Poprzednie częściAtrybut #1

Atrybut #5

W mieszkaniu nadal nikogo nie było. Arthur siedział sam jak palec w olbrzymim domu, nie wiedząc co ze sobą począć. Nie mógł się skupić na lekcjach, czytanie przychodziło mu z trudem, muzyka go denerwowała. Na dworze padał deszcz, a ponury nastrój dnia nie sprzyjał spacerom. Próbował skontaktować się z paroma osobami, ale stale nie miał zasięgu w telefonie. Coś w tym domu go rozpraszało. Może zegar tykający głośniej niż zwykle? Może ciche szuranie w piwnicy? Nie mając pomysłu co począć, zajął się najbardziej bezmyślną czynnością, na jaką wpadł. Wyciągnął szmatki i zaczął sprzątać pokój. Nie było prądu, więc musiał posługiwać się starszymi metodami.

Praca szła mu jak po grudzie. Nie mógł się skupić nawet na tej nużącej robocie. W oświetlonym świecą pokoju nie było widać efektów pracy. Wszystko nadal pokrywała warstwa kurzu. Sprzątanie nie sprawiało mu przyjemności, jednak pomagało odegnać natrętne myśli. Po jakimś czasie znudzony usiadł pod ścianą. Nie miał już pomysłów, co robić dalej. Tajemnicza dziewczyna, zaginiona rodzina, wszędobylski kurz. I te dwa naszyjniki. Wyciągnął z kieszeni medalik pióra i założył na szyję.

Nagle zawiało mocniej, firany rozwiały się, a przez okno wleciał ptak. Przysiadł na ziemi niedaleko Arthura. Chłopak patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. To był ten sam ptak, który znajdował się na obrazie u babci. Niebieskawa główka, ciemny tułów, stalowoszare skrzydła z błękitnymi końcówkami i długi na ponad metr, niebieski ogon. Zwierzę, nie licząc ogona, miało może dwadzieścia centymetrów długości. Ptak przekrzywił główkę i cicho zaśpiewał. W kilku skokach dobiegł do chłopaka i spojrzał na jego twarz. Arthur delikatnie dotknął jego główki i pogładził ją. Od razu poczuł się lepiej niż kilka chwil temu.

Usłyszał pikanie telefonu. Poderwał się, podbiegł do biurka i zerknął na komórkę. Miał wiadomość od Marie. Otworzył ją: „Spotkajmy się w katedrze”. Spróbował odpisać, ale znowu nie było sygnału. Ptak przysiadł na jego ramieniu. Chłopakowi wydawało się, że zwierzę rozumie, co się dzieje. Był jakiś taki dziwny, magiczny…

Odłożył komórkę, by przygotować się do wyjścia. Nie miał pojęcia, co strzeliło Marie, żeby iść do katedry, ale chciał wiedzieć co się z nią działo przez cały dzień. Ekran telefonu zaświecił się i pokazał jeszcze jedną wiadomość od siostry: „TERAZ!”. Chłopak przeczytał zdziwiony. Ona nigdy nie krzyczała. Miała lepsze sposoby, by kogoś przekonać do swojej racji. Mimo obaw założył kurtkę i wyszedł z domu. Ptak pofrunął za nim.

Ruszył w kierunku katedry. Skręcił za róg ulicy i zderzył się z biegnącym z naprzeciwka chłopakiem. Nieznajomy upadł na ziemię. Był trochę wyższy od Arthura. Ciemna kurtka połyskiwała od deszczu, a spod kaptura wystawała piaskowa grzywka. Stalowe oczy patrzyły bardzo uważnie, wręcz przeszywająco.

– Przepraszam – powiedział. – Goniłem tego ptaka. – wskazał siedzącego mu na ramieniu zwierzaka.

– Żaden problem. – Arthur wysunął rękę, by pomóc mu wstać. – Jestem Arthur.

– Jonathan – Chwycił jego dłoń. Ptak wystartował i zawisł w powietrzu. Nagle rozbłysło wielkie światło. Gdy zgasło, przed zadziwionym Arthurem klęczał niebieski, świecący lis. Jakby duch. Jonathana nigdzie nie było. Ptak powoli wylądował obok. – Coś ty zrobił? – odezwał się lis głosem chłopaka.

Arthur rozłożył bezradnie ręce.

– To zdarzyło się pierwszy raz. Nie wiem dlaczego.

Ptak cicho zaśpiewał, poderwał się z ziemi i złapał w dziób naszyjnik chłopaka. Zaczął go ciągnąć. Chłopak odpiął zapinkę, a ptak porwał łańcuszek i nałożył na głowę lisa. Znowu błysnęło i zwierzę powróciło do postaci Jonathana. Popatrzył na ptaka siedzącego na ramieniu kolegi.

– Niezły zwierzak. Skąd go wziąłeś?

– Przyleciał jak założyłem ten naszyjnik – wskazał ręką na szyję Jonathana. – Wybacz muszę iść do katedry. Dzieje się coś złego, czuję to.

– Pójdę z tobą.

Ruszyli razem. Po drodze Arthur opowiedział streścił całą historię. Mimo deszczu i całego przygnębiającego nastroju tego dnia, od czasu spotkania Jonathana czuł się jakoś raźniej.

***

Następne częściAtrybut #6 Atrybut #7 Atrybut #8

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Frodo Baggins 06.10.2016
    Genialne, jak zawsze... xD
  • KarolWes 06.10.2016
    A dzięki, dzięki...
  • Pućek 06.10.2016
    Ciekawe. Czekam na więcej.
  • candy 11.10.2016
    bezmyślną czynnością (przecinek) na jaką wpadł. Nie było prądu (przecinek) więc musiał posługiwać się starszymi metodami.
    Nie miał już pomysłów (przecinek) co robić dalej.
    Odłożył komórkę (przecinek) by przygotować się do wyjścia. Nie miał pojęcia (przecinek) co strzeliło Marie,
    Miała lepsze sposoby (przecinek) by kogoś przekonać do swojej racji.
    Nieznajomy upał - upadł*
    wskazał siedzącego mi na ramieniu - chyba mu*
    przygnębiającego nastroju tego dnia (przecinek) od czasu spotkania Jonathana czuł się jakoś raźniej.

    Ja bym się chyba bardziej zdziwiła, jakbym się zmieniła w lisa xD hm, fajnie, że go spotkał - będzie albo towarzyszem w tych dziwnych przygodach albo kolejną osobą zamieszaną w to. 5
  • KarolWes 12.10.2016
    Dzięki za cierpliwość w poprawianiu moich błędów. Zmiany osoby wkradają się, bo jestem zbyt przyzwyczajony do pisania w pierwszej osobie. Dzięki raz jeszcze.
  • katharina182 04.11.2016
    Jak na razie super! Zostawiam 5 i lecę do następnego rozdziału; )
  • KarolWes 04.11.2016
    Dzięki bardzo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania