Poprzednie częściZaginiony cz.1

Zaginiony cz.5

Ostatnie dni spędziłem na kursowaniu pomiędzy domem dziadka, w którym aktualnie mieszkamy, a szpitalem, gdzie przebywa dziadek. Droga z punktu A do punktu B zajmuje nam półtorej godziny jazdy autobusem. Niestety szpital położony jest na uboczu jednego z większych pobliskich miast, przez co jeszcze trudniej jest się tam dostać nie posiadając samochodu.

Z dnia na dzień jego stan diametralnie się pogarsza. Dziadek coraz mniej mówi, coraz rzadziej otwiera oczy. Większość czasu przesypia, podłączony do przeróżnych maszyn. Dziś podłączono go nawet do maszyny, która pomaga mu oddychać, gdyż nie jest w stanie robić tego w pełni samodzielnie.

Tata również nie czuje się najlepiej, patrząc jak dziadek powoli umiera. Niestety, choć nie chcę używać tego słowa to właśnie to się teraz dzieje. Dziadek umiera. Na naszych oczach. Nowotwór z każdym dniem niszczy go coraz bardziej. Co prawda lekarz wspominał, że guz jest złośliwy, ale nie miałem pojęcia, że będzie aż tak szybko postępował. Myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach.

- Michał, twoja matka dzwoniła - informuje tata, gdy wchodzi do sali. - Przyleciała. Muszę odebrać ją z lotniska.

- Okej - mówię cicho, wpatrując się w dziadka.

- Pojedziesz ze mną?

- Mogę zostać z dziadkiem?

Tata przez chwilę milczy, jakby rozważał moje słowa.

- Proszę.. - dodaję szeptem.

- Okej. Ale nigdzie się nie oddalaj. Zostań tu aż przyjadę.

Kiwam potakująco głową. Mężczyzna poklepuje mnie po ramieniu, po czym żegna się z dziadkiem i wychodzi.

Pół godziny po tym, gdy blondyn opuścił salę, zostawiając nas samych, staruszek unosi lekko powieki i spogląda na mnie.. inaczej niż do tej pory. Widzę w jego spojrzeniu coś dziwnego, coś, czego nie potrafię opisać.

- Gdzie tata pojechał? - pyta cichym, zduszonym głosem.

Musiał spać, gdy kilkanaście minut temu stąd wychodził.

- Na lotnisko. Odbierze mamę.

- I zostawił cię tu?

- Tak. Mam czekać aż wróci. Chciałem z tobą posiedzieć, dziadku.

Mężczyzna stara się złapać głęboki oddech, po czym drżącą, pomarszczoną dłonią, odciąga maseczkę tlenową z ust.

- To pora, żebym powiedział ci to, co skrywali przed tobą po latach.. Uciekaj Michał.. Uciekaj.. - szepcze.

Marszczę pytająco brwi.

- Dziadku, o czym ty mówisz?

- Uciekaj, póki go tu nie ma. Weź pieniądze z mojego portfela. Weź wszystko. Portfel jest w szafce.. Mi się już nie przyda. Uciekaj, Filip.. Uciekaj..

Gdy kończy wypowiadać te słowa, jego ciało bezwładnie opada na szpitalne łóżko, a stojąca obok maszyna zaczyna przeraźliwie piszczeć.

Wybiegam z sali na korytarz.

- Lekarza! Potrzebuję lekarza! Mój dziadek! - krzyczę zrozpaczony.

Jak na zawołanie pojawia się czarnowłosy mężczyzna w towarzystwie dwóch starszych pielęgniarzy. Gdy nerwowo zerkają na maszynę, każą mi opuścić salę. Wychodząc, zabieram portfel dziadka ze szpitalnej szafki.

"Uciekaj, Filip.. Uciekaj"

Co on miał na myśli? Dlaczego nazwał mnie Filipem? Dlaczego kazał mi uciekać?

W tym momencie moja głowa nie jest w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Poza szokiem jaki przeżyłem przez słowa dziadka, bardzo niepokoi mnie jego stan, dlatego też aż tak trudno jest mi teraz trzeźwo myśleć.

Tak wiele pytań kłębi się w mojej głowie, jednak jednego jestem pewien. Dziadek nie mówił tego w żadnym amoku. Jego oczy były przepełnione troską, nadzieją i... żalem. Żalem wymieszanym z poczuciem winy. Tylko dlaczego? Czego żałował?

Drżącą dłonią otwieram jego portfel, i wyjmuję z niego pieniądze. Wszystkie. Tak jak kazał. Muszę przyznać, że jest to spora suma jak na starszego mężczyznę, który wcale nie wybierał się do szpitala. Poza pieniędzmi i dokumentami, znajduję jeszcze telefon komórkowy. Z pewnością również się przyda.

Upycham znaleziska do swojego plecaka, a gdy tylko czarnowłosy mężczyzna wychodzi z sali, podrywam się z miejsca i szybkim krokiem podchodzę do niego.

- Co z nim? Co z dziadkiem? - pytam łamiącym się głosem.

- Fałszywy alarm. Doszło do zaburzenia pracy serca, ale udało nam się opanować sytuację i lekami wybudzić pana dziadka. Ma się lepiej.

Kiwam potakująco głową.

- Mogę.. Mogę tam wejść?

- Tylko na chwilę. I proszę go nie denerwować, to bardzo źle na niego wpływa.

Kiedy lekarz odchodzi, wchodzę do sali i podchodzę do łóżka dziadka. Leży bezwładnie, wpatrując się w sufit.

- Dziadku.. Dziadku, o czym ty mówiłeś?

Mężczyzna po chwili ciszy zerka na mnie kątem oka.

- Uciekaj - mówi zduszonym głosem. - Uciekaj.

- Dlaczego?

- Nie ma go tu, teraz możesz. Uciekaj, Filip..

- Filip?

- Zatrzymaj kogoś, powiedz, że masz na imię Filip. Pomogą ci. A mną się nie przejmuj. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej...

Czuję, jak do oczu napływają mu łzy. Po słowach dziadka przed oczami pojawia mi się wielki baner informujący o zaginionym dziecku. Dopiero po chwili przypominam sobie, że widziałem imię zaginionego dziecka. Widziałem je. Było na tyle unikatowe, że łatwo zapadło mi w pamięć. Filip. Tak nazywał się ten chłopiec.

- Jeśli on się dowie, zabierze cię stąd. Znowu zniknie w małym mieście na obrzeżach kontynentu. Musisz wykorzystać szansę. Proszę.. uciekaj, on zaraz tu wróci.

Nie mogę uwierzyć w słowa dziadka. A co jeśli mówi to w obłąkaniu? Nie, to niemożliwe. Jego oczy są zbyt pewne i szczere.

- Kocham cię dziadku.

Wybiegam z sali, w której leży. Nie zważając na nic, zbiegam schodami w dół, po czym biegnę w kierunku miejsc postojowych dla taksówek. Wsiadam do jednej z nich, trzaskając drzwiami.

- Proszę jechać - mówię, próbując złapać oddech.

- Dokąd? - pyta zdezorientowany kierowca.

- Daleko! Proszę jechać!

Następne częściZaginiony cz.6

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Przeczytałam cz. 4. i 5.

    Piszesz językiem kogoś młodego, pasuje to do wieku chłopaka, który jest tu głównym bohaterem i relacjonuje wydarzenia.
    Nie pasuje mi tylko, że chłopak nazywa swojego ojca naprzemiennie tatą, blondynem, mężczyzną. Nazywanie ojca 'blondynem', albo 'mężczyzną" w scenkach, w których opisujesz tylko jego gest, czy zachowanie, po pierwsze - stwarza dystans między ojcem a synem, trochę sztuczny, bo wydaje się, że syn mówi o obcym człowieku, a po drugie - wydłuża tekst. Czuję nadmiar słów.

    Może kiedyś, jak napiszesz całość i będziesz robić korektę - zwrócić na to uwagę?

    Opisując kolejne sceny nie musisz wciąż zaznaczać, kto coś zrobił, nazywając postać. Możesz to zapleść inaczej.
    Wtedy to, kto wykonał czynność, wyniknie z tekstu samo.

    Pokażę Ci na przykładzie, o co mi chodzi.

    Masz np. tak:

    TATA przez chwilę milczy, jakby rozważał moje słowa.
    - Proszę.. - dodaję szeptem.
    - Okej. Ale nigdzie się nie oddalaj. Zostań tu aż przyjadę.
    Kiwam potakująco głową. MĘŻCZYZNA poklepuje mnie po ramieniu, po czym żegna się z dziadkiem i wychodzi.
    Pół godziny po tym, gdy BLONDYN opuścił salę....

    A można napisać tak:

    TATA przez chwilę milczy, jakby rozważał moje słowa.
    - Proszę.. - dodaję szeptem.
    - Okej. Ale nigdzie się nie oddalaj. Zostań tu aż przyjadę. - Poklepuje mnie po ramieniu, po czym żegna się z dziadkiem i wychodzi.
    Pół godziny po tym, gdy opuścił salę....

    Z mojej propozycji poprawki zniknął "MĘZCZYZNA' i "BLONDYN". Został tylko TATA, na początku.
    To, że to on poklepuje po ramieniu, a - później - opuszcza salę, jest w domyśle.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania