie skończył, gdyż Magen obrócił na niego przymrużone oko, drugim patrząc z pogardą na dokument.
– Tutaj pisze, Norman… – zaczął. – Ekhem, pardon, jest napisane, kapitanie Orviksen, że: “Rzeźnik uchyla kwarantannę dla cargo, pomocy i wojnostatków klasy Varkeer z Bel od pierwszej do jedenastej”, a Falcon… – złośliwym tonem referował treść wydruku.
– Jest szósty. – Wtrąciła się z twardym akcentem z saturniańskiej Luny Osiem przechodząca przez mostek kobieta. Niosła kubek z parującym płynem i choć z naczynia ciekło, niewzruszenie szła dalej. Jej gołe stopy klapały po podłodze pomieszczenia. Była naga, nie licząc sięgającej jej do połowy uda męskiej koszuli.
Magen spoglądał chwilę na nią jednym okiem, a gdy znikła za załomem korytarza, wskazał długim palcem odpowiedni akapit i postukał weń. Kapitan zerknął i chrząknął, drapiąc się z zakłopotaniem po nieogolonym karku.
– Dobra, dobra. Miałeś rację, przestań na mnie łypać, Box. Daruj sobie pouczenia, pochrząkiwania i złośliwe wytykania palcami. Co odbieramy z Falcon Bel?
Magen przyłożył czteropalczastą dłoń do ucha kapitana i zaszeptał coś, od czasu do czasu klikając w swoim języku.
– Co ty powiesz? – spytał kapitan. – Compfrost urwie nam ghaaka, jak się o tym dowie… Dobra, przestań szeptać, mów po ludzku.
Zanim się zorientował, Magen wyprostował się i założył wszystkie cztery ramiona w urażonym geście. Przymknął pierwsze powieki i stał tak, milcząc wyniośle. Kapitan westchnął, przejechał dłonią po twarzy.
– Box, nie ma czasu na obrażalstwo tu i teraz! Z Doku Tanna, o ile nas nie wykręcą, dokąd? Ka-Tal, czy W-156?
– Z Doku Tanna, jeśli nas nie wykręcą, lecimy na Asteroidę po ładunek Świętej Ameby z Drogos. I z nią na Ka-Tal, owszem. Stamtąd bierzemy…
– Wiem, co stamtąd bierzemy i dokąd z tym lecimy. A potem?
Pierwszy oficer Box uśmiechnął się tajemniczo.
– Potem wracamy po wiesz co.
Kapitan ożywił się.
– Nie gadaj?! Podpisali?
– Podpisali. Teraz tylko dożyć.
– Teraz tylko dożyć – zgodził się kapitan. – Idź i każ Rothling się pośpieszyć, chcę wyruszyć przed świtem.
Jeszcze czas, pomyślał Box, odchodząc. Jeszcze jakieś czterdzieści sześć godzin nocy. Nikt nie może się aż tak guzdrać.
*
– Rothling, ile do odlotu? – spytał Box, wchodząc do sterowni “Tilii Fuentes”. W środku panował zaduch, mimo że jednooka sterniczka miała odgórny nakaz, by wietrzyć sterownię ilekroć znajdowali się w sprzyjającej atmosferze. Magen podszedł do okna, by zdjąć zamki z siłowników sterujących klapami wywietrzników. Wisiały na nich różne części kobiecej bielizny w różnych stadiach świeżości, sztuki broni na hakach z drutu oraz, nie wiedzieć skąd, kokon ćmy z Kratos. Z ciemności kajuty po prawej stronie wynurzyła się bezgłośnie kobieta. Miała rozpuszczone włosy, rozchełstaną białą koszulę i krótką, bambusową tyczkę. Tą ostatnią zamachnęła się i dała oficerowi po łapach. Box był niespotykanie flegmatyczny. Widać nie bardzo chciał wykazać się znaną wśród Magenów szybkością reakcji, gdyż dwa pierwsze uderzenia przyjął, nie cofnąwszy długich dłoni.
– Mnie się pytasz ile do odlotu, barani łbie? – spytała wreszcie, przygryzając cygaro i waląc Magena już po trzeciej ręce. Czwartą Box trzymał wyciągniętą z boku, poza zasięgiem tyczki. – Wy mieliście dopilnować załadunku, ty i stary, Alt miał kupić te swoje części i to wy mieliście mi powiedzieć, że odlatujemy! To ja… – Wskazała na siebie palcem, prawe oko oficera podążyło w stronę jej rozwiązanej na biuście koszuli. – ...czekam na was, durnie, a nie odwrotnie! I gdzie się lampisz?
Box przez chwilę milczał, strzelając wyłupiastymi oczami dookoła.
– Za kwadrans startujemy – rzekł i poszedł w stronę drzwi.
Rothling spojrzała za nim. Wciąż chował przed nią swoją czwartą rękę, by nie dosięgła jej nawet wzrokiem.
– A. Rox?
– Noo...? – spytała, zniecierpliwiona.
– Jak nas wymanewrujesz przez Górę Śmieci, stary prosił, żebyś przyszła na mostek.
– Tja – odpowiedziała po chwili, już stojąc tyłem do niego, zajęta wciąganiem spodni i wykresami na programatorze steru i przysłonami napędu.
Box wyszedł. Gdy zasunęły się za nim drzwi sterowni, z rękawa czwartej ręki wyciągnął należącą do sterniczki różowo-czarną pończochę i przyłożył ją do ust. Wysunął aparat węchu z jamy ustnej, pociągnął kilka razy i schował zdobyczną część odzieży z powrotem tam, skąd ją wyciągnął.
Gdy minął się w korytarzu z Altem, schował też aparat węchu. Główny mechanik był kompozytorem machin z Baster Bel i dezerterem-zaopatrzeniowcem z wojnostatku Federacji Gwiazdozbioru Pieca. Miał nerwy ze stali, jeśli chodziło o maszyny i logistykę. Nerwicę jelit, jeśli chodziło o Magenów, Eskatts, Kolometów i innych ufomorfów z dawnych Czarnych Galaktyk.
Box nawet z zaciśniętymi ustami czuł, co za zamkniętymi podwójnymi drzwiami maszynowni Alt wyczyniał w toalecie. Zganił się za taki brak profesjonalizmu, jakim niewątpliwie było paradowanie z "nosem" na zewnątrz, wyprostował się i flegmatycznym krokiem wrócił na mostek.
– Ancilla spotka się z nami na Asteroidzie – oznajmił, nie odwracając się, kapitan, wskazując na walające się na ziemi spopielone resztki wydruku.
– Obyśmy zdążyli – rzekł Box.
– Nie panikuj. Możemy startować? Mam ochotę na naleśniki.
Pierwszy oficer westchnął.
– Jak Alt wyjdzie z kibla.
Po chwili już statek trząsł się przy starcie.
(Reaktywacja konta!)
Komentarze (9)
"– Co ty powiesz? – spytał kapitan. – " - czy tu nie powinno być: CO ty nie powiesz?
"Zanim się zorientował, Magen wyprostował się i założył " - tutaj mi nie gra 2x się blisko siebie. Dałbym albo:
Zanim cokolwiekj skumał, Megen się wyprostował i założył
lub
Zanim sięzorientował, Magen wyprostował plecy (lub coś innego) i założył.
"Kapitan ożywił się." - dziwacznie brzmi w szyku z "się" na końcu.
"– Podpisali. Teraz tylko dożyć.
– Teraz tylko dożyć – zgodził się kapitan. – " - ąświetny zapis. Bradzo lubię.
Ok. Ja się czuję wciągnięty, Bardzo dobry klimat, lubię o czymś takim, choć nie do końca wiadomo, czy nie przyjebiesz w jakąś inną stronę.
Kolejny plus, to znakomite improwizowanie wiedzy o tym, o czym piszesz. Dużo słów kluczy, dających podwaliny pod klimat. Nie są poupychana na siłe i nie rażą. Są gdzieś obecne na drugim planie jako uzupełnienie klimatycznej kompozycji.
Uwaga na koniec.
W WYspach Ci sie już nie chciało, bo to tyle stron i rozumiem, ale czy tu nie można od razu jechać z normalnymi kreskami przy dialogach? Estetyka ma wtedy +5
Pozdroxoński.
Przecież tutaj są normalne kreski. W "Wyspach", przedstaw sobie, też są. W tych poprawionych. Te stąd znikną, wkrótce.
Proszę zauważyć różnicę między "-" a "–". Nie podoba się i wszędzie musi być od razu "—"?
A figę.
"Magen przyłożył czteropalczastą dłoń do ucha kapitana" i "Magen wyprostował się i założył wszystkie cztery ramiona w urażonym geście. " - acha, zatem mamy tu ufoludki ;)) dobrze, dobrze ;)) Jak w starym, dobrym sci-fi :D
ok, klimacik w sterowni, z bielizną na wentylacji i w ogóle tym całym burdelem - boski :))
PS. Can ma rację: kreska dialogowa wygląda tak — a robi się ją tak: alt+0151
Lecim dalej...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania