WIDOCZNIE TAK MUSI BYĆ - CZĘŚĆ 5

— Śpiwór jest, namiot jest, apteczka spakowana, pompka, klucze do koła, dodatkowe szprychy są, dodatkowe dziesięć zapasowych par dętek jest. Pewnie i tak będzie więcej potrzebnych — mruknęła pod nosem i kontynuowała — sakwy z jedzeniem, ubraniami oraz dodatkowym sprzętem elektrycznym — spakowane. Latarki, majtki, baterie, kanapki oraz dokumenty... No to chyba wszystko mamy.

- Mamo, zapomniałaś o najważniejszym — pani Justyna podeszła babcię Marysię od tyłu — nie wiem, jak mogłaś zapomnieć o trytytkach. Przecież sama mówiłaś, że bez nich nigdzie nie wyjeżdżasz — uklękła przed sakwą ze sprzętem i włożyła do niej nieotwartą paczkę plastikowych pręcików.

- No bo to też prawda. - zgodziła się babcia Marysia – Bez nich się nigdzie nie ruszam i na żadną wyprawę, a tym bardziej rowerową, się nie wybieram! A nie myśl sobie, że o nich zapomniałam kochanie! Widziałam, jak je kupujesz. Od razu wiedziałam, że to dla nas – odparła, uśmiechając się do swojej córki.

- Masz rację — mówiła, zamykając po kolei każdą z toreb — od jakiegoś czasu nie mogę przestać myśleć o waszym wyjeździe. Po prostu... Z jednej strony okropnie się o was martwię... - podniosła wzrok na swoją mamę. Niespodziewanie głos się jej załamał. Z trudem powstrzymywała łzy. Mama Magdy była bardzo wrażliwą osobą. Wrażliwą i zatroskaną. Ostatnie pół roku było dla niej szczególnie ciężkie. Świadomość cierpienia swojej córki, której w żaden sposób nie może pomóc, była dla niej trudnym doświadczeniem. Po wypadku Antka świat Magdy się załamał. Załamał się świat całej wioski. Antek, nazywany przez Magdę Jimmym, był dobrym i przez wszystkich lubianym chłopakiem.

- A z drugiej — kontynuowała Justyna, spoglądając w oczy swojej mamy i siłą woli się uśmiechając — gdybym mogła, sama bym z wami pojechała. Babcia uklękła przy swojej córce.

– Och, kochana – westchnęła, obejmując ją ramieniem. – Nie musisz mi nic mówić, sama wiem, co znaczy być mamą – urwała, nie wypuszczając swojego skarbu z rąk.

 

Jakby pani Justyna stała się na powrót małym, zagubionym dzieckiem. Zresztą, kto wie, może właśnie tak się czuła. Tak zamyślona babcia spojrzała w głąb gospody. Znajdowały się w przedsionku, z którego widziała całą główną salę. Zebrali się w niej mieszkańcy całej wsi. Wszyscy chcieli się pożegnać z właścicielką gospody i jej wnuczką. Życzyć szczęścia, dobrej pogody. Byli to ludzie dobrze jej znani, bo jak to już na takich wsiach bywało, każdy wiedział o sobie wszystko. Ci ludzie ze sobą rozmawiali. Niektórzy szeptem inni znowu głośno się śmiali. Każdy był inny, a jednocześnie wszystkich tych ludzi łączyła jedna rzecz. Zauważyła to już od pewnego czasu. Tak naprawdę... Od wypadku. Tak. Tych ludzi łączyła chęć wzajemnej pomocy. Niesienia pomocy Antkowi. Tak, jak on wcześniej pomagał innym, teraz oni chcą się odwdzięczyć mu. Ta chęć wszystkich jednoczyła. Babcia delikatnie odsunęła córkę od siebie i spojrzała jej w oczy.

— Wiesz, mimo wszystko, myślę, że ten wyjazd jest bardzo potrzebny mnie, ale przede wszystkim Magdzie. Poza tym mamy cel, który z pewnością podniesie ją na duchu. Chociaż, jak patrzę na tych ludzi — spojrzała na salę — to mam wrażenie, że do jakiegokolwiek bogatego i hojnego w dary kraju byśmy nie pojechały, oni i tak dadzą najwięcej.

W czasie, kiedy babcia rozmawiała z mamą, Magda chodziła po sali, po kolei się ze wszystkimi żegnając. Każdy życzył mniej więcej tego samego. Dobrej pogody, zdrowia, brak wielu pan – lub wręcz przeciwnie, bo to podobno jest dobre na szczęście – oraz żeby udało się nazbierać jak najwięcej pieniędzy dla Antka. Dziewczyna z wielką cierpliwością wysłuchała wszystkich, po czym zmęczona poszła do kuchni, gdzie tak jak myślała, zastała Kaję. Uśmiechnięta dziewczyna zajadała ciasteczka i przeglądała media kulinarne. Jak na razie brak zamówień pozwolił jej na chwilę odpoczynku. Spojrzała na Magdę.

— Zastanawiałam się — zaczęła rozmowę — czy przyjdziesz się pożegnać ze starą kurą stojącą cały dzień przy garach, czy też o mnie zapomnisz. — Spojrzała na przyjaciółkę z wielkim uśmiechem na twarzy.

— Kaja, jak ja bym mogła o tobie zapomnieć. — Odparła, siadając obok i sięgając po jedno z ciasteczek cynamonowych, specjału jej babci.

— No normalnie. Ej, a ty chyba powinnaś same banany jeść, a nie się obżerać ciasteczkami, przed taką wyprawą — po przyjacielsku wytknęła Magdzie Kaja.

— Banana to ty masz na twarzy, co ty się tak szczerzysz, jak głupi do sera? — od prychnęła trochę za ostro.

— A nic, tak jakoś — Kaja spojrzała na Magdę — po prostu mam dobry humor — odparła i umilkła.

 

Kaja nie mogła uwierzyć, jak to się stało, że te parę miesięcy tak odmieniły jej przyjaciółkę. Magda przestała się śmiać, a nawet rozmawiać. Wszystko brała do siebie i nawet... irytował ją zwykły uśmiech. Spojrzała na Magdę. Nawet ubierać się zaczęła inaczej. Zawsze chodziła w luźnych kolorowych koszulach i uwielbiała nosić koralikowe bransoletki. Wzorowała swój styl na hipisach z lat siedemdziesiątych. Teraz ubierała się tylko w ciemnych kolorach. Nawet strój rowerowy, który aktualnie miała na sobie, był smutny i bez wyrazu.

— Taka przygoda... — odezwała się, kiedy milczenie stawało się być zbyt męczące — przywieziesz mi coś znad morza?

— Jeśli tam w ogóle dojedziemy — odparła Magda bez nadziei, spoglądając gdzieś w bok w pustkę — Połowa gości mnie o to prosiła. A pani Wińszczykowa prosiła, żebym jej makrele przywiozła. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że zanim wrócimy, to ta makrela już nie będzie pachnieć słoną morską pianą, tylko… — zaśmiała się, ale był to śmiech wymuszony.

— Co ty pewnie żartowała. Wrzuciłaś może już post na Instagram? — zmieniła temat Kaja — Napisałaś, na jaki cel zbieracie pieniądze i ile musicie nazbierać? — spytała. Wiedziała, że na ten temat Magdzie się najłatwiej rozmawia.

— Tak, nawet relację dodałam. Wątpię, że nam się uda. Trzydzieści tysięcy w dwa tygodnie i jeszcze kolejne dziesięć kolejnych na rehabilitację. Nie wiem, czy ten pomysł ma sens... — zawiesiła na chwilę głos — jak na razie na Instagramie obserwują nas sami mieszkańcy wsi i to tylko ci, którzy wiedzą, co to jest Instagram — uśmiechnęła się pod nosem. Tak nieśmiało, jakby zapomniała co to jest uśmiech.

 

— Sprawdzałaś może, czy strona fundacji działa? I blog? Dasz radę to wszystko ogarnąć? — zadawała pytania jedno po drugim — Ciągle zastanawiam się, jak ty to zrobisz. Tu gospoda, tu gospodarstwo, jeszcze blog.

— Nie będę sama, przecież twoja mama zamieszka tutaj na czas waszego wyjazdu. O nic się nie martw. Wiesz, na Instagramie ludzie cię jeszcze nie znają, myślę, że gdy tylko wyruszysz w drogę i będziesz wrzucać regularnie posty i relacje, to chętnie będą cię obserwować. To tak zawsze działa. Wszyscy lubią takie profile, gdzie coś się dzieje. Szczególnie, kiedy jest to na dobry cel. A i pamiętaj o hasztagach, inaczej będzie ciężko cię znaleźć. Jeśli chodzi o bloga, to mam już naszykowany notes przy telefonie. Będę pisać wszystko, co mi podyktujesz, kiedy będziesz do mnie dzwonić. Ty także zwracaj uwagę na szczegóły, notuj i mów mi wszystko, wszystko! Zresztą, znając twoją babcię, to także będzie pisać dziennik podróży. Potem to się tylko zredaguje i będzie gotowe. Strona fundacji także działa, w razie czego będę tam dzwonić. Zobaczysz, ludzie szybko się znajdą! — zapewniła przyjaciółkę Kaja, klepiąc ją po ręce — A jak są ludzie, to są pieniądze — dodała — wiem, że brzmi to bardzo na chłopski rozum, ale... sama wiesz — uśmiechnęła się.

W duchu cieszyła się, że jest w końcu jakieś temat, który ożywił Magdę i który przywraca ją do świata żywych.

— To naprawdę nie jest to dużo pieniędzy — kontynuowała. — Uwierz mi, ludzie robili większe zbiórki i mniej wariackie rzeczy, żeby je zdobyć! Wyprawa na drugi koniec Polski na rowerze... Miodek powinien ci sześć ze WF-u postawić! Pieniądze to naprawdę drobiazg, one są jak śmieci, nawet w koszu czasem je znajdziesz — zaśmiała się Kaja, przesadnie próbując dodać otuchy Magdzie.

— Śmieci, śmieci — odparła dziewczyna — ale przez te śmieci Jimmy stracił nogę i przez te śmieci będzie niepełnosprawny do końca życia! — Magda zakryła twarz rękami. Nie mogła wytrzymać. W jej głowie ciągle i na nowo uporczywie przychodziły do głowy te same słowa, te same obrazy, te same uczucia. I mimo czasu, który już upłynął, czuła się dalej w jakiś sposób odpowiedzialna za to, co się stało. Nie była w stanie się z tym pogodzić. Na początku, kiedy rodzina dowiedziała się o wypadku dostali informację o tym, że Jimmy uderzył mocno głową. Chłopak zapadł w śpiączkę z powodu krwiaka, który się wytworzył i uciskał nerwy. Po paru dniach badań lekarze jednak zapewniali, że krwiak się sam wchłania i za niedługo Antek się wybudzi. Groźniejszą jednak rzeczą okazało się coś innego Coś, czego wcześniej nikt nie brał pod uwagę. Była to rana na nodze chłopaka. Rozcięcie pod kolanem, które nie chciało się goić. Rana szybko zaczęła robić się sina, a lekarze stwierdzili, że jest poważnie zakażona. Jak się później okazało, takich ran było więcej. Cała prawa noga była poważnie chora. Lekarze usilnie próbowali ją ratować. Nogę oraz całego Antka. Nie mogli dojść do wniosku, co wywołało tak poważne zakażenie. Był to zgorzel gazowy. Rana na zewnątrz, nie wyglądała poważnie, ale w środku komórki zaczynały powoli gnić i umierać. Po miesiącu noga była cała silna i mimo starań lekarzy, było coraz gorzej. W momencie, kiedy Jimmy dostał poważnej gorączki, nie było już innego wyboru. Zakażenie zbyt szybko postępowało. Jakby ktoś się uparł, żeby chłopaka przenieść z tego świata, a na drugą stronę. Nie było innego ratunku. Antek stracił nogę, ale został przy życiu.

 

Magda siedziała wsparta na rękach i milczała. Miała już dość. Dość załamań, dość ludzi, wiecznych pytań i rzeczywistości, w jakiej żyła. I właśnie w tym momencie do jej serca zakradła się mała nikła nadzieja.

”Dobrze, że wyjeżdżam”- pomyślała. ”Ucieknę na chwilę od tego wszystkiego. Ucieknę do ludzi, którzy mnie nie znają i nie będą patrzyć na mnie współczującymi oczami. Nie będą się co chwilę pytać o zdrowie Jimmiego i nie będą mnie ciągle zapewniać, że gdy tylko będę czegoś potrzebowała, od razu mi pomogą”. Spojrzała na Kaję. Dziewczyna siedziała, wpatrzona smutnym wzrokiem w stół.

— Przepraszam — szepnęła do niej — przepraszam za wszystko i dziękuję, że jesteś. Przynajmniej tobie naprawdę na mnie zależy.

Młoda ciemnowłosa dziewczyna spojrzała na nią. Uśmiechnęła się.

— Chyba musisz już iść. Babcia pewnie czeka już na dworze. — odparła i wstała od stołu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • TheRebelliousOne 07.04.2021
    No i wróciłaś! :D
    Sporo się dzieje, a akcja mknie jak szalona. Rozumiem to jednak, bo na początku swojej "kariery" pisarza też pędziłem z fabułą. Taki był mój styl i czasami wciąż tak robię. Mimo to, fabuła jest ciekawa. Magda ucieka niczym od problemu niczym moja Evelyn z "Tylko on, ona i motocykl"... :P Coś czuję, że nie wróci z jakiegoś powodu... ale to tylko moje przypuszczenia. Tekst mi się podobał, więc leci 5.

    Pozdrawiam ciepło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania