Chłopiec, którym zawładnął mrok. Część 5

Josef trzymał wymierzony palec w Stefana, który z błaganiem patrzył na swego przyjaciela. Prawie go nie poznał. Blady bardziej niż zapamiętał, zimny, odpychający, przerażający, górował nad innymi stojąc na rampie w powiewającym na wietrze kitlu. I te oczy, tak ciemne jakby tworzył je sam pierwotny mrok. Żołnierz złapał blondyna i zaczął prowadzić na ubocze.

- Nie! – lekarz zatrzymał strażnika w półkroku – Tam – wskazał inne miejsce – Zajmę się nim osobiście.

- Josef, dziękuję! Dziękuję! – wyjąkał Stefan zanosząc się płaczem.

Mengele tylko zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę wagonów.

- Otwórzcie trzeci i wypakujcie resztę – zarządził.

Strażnicy otworzyli pozostałe klatki na żelaznych kołach i wyciągnęli zlęknionych więźniów. Oczy Josefa rozbłysły.

-Stille! – odezwał się doktor, takim tonem, że zapadła natychmiastowa cisza.

Spokojnym krokiem podszedł do rzędu ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli stać się niewidzialni. Złapał młodą kobietę, o długich blond włosach, za podbródek i zmusił, by na niego spojrzała. Dziewczyna zamarła, miała wrażenie, że te puste, ciemne oczy wysysają z niej życie, a potem to spojrzenie przeniosło się na jej bliźniaczą kopię. Josef uśmiechnął się i kazał siostry postawić tam gdzie czekał Stefan. Obie cicho łkały, wtedy blondyn się do nich nachylił.

- Spokojnie. Znam go, tego lekarza. To mój przyjaciel, nie zrobi nam krzywdy.

- Ten o martwych oczach? – zapytała jedna z dziewczyn.

Stefan chciał coś odpowiedzieć, ale słuszność tego stwierdzenia sprawiła, że zaniemówił.

- Ich bitte! Speichern Sie es! – mężczyzna ukląkł i złapał poły białego fartucha.

Mengele skrzywił się i wyrwał materiał z rąk rozpaczającego ojca.

- To, że znasz niemiecki, nic nie znaczy – i dał znak żołnierzowi, by zastrzelił klęczącego.

Strażnik wymierzył i w momencie, gdy chciał nacisnąć spust powietrze przeszył krótki rozkaz.

- Halt! – Josef uniósł dłoń – Mam lepszy pomysł. Niech idzie z córkami.

Mężczyzna szeptał jakieś podziękowania, ale lekarz już nie zwracał na niego uwagi. Do grupy gdzie stał Stefan trafiło jeszcze młode małżeństwo, para, niezbyt podobnych, bliźniąt i kobieta w ciąży.

- A reszta? – zapytał żołnierz, gdy doktor odwrócił się, by zejść z rampy.

Josef zatrzymał się, odwrócił głowę tak, by widzieć ludzi kątem oka, po czym wzruszył ramionami.

- A co ma być? Do gazu – wydał wyrok dla kilkudziesięciu osób.

Część, wskazana jako zdatni do pracy, została umieszczona w barakach, grupka wybrana przez Mengele została umieszczona w specjalnych pokojach w budynku szpitala, a reszta wykonała ostatni spacer na tym świecie. Wspomnienie po tych więźniach uleciało tak szybko, jak szybko rozwiał się czarny dym unoszący się nad kominem krematorium.

 

Josef patrzył na Kremera z lekkim niedowierzaniem.

- Mam ci oddać tę ciężarną kobietę? Dlaczego?

- Carlowi bardzo zależy na ciężarnej.

- A dlaczego sam do mnie nie przyszedł?

- Jest zajęty – skłamał starzec, nie chcąc przyznać się do tego, że Clauberg po prostu się go boi – Ale ma coś w zamian – uśmiechnął się.

Mengele skrzyżował ręce na piersi i lekko uniósł brew.

- Zaskocz mnie.

Kremer krzyknął i strażnik wprowadził do gabinetu karła. Josef nie chciał okazać ekscytacji, dlatego odczekał chwilę i dopiero wtedy się odezwał.

- Zgoda – rzekł z największą łaską.

- Wiedzieliśmy, że się zgodzisz! Zawsze cię interesowała karłowatość, a to nie nasza dziedzina.

- Weźcie ją, choć nie wiem, po co wam ciężarna, do sterylizacji się nie nada.

- Nada się do wielu rzeczy – stwierdził Johann w sposób, który zwiastował śmierć.

Starzec wyszedł, a gdy żołnierz również chciał opuścić gabinet, wtedy młody lekarz zatrzymał go ruchem ręki.

- Przyprowadź mi tego blondyna z dwójki.

Chwilę później Stefan stał w pomieszczeniu wypełnionym metalowymi szafkami i z ogromnym biurkiem na środku. Josef siedział przy stosie dokumentów i nawet nie spojrzał na wprowadzonego więźnia.

- Możesz odejść, poradzę sobie – zwrócił się do strażnika.

Nastała pełna napięcia cisza. Stefan stał przy jednej ścianie, a karzeł przy drugiej. Blondyn zastanawiał się, dlaczego jemu pozwolono zostać w własnych ubraniach, a tamten ubrany był w pasiak.

- Dlatego, że on jest pacjentem, a ty asystentem – podsumował myśli przyjaciela Mengele.

- Ale…

- Żadnego ale. Będziesz mi pomagał, jasne? W końcu skończyłeś medycynę.

- Josef, co ty tu robisz? – zapytał przerażony mężczyzna.

- A ty? – odpowiedział chłodno Josef.

Blondyn westchnął i przymknął oczy.

- Członek NSDAP przyłapał mnie z kimś w łóżku – wyznał w końcu.

- Z jego żoną? – lekarz patrzył mu prosto w oczy, a jego twarz jakby była martwa.

- Z synem…

- Ciesz się, że nie zastrzelił cię na miejscu – oznajmił beznamiętnie siedzący za biurkiem, po czym wstał i otworzył drzwi do drugiego pokoju.

- Zapraszam – odezwał się do stojących więźniów.

Weszli do pomieszczenia przypominającego salę operacyjną. Szklane szafki, metalowe półki oraz blaty pełne najbardziej rozmaitych narzędzi, z czego co najmniej połowa wyglądała jak średniowieczne narzędzia tortur.

- Połóż go i przywiąż – rozkazał Josef.

Stefan stał jak sparaliżowany, a jego serce biło coraz szybciej, lecz gdy zobaczył spojrzenie przyjaciela, od razu przystąpił do działania. Karzeł nie rozumiał, co się dzieje, lecz w momencie, gdy zaczął mu zapinać skórzane pasy na nadgarstkach, zaczął się wyrywać. Po ciężkiej walce w końcu unieruchomił pacjenta, a sam stanął pod ścianą ciężko dysząc i poprawiając włosy.

- Weź notes, będziesz pisał to, co mówię.

Przywiązany mężczyzna obserwował każdy ruch doktora, a jego spazmatyczny, płytki oddech zdradzał paniczny strach. Josef zaczął mierzyć leżącego. Wzrost, obwód czaszki, długość kończyn, rozmiar nosa, uszu, oczu. Wszystko, co było możliwe do zmierzenia, opowiadając głośno o wynikach, by asystent wszystko zapisał. Następnie zbadał odruchy. Gdy karzeł już się uspokoił, bo uznał, że to zwykłe badanie, wtedy Mengele podszedł do szafki i wyciągnął długą, grubą igłę.

- Odwróć go – powiedział do Stefana, a sam szukał strzykawki.

Mężczyzna leżał na brzuchu, wtedy doktor podszedł do niego i dwoma palcami, pokrytymi lateksem rękawiczki, szukał odpowiedniego miejsca.

- O jest – uśmiechnął się.

Krzyk pacjenta niósł się po całym pomieszczeniu, odbijał się od ścian i wracał z zdwojoną siłą. Igła przebiła skórę i weszła w przestrzeń podpajęczynówkową, w odcinku lędźwiowym kręgosłupa.

- Robisz nakłucie lędźwiowe bez znieczulenia?! – krzyknął Stefan.

Josef spokojnie dokończył zabieg, odłożył strzykawkę i podszedł do przyjaciela. Jego spojrzenie wyrażało gniew skąpany w samej esencji śmierci. Stefan zrozumiał przekaz, to był ostatni raz, kiedy chciał sprzeciwić się doktorowi.

- Zostawmy go – uśmiechnął się Mengele – Niech się ocknie, a my idziemy po nasze siostrzyczki.

- Ale tu nie ma miejsca – zdziwił się Stefan.

- Myślisz, że mam jedna pracownię? – zaśmiał się Josef.

Kilkanaście minut później, w drugiej pracowni, gdzie znajdowały się dwa stoły, leżały przywiązane bliźniaczki. Ich zapłakane buzie oświetlało trupie światło lampy. Doktor znów wykonał dokładne pomiary, a następnie założył maseczkę chirurgiczną, wziął skalpel i nachylił się nad jedną z dziewczyn. Patrzyła na niego z przerażeniem i paniką wypełniającymi jej ciało. Widziała mężczyznę, zwiastun śmierci, a może samą śmierć, już chciała zacząć błagać, gdy zobaczyła, że obok nachyla się nad nią mglista postać, bacznie się jej przyglądając. Zdała sobie sprawę z tego, że błaganie nic nie da, może tylko wydłużyć cierpienie. Łza popłynęła po policzku, a ona zamknęła powieki. Ból zmusił ją do krzyku, słyszała głos siostry, zagłuszany własnym wrzaskiem. Josef naciął mostek dziewczyny tworząc głęboką ranę.

- Idealnie – uśmiechnął się sam do siebie, po czym nachylił się tak, blisko, że kobieta czuła jego oddech – Moje dzieło.

Odłożył skalpel, podszedł do lodówki, otworzył ją, wyciągnął dwie strzykawki i położył je na blacie.

- Zapisz. Przypadek pierwszy – zwrócił się do Stefana – Gronkowiec, zakażenie rany. Przypadek drugi, tyfus.

Blondyn patrzył na swego przyjaciela z mieszanką przerażenia i niedowierzania. Josef wziął strzykawkę i wbił w ranę naciętej dziewczyny. Jej krzyk wyrażał jak głęboko się wbił, a potem wymienił narzędzie i wprowadził niebezpieczną mieszankę do organizmu jej siostry.

- Drogie panie – ukłonił się przed łóżkami – Niedługo wrócimy.

Przeszli do pomieszczenia, w którym leżał karzeł. Gdy zobaczył Mengele, zaczął się wyrywać jakby sam diabeł wszedł do pomieszczenia.

- Odwróćmy go – zrobili to - Wierzga, czyli ma siłę. Dobrze – Josef podszedł do stołu i wziął dużą piłę.

Stefan zbladł. Chciał powstrzymać przyjaciela, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Doktor zasłonił twarz szklaną osłoną montowaną na głowie i złapał karła za nogę.

- Notuj reakcje – rozkazał.

I wykonał pierwszy ruch. Ostrze piły przecięło skórę i mięśnie rozlewając krew na wszystkie strony i powodując niewyobrażalny krzyk. Piła dotarła do kości, Josef mocniej się zaparł i nacisnął tnąc i łamiąc jednocześnie. Opętańcze krzyki, krew, wszędzie krew i przerażenie. To była sala tortur samej śmierci. Stefan czuł jak traci zmysły, czuł jak zaczyna osuwać się na ziemię. Nagle Mengele odwrócił się do niego z nogą w ręce.

- Zabezpiecz i do lodówki. Wieczorem ją zbadamy.

Szkarłat lał się strumieniami, a mężczyzna krzyczał coraz słabiej.

- Ulżyj mu! Błagam! – krzyknął asystent.

Josef patrzył na niego przez chwilę, po czym podszedł do szafki i wyciągnął szklaną fiolkę. Wbił w membranę igłę i zaciągnął roztwór. Podszedł do karła.

- Prezent od Stefana – i wbił mu igłę w serce.

Źrenice leżącego rozszerzyły się, zachłysnął się powietrzem, a jego ciało wygięło się w łuk. Cierpiał najwyższe męki, a po chwili opadł bezwładnie na stół operacyjny. Mengele podszedł do Stefana i wręczył mu strzykawkę.

- Przygotuj go do sekcji. Jak go otworzysz to mnie zawołaj – po czym wyszedł.

Asystent przetarł twarz, ponieważ nic nie widział przez zasłonę łez. Odór dobywający się ze strzykawki wdarł się w jego nozdrza.

- Boże… - szepnął, ponieważ zdał sobie sprawę z faktu, że jego przyjaciel zrobił temu człowiekowi zastrzyk z czystego fenolu.

Stefan osunął się na posadzkę. Usiadł na zimnych kafelkach i zasłonił twarz dłońmi. Jego piersią targnął szloch, wyraz przerażenia i niemocy.

- Mój przyjacielu… Kim jesteś. Kim jesteś? Czy moim przyjacielem? Nie jestem pewny. Teraz rozumiem. Dziś rano usłyszałem, jak ktoś na korytarzu użył sformułowania anioł śmierci. Josef… To ty nim jesteś… Jesteś aniołem śmierci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Prue 18.08.2015
    Zapoznałam się z całością. Historia ma świetny zarys, to dobry pomysł, ale początki, a dokładnie trzy rozdziały był jak dla mnie dobre, jednak bez większej przyczepności. Dopiero w czwartym rozdziale pojawił się jakiś punkcik, coraz bardziej wciągają mnie dialogi stają się lekkie, nie ma tej grubości. Rozdział piąty ma świetne zakończenie, to niby pytanie, a niby potwierdzenie.
    Historia jest interesującą. Dam 5
  • wolfie 18.08.2015
    Na mnie Twoje opisy tych okrutnych, nieludzkich "eksperymentów" podziałały aż za bardzo. Nie mam nic więcej do dodania. Zostawiam 5 ;)
  • NataliaO 18.08.2015
    Kocham; genialne opisy 5:)
  • levi 18.08.2015
    świetne jak zwykle, dalej bez zmian 5
  • Angela 18.08.2015
    Począwszy od rozdziału 4, to opowiadanie ma dla mnie osobiste znaczenie.
    Chris, dziękuję że o tym piszesz. Szkoda że mogę dać tylko 5
  • Marzycielka29 18.08.2015
    Uwielbiam te opowiadanie mimo, że niektóre momenty są bardzo przykre. To straszne, że to, co opisujesz miało miejsce w rzeczywistości, ale niezaprzeczalnie robisz, to świetnie! 5
  • Chris 18.08.2015
    Dziękuję Wam! :) mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę, aż do ostatniego rozdziału! Czuję się czasem jakbym wchodził do głowy temu psycholowi, ale tak trzeba, by oddać grozę tych wydarzeń.
  • NataliaO 18.08.2015
    tylko nie wchodź do tej głowy za daleko ;)
  • KarolaKorman 18.08.2015
    Opisujesz z taką lekkością, tak tragiczne wydarzenia, brawo. Czytam z zaciekawieniem i biegnę dalej 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania