Zaginiony cz.2
Po lekcjach, w towarzystwie Bruna, wychodzimy ze szkoły i kierujemy się prosto na przystanek autobusowy. Chłopak opowiada mi o najnowszym modelu telefonu jakiejś znanej marki, który kosztuje co najmniej dziesięć wypłat mojej mamy.
- Nie do wiary! Ten smartfon kosztuje tyle kasy. Gdybym tylko mógł okraść bank to kupiłbym takie trzy - śmieje się cicho.
- I naprawdę ludzie płacą tyle pieniędzy za telefon?
- Oczywiście! Wiesz, dla jednych to faktycznie bez znaczenia, ale inni tylko czekają, żeby kupić coś, co zostało okrzyknięte najnowszym trendem - ekscytuje się blondyn.
- Hm.. no nie wiem. Zdecydowanie jestem tym pierwszym typem ludzi.
- Michał, tak swoją drogą, w ten piątek jest impreza u Marysi, dziewczyny z naszej klasy. Oficjalnie zaprosiła dziś wszystkich. Idziesz?
Zerkam na Bruna pytająco. Albo jestem głuchy albo ona wcale nie zaprosiła całej klasy. Zresztą, to nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Mój tata i tak nigdy nie zgodzi się na jakąś imprezę, szczególnie u dziewczyny. Jego pogląd na takie sprawy jest bardzo staroświecki. Raz udało mi się nieco zaszaleć, za co potem spotkały mnie odpowiednie konsekwencje.
- Może i bym chciał. Ale mój tata się nie zgodzi.
- Naprawdę? Może uda ci się go przekonać?
- Nie ma szans. Jest nieugięty i bardzo surowy.
- Szkoda. Ale gdybyś jednak zmienił zdanie to napisz do mnie na Insta.. e.. znaczy, zadzwoń.
Chłopak uśmiecha się niezręcznie, co powoduje u mnie cichy śmiech. Doskonale zdaje sobie sprawę jak głupio się poczuł, ale ja nie widzę w tym nic złego. Nastolatek bez życia w social mediach to niezły okaz archeologiczny, dlatego jego rówieśnicy często zapominają, że nie wiedzie takiego życia jak oni.
- Jasne - odpieram z uśmiechem.
Docieramy do mojego domu chwilę przed godziną 14. Dziś wszystkie lekcje zostały skrócone, dzięki czemu skończyły się nieco wcześniej.
Zapraszam kolegę do środka i zamykam za nami drzwi. Nim tylko przekraczamy próg dzielący przedpokój od salonu, pojawia się mój tata. Nienagannie ogolony, pachnący wodą kolońską.
- Dzień dobry, panie Kowalski - wita się uprzejmie Bruno.
- Dzień dobry, Bruno - tata uśmiecha się do niego życzliwie. - Jesteście głodni?
Kiwam potakująco głową, na co Bruno również odpowiada krótkie "tak". Posyłam mu uśmiech i prowadzę prosto do kuchni. Siadamy przy małym jadalnianym stole.
- Pięknie pachnie - komentuje blondyn, gdy mój tata wyjmuje zapiekankę z piekarnika.
- Poczekaj aż spróbujesz - zagaduję, cicho się śmiejąc.
- Aż takie dobre?
- Zobaczysz.. Będziesz chciał ze mną zamieszkać.
Bruno i ja śmiejemy się cicho, gdy tata nakłada nam po porcji zapiekanki. Stawia przed nami talerze i zachęca do jedzenia, mówiąc, że nie zje z nami, bo sam jest już po obiedzie. Dostawia na stół również dwie szklanki i dzbanek z mrożoną herbatą, po czym posyła nam uprzejmy uśmiech i wychodzi z kuchni.
- Wow.. to jest pyszne - zachwyca się kolega, gdy wkłada pierwszy widelec z jedzeniem do ust. - Twój tata jest kucharzem?
- Nie - śmieję się. - Po prostu uwielbia gotować.
- Zazdroszczę ci chłopaku. Mój tata przypala wodę na herbatę. U nas w domu nie ma co liczyć na pyszny obiad, czy nawet zjadliwe kanapki.
Po jedzeniu siedzimy wspólnie w salonie i przeszukujemy książki, wcześniej wypożyczone przez nas z biblioteki. Tata chwilę z nami porozmawiał, po czym oznajmił, że musi jechać do osiedlowego sklepu po warzywa i pieczywo, a więc od dobrych pięciu minut jesteśmy sami w domu.
Bruno uważnie przypatruje się masie rodzinnych zdjęć, zawieszonych w drewnianych, ręcznie robionych przez moją mamę, ramkach.
- Ale byłeś słodki - komentuje, gdy jego uwagę przykuwa jedno ze zdjęć.
Jestem na nim ja, w wieku około czterech lat, a przynajmniej tak mówi tata, wraz z nim i mamą na tle naszego pierwszego w stu procentach własnego domu. Mówię "pierwszego", gdyż dopiero ten jako tako pamiętam, a z opowieści rodziców wynika, ze to pierwszy dom, który kupili za własne, ciężko zarobione pieniądze. Nie mam pojęcia gdzie mieszkaliśmy wcześniej, moja pamięć aż tak daleko nie sięga.
- Ale na każdym zdjęciu jesteś już duży. Nie masz żadnego zdjęcia z okresu niemowlęctwa? Mój tata obwiesił takimi pół ściany w kuchni.
- Zgubiły się gdzieś przy przeprowadzkach. Tata mówi, że miał albumy, w których segregował zdjęcia moimi latami. Wszystkie są, ale zaginął te od etapu noworodka do trzylatka. A szkoda, podobno były bardzo fajne.
- Rzeczywiście szkoda. Ale chociaż nie kompromituje cię, wieszając zdjęcia twojego gołego tyłka w miejscu "publicznym".
Tym razem to ja się śmieję. Co racja to racja.
- Aż tak dużo razy się przeprowadzałeś? - zagaduje blondyn po chwili ciszy.
- Tak - kiwam potakująco głową. - Co najmniej kilkanaście.
- O jezu! - usta Bruna tworzą teraz małe "o".
- Czemu aż tyle?
- Moja mama jest lekarką. Ciągle przenoszą ją ze szpitala do szpitala. A że nie chce stracić pracy to musi to robić.
- Kicha. Nie wyobrażam sobie tego. Nie mógłbym pomieszkiwać w różnych miejscach tylko przez chwilę.
Bruno ma rację. Mi też nie do końca podoba się taki tryb życia. Wolałbym mieszkać w jednym, stałym miejscu, ale niestety nie mam na to wpływu. Ciągła zmiana miejsca zamieszkania zmuszała mnie do nieustannej zmiany szkoły. Co w którejś zdobyłem jakichś znajomych, od razu musiałem wyjechać gdzieś indziej. Między innymi dlatego nie mam żadnego bliższego przyjaciela czy przyjaciółki, o dziewczynie nie wspominając. Może i byłaby szansa, żeby taka znajomość przetrwała, ale nie w moim nie-technologicznym świecie. Mając godzinę dziennie na rozmowę z kimś bliskim za pomocą mediów, na pewno nie zbudowałbym zbyt trwałej relacji. Zresztą kilkukrotnie próbowałem i nie zakończyło się to sukcesem.
- Mnie też czasem to wkurza. Ale na szczęście tutaj mieszkamy od lipca i na razie nie zapowiada się, żebym miał wyjeżdżać. Może nawet uda mi się tutaj skończyć szkołę. W końcu to ostatnia klasa. No i wreszcie mieszkamy w jakimś cieplejszym miejscu, niż do tej pory - mówię cicho.
- Różne plotki chodzą po klasie, naprawdę nie masz tu Internetu ani telewizji?
- Ani ciepłej wody i toalety.
Bruno patrzy na mnie tak zszokowany, jak jeszcze nigdy. Posyłam mu złośliwy uśmiech, na co chłopak nieco wraca do żywych.
- Żartuję. Mam ciepłą wodę, mam toaletę, mam nawet telewizję i Internet. Tyle, że ograniczone i i jedno i drugie. Mamy kilka kanałów i sieć na kablu.
- Wow.. podziwiam. Chyba nie umiałbym bez tego funkcjonować.
- Wiesz, pewnie dla kogoś kto ma to na co dzień od lat, nagłe odcięcie się byłoby trudne. Ale ja żyję tak od zawsze. I dla mnie jest to jakby nie patrzeć normalne. Nie czuję potrzeby przeglądania mediów społecznościowych czy oglądania jakichś seriali z kanałów kodowanych.
- Więc co robisz w wolnym czasie? - dopytuje wyraźnie zainteresowany moimi słowami.
- Czytam książki, uczę się, gram z rodzicami w gry, czasem coś gotuję, gram na pianinie, jeszcze do niedawna trenowałem łyżwiarstwo, tworzę trochę muzykę.
- Umiesz tworzyć muzykę? W sensie wiesz, chodzi mi o piosenki, utwory.
Kiwam potakująco głową. W tym momencie w piwnych oczach blondyna pojawiają się wesołe, błyszczące iskierki ekscytacji. Słyszałem jak bardzo interesuje się muzyką i jak bardzo jest na bieżąco, dlatego nie dziwi mnie jego reakcja. Jeśli kocha muzykę i spotyka kogoś, kto umie ją tworzyć, od razu wyobraża sobie jakie cuda można by stworzyć. No cóż, nie mam serca wyprowadzać go z błędu.
- Masz w domu coś, co sam stworzyłeś? Tak w stu procentach.
- Mam. Taki rapowy kawałek.
- O nie, teraz to musisz mi go pokazać!
Idziemy prosto do mojego pokoju. Włączam odtwarzacz i wkładam do niego płytę. Bruno słucha w milczeniu.- Boże.. to piękne. Naprawdę sam go stworzyłeś?
- Tak. Chciałem, żeby był wyjątkowy.
- Jest cudowny. Chciałbym, żeby ktoś stworzył coś takiego dla mnie.
Nagle nachodzi mnie dziwna myśl.
- Jeśli chcesz, mogę stworzyć też coś dla ciebie.
Oczy Bruna jak na zawołanie rozszerzają się i patrzą na mnie z niedowierzaniem.
- Byłoby wspaniale, ale.. nie chciałbym, żebyś.. no wiesz..
- Nie ma problemu. Mam syntezator. Tylko musisz mi powiedzieć jaki lubisz gatunek muzyki.
- Jasne. Wiesz, chodź, dziś w Internecie widziałem podobny utwór, pokażę ci.
No nie wiem czy to dobry pomysł, żeby znów korzystać z komputera, gdy nie uzgodniłem tego z tatą. Choć wydaje się to absurdalne, ostatnio mocno się zdenerwował. Ale chyba wybaczy mi, gdy powiem o co chodziło?
Bruno już od pięciu minut przegląda różne strony, na których mógłby pojawić się ten rzekomo podobny do mojego utwór. Ja zaś siedzę na kanapie w salonie i przeglądam kolejny podręcznik od historii.
- Michał.. - słyszę zaniepokojony głos Bruna z drugiej części pokoju. - Ch.. chodź na chwilę..
Nachodzą mnie dziwne myśli. Co takiego się stało, że jego promienny nastrój zamienił się w.. taki..?
Wstaję z kanapy i idę prosto na drugą stronę pokoju, gdzie stoi biurko, a na nim stary, ledwo działający komputer.
Bruno odsuwa się nieco od biurka, żeby zrobić mi dostęp. Pochylam się i wtedy chłopak pokazuje mi TO.
Ogromny baner w miejscu na reklamę na YouTube. Zawiera wielki napis "POSZUKIWANY" a tuż obok widnieją dwa zdjęcia. Jedno - małego, brązowowłosego chłopca, w wieku na oko trzech-czterech lat, zaś drugie jest wizualizacją tego samego dziecka jako dużo starszego chłopaka. Chłopaka, który wygląda łudząco podobnie do mnie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania