Tilia Fuentes – Rozdział pierwszy
Rozdział pierwszy, w którym czytelnik poznaje kapitana Orviksena i dowiaduje się co nieco o “Tilii Fuentes” i humorach załogi.
– Dokowanie za trzydzieści cztery minuty – odcyfrował kapitan z wykresu. Choć na mostku i w kajutach było wiele holoekranów i każdy mógł sobie to po prostu odczytać ze swojego, kapitan lubił staromodnie przekazywać informację przez cyfrowy interkom. Kiedyś był radiowy, co można było gdzieniegdzie dojrzeć po resztkach kabli i przestarzałych urządzeniach, których Norman zabronił wyrzucać nawet po tym, gdy odkupił za bezcen “Tilię Fuentes” od armatora - spółki, której udziałowcem był między innymi on sam.
Wcześniej, przed przeróbką na międzygalaktyczny cargostatek, “Tilia Fuentes” była m.in. statkiem pościgowym Łupieżców z Trumplera 16, zanim Łupieżców, do spółki z całą ich flotą nie przechwycili Łowcy Głów na usługach Federacji i nie sprzedali na aukcji. Jednym z kupujących była rodzina Orviksenów z Keplera 808.
– Alt, Rothling, słyszeliście? – dopytał.
– Bez problemu – odezwał się głos Alta, zniekształcony przez któreś zmyślne urządzenie napędzające “Tilię”. Kapitan nie miał o nich zielonego pojęcia. Ani o sterowaniu, ani o mechanice… Miał jedynie statek, reputację i kontakty wśród sobie podobnych “drobnych przedsiębiorców”.
– Rothling? – Kapitan niecierpliwił się. – Roothliing… Jesteś tam?
– Czego? – odezwał się szorstki głos.
– Dokujemy za trzydzieści cztery minuty. – Zerknął w stronę rogu ekranu, gdzie, jak dostrzegł kątem oka, zaszła niewielka zmiana. – Trzydzieści trzy. Ekhm. – Chrząknął. – Za trzydzieści trzy minuty dokujemy na Bel Falcon, sterniku.
– Wiem. Sama nas tu dotelepałam.
– Aha, no fakt. – Kapitan nie zamierzał tracić dobrego humoru tylko dlatego, że jakiejś przyklejonej do drąga steru dziwnej babie ze szklanym okiem muchy się lęgną w nosie, jak Mageny na zrujnowanej stacji na Aldebaranie… Czy gdzie tam się lęgły, pomyślał. – Box! – zawołał.
Pierwszy oficer zerknął znad finalnej wersji spreparowanego manifestu, z którym się gorączkowo zapoznawał na wypadek kontroli celnej. Wszystkie dane były przesadzone i wyssane z palca, bądź co bądź kapitan zwykł pakować sobie paluchy do ust, ilekroć wykazywał zdenerwowanie i to by się zgadzało, myślał. Takie dziadostwo powinno być niedopuszczalne.
– Hm?
– Na którym Alderabanie była ta stacja, z której wpadłeś w nasze znamienite towarzystwo?
Magen westchnął, poprawił mankiety białej szaty i odłożył kartki z powrotem na przestarzały pulpit.
– Na Alde-BARANIE, kapitanie – wyjaśnił, akcentując obco brzmiącą nazwę. W jego języku stacja, gwiazda i planety dookoła niej miały swoje nazwy, będące pochodną słowa “klinks”, czyli “dom”.
– Obciąć ci pensję za obrażanie przełożonego? – Norman uśmiechał się pod wąsem, jakby to był dobry żart, nad którym myślał cały dzień. W istocie myślał nad nim jedynie dwadzieścia minut poprzedniego wtorku i zapomniał aż do teraz.
– Na Aldebaranie 11b, kapitanie. – Szturchnął kapitana lekko w ramię. – Dobry żart z tym obrażaniem, ha-ha.
Norman popatrzył na długopalczastą rękę, na zieloną twarz z wyłupiastymi, stożkowatymi oczami i na holoekran. Otworzył plik z tytułem “RAPROTY”.
– Teraz, ufoludzie, podam cię do raportu i za obrażanie przełożonego i za przemoc fizyczną wobec… Mnie. Tylko czekaj, aż cię dojadą Gruny z Bel Falcon, poczekaj… – przybrał groźną minę i stukając w holoklawiaturę, marszczył brwi i fukał na Magena. Ów zaś łypał na niego groźnie i po dłuższej chwili szturchnął go jeszcze raz. Moduł interkomu wypadł Orviksenowi z ręki i spadł na ziemię.
– Brawo, kapitanie – odezwał się z interkomu głos Rothling. – Udało się panu nie tylko zażartować… – na mostku rozległy się dźwięki leniwych oklasków. – ...Ale i głupio pierdolić przez okrągłe pięć minut z wciśniętym guzikiem interkomu. Teraz może pan z powrotem poinformować wszystkich, że zostało dwadzieścia osiem minut do dokowania.
– Rothling? – zagadał kapitan, usuwając z ekranu bełkot powstały w pliku z błędem w nazwie. Coś mu się popsuło i zniecierpliwiony wyrzucił do kosza cały plik.
– Czego znowu? – spytała, żując coś.
– Nie możesz być, czy ja wiem, milsza? – Norman spojrzał ku sufitowi.
Magen wywrócił oczami, pokręcił głową i sięgnął na powrót do lewego manifestu i zaczął czytać.
– Nie płacisz mi za bycie miłą, kapitanie. Dwadzieścia siedem minut.
Norman Orviksen nie wiedział, co odpowiedzieć. Faktycznie, w umowie nie zawarł klauzuli o obowiązku bycia miłym dla kogokolwiek. Trzeba będzie to zmienić, pomyślał.
– Hej, Box?
Pierwszy oficer zaznaczył palcem miejsce, gdzie przerwał i zwrócił stożkowate oko w stronę szefa. Kiwnął lekko głową, żeby tamten zaczął.
– Mhm?
– Potrzebujemy kogoś dodatkowego do załogi?
– Przydałby się kucharz – odezwał się z interkomu Alt.
Orviksen spojrzał na moduł interkomu. Przycisk się zaciął?
– I ktoś do pisania wiarygodniejszych manifestów – odparł Box. – A czemu pytasz?
– A, tak tylko… Myślisz, że powinienem dodać do umów klauzulę zabraniającą bycia niemiłym?
*
Komentarze (9)
"– Aha, no fakt. – Kapitan nie zamierzał tracić dobrego humoru tylko dlatego, że jakiejś przyklejonej do drąga steru dziwnej babie ze szklanym okiem muchy się lęgną w nosie" - bardzo ładne.
"– Brawo, kapitanie – odezwał się z interkomu głos Rothling. – Udało się panu nie tylko zażartować… – na mostku rozległy się dźwięki leniwych oklasków. – ...Ale i głupio pierdolić przez okrągłe pięć minut z wciśniętym guzikiem interkomu. Teraz może pan z powrotem poinformować wszystkich, że zostało dwadzieścia osiem minut do dokowania." - kurwa, naprawdę śmieszne. Prychłem dwuotworowo.
Nooo, budujecie, budujecie koleżanko. Całkiem zacnie.
Pod paznokciem brudnego palucha czuję, że kiedyś, hen,hen, to sięjakoś nawiąże z Wyspami. Jak chuj.
Baj.
Co do Wysp, nie obiecuję niczego.
Pozdrawiam ;)
Postaram się odciąć od WO, może się uda.
Porównuj do Wysp, szukaj podobieństw ale miej na uwadze i szanuj tez różnice :)
Zawsze trochę sprawdzam czytelnika, nie tylko tu ;-)
A, i mam notatki na przyszłość, więc los bohaterów jest już przes/a/ą/dzony :-)
Wynotowalam kilka spraw:
1) Orviksena i kilka innych imiob - podejrzewam wspólne z tymi z Oxleyja źródło...
2) cargostatek - mam ewidentne skojarzenie z filmem Battlestar :)
3) Bel Falcon - to zapewne następca obecnie latającej na orbitę rakiety Falcon ;)
Wymiana zdań na mostku - boska :)
Fajna lektura do porannej kawy :))
Pozdrowionka, wrócę tu...
Filmu Battlestar nie znam, a o rakiecie chyba nawet nie słyszałem ;-)
Dzięki za pamięć :-)
Pozdrowionka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania