Poprzednie częściZaginiony cz.1

Zaginiony cz.3

Patrzę ze zdumieniem na wielki baner z migającymi zamiennie napisami "POSZUKIWANY" oraz "ZAGINĘŁO DZIECKO".

- Michał on wygląda jak ty... - mówi z przerażeniem Bruno.

Gdy chłopak chce kliknąć na wielki baner informacyjny, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, drzwi wejściowe otwierają się i do małego przedpokoju wchodzi tata. Szybkim ruchem zamykam stronę i wyłączam komputer. Próbuję udawać, że nic się nie stało, jednak to, co zobaczyłem nieco mną wstrząsnęło.

Próbuję wytłumaczyć sobie to znalezisko tym, że zdjęcie starszego zaginionego dziecka to wyłącznie wizualizacja na podstawie zdjęć i przemian dzieci z istniejącej już bazy danych. Tak naprawdę to zaginione dziecko może wyglądać zupełnie inaczej.

O ile wciąż żyje - podpowiada mi wewnętrzny głos.

Pokazuję przerażonemu Brunowi, żeby nic nie mówił, gdy tata wchodzi do środka i obdarza nas promiennym uśmiechem.

- Kupiłem przepyszne owoce, może umyję i wam pokroję? - proponuje.

- Ja dziękuję.. Muszę już iść - odpowiada pospiesznie Bruno. Mama do mnie dzwoniła. Mam pilną sprawę do załatwienia.

- Oh, rozumiem. No tak. Rodzina na pierwszym miejscu. W takim razie miło było cię poznać Bruno.

- Mi również - odpowiada uprzejmie Bruno, po czym wstaje, zabiera swój plecak i kieruje się w stronę wyjścia.

- Odprowadzę Bruna - proponuję radośnie, po czym idę w ślad kolegi.

Tata na odchodne upomina mnie, żebym nie szedł za daleko, po czym we dwóch, równie przerażeni, opuszczamy mój dom. Gdy odchodzimy na bezpieczną odległość, rozpoczynamy rozmowę.

- Powinieneś zadzwonić na policję - woła zaaferowany Bruno.

- Cii.. - uciszam go. Jeszcze ktoś usłyszy. Nie mam pewności, że chodzi o mnie. Przecież to tylko wirtualne zdjęcie.

- No nie masz, ale może zrobiliby ci badania i wtedy, wiesz.. Nic ci nie szkodzi.

- Nie chcę ściągać nam na głowę policji. Nie wiemy nic o tym dziecku poza tym, że widzieliśmy zdjęcia. Nawet nie spojrzeliśmy jak się nazywa - staram się brzmieć przekonująco.

Ja spojrzałem. Widziałem co prawda tylko imię, ale jest na tyle unikatowe i rzadko spotykane, że pewnie bez problemu odnaleźlibyśmy stronę, na której widnieje szczegółowy opis dziecka.

- Nie wiemy. Ale akurat imię i nazwisko nie ma nic do rzeczy, Michał. Nikt nie jest na tyle głupi, żeby po porwaniu dziecka nie zmienić mu danych. Przecież to byłby raj dla policji znalezienie kogoś takiego.

- Myślę, że przesadzamy - mówię po chwili ciszy. - To tylko jakieś tam zdjęcie. Zresztą mój tata to nie żaden porywacz.

- Przecież to nie musiał być on. Mógł to zrobić ktoś inny.

Przez chwilę zastanawiam się nad słowami Bruna. Czy naprawdę mój tata mógłby osobiście porwać, albo zlecić komuś porwanie dziecka? Jest takim tradycjonalistą, że to kompletnie do niego nie pasuje. Kocha mnie nad życie, pokazując to na każdym kroku, a to, że ma małe zboczenie na punkcie mediów nic nie oznacza. Nie on jeden.

- Nie sądzę. Nie rozmawiajmy już o tym okej?

- Michał.. Pozwól mi chociaż sprawdzić to w domu. Jutro w szkole powiem ci czego się dowiedziałem. Może znajdę artykuł, w którym zawrą bardziej szczegółowe informacje. No wiesz jakieś znaki charakterystyczne i tak dalej.

Wzdycham z irytacją.

- Okej, poszukaj. Ale pozwalam ci na to tylko dlatego, żebyś zobaczył, że się mylisz.

- Okej - mówi wyzywająco Bruno. - Wszystko okaże się jutro.

Gdy chłopak wsiada w autobus, macham mu na pożegnanie i pewnym krokiem wracam do domu.

W mojej głowie wciąż szaleją myśli, powiązane z obrazem, który ujrzałem chwilę temu. Choć staram się w to nie wierzyć, coś nie daje mi spokoju. A jeśli? Co wtedy? Może nie jest tym, za kogo się mam. Kim więc jestem?

Nie Michał - ganię się. - Myśl o czymś innym.

Kiedy tylko przekraczam próg domu, czuję, że coś jest nie tak. Wchodzę do salonu, gdzie dostrzegam tatę pośpiesznie pakującego walizkę.

Spoglądam na niego pytająco, jednak nie podchodzę bliżej. Coś postawiło między nami doskonale wyczuwalną granicę, której nie mogę przekroczyć.

- Co się stało? - pytam najspokojniej jak w tej chwili potrafię.

- Dziadek Maciej miał atak serca. Jest w szpitalu w bardzo słabym stanie. Musimy do niego lecieć, natychmiast! - woła zaaferowany tata.

- Ale przecież on mieszka na drugim końcu kontynentu.

Mężczyzna podnosi się znad walizki i spogląda na mnie oskarżycielsko.

- Uważasz, że gdy rodzinie dzieje się coś złego, kilometry mają znaczenie? Pakuj się, Michał. Mamy lot za cztery godziny.

- A mama? - czuję jak ciężko wypowiada mi się te słowa.

Mimo, że jestem pewien, że moi rodzice nie zrobiliby nic złego, mam pewne obawy, a mózg wywołuje u mnie potworne myśli.

- Mama doleci do nas jutro. Ma dziś bardzo dużo roboty.

- Więc ja zostaję z nią - oznajmiam lekko.

- O nie, Michał. Jedziesz ze mną.

- Dlaczego, tato? - kolejne słowo, które ciężko mi wymówić.

- Bo to twój dziadek, a mój ojciec! Co jeśli to będzie ostatni raz, gdy go zobaczysz? - wyczuwam w głosie taty mieszankę złości oraz irytacji.

- Dziadek Maciej jest twardy jak skała. Nic go nie ruszy, nie musisz tak panikować.

W moich słowach jest trochę racji. Kocham mojego dziadka, ale nie mam z nim aż tak dobrych relacji z prostej przyczyny - mieszka na drugim końcu Ameryki. Widujemy się wyłącznie na święta. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy dość blisko, jako tako nam się układało, ale po pierwszej wyprowadzce wszystko się zepsuło. Może też dlatego tak łatwo mówić mi o dziadku jako nieśmiertelnym. Miał już dwa udary, cztery ataki serca, pięć poważnych operacji, a to wszystko w przeciągu kilku lat. Po każdym incydencie wychodził z tego cało, w co nawet lekarzom ciężko było uwierzyć, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ma już 80 lat.

- Nie mów tak o dziadku - karci mnie tata. - Nie wstyd ci? Leży sam w szpitalu, a ty takie głupoty gadasz.

- Prawdę, nie głupoty. Ile razy był w szpitalu ostatnio? Masę. I wciąż ma się dobrze. A ile razy lecieliśmy do niego z tego powodu? Zero.

- Michał, nie dyskutuj ze mną. Pakuj torbę albo polecisz bez niczego.

- Nie mogę polecieć z mamą? To tylko jeden dzień różnicy, poza tym mam szkołę.

- Życie mojego ojca jest w tej chwili najważniejsze. A mamy nie będzie w domu do jutra, kto się tobą zajmie?

- Jestem prawie dorosły. Umiem się sam sobą zająć.

Tata podchodzi do mnie i patrzy na mnie z irytację wymalowaną w błękitnych tęczówkach.

- Michał, posłuchaj mnie. Ja cię nie pytam o zdanie, ja ci oznajmuję, że lecisz ze mną. Mamy już kupione bilety, więc teraz nie ma odwrotu.

- Jakim cudem kupiłeś je tak szybko? Nie zdążyłbyś dojechać na lotnisko, kupić biletów i wrócić, w czasie gdy odprowadzałem Bruna na przystanek.

Widzę jak twarz taty zaczyna się robić coraz bardziej czerwona. Denerwuje go moja postawa, jednak nie mogę odpuścić. Bruno ma znaleźć wszystkie informacje, które przekaże mi jutro. Muszę być w szkole. Muszę się dowiedzieć.

- Pakuj się, Michał. Albo naprawdę polecisz bez niczego - mówi surowo tata, po czym wraca do pakowania.

Ostatecznie odpuszczam. Nie mam siły walczyć z nim o jeden dzień różnicy. Właściwie nie potrzebuję tych informacji od Bruna, doskonale wiem, że moi rodzice nie zrobili nic złego. Kocham ich, a oni kochają mnie. I to nie ulega wątpliwości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania