Zegarmistrz - Rozdział I Spotkanie

To był jesienny wieczór, kiedy starszy mężczyzna szedł ciemną ulicą. W ręce trzymał zapaloną latarenkę.

 

Nienawidził tej ulicy. Ulicy rozpusty, plugastwa i rozpaczy. Mijał ludzi a dokładnie to co z nich zostało. Otumanionych alkoholem lub narkotykami. Chwiejących się i śpiewających niezrozumiałe dla trzeźwego pieśni. Inni spali na ławkach, a w ciemnych zaułkach prowadzono podejrzane interesy. Naciągnął mocniej kaptur na twarz. W powietrzu roznosił się smród narkotyków, alkoholu i śmieci. Cała ulica była nimi usłana. Szedł dalej zaczęły się pierwsze bójki nietrzeźwej zwierzyny, bo inaczej nie mógł ich nazwać. W progach podejrzanych klubów stały skąpo ubrane dziewczyny kusząc niczym syreny, nietrzeźwych niedobitków. Nie wątpił, że niektóre z nich to studentki, które muszą jakoś zarobić na studia. Jego umysł nagle powędrował do wspomnień starych czasów, kiedy ta ulica była uczęszczana przez młodzież, która chciała tylko poimprezować. Tylko nieliczni zapuszczali się tutaj, aby się upić. Teraz większość chodzi tutaj, aby zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Nie raz przepijają całe wypłaty, a potem wracają do ruder, w których mieszkają. Niektórzy wśród szumowiny, to bezdomni, którzy stracili dobytek przez nieudolne rządy.

 

W końcu doszedł do kamienicy, w której mieszkał. Wyjął klucze i wszedł do środka. Było ciemno jak w grobowcu, ale trudno się dziwić teraz oszczędzało się na wszystkim. Na szczęście miał latarnie, w jej blasku wszedł na schody omijając tych co na nich spali. Do jego uszu dolatywały głosy kłótni, krzyków i płaczu dzieci. Szedł przed siebie nie zważając na hałasy, nauczył się je ignorować. Może kiedyś by zareagował, ale teraz to była codzienność. Wszedł w końcu na czwarte piętro, na którym mieszkał, teraz tylko musiał przejść korytarzem. Wiedział, że ciemności są niebezpieczne, a za pewnie nikt mu nie pomoże, jeśli ktoś go napadnie. Jego drzwi były trzecie od prawej strony. Ruszył przed siebie nagle usłyszał odgłos miarowego uderzenia o ścianę. Im szedł dalej tym odgłos się zbliżał. Nagle w blasku latarni zauważył postać stojącą po lewej stronie i uderzającą głową o ścianę, krew już po niej spływała. Minął niczego nieświadomego mężczyznę. "To pewnie kolejna ofiara narkotyków" – pomyślał. W końcu stanął przy swoich drzwiach od mieszkania. Wyciągnął klucz i szybko przekręcił zamek. Wszedł do środka i pospiesznie zamknął drzwi zamykając je na dwa zamki. W końcu poczuł się bezpiecznie a całe napięcie, o którym nawet nie wiedział opuściło jego ciało. Czuł się zmęczony, zmęczony życiem. Usiadł na fotelu położył latarenkę na stoliku, nie zamierzał zapalać światła, myślał przez chwilę czy rozpalić kominek, ale zaniechał tego pomysłu. Za to wziął leżącą na stoliku fajkę nabił ją tytoniem i zapalił. Jego myśli błądziły, ale ich nie śledził, pozwolił im płynąć. Nawet odgłosy dobiegające z dworu nie zakłóciły jego odpoczynku. Kiedy fajka się wypaliła wstał i podszedł do stołu, na którym leżały trybiki i inne części od zegarków. Usiadł założył okulary i wziął się do pracy.

 

Kiedy zegar wybił 22:00 rozległo się pukanie. "Ciekawe kto to może być o tej nieludzkiej porze?", z nieufnością podszedł do drzwi i zajrzał przez wizjer. Ku jego zadumaniu za drzwiami w blasku latarenki stał młody około 35 letni mężczyzna. Ubrany był w znoszone łachy, nie można było tego inaczej nazwać.

Zegarmistrz otworzył szybko drzwi.

-Witaj przyjacielu, wchodź czym prędzej, tu nie jest bezpiecznie.

Mężczyźnie nie trzeba było dwa razy powtarzać wszedł szybko do mieszkania. Gospodarz zamknął za nim drzwi i zatrzasnął na zamki. Po czym uściskał przybysza.

-Siadaj – wskazał ręką fotel - powiedz co cię do mnie sprowadza, a ja w tym czasie zaparzę herbatę, bo pewnie zmarzłeś.

Gość usiadł na wskazane miejsce, położył latarnie na stole i podziękował za chęć przygotowania napoju. – Porozmawiamy jak także i Ty Eryku usiądziesz i zaszczycisz mnie swoją obecnością.

Kiedy gorący wywar był już gotowy. Gospodarz rozlał go do szklanek postawił je na stoliku przed gościem a później sam wziął krzesło i umiejscowił je naprzeciw wędrowca.

- Nic się nie zmieniłeś od ostatniego razu.

Podróżnik uśmiechnął się zmieszany, ale nic na to nie odpowiedział.

- Co cię sprowadza o tej porze? Wiesz dobrze, że czasy są ciężkie a szlajanie się po zmroku niebezpieczne. Tym bardziej o tej godzinie, kiedy to nietrzeźwe towarzystwo zaczyna swoje bójki i kłótnie.

- Wracam z jednej z moich wypraw, a że nogi same mnie niosą wzdłuż dróg, tak się złożyło, że jedna zaprowadziła mnie tutaj. Niestety późna wybiła wówczas godzina i musiałem szybko się gdzieś ukryć, aby nie wzbudzać większego zainteresowania motłochu.

- Gdzie w takim razie zawędrowałeś?

Wziął łyka i z smutkiem w oczach powiedział - Czasy są ciężkie. Dużo widziałem, dużo przeżyłem, jak to wędrowny lekarz. Byłem w lasach rzeki są zanieczyszczone, drzewa krzyczą z rozpaczy, bojąc się, że w każdej chwili mogą zostać ścięte. Powietrze śmierdzi dymem z fabryk i domów, który rozprzestrzenia się nawet nad górami zasłaniając słońce, przyroda wyje z rozpaczy. Wiatry wieją coraz mocniej, śnieg pojawia się tam, gdzie wcześniej go nie było. Zmiany nadchodzą natura się mści. – ziewnął więcej opowiem ci jutro, te historie wymagają ode mnie wielkiego opanowania. To co widziałem serce mi złamało.

- To złe wieści. Ale nie są dla mnie nowością. Wiele wieków upłynęło, kiedy ludzie żyli zgodnie z naturą.

Po chwili ciszy włóczykij rzekł – skoro już mnie tu drogi przywiały mam dla ciebie zegarek. – Wyciągnął łańcuszek, do którego przyczepiony był zegarek szkieletowy. – znalazłem go w jednej z jaskiń, gdzie schroniłem się przed pogodą. Mimo, że minął tydzień od znalezienia go dalej wskazuje tą samą godzinę, ale mechanizm nadal chodzi.

Zegarmistrz przyglądał się czasomierzowi przez jakiś czas, był piękny ze srebra. – Niesamowity – rzekł do siebie. Wtedy wybiła 23:00 Eryka już sen zapraszał do łózka. Spojrzał na przyjaciela, którego głowa opadała na klatkę piersiową. Gospodarz odłożył zegarek – jutro się mu lepiej przyjrzę teraz musimy się położyć. Poszedł do sypialni i rzucił Wiktorowi koc. – Niestety nie mam tu więcej łóżek – powiedział zmieszany.

- Nic nie szkodzi, wszystko lepsze niż ziemia jesienią.

Eryk poszedł do łóżka zdmuchnął latarenkę i od razu zasnął.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Gregory Heyno 12.03.2022
    "Wyjął klucze i wszedł do środka." a później jest "Wyciągnął klucz i szybko przekręcił zamek." umknęło ci,
    Nie spodobało mi się przedstawienie wędrowca,
    Tekst zapowiada się ciekawie zobaczymy czy będzie coś dalej, :)
  • Alinow 13.03.2022
    Dziękuję za zwrócenie uwagi :)
  • Vespera 12.03.2022
    Jestem prostą czytelniczką: widzę etykietę fantasy, zaczynam czytać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania