Poprzednie częściZaginiony cz.1

Zaginiony cz.4

Siedzę przy łóżku, na którym leży starszy, posiwiały mężczyzna. Z trudem łapie powietrze, które po chwili rozchodzi się po jego zniszczonych płucach. Tym razem się myliłem. Stan dziadka jest poważny. Nie wiadomo czy uda mu się wyjść z tego bez szwanku. Poza poważnym obrzękiem płuc, który dołączył się już po przybyciu do szpitala, atak serca dał się staruszkowi we znaki. Maszyna monitorująca tętno oraz ciśnienie co kilka minut wydaje z siebie niepokojące dźwięki, zawiadamiające personel o nierównej i zaburzonej pracy serca.

- Tato jak się czujesz? - pyta mój rodziciel, gdy siada na obskurnym stołku tuż obok mnie.

Dziadek zerka na niego kątem oka.

- A jak ja mogę się czuć, Jakubie? - mówi po chwili niepokojącej ciszy - Ledwo oddycham.

- Przyjechaliśmy najszybciej jak to możliwe. Lot zajął nam prawie 10 godzin.

- Nie musieliście tułać się specjalnie do mnie przez pół kontynentu. Dałbym sobie radę. Zresztą zawsze daję.

Dziadek próbuje się zaśmiać, jednak ból, który wymalował się na jego twarzy, skutecznie mu to uniemożliwia.

Dopiero teraz, gdy widzę jak poważny jest jego stan, czuję wyrzuty sumienia przez wszystko, co wczoraj powiedziałem. Żałuję każdego słowa. Może i do tej pory dziadek Maciej był niezniszczalny, ale wreszcie coś go złamało. Nigdy nie widziałem go tak słabego i bezsilnego. Zawsze tryskał energią, nawet podczas pobytu w szpitalach. Śmiał się, żartował, nie mówił o tym, co mu dolega. A dziś... ledwo się trzyma.

Gdy tata i dziadek zagłębiają się w rozmowie na kompletnie odległy mi temat, do sali wchodzi młody, czarnowłosy lekarz z czerwonym stetoskopem zawieszonym na szyi.

- Dzień dobry, panie Macieju. Jak samopoczucie? - zagaduje z uśmiechem na ustach.

- Jeszcze żyję.

- Proszę tak nie żartować. Mam pana wyniki badań, ale najpierw chciałbym pana zbadać. Dlatego prosiłbym rodzinę o opuszczenie pokoju.

Kiwam potakująco głową i razem z tatą wychodzimy z sali chorych.

Czas na szpitalnym korytarzu dłuży się nieubłaganie. Mam wrażenie, że siedzę tam już którąś godzinę z kolei. Jednak gdy zerkam na zegarek zapięty na moim nadgarstku, dostrzegam, że minęło dopiero dwadzieścia minut.

- Widzisz Michał? Nie wstyd ci, że tak mówiłeś o dziadku? I w dodatku nie chciałeś do niego przyjechać.

- Wcale nie mówiłem, że nie chcę przyjechać. Po prostu chciałem to zrobić jutro, z mamą.

- Mama nie da rady- mówi blondyn po chwili ciszy. - Więc bardzo dobrze, że przyjechałeś ze mną.

- Jak to? - marszczę pytająco brwi.

- Normalnie. Ma jakiś trudny przypadek. Dziś nie da rady, może jutro.

Przewracam oczami z irytacją. Świetnie.

- Dlaczego do mnie nie zadzwoniła? - pytam z wyrzutem.

- Przez telefon mówiła mi, że dzwoniła, ale nie odbierałeś.

Łapię gwałtownie za zapięcie od swojego plecaka. Już po chwili grzebię w poszukiwaniu telefonu. Niestety, gdy nie znajduję tego, czego szukałem zamykam go i wydaję z siebie głośny jęk niezadowolenia. Cholera jasna. Musiałem zostawić go w pokoju, gdy w pośpiechu pakowałem walizkę. Wychodząc z domu miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem, ale nie zwróciłem na to uwagi, w końcu mam tak zawsze, gdy gdzieś wyjeżdżam.

Z rozmyślań wyrywa mnie ciche trzaśnięcie drzwi od sali, w której leży mój dziadek. Jak na zawołanie zarówno ja, jak i tata podrywamy się do góry i podchodzimy do młodego lekarza.

- Przepraszam, że tak łapię pana w drzwiach, ale bardzo martwię się o mojego tatę - mówi chicho tata. - Co z nim? Jak wyniki?

Lekarz zerka to na mnie to na tatę z niezbyt ucieszonym wyrazem twarzy i żalem w oczach.

- Chciałbym powiedzieć, że przynoszę dobre wieści, ale niestety.. Zrobiliśmy panu tacie komplet badań zaraz po tym, jak trafił na SOR. Wyniki podstawowych parametrów z krwi mieliśmy już po kilku godzinach, jednak godzinę temu otrzymałem wyniki pozostałych badań. Nie wygląda to dobrze, ale może zaproszę panów do gabinetu. Nie będziemy rozmawiać w korytarzu.

Tata potakuje delikatnym skinieniem głowy, po czym we trzech idziemy żwawym krokiem w kierunku pokoju lekarskiego, znajdującego się na końcu korytarza.

- Wykryliśmy u pana taty zmianę nowotworową. To duży, bardzo złośliwy guz - informuje nas czarnowłosy lekarz, gdy razem z tatą zajmujemy miejsce przy biurku.

- Słucham? Nie da się czegoś z tym zrobić? Wyciąć?

Słyszę w głosie taty ogromne zaskoczenie wymieszane ze smutkiem i złością. Zapewne nie tego się spodziewał.

- Niestety, zmiana jest za duża i zbyt zaawansowana. Pana tata musiał wiedzieć o tym już jakiś czas temu, ale najwidoczniej nie podjął się leczenia na czas. Bardzo mi przykro.

- Nie.. to niemożliwe. Przecież operuje się nawet takie duże guzy!

- Rozumiem pana złość.. Ale.. Pan Maciej jest już w mocno podeszłym wieku, przeszedł wiele. Jego organizm, w szczególności płuca i serce są na granicy wytrzymałości. Narkoza i jakikolwiek zabieg chirurgiczny mógłby zakończyć się tragicznie..

- I dlatego, że mój ojciec jest już starym, schorowanym mężczyzną pozwolicie mu umrzeć w przeciągu kilku dni?

- Panie Bednarski.. To zupełnie nie tak. Ryzyko, w przypadku operacji jest zbyt duże. Płuca są wyniszczone, a guz.. guz tkwi właśnie w płucach.

Tata chowa twarz w dłonie, starając się zachować spokój. To musi być dla niego ogromny cios. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdyby to on leżał w szpitalu, a lekarze oznajmiliby, że nie ma dla niego ratunku. Byłbym załamany, zły.. Tak mi go żal.

- Ile czasu mu zostało? - pyta nagle drżącym głosem.

- Nie jesteśmy w stanie aż tak dokładnie określić. Może tydzień, miesiąc, może rok? Sam pan widział w jakim jest stanie. Wszystko potrafi zmienić się z minuty na minutę.

- Jakim cudem nigdy wcześniej o tym nie wspominał? Albo lekarze, którzy się nim zajmowali? - pyta z wyrzutem tata. - Tyle razy był w szpitalu, z tyloma specjalistami rozmawiałem...

- Być może trafił tam z powodu innych dolegliwości i tylko na nich się skupiono, a co za tym idzie nie było konieczności wspominania panu o tym. A być może tata po prostu zabronił udzielać tej informacji.. Do nas przywieziono go z powodu ataku serca, jednak niewydolność płuc była tak duża, że musieliśmy wykonać prześwietlenie. Wtedy zobaczyliśmy guza, pobraliśmy jego fragment i wysłaliśmy do badań.

- Po co miałby to przede mną ukrywać? Jestem jego jedynym dzieckiem, które obchodzi jego stan, a pan sugeruje, że zabronił udzielania mi tej informacji?

- Ciężko mi to powiedzieć, panie Bednarski. Nigdy wcześniej pana tata nie był moim pacjentem, nie znam jego historii i nie wiem co podpisywał. Ale każdy pacjent ma prawo nie wyrazić zgody na informowanie rodziny czy innych bliskich o swoim stanie zdrowia, w całości lub częściowo. Proszę porozmawiać z tatą, on najlepiej to panu wyjaśni.

Tata bierze głęboki oddech, po czym powoli wypuszcza powietrze z płuc.

- Co z nim teraz będzie?

- Na ten moment musi pozostać pod opieką lekarzy. Musimy monitorować jego stan przez całą dobę. Ciśnienie nie spada, a stan płuc uniemożliwia pełne, samodzielne oddychanie.

Słucham tego wszystkiego bardzo uważnie, skupiając uwagę na każdym ,pojedynczym słowie. Dziadek umiera. Umiera.

Nie mogę w to uwierzyć. Nie mam innego dziadka, to jedyna osoba z linii dziadków, która pozostała żywa. I choć nie mam z nim aż tak dobrych relacji jak kiedyś, kocham go całym sercem i nie wyobrażam sobie jego odejścia.

Gdy późnym popołudniem wracamy do domu dziadka, w którym chwilowo mieszkamy, od razu biegnę do "mojego" pokoju. Zaczynam nerwowo przeszukiwać walizkę w celu odnalezienia telefonu. Musi tu gdzieś być. Musi do cholery!

Nagle do pokoju wchodzi tata.

- Co robisz, Michał? - pyta zaciekawiony.

- Szukam telefonu.

Słyszę głośne westchnięcie blondyna.

- Aż tak jest ci teraz potrzebny?

- Tak. Chcę zadzwonić do mamy.

I Bruna.

- Możesz zadzwonić z mojego jeśli to takie pilne - proponuje tata.

- Nie trzeba. Znajdę swój.

- No dobrze.. - mężczyzna wzdycha z bezradności. - Ale pamiętaj, że za pół godziny obiad. Zejdź na czas.

Kiwam potakująco głową, wysypując wszystkie swoje rzeczy z małej, granatowej walizki.

Następne częściZaginiony cz.5 Zaginiony cz.6

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania