Poprzednie częściBez skrzydeł cz 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bez skrzydeł cz 23

Uriel nie potrafił skupić uwagi ani na przyniesionej przez AnneSu książce, ani ulubionych do niedawna kawałkach lecących w radiu. Dzięki lekom przeciwbólowym poparzona ręka nie bolała jakoś nadmiernie, irytował natomiast brak zajęcia. Gdyby ktokolwiek jeszcze tydzień temu powiedział, że będzie tęsknił za obowiązkami i codzienną rutyną, młody sługa z pewnością by go wyśmiał. Jednak owa osoba miałaby rację. Raz po raz łapał się na tym, że tęskni za lekcjami z Liz, a co dziwniejsze, nawet za spokojnymi wieczorami w apartamencie pana. Tymi, kiedy sprzątał ze stołu po kolacji, a Atari zasiadał do wiecznie czekających na niego dokumentów. Uriel miał zwyczaj przyglądać się wtedy jego skupionej twarzy. Powtarzał sobie, że powodowała nim ostrożność i robił to tylko na wypadek, gdyby właścicielowi miał przyjść do głowy kolejny chory pomysł, ale czy aby był to jedyny powód? Może jednak odrobinę lubił ten wyraz koncentracji na twarzy Ruki? Nie, zdecydowanie nie mogło tak być – na samą myśl podręczny wstrząsał się z niechęcią.

Nastroju nie poprawiał chłopakowi również fakt, że po wysłuchaniu opowieści AnnySu, nie potrafił już nienawidzić swojego pana jak dotychczas. Nic nie dawało przekonywanie samego siebie, że porywacz od dawna nie był dzieckiem; przed oczami pojawiał się obraz chłopca złamanego poczuciem winy. Zdradzonego przez tych, którzy powinni chronić własne dziecko.

Rozumiał, że już nie ma szansy na ucieczkę i przyjdzie mu w niewoli spędzić resztę życia, albo przynajmniej do czasu odpracowania wyimaginowanego długu - kwoty, jaką właściciel pierwotnie planował zarobić na sprzedaży chłopaka. Ruka znał adres najbliższych niewolnego, ale im głębiej Uriel się nad tym zastanawiał, to dochodził do wniosku, że dane mężczyzna mógł zdobyć już zdecydowanie wcześniej. Poznawszy trochę możliwości pana, mógł wysłać podwładnego do dwóch uczelni prowadzących kierunek administracji i rozpytać wśród studentów. Wciśnięcie w dłoń kilku banknotów, zwykle rozwiązywało języki i czyniło cuda. Skoro nie zrobiono tego do tej pory, można się było domyślić, że rodzina sługi nie interesowała właściciela. Teraz jednak miał wszystkie informacje o nim, o siostrze i obu braciach jak na tacy.

Dlaczego więc kazał porwać Erikę i co chciał w ten sposób osiągnąć? Gdyby jeszcze wziął w gabinecie to, co zdesperowany chłopak chciał mu ofiarować w zamian za wolność dziewczyny, można byłoby doszukiwać się w tych działaniach jakiegoś sensu. Jednak pan się wściekł.

„Czy jesteś kurwą, Urielu?” - zapytał i złapał podręcznego za kołnierz, ale wyglądał wtedy na bardzo zranionego, jak gdyby coś właśnie mu odebrano. Może nadzieję... ale nadzieję na co?

Tamtego wieczora w gabinecie, podręczny nie miał zbyt wiele czasu na myślenie, teraz jednak, z odtwarzanej w głowie sytuacji, mógł wyłuszczyć szczegóły, umykające mu do tej pory, jak na przykład pobladła twarz Atariego w chwili, gdy stanął przed nim, trzymając wyciągniętą z kominka figurkę. Czy nie tego właśnie chciał, wymyślając próbę ognia, a może liczył, że Uriel się podoła? A może próbował uzmysłowić słudze jego bezradność, jak gdyby nie odczuwał jej już wcześniej? I co dalej?

Trzeciego dnia niedających żadnych odpowiedzi rozmyślań, podręczny czuł, że za chwilę oszaleje. Skronie pulsowały bólem i nie potrafił znaleźć sobie miejsca w niewielkim pokoiku. Jedyną osobą mogącą udzielić odpowiedzi na gnębiące chłopaka pytania, był właściciel, ale ten, jak przewidziała AnnaSu unikał niewolnego.

Uriel podjął decyzję i ruszył ku drzwiom. Na myśl o spotkaniu pana swojego życia, serce chłopaka biło coraz szybciej. Sługa liczył się z możliwością kolejnej kary za nieposłuszeństwo, ale istniał cień szansy, że zanim to nastąpi, uzyska odpowiedzi przynajmniej na część gnębiących pytań. Wszystko wydawało się lepsze od niepewności.

Nikt nie pilnował prowizorycznej celi, gdzie umieszczono chłopaka, a główny hol świecił pustkami. Niewolny zerknął w stronę schodów prowadzących na piętro do apartamentu, ale tam również nie dostrzegł nikogo z ochrony. Dochodziła ósma rano, więc pan powinien znajdować się jeszcze u siebie.

Sługa zamknął za sobą drzwi i cicho przemknął pod najbliższą kolumnę. Miał nadzieję pozostać niezauważonym przez strażników, którzy mógli w każdej chwili wyjść z kuchni. Wysiłki jednak okazały się daremne.

- Co tutaj robisz?

Pytanie wypowiedziane nieprzyjemnym, dobrze znanym głosem, sprawiło, że Uriel zadrżał, odwrócił się gwałtownie i stanął twarzą w twarz z Tobiaszem.

"Tylko jego brakowało" - pomyślał i zaczerpnął głęboko powietrza. Bardzo starał się wyglądać na spokojnego i opanowanego. Chociaż od zajścia w piwnicy na wino, ochroniarz dał mu spokój, chłopak nie zamierzał tracić czujności.

- Muszę porozmawiać z panem – oświadczył.

Zmusił się do patrzenia przeciwnikowi w oczy i lekko wysunął do przodu podbródek. Nie miał zamiaru okazywać strachu.

- To możesz mieć problem. - Na twarzy Tobiasza pojawił się nieprzyjemny, złośliwy półuśmiech. - Szef wyjeżdża dzisiaj w interesach i nie wróci przez tydzień czy dwa. Właśnie zaniosłem jego walizki do samochodu.

Ramiona Uriela ugięły się pod wpływem niewidzialnego ciężaru. Tyle wysiłku kosztowało go podjęcie decyzji, żeby dosłownie zaraz przekonał się o niemożności jej wykonania.

Ostatni raz spojrzał w stronę schodów i ruszył do pokoju, ale nieoczekiwane słowa Tobiasza sprawiły, że zatrzymał się w pół kroku.

- Jeszcze nie opuścił rezydencji i jeśli naprawdę ci zależy, pieseczku... - Niedokończone zdanie zawisło między mężczyznami, na nowo podpalając w niewolnym iskierkę nadziei.

- To gdzie jest? - Wbił w ochroniarza pytające spojrzenie i nerwowo przełknął ślinę. Wiedział, że powinien być bardziej czujny w stosunku do obrzydliwego typa, ale nie potrafił wypuścić z rąk nikłej nadziei.

- Nie wiem, dlaczego miałbym ci pomóc pieseczku, kiedy byłeś dla mnie tak niemiły, ale... - Widząc zdenerwowanie sługi, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, sycił się posiadaną przewagą. - Ale może mi się kiedyś odwdzięczysz. Szef przed wyjazdem miał jeszcze zajrzeć do psiarni i zobaczyć, jak ma się nowy miot szczeniąt.

"To mogło się zgadzać, Liz ostatnio wspominała o pieskach" - pomyślał chłopak i nie czekając na dalsze wyjaśnienia, ruszył ku wyjściu, ale kolejne słowa Tobiasza sprawiły, że ponownie przystanął.

- Wiesz w ogóle, gdzie masz iść, byłeś kiedykolwiek w psiarni?

- Nie, ale chyba posiadłość nie jest aż taka duża, powinienem znaleźć drogę, jakoś... - Uriel pojedynczym skinieniem głowy próbował dodać sobie otuchy. Wyciągnął buty z wmontowanej w ścianę, prawie niewidocznej szafki przy drzwiach i wsunął je na stopy, gotowy ruszyć na poszukiwania pana.

- Możecie się minąć, bo teren jest znacznie rozleglejszy, niż ci się zdaje pieseczku. - Strażnik niespiesznie ruszył w stronę niewolnego, ale zatrzymał się w odległości półtora metra od chłopaka. Z jego twarzy zniknął złośliwy uśmiech, wyglądał, jak gdyby nad czymś myślał. - Idź na tyły domu i zaczekaj przy zagajniku. Zaprowadzę cię na miejsce, ale wolałbym, żeby nikt nie widział nas razem. Zdajesz sobie sprawę, że powinienem zamknąć cię z powrotem?

Uriel skinął głową i ostrożnie wyszedł na zewnątrz, gdzie owiało go chłodne, wczesnowiosenne powietrze. Okrążył duży dom i starając się, by pozostać niezauważonym, ukrył wśród młodych drzew. Nie rozumiał, dlaczego Tobiasz zaoferował się z pomocą, ale postanowił tego zbytnio nie roztrząsać.

Mogło się okazać, że na zachowanie strażnika, wpływ miały częste wizyty w gabinecie lekarskim i pieprzenie młodego doktora. Na wspomnienie sceny podejrzanej niechcący jakiś czas temu, niewolny skrzywił się z niechęcią.

Ochroniarz zjawił się po kilku minutach, wyminął chłopaka, jak gdyby wcale go nie zauważył i ruszył przed siebie rzadko uczęszczaną ścieżką. Słudze nie pozostało nic innego, jak podążyć za nim w pewnej odległości. Szli w milczeniu, ale to akurat było Urielowi na rękę, bo szczerze nie cierpiał swojego przewodnika. Teren był większy, niż sobie wyobrażał, przypominał młody las z kilkoma starannie rozmieszczonymi małymi polankami. Miejsce idealne dla kogoś, kto w środku miasta chce poobcować z przyrodą i pobyć w odosobnieniu. Chłopak bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak w letni dzień rozsiada się pod jednym z drzew i chłonie zielony spokój miejsca.

Odgłos szczekania psów dotarł do nich na długo przed tym, zanim zobaczyli wąski, prostokątny budynek z wybiegiem. Tobiasz gestem wskazał chłopakowi, żeby zaczekał, a sam wszedł do środka, ale nie zabawił tam więcej niż minutę.

- Szef już wyszedł – oznajmił i przez chwilę obserwował, kiedy na twarzy sługi pojawi się wyraz rozczarowania. Domyślił się, ile kosztowało chłopca podjęcie decyzji o rozmowie z właścicielem. - Sukę z młodymi przeniesiono do komórki, bo obecność psów w innych boksach ją denerwowała. Tam go znajdziesz. - Wskazał ręką niewielki budynek kilkadziesiąt metrów dalej. - Idź.

Uriel nerwowo przełknął ślinę i na sztywnych nogach ruszył przed siebie. Jeszcze chwilę temu wydawał się zdeterminowany, ale teraz, kiedy spotkanie z Atarim było już tak blisko, ogarnęły go wątpliwości. Czy na pewno postępował właściwie, a może lepiej gdyby zaczekał na wezwanie pana i dopiero wtedy się z nim rozmówił? Nagle zapragnął zawrócić, puścić się pędem w stronę domu i ukryć, w bezpiecznym pokoju.

Nie bądź tchórzem, ogarnij się, nakazał sobie w myślach z ręką uniesioną do klamki, trochę zdziwiony, że ze środka budynku nie dochodził żaden dźwięk.

Uchylił drzwi, jednak zanim zdążył przekroczyć próg, poczuł uderzenie w tył głowy i ból na tyle silny, że przed oczami pojawiły się mroczki. Na chwilę stracił orientację. Pchnięty do środka upadł na kolana, ale zanim zdążył się podnieść, napastnik kopnął go w plecy. Krzyknął i upadł na brzuch. Przerażony odwrócił głowę i zobaczył nad sobą szeroko uśmiechniętą twarz Tobiasza.

- Jak widzisz, suki tutaj nie ma, ale jeden słodki szczeniaczek jak najbardziej – zarechotał ochroniarz, po czym obleśnie oblizał usta.

Urielowi ze strachu zrobiło się niedobrze. Gorączkowo myślał, czy gdyby zaczął krzyczeć, ktokolwiek przyszedłby mu z pomocą, albo czy sam mógłby coś zrobić, żeby jakoś powstrzymać napastnika. Chciał się odczołgać, ale kiedy tylko wyciągnął przed siebie rękę, biały opatrunek na dłoni został przyciśnięty masywnym czarnym butem. Krzyknął z bólu, za co natychmiast spotkała go kara w postaci kolejnego uderzenia w tył głowy.

- Zapłacisz za to – stęknął chłopak, mając nadzieję, że głos za bardzo mu nie drży.

- Nie sądzę, pieseczku. - Obrzydliwy uśmiech nadal nie schodził z twarzy strażnika. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. - A wiesz dlaczego? Bo trupy nie mówią. Pan Atari niedługo dostanie informację, że jego pieszczoszek próbował uciec, niestety podczas wspinaczki na mur spadł i uderzył potylicą o kamień.

Ciało podręcznego przeszedł dreszcz. Wyglądało na to, że nie miał szansy opuścić szopy w jednym kawałku, chyba że wydarzy się cud.

Tobiasz złapał Uriela za włosy i brutalnie uniósł ku sobie pobladłą twarz, żeby lepiej się jej przyjrzeć w ciemnym wnętrzu. Sycił wzrok strachem wyzierającym z niebieskich oczu. Właśnie takiego chciał widzieć dzieciaka od samego początku, bezradnego i przerażonego. Rozkoszował się obecną chwilą.

- Ale żebyś nie myślał, że jestem ostatnim skurwielem, mam dla ciebie ostatni prezent. - Ochroniarz wyciągnął z kieszeni szklaną fiolkę z niebieską substancją, otworzył ją zręcznie i podsunął pod nos niewolnego. - Sztachnij się.

Nie - jęknął w duchu chłopak i spróbował odwrócić głowę, jednak wplecione we włosy palce napastnika skutecznie to uniemożliwiały. Mógł jedynie wstrzymać oddech, wiedział jednak, że długo tak nie wytrzyma. Wkrótce musiał zaczerpnąć powietrza, a wraz z nim gardło i płuca wypełnił słodkawy opar. Serce sługi przyspieszyło gwałtownie, poczuł gorąco rozlewające się po całym ciele. Oszołomiony nie był w stanie skupić na niczym wzroku, wszystko zdawało się rozmazywać.

- Świetnie. - Ochroniarz puścił włosy swojej ofiary i poklepał go lekko po policzku. - Zrobi ci się po tym dobrze, albo... albo wręcz przeciwnie. Nie pamiętam -  roześmiał się głośno.

Wstał i podszedł do ustawionej pod ścianą półki. Włączył niewielką lampkę, która zalała pomieszczenie łagodnym światłem. Kiedy wrócił do leżącego na podłodze chłopaka, kopniakiem w żebra obrócił go na bok, ułatwiając sobie dostęp do zapięcia spodni. Odpiął guzik i rozsunął rozporek, a potem zsunął czarne jeansy wraz z bielizną, prawie do kostek. Przyjrzał się idealnie okrągłym, drobnym pośladkom, a potem z całej siły uderzył w jeden z nich otwartą dłonią. Podręczny zawył z bólu, a na jasnej skórze natychmiast pojawił się czerwony ślad. Tobiasz uśmiechnął się ponownie, od dawna marzył, żeby wycisnąć z ust tego szczeniaka skomlenie i nareszcie miał gówniarza dla siebie. Tym razem nie musiał pobudzać się ręką, czuł, że za chwilę erekcja rozerwie mu spodnie.

- I jak, możemy zaczynać? - Chciał wzbudzić więcej strachu, otarł się o chłopaka i końcem języka polizał mokrą od potu skórę na szyi.

Drzwi komórki otworzyły się na oścież i z głośnym hukiem uderzyły o ścianę. Uriel próbował dostrzec, kto stoi w progu, ale widział jedynie rozmazany, czarny kontur sylwetki. Podświadomie czuł, że przybył ratunek i teraz już wszystko będzie dobrze.

Dziękuję ci, boże – westchnął w duchu. Oparł rozpalony policzek o chłodne podłoże, a później świadomość go opuściła.

 

Ruka jedną ręką przytrzymywał strażnika za gardło przy ścianie, drugą zaś zaciśniętą w pięść uderzał po twarzy. Mężczyzna widział wszystko przez czerwoną mgłę, miał tylko jeden cel - zatłuc ścierwo, które odważyło się położyć ręce na jego własności. Tobiasz na początku próbował się bronić, bełkotliwie wymyślać wymówki, jednak w konfrontacji z furią szefa nie miał najmniejszych szans i gdyby nie zaciśnięta na szyi dłoń, osunąłby się na ziemię jak szmaciana kukła. Ze złamanego nosa krew ściekała do gardła, ale nie mógł jej odpluć, czuł szum w uszach, a Atari najwyraźniej wcale nie miał jeszcze dosyć. Cios za ciosem, później znowu i jeszcze.

- Panie Atari, niech go pan zostawi, to można skończyć później, teraz musimy zająć się młodym.

Rudowłosy lekarz spojrzał na właściciela w nadziei, że ten się opamięta, zanim zabije strażnika. Jako pierwszy uklęknął przy nieprzytomnym blondynie i sprawdził puls, a potem dyskretnie podciągnął jego spodnie. Mógł się domyślać, jak bardzo upokorzony i skrępowany byłby chłopak, gdyby nieoczekiwanie się ocknął, świecąc przy swoim panu i przy nim gołym tyłkiem. Na pierwszy rzut oka, obrażenia Uriela nie wyglądały na groźne, medyka niepokoiła jednak szklana fiolka z resztkami jakiejś substancji pozostawiona na podłodze. Jeśli młodemu podano narkotyk, to w rezydencji nie posiadał odpowiedniego sprzętu, żeby poznać jego skład, działanie i potencjalne skutki. Jedyne co mógł zrobić, to obserwować podręcznego i reagować w razie konieczności.

Atari wypuścił wreszcie z uścisku ochroniarza, pozwalając osunąć się na ziemię, po czym odwrócił się w stronę Griszy. Przez chwilę koncentrował wzrok tylko na nim w obawie, że gdy spojrzy na nieprzytomnego chłopaka, zapragnie dokończyć dzieło i zabije skurwysyna, który odważył się go skrzywdzić.

- Co z nim? - Mężczyzna starał się wyrównać oddech i dopiero wtedy popatrzył na nieruchome, drobne ciało. Dlaczego nie kazał go pilnować, chociaż wiedział, że pozbawiony instynktu samozachowawczego dzieciak, prędzej czy później wpakuje się w kłopoty? Gdyby coś mu się stało...

- Możliwe, że nic, ale to się okaże, kiedy odzyska przytomność – odpowiedział doktorek, poirytowany faktem, że w obecnej sytuacji niewiele może zrobić. - Przede wszystkim musimy go stąd zabrać.

Ruka pochylił się nad nieprzytomnym sługą, chcąc podnieść nieszczęśnika i wynieść na zewnątrz.

- Czy to dla niego bezpieczne? - zapytał z niepewnym wyrazem twarzy i wyciągniętymi w stronę blondyna rękami.

- Tak. - Widząc obawę i troskę, malujące się na twarzy pana, Grisza z trudem powstrzymał uśmiech. - Chyba nie ma żadnych złamań, jedynie kilka siniaków, nie wiem tylko, co mu podano.

Wzięty na ręce Uriel jęknął, ale nie otworzył oczu, wtulił się jedynie w otaczające go ramiona i pozwolił się nieść.

- Zabierz tego gnoja do piwnicy. - Atari wydał polecenie Winowi, który właśnie pojawił się w drzwiach.

 

Uriel ocknął się, jednak jeszcze przez chwilę leżał w bezruchu z zamkniętymi oczami. O tym, że nie znajduje się już w komórce, zorientował się natychmiast, bo nie odczuwał bólu, a pod plecami nie znajdował desek tylko miękki materac. Ktoś delikatnie gładził włosy i policzek, szeptał coś uspokajająco, ale niewolny nie potrafił zrozumieć słów. Miał pewność, że znał ten dotyk... kojarzył delikatność smukłych palców. Te dłonie nie zawsze zdradzały czułość, zdarzało im się również rozdzierać na strzępy świat chłopaka po to, by potem sklejać go zupełnie inaczej, ale w tej chwili przyciągały Uriela ciepłem. Stanowiły coś, czego mógł się uchwycić.

Kiedy zdecydował się otworzyć oczy, zobaczył nad sobą sztucznie postarzane belki sufitu. – Tak jak pierwszej nocy – pomyślał, ale dziś był to widok, który działał kojąco.

- Jesteś bezpieczny. - Ruka siedział na krawędzi łóżka i przyglądał się chłopakowi z troską. - Już w porządku, nic ci nie będzie, narkotyk przestanie wkrótce działać.

Właśnie, narkotyk – Uriel przypomniał sobie o środku zaaplikowanym mu przez Tobiasza i zadrżał lekko. - Nie pamiętał wszystkiego, co się później działo, w głowie pojawiały się jedynie wyrywki wspomnień, a i one nie były całkiem wyraźne. Pamiętał ból w okolicy żeber, wykrzywioną nad nim twarz strażnika, szarpanie... Później ktoś niósł go bardzo ostrożnie... I znowu czarna dziura, aż do przebudzenia w sypialni.

- Czy on... Czy... - Nie był w stanie wykrztusić pytania, ale Atari i tak zrozumiał, o co mu chodzi.

- Nie, dzięki Griszy zdążyłem na czas. - Właściciel chciał się wyprostować i zabrać rękę, ale niespodziewanie chłopiec wczepił się w nią drobnymi palcami, aby przytrzymać przy swoim policzku. Ruka zamarł zaskoczony. - Tobiasz więcej cię nie skrzywdzi i zanim zapytasz, nie zabiłem go na miejscu, ale wkrótce będzie żałował, że tak się nie stało.

W oczach Uriela pojawiły się łzy, które pan ostrożnie wytarł kciukiem. Po raz pierwszy czuł się przy młodym słudze tak zmieszany i całkowicie bezradny.

- Ja chciałem pana znaleźć. Chciałem podziękować za odesłanie Eriki i przeprosić, bo to wszystko moja wina. – Słowa niewolnika były niewiele tylko głośniejsze od szeptu. Właściciel musiał przysunąć się bliżej, żeby cokolwiek zrozumieć. - Sytuacja w gabinecie... gdybym powiedział prawdę, w ogóle by się nie zdarzyła. Nie rozzłościłbym pana.

- Już dobrze, nie myśl teraz o tym. - Atari, gdyby tylko mógł, sam zapomniałby o tamtym zajściu, ale nawet wypity alkohol nie był w stanie go wymazać, nie tłumił poczucia winy. W snach pojawiały się pełne udręki błękitne oczy, zapach palonego ciała, kiedy Uriel wyciągnął z kominka rozżarzoną figurkę.

- AnnaSu opowiedziała mi... i chyba teraz lepiej rozumiem. Może nie wszystko jeszcze, ale więcej. - Kolejne słowa chłopca wyrwały Ruka z zamyślenia.

Mężczyzna nie miał pewności, czy obecnie bardziej chciał podziękować kucharce, czy udusić ją za zbytnie gadulstwo. W tym domu istniały rzeczy, o których nigdy nie powinno się wspominać, ale jeżeli mogły sprawić, że Uriel mu wybaczy, może było warto.

Atariemu udało się wreszcie wyplątać dłoń z uścisku niewolnego i wstać. Widok drobnej postaci umieszczonej na środku łóżka sprawiał mu niemal fizyczny ból. Miał dzieciaka tak blisko, a jednak nic nie mógł z tym zrobić, jeśli nie chciał go wystraszyć.

Kiedy chłopak głośno przełknął ślinę, właściciel złapał się myśli, jak bardzo pragnie ustami podążyć za tym dźwiękiem, poprzez szyję, obojczyk i niżej.

- Powinieneś jeszcze trochę się przespać – powiedział Ruka. Próbował ukryć chrapliwość własnego głosu. - Zostawię cię teraz i przeniosę się do innej sypialni.

- Proszę mnie nie zostawiać – błagalnie wyszeptał Uriel, a ręka, która jeszcze przed chwilą spoczywała na kołdrze, wczepiła się w nogawkę spodni pana, mnąc materiał.

Atari zesztywniał i poczuł, jak na czoło występują mu krople potu. Powinien był się wyrwać i dla ich wspólnego dobra opuścić apartament, tymczasem nogi, jak gdyby wrosły mu w podłogę.

Czy dzieciak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, co mu groziło?

- Posłuchaj Urielu – mężczyzna starał się mówić łagodnie, jak do niczego nieświadomego, wystraszonego dziecka. - Jeśli w tej chwili nie wyjdę, mogę się nie powstrzymać i zrobić ci to samo, co planował Tobiasz.

Spróbował odgiąć palce podręcznego i się oswobodzić, te jednak zaciskały się z rozpaczliwą siłą kogoś, kto walczy o przeżycie.

- To nie będzie to samo. - Własne słowa zaskoczyły chłopaka, niemal tak samo jak właściciela. Ale to nie miało znaczenia, młodzik wiedział jedynie, że potrzebuje siły stojącego przy łóżku mężczyzny. Chciał wchłonąć jak najwięcej ciepła i odwagi. - Nie będzie, jeśli tego właśnie chcę, prawda?

- Nadal jesteś naćpany, kiedy narkotyk przestanie działać, pożałujesz tego, co właśnie powiedziałeś.

- Nie będę żałować. - Na twarzy Uriela malował się wyraz determinacji. Zamierzał pozwolić panu na wszystko, co mogło zetrzeć wspomnienia dzisiejszego dnia i zastąpić czymś innym. - Proszę.

Z gardła Ruka wyrwał się niekontrolowany pomruk, a ciało opuściła resztka samokontroli. Nawet święty nie potrafiłby oprzeć się takim błaganiom, a co dopiero diabeł, taki jak on. Zerwał z siebie koszulę i wsunął się na materac. Wsparty na łokciu, drugą ręką obrócił ku sobie drobną twarz podręcznego tak, że dzieliło ich jedynie kilka centymetrów.

- Zdajesz sobie sprawę, że teraz już nie zawrócę, nawet jeśli za moment zaczniesz błagać, żebym przestał? - Atari czuł w uszach gwałtowne bicie własnego serca.

Wbrew oczekiwaniom sługa nie próbował się wyrwać, zamiast tego przysunął bliżej i dotknął zamkniętymi ustami warg właściciela. Słodka niewinność tego gestu sprawiła, że Ruka poczuł prąd przepływający przez kręgosłup. Nie przerywając pocałunku, ułożył głowę podręcznego na poduszce i wniknął językiem w ciepłą przestrzeń, pieścił, badał wnętrze ust, czekał na odpowiedź Uriela, a kiedy ta nastąpiła, zadrżał z ekscytacji. Oczy chłopaka zrobiły się szkliste, półprzytomne, wyciągnął rękę, nie wiedział jednak, czy wolno mu dotknąć mężczyzny, szybko ją cofnął, wczepił palce w prześcieradło.

- Możesz to zrobić – zachrypniętym głosem wyszeptał Atari i przeniósł pocałunek na linię szczęki niewolnika.

Schwycił małą dłoń i niespiesznie umieścił na swojej piersi, demonstrował, jak chce być dotykany. Dzieciak okazał się bardzo pojętny i już po chwili drobne palce zaczęły wodzić po twardych, zroszonych potem mięśniach torsu żebrach. Początkowo nieśmiało, później z coraz większą odwagą wydawały się żyć własnym życiem, bez udziału woli. Ruka zamruczał z zadowoleniem, kontynuował wędrówkę ust przez szyję, po niewielkie zagłębienie między obojczykiem. Zdjął z niewolnika górę od piżamy, pochylił głowę i owiał gorącym oddechem twardniejący sutek. Usłyszał ciche jęknięcie, spojrzał na zarumienioną twarz chłopaka, na mokre rzęsy, wilgotne, rozchylone usta. Nie mógł uwierzyć, że niechętny do niedawna sługa, oddawał mu się teraz z taką słodyczą.

- Jesteś posiniaczony. – Ostrożnie dotknął fioletowego sińca na boku Uriela, a blade ciało w momencie pokryło się gęsią skórką.

- To nic. Więcej... - Niewolny poruszył się nieznacznie, próbując przylgnąć do pieszczących go dłoni. Nawet w najśmielszych fantazjach nie przypuszczał, że dotyk pana sprawi mu tyle rozkoszy.

Ruka nerwowo przełknął ślinę. Szukał w sobie samokontroli, żeby nie ściągnąć z chłopaka reszty piżamy i nie zerżnąć go bez wcześniejszego gruntownego przygotowania. Ze wszech miar starał się być delikatny i dać Urielowi upragnioną przyjemność.

Ręka Atariego zawędrowała w okolicę gumy od spodni i nie napotkawszy sprzeciwu ze strony dzieciaka, jednym szarpnięciem pociągnęła je w dół. Jeszcze na chwilę pochylił się nad sługą, by głębokim pocałunkiem stłumić ewentualny protest, potem pozbył się również reszty swojej odzieży i uklęknął pomiędzy rozsuniętymi udami. Ujął wielką dłonią oba członki tak, że delikatnie ocierały się o siebie.

- Nie... To jest... - wyjęczał chłopak w ekstazie, kiedy drobne ciało wygięło się w łuk.

- Dokładnie tak, o to właśnie chodzi mój słodki Urielu. – Ruka wzmocnił chwyt i przyspieszył.

Z zadowoleniem patrzył na efekty swoich działań, kiedy po chwili lepka, ciepła ciecz z członka chłopaka zalała mu palce. Przez chwilę napawał się bezsilnym, zamglonym spojrzeniem podręcznego i wiedział, że dzieciak pozwoli mu teraz na wszystko. Odsunął się odrobinę, by wyciągnąć z szafki małą buteleczkę i wsunąć pod tyłek Uriela poduszkę. Kiedy wylał trochę chłodnego lubrykantu na zaciśnięty zwieracz, niewolnik zesztywniał na chwilę.

- Spokojnie, będzie ci dobrze. Nie bój się – coraz bardziej rozgorączkowanym głosem wyszeptał Atari i delikatnie pogładził skórę wewnętrznej strony ud.

Najostrożniej jak potrafił, wsunął wskazujący palec w ciasne nawilżone wnętrze, gdzie na głębokości kilku centymetrów namacał niewielkie zgrubienie. Przycisnął lekko i potarł. Z zachwytem zarejestrował reakcje Uriela, który zadrżał na całym ciele i wysunął biodra ku górze. Czuł, że nie jest w stanie czekać ani chwili dłużej, zabrał palec, przyłożył sztywnego penisa do malutkiego otworu i pchnął, wchodząc do połowy swojej długości.

Dzieciak jęknął cicho, wykrzywił usta w wyrazie niezadowolenia. Uczucie wypełnienia było dziwne, jednak nie tak bolesne, jak zapamiętał z pierwszego razu. Był w stanie wytrzymać to, a nawet dużo więcej, wiedząc, jak jego pan bardzo się stara, żeby panować nad sobą i nie zrobić mu krzywdy. Widział krople potu na czole, wyraz skupienia na surowej twarzy. Chciał jej dotknąć, palcami wygładzić zmarszczkę między brwiami, ale nie miał odwagi.

Ruka przez chwilę pozostawał w bezruchu, pozwalając podręcznemu przyzwyczaić się do kształtu i długości intruza, a kiedy uznał, że wszystko jest w porządku, wsunął się głębiej. Z każdym następnym pchnięciem oddech przyspieszał. Kiedy zobaczył, że chłopak chce wyciągnąć do niego ręce, nakrył go własnym ciałem i pocałował w skroń. W momencie, w którym doszedł, Uriel wtulił twarz w jego szyję.

Następne częściBez skrzydeł cz 24

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (32)

  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Co za 'piękna miłość', dzieciak pewnie szczęśliwy, nie mówiąc już o właścicielu... zawsze mnie ciekawiło, co takiego widzisz w wykorzystywaniu dzieci, że wybrałaś taki temat? Masz syna, chciałabyś żeby twoje dziecko ktoś tak 'uszczęśliwił'?
  • Angela 4 miesiące temu
    Dzieciak ma skończone dwadzieścia lat (o czym wspomniałam w 8 rozdziale), a różnica wieku
    pomiędzy nim a Atarim wynosi jedynie dziesięć lat. Nie takie rzeczy się zdarzają.
    Swoją drogą to zabawne, że tak przeżywasz "papierowego" bohatera : )))
    Mimo to miło, że zerknęłaś : )
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Angela, skoro ma dwadzieścia lat, to jaki z niego dzieciak? Nie czytam wszystkich rozdziałów, akurat ten przez przypadek...

    Owszem, przeżywam zawsze i wszędzie krzywdę dzieci. Nie potrafię inaczej, może za dużo tej krzywdy widziałam...
    Myślałam, że to jakiś dziesięciolatek...
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Dlaczego wybrałaś temat gejowskiej miłości? Poniekąd wymuszonej, zależnej od starszych facetów?
  • Angela 4 miesiące temu
    Grafomanka "dzieciak", bo poza małą Liz, jest najmłodszym mieszkańcem posiadłości.
    we wcześniejszych częściach zaznaczyłam, że zwyczajnie wygląda młodo.
  • Angela 4 miesiące temu
    Grafomanka wybrałam, bo mogłam i tyle powinno Ci wystarczyć.
    A czy uczucia będą prawdziwe czy wymuszone, o tym w przyszłości
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Wyobraź sobie chłopaka, szesnastoletniego, ucieka z domu, bo dobierał się do niego konkubent matki. Nocuje na dworcu centralnym w Warszawie. Pewnego dnia, kiedy żebrze o jakieś pieniądze, spotyka faceta który chce mu pomóc. Namawia go, żeby z nim poszedł, da mu pokój, jedzenie, za to zajmie się ogrodem itd.
    Dzieciak się zgadza, idzie z typem do jego chałupy. Tam ma faktycznie pokój, jedzenie.
    Śpi spokojnie, po kąpieli i założeniu czystych ciuchów.

    Na drugi dzień przyjeżdża po niego inny typ i wywozi go do Niemiec. To nie burdel, prywatna chałupa, ale przychodzą starzy, nadziani goście i żądają pełnej obsługi. Takich jak on jest tam kilku, robią za tanie dziwki, w zamian dostają jedzenie. Jeżeli na coś się nie zgadzają są bici przez tzw. ochronę.

    Po kilku latach, zakochuje się w naszym bohaterze jakiś bardzo stary Niemiec i wykupuje go.
    Chłopak ucieka wtedy i wraca do Polski. Jest okaleczony psychicznie i fizycznie, ale stara się odnaleźć. Nikomu oczywiście nie mówi jak żył w Niemczech.
    Poznaje dziewczynę, zakochuje się, laska zachodzi w ciążę. Wydaje się, że mu się udało.

    Wszystko pozornie, bo chłopak ciągle budzi się w nocy z krzykiem, mało tego odpycha i bije wszystkich, którzy starają się go wybudzić z koszmaru. Dziewczyna odchodzi, bo nie potrafi tak żyć, tym bardziej że jest ciągle drażliwy, zdenerwowany, za byle co wydziera się i wyzywa.

    Znowu zostaje sam. Pomaga mu matka, która jest teraz sama. Konkubent odszedł do innej, która miała dzieci.
    Matka nic nie wie o przeszłości, domyśla się co prawda, po tych nocnych koszmarach, prawdy, ale milczy.
    Chłopak idzie na terapię, chce odzyskać laskę i dziecko. Wyrzuca z siebie wszystko, co ukrywał. Nie pomaga mu to.
    Któregoś dnia przecina żyły i wykrwawia się.

    Dlaczego to piszę?
    Wykorzystywanie nie jest czymś dobrym, jak to namalowałaś. Może wystąpić syndrom sztokholmski i ofiara zakocha się w oprawcy, ale jedynie w wyniku strachu, przetrzymywania, więzienia. Nie będzie jednak to miłość, ognista namiętność, ale forma przetrwania, tym bardziej ciężka, że trudna do powrotu do normalności, zakładając że w ogóle się uda.

    Pomyśl o tym kontynuując pisanie...
  • Angela 4 miesiące temu
    Grafomanka chyba zapominasz, że to tylko fikcja literacka.
    Nie siedzisz w głowach MOICH postaci, a co za tym idzie, nie będziesz dyktowała,
    co mają czuć, czy myśleć. Poprowadzę historię tak, jak ja tego chcę.
    Jeśli opowiadanie tak bardzo Cię stresuje, może odpuść sobie kolejne części,
    po co Ci to?
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Kilkanaście lat życia, a jakie piekło przeszedł. Był tylko dumny, że pomógł tym, którzy tam zostali... a przecież to kropla w morzu. Codziennie znikają młodzi ludzie, dzieci i ślad po nich ginie...

    Nie chodzi o stres, ale o zrozumienie dla pokrzywdzonych przez los. Ciężko czytać takie bzdety, gdy obok leży naga, bezlitosna prawda... zobacz ją może, odczuj.
  • Angela 4 miesiące temu
    Z Twojego pisania wynika, że należałoby odpuścić sobie również fantastykę, bo to przecież
    nie naga, bezlitosna prawda. A jednak ludzie piszą i czytają.
    Ja będę pisać o czym chcę, a Ty czytać tego nie musisz.
    Myślę, że to na tyle w temacie.
    Dziękuję za uwagę
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Angela, niepotrzebnie się irytujesz. Ja patrzę przez pryzmat skrzywdzonych dzieciaków, takie skrzywienie.

    Pisz, jeżeli znajdujesz w tym przyjemność... swoją drogą nie uważasz, że to dobrze, kiedy czytelnicy zadają pytania, analizują tekst i bohaterów?
    Wolisz 'podoba mi się 5'?
  • Angela 4 miesiące temu
    Grafomanka oczywiście, że mogą pytać, ale nie powinni podstawiać postaci, pod
    przez siebie wycięty szablon, że jak ja tak czuję, to inni też.
    Bo nie wszystko da się wyrównać do jednej linii.
    Może tak poczekać, co będzie dalej.
    Znikam do spania, dziękuję za dyskusję.
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Angela, to akurat nie jest fikcyjna postać, autentyk. Przypomniał mi się w temacie podobnym.

    Ja też uciekam.
    Pozdrawiam
  • Wzorowa Płaczlinda 4 miesiące temu
    Angela koleżanka ma wstrząs fiksacyjny
  • Angela 4 miesiące temu
    Wzorowa Płaczlinda a niech sobie ma co tam chce, na zdrowie 🙂
  • Szpilka 4 miesiące temu
    Angela, jak Ty ładnie i z finezją opisałaś zbliżenie między mężczyznami. Bardzo dobre pisanie, masz literacki talent i nie daj sobie wmówić zawistnikom, że jest inaczej ( • ᴗ - ) ✧
  • Angela 4 miesiące temu
    Dziękuję Szpileczko, dodałaś mi trochę otuchy, bo jak zwykle się bałam, że wyszło jałowo.
    Zapewniłaś mi uśmiech na cały dzień 😊
    Pozdrawiam
  • Bettina 4 miesiące temu
    Mogło się okazać, że na zachowanie strażnika, wpływ miały częste wizyty w gabinecie lekarskim i pieprzenie młodego doktora. Na wspomnienie sceny podejrzanej niechcący jakiś czas temu, niewolny skrzywił się z niechęcią.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Podejrzana scena - podglądniẹta
    Niechcący skrzywił siẹ - nie mial zamiaru - w sposob niekontrolowany - udawal emocje checi

    Bardzo fajny fragment do analizy..
  • Bettina 4 miesiące temu
    Łączysz zwiazki frazeologiczne w sposob tak niekontrolowany, ze ...slowo straznik.
  • Angela 4 miesiące temu
    Bettina ić ze swoimi analizami gdzie indziej. Podobno nie czytasz tekstów, pisanych przez kobiety. Zapomniałaś?
  • Bettina 4 miesiące temu
    Angela
    Nie czytam poezji, proze zawsze.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Jak sobie wyobrazasz osobe Aniola, bo to chyba o upadlym Aniele? Nie kontrolujacego swoich emoji, ktorych nie ma. Tylko rodzaje energii.
    Ale to Twoj problem
  • Angela 4 miesiące temu
    Nie, to nie jest o aniele, Uriel jest człowiekiem. Gdybyś nie zauważyła, ta część jest 23, więc nic nie wiesz o postaciach, jeśli wlazłaś tylko tutaj.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Angela
    A, czlowiekiem, sorry, to podlega jakims cechom, swoim - teoria dynamizmu.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Zachowania kostiumowe.
    Na przyklad endodynamicy musza źle skonczyv.
    Statycy sa podgladaczami.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Egzodynamiczny statyk to Hamlet. It'd.
  • Bettina 4 miesiące temu
    Z jakiegos powodu ludzie mowia Te a nie Tamte rzeczy.

    Powodzenia
  • Ciemna Strona Mocy 4 miesiące temu
    Wyżyny obrzydliwości
    Niziny moralne
    Tfu tfu ja ci cijuż coś mówiłem. nie ogarnełaś
  • Angela 4 miesiące temu
    Ciemniak, czy Ty próbowałeś mi reklamę zrobić?
    Nie ma potrzeby, mówiłam: piłeś - nie pisz
  • Pasja 4 miesiące temu
    Muszę nadrobić. Pozdrowka i Wszystkiego Pięknego!
  • Angela 4 miesiące temu
    Pasjo, będzie mi bardzo przyjemnie. Jestem bardzo ciekawa Twojej szczerej opinii.
    Pozdrawiam serdecznie
    Ściskam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania