Poprzednie częściAtrybut #1

Atrybut #8

– Masz pomysł co zrobić? – zapytał chłopak. Jego głos został porwany przez wiatr. Siedzieli na rogu ulicy wpatrując się w Łuk Tryumfalny. Pod budowlą stała cała ekipa: porwani i porywacze. Jonathan dyndał zawieszony pod sufitem. Jeden z zakapturzonych strzelał do niego z pistoletu za każdym razem chybiając o milimetry. Drugi z porywaczy podrzucał w dłoni nóż. Dziewczyny stały przywiązane do ściany.

– Musimy podejść i zabrać tamtemu pistolet – Chłopak nie mógł się przyzwyczaić do głosu gargulca.

– Jak zamierzasz to zrobić? – powiedział nieco za ostro. Posąg spojrzał na niego złotymi oczyma, po czym w tumanie kurzu zmniejszył się do rozmiarów kieszonkowych.

– Podejdź trochę bliżej i rzuć mnie w ich kierunku – Powiedział, wskakując na ramię Arthura. Chłopak skulony, powoli posuwał się do przodu. Gdy był od tamtych w odległości może dwudziestu metrów ściągnął istotę z ramienia i cisnął z całej siły w kierunku postaci. W ciemności ciężko dokładnie wycelować, ale stworek i tak poszybował w dobrym kierunku, korygując lot skrzydłami. Delikatnie usiadł na muszce pistoletu i powiększył się do normalnych rozmiarów rycząc przy tym przeraźliwie. Postać w kapturze upuściła broń. Lufa brzęknęła delikatnie o podłoże i zaraz została zgnieciona przez ciężar gargulca.

Korzystając z chwili roztargnienia przeciwników, Arthur pokonał ostatnie metry dzielące go od budowli. Odszukał węzeł trzymający dziewczyny przy murze i zaczął go rozwiązywać. Szło mu bardzo opornie. „Użyj mocy” usłyszał głos jelenia. Poczuł, że wie co robić. Otwartą dłonią dotknął supła. Sznur spadł na ziemię. Tymczasem porywacze walczyli z gargulcem. Jeden nożem, drugi strzelał z pistoletu. Gdy dziewczyny zostały uwolnione, Marie cicho jęknęła. Postać z pistoletem usłyszała to i gwałtownie odwróciła się w ich stronę. Zamierzyła się i nacisnęła spust.

Arthur podniósł rozpostartą dłoń. Pocisk z pistoletu pomknął kawałek do przodu i nagle się zatrzymał. Zupełnie jakby wpadł w coś twardego. Kula wisiała w powietrzu. Postać zorientowała się, że ma do czynienia z potężnym przeciwnikiem. Powoli ruszyła w kierunku Arthura. Nagle zatrzymała się, słysząc krzyk towarzysza. Druga postać wybita w górę potężnym uderzeniem gargulca uderzyła o sufit tuż obok Jonathana. Chłopak wyciągnął rękę do przodu i rozbujał się. Złapał wiszący na szyi mężczyzny wisiorek z piórem i szarpnął. Ozdoba została w jego ręce. Zamknął oczy i po chwili na ziemi wylądował niebieski lis. Przeciwnik jednak zdołał wykorzystać okazję. Spadając wyciągnął przed siebie rękę z nożem i wbił ją w plecy posągu. Powietrzem wstrząsnął potężny ryk. W tym samym momencie broszka na rękawie Arthura rozpaliła się i dymiąc wypaliła dziurę w kurtce.

Chłopak zamknął na chwilę oczy. Czuł straszliwy ból emanujący od gargulca. Podświadomie, a może oczami istoty widział co dzieje się na polu. Biegnący w kierunku posągu Jonathan. Lecący tuż za nim ptak. Dziewczyny skulone za załomem. Postać w płaszczu wisząca na nożu wbitym w plecy gargulca. Nagle ktoś wykręcił Arthurowi rękę. Chłopak otworzył oczy sycząc z bólu. Usłyszał odgłos dartego materiału. W tym momencie posąg znieruchomiał. Złoty blask jego oczu zaczął przygasać.

Za Arthurem stała druga postać w płaszczu. W dłoni ściskała kawałek rękawa od koszuli chłopaka. Między zaciśniętymi palcami błyszczał atrybut liścia. Drugą ręką przyciskała ramię Arthura.

– Gargulcze! – odezwał się głos podobny do dzwonu. – Ja jestem twoim panem! Rozkazuję ci: Złap te dziewczyny!

– Jak rozkażesz Panie! – huknął głos gargulca w głowach wszystkich zebranych.

– A ty, chłopcze, pożałujesz, że postanowiłeś nam przeszkodzić.

Mnóstwo rzeczy stało się jednocześnie. Drugi zakapturzony typ uderzył magicznego ptaka. Strącił go na ziemię. Jonathan został z powrotem przemieniony w człowieka. Typ w kapturze rzucił się na niego. Przycisnął mu nóż do gardła. Zerwał mu naszyjnik. Gargulec podniósł kulące się ze strachu dziewczyny. Podszedł do swego pana. Ten, który trzymał Arthura wyciągnął pistolet. Przyłożył go do skroni chłopaka. Całe życie przeleciało mu przed oczami. Czyżby jednak obietnica z obrazu się nie myliła? Czy mimo wszystko miał umrzeć? Palec na spuście powoli, ale nieubłaganie zaczął się zaciskać. Chłopak zacisnął oczy. Wyszeptał:

– Daję ci wolność.

Blask wrócił do oczu gargulca. Rozluźnił uchwyt. Dziewczyny spadły na ziemię. Postać trzymająca Jonathana została odepchnięta silnym powiewem wiatru. Według własnych wyliczeń, Arthur już dawno powinien być na tamtym świecie. Rozluźnił zaciśnięte powieki. Poczuł, że ma wolne ręce. Obok leżał typ w kapturze. Był cały mokry. Przy nim pistolet z roztopioną lufą. Susan i Marie biegły w kierunku Arthura. Kawałek za nimi szedł Jonathan niosąc na ramionach magicznego ptaka.

Susan, zapłakana, rzuciła się Arthurowi na szyję. Chłopak na początku był zbyt zaszokowany, by cokolwiek zrozumieć. Po chwili jednak ochłonął i odwzajemnił uścisk. Z jego oczu także popłynęły łzy.

– Dziękuję, że przyszedłeś nas ratować – szepnęła do jego ucha. Poczuł ciepło bijące z jej oddechu i wilgoć łez spływających po policzkach.

– Ja też dziękuję, że mnie uratowałaś, wtedy na wieży – po chwili zaś dodał – Jesteś niezwykła, Susan. Piękna, tajemnicza. Dla takich jak ty można rzucić się w paszczę lwa.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i mocno wtuliła w pierś Arthura. Kawałek dalej Jonathan i Marie stali trzymając się za ręce. Rozmawiali. Po długim czasie milczenia pełnego niewypowiedzianych słów, rozdzielili się.

– Arthur, mam pytanie – odezwał się Jonathan. – Wiesz jakim cudem ich pokonaliśmy? Nie mieliśmy przecież atrybutów?

– Waszymi prawdziwymi atrybutami jest to, co macie w sercach. Ozdoby nie mają żadnej mocy – odparł głos pełen mądrości i spokoju.

Rozejrzeli się. Na końcu placu stała starsza kobieta. Arthur i Marie poznali w niej swoją babcię.

– Ale przecież ten ktoś przejął kontrolę nad gargulcem – Arthur był zdziwiony i ciekawy prawdy.

– Tylko dlatego, że uwierzyłeś w prawdziwość jego słów. To ty dałeś mu tę moc.

– Kim byli ci ludzie? – dopytywała się Susan.

– Nikim. Jedynie cieniami. Istotami stworzonymi przez zło otaczającego was świata.

Kobieta odwróciła się i powoli odeszła. Na jej ramieniu pojawiła się srebrzysta sowa o świetlistej głowie. Ta, którą Arthur widział po swojej śmierci. Spojrzał na swych przyjaciół. Zza nogi Jonathana wyglądał mały lisek. Obok Marie czarna pantera lizała łapkę. Z ramienia Susan spływał płowy wąż. Poczuł lekki ciężar. Na jego barku przycupnął kruk ze zbójeckim błyskiem w oku. Pogładził ptaka po czarnej główce. Uśmiechnął się spokojnie. Susan podeszła do niego i chwyciła za rękę. Razem ruszyli w kierunku Katedry Notre-Dame. Siostra i Jonathan odeszli w swoją stronę. Na placu nie został nikt. Po cieniach pozostały jedynie zmięte czarne płaszcze i bezużyteczne ozdoby: wisiorek w kształcie pióra i broszka liścia.

***

Następne częściAtrybut #9 - epilog

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Frodo Baggins 09.10.2016
    Piękne zakończenie... 5, jak zawsze!
  • KarolWes 09.10.2016
    Będzie jeszcze jeden rozdział. Dzięki
  • candy 11.10.2016
    – Jak zamierzasz to zrobić – powiedział nieco za ostro
    Powiedział wskakując na ramię Arthura
  • candy 11.10.2016
    aj, za szybko dodałam. W pierwszym zdaniu pytanie, w drugim przecinek po pierwszym słowie.
  • candy 11.10.2016
    Hm... tu znów trochę brakowało mi tych emocji. Żadnego galopującego serca, natłoku myśli, pytań, co to wszystko znaczyło, kim jest Susan, skąd wzięła się babcia... idę przeczytać epilog
  • KarolWes 12.10.2016
    candy Jeszcze raz dzięki za wszystkie poprawki i uwagi
  • katharina182 04.11.2016
    Kolejna 5. Jutro przeczytam ostatni rozdział; ) pozdrawiam.
  • KarolWes 05.11.2016
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania