Poprzednie częściChwiejny grunt cz.1

Chwiejny grunt cz.5

*****

 

Kolejnego dnia, późnym popołudniem Joasia zdecydowała się zadzwonić do mamy. Chciała sprawdzić, czy może wrócić do domu. Zostawiłem ją samą w pokoju. To mogła być dłuższa rozmowa i Asi na pewno rozmawiałoby się lepiej, gdyby mnie przy niej nie było.

Siedziałem w kuchni wpatrzony w okno, za którym powoli robiło się już ciemno. Miałem złe przeczucia. Gdy Aśka stanęła w drzwiach z niewyraźną miną, wiedziałem, że nie usłyszała nic dobrego.

- Chodź – szepnęła.

Weszliśmy do pokoju. Stanąłem przed nią i objąłem w pasie. Jej oczy były pełne łez. Oddychała szybko, niemiarowo.

- Co się stało? – zapytałem zaniepokojony.

- Telefon odebrał jakiś policjant… Powiedział, że rodzice mieli wypadek dwie ulice stąd… Tata zginął… A mama… Reanimują ją… Jedźmy tam, proszę – szeptała z trudem, łkając.

- Już jedziemy, chodź – wziąłem ją za rękę.

Pięć minut później byliśmy na miejscu. Samochód rodziców Asi leżał w rowie. Cały przód był zgnieciony. Kilka metrów przed nami leżało ciało jej taty zamknięte w czarnym worku. Ratownicy medyczni chowali już sprzęt, którym bezskutecznie ratowali jej mamę.

- Czas zgonu: osiemnasta dwadzieścia cztery – powiedziała lekarka do ratownika.

Joanna odruchowo pobiegła w stronę rodziców. Zatrzymał ją policjant.

- Nie może pani tam iść! – zawołał, łapiąc ją w pasie.

- To moi rodzice! Ja muszę! – wyrwała mu się.

Klęknęła, pochylając się nad ciałem mamy. Kucnąłem obok niej i objąłem ją ramieniem.

- Nie, oni nie mogli umrzeć… Nie poradzę sobie bez nich… Piotrek, zrób coś – zapłakana wtuliła się we mnie.

- Ciii… głaskałem ją po włosach. – Spokojnie… Damy sobie radę… Pomogę ci…

Po rozmowie z policjantem okazało się, że prawdopodobnie rodzice mojej dziewczyny wpadli w poślizg i dlatego wjechali do rowu. Czułem, że jechali do mnie po swoją córkę, ale nie chciałem mówić o swoich podejrzeniach Joasi. Była już wystarczająco wystraszona. Jeszcze zaczęłaby się obwiniać… Nie potrzebowała więcej nerwów.

Zabrałem ją do siebie. Zamknęliśmy się w pokoju. Joanna położyła się na łóżku twarzą do okna. Leżałem za nią, czule ją głaszcząc. Słowa nie były potrzebne. Żadne z nich nie było w stanie złagodzić jej bólu, czy zszyć rozdartego serca. Odwróciła się i spojrzała na mnie czerwonymi od łez oczami. Otarłem jej łzy z policzka i pocałowałem w czoło. Ciężko patrzyło mi się na jej ból. Każda łezka spływająca po tej zrozpaczonej twarzyczce sprawiała, że sam czułem się coraz gorzej. Najgorsza była świadomość, że jeszcze nigdy nie byłem tak bezsilny. Gdybym mógł jej tylko jakoś pomóc… Zrobiłbym wszystko tylko po to, by znów była szczęśliwa, bym mógł ujrzeć jej piękny uśmiech. Cierpliwie czekałem, aż się wypłacze i uspokoi. Bałem się tylko o zdrowie naszego dziecka. Taki stres był bardzo niebezpieczny zarówno dla niego, jak i dla mojej ukochanej.

 

*****

 

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Piotrek dzielnie mi towarzyszył w tej podróży przez mrok mojego serca, jednak nad ranem zasnął, jak dziecko.

Pół dnia zeszło mi załatwianie wszystkich dokumentów związanych ze śmiercią i pogrzebem rodziców. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Dobrze, że Piotrek był obok mnie. Tyle wsparcia, co od niego dostałam, nie dostałam od nikogo innego.

Tę noc spędziłam już w swoim domu. Piotrek nie chciał zostawić mnie samej. Bał się o mnie i o dziecko. Spaliśmy w moim pokoju. Mimo zarwaniu poprzedniej nocy, w dalszym ciągu nie mogłam spać. Nawet obecność mojego chłopaka, który zawsze dodawał mi otuchy, teraz nie pomagała. Wciąż przed oczami miałam widok zmarłej mamy i twarz taty, gdy uciekałam z domu. Wstałam i poszłam do sypialni rodziców. Tam położyłam się na ich łóżku. Poduszka mamy ciągle pachniała jej kremem, a na drugim końcu łóżka leżała tatowa koszula. Czułam, jakby byli tuż koło mnie.

Piotrek cicho wszedł do sypialni. Usiadł za mną i położył dłoń na moich łopatkach.

- Zostaw mnie samą, proszę – szepnęłam zapłakana po kilku chwilach.

- Jak będziesz chciała pogadać, czy coś, to czekam za drzwiami – pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Było jeszcze ciemno, gdy usłyszałam piszczący budzik taty. On teraz powinien wstać i iść do pracy… Uświadomiłam sobie, że już nigdy nie wstanie do pracy. Już nigdy nie wróci do domu z wesołym: „Cześć, moje kobietki!”. Już nigdy nie będzie głaskał mnie po włosach… Mama już nigdy nie zrobi mi swoich pysznych kanapek. Już nigdy nie otrze mi łez po kłótni z przyjaciółką. Już nigdy nie doradzi mi, którą sukienkę wybrać, by zrobić odpowiednie wrażenie. Już nigdy mnie nie przytuli… Nie mogłam już być sama. Myślałam, że za chwilę oszaleję.

Na korytarzu, oparty o ścianę, siedział Piotrek. Wzięłam go za rękę i bez słowa położyliśmy się na łóżku. Przytulił się do mojego brzucha, ostrożnie go głaszcząc.

- Dobrze, że jesteś. Zwariowałabym bez ciebie – szepnęłam, głaszcząc go po włosach.

- Zawsze będę… Razem jakoś damy sobie radę – trzymał mnie za dłoń. – Zobaczysz, będziemy sobie żyć w trójkę i będziemy szczęśliwi – pocałował mój brzuch. – Zaopiekuję się wami. Kocham cię.

- Boję się.

- Wiem. Ale póki jesteśmy razem, nic złego nas nie spotka. Zobaczysz… Będziemy mieć pięknego dzidziusia. Będziemy patrzeć, jak rośnie, zaczyna chodzić i mówić… Poradzimy sobie.

Po południu odbył się pogrzeb rodziców. Cały czas źle się czułam. Nawet musiałam wyjść z kościoła podczas mszy. Zrobiło mi się słabo do tego stopnia, że Piotrek musiał mnie wyprowadzić. Usiedliśmy na schodach przed kościołem. Piotrek przyniósł mi butelkę wody z samochodu.

- Oddychaj głęboko – gładził mnie po dłoniach. – Zawiozę cię do lekarza.

- Nie trzeba. Już mi lepiej – uśmiechnęłam się.

- Ale jak będziesz się źle czuła, to mi powiesz?

- Tak. Nie zaryzykuję zdrowia dziecka.

Chciałam jakoś dotrwać do końca pogrzebu. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność.

 

*****

 

Staliśmy na cmentarzu, patrząc, jak grabarz zamykał grób. Joasia oddychała szybko i płytko. Była blada, jak śnieg, który zalegał wokół nas. Wzięła mnie za rękę i szepnęła do ucha drżącym głosem:

- Brzuch… Boli…

Bez wahania wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Ruszyliśmy do szpitala.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bogumił 07.03.2019
    Czegoś takiego się nie spodziewałem. Jestem ciekawy czy autorka sama tę historię wymyśliła, czy na podstawie jakiejś autentycznej historii.
  • Nysia 07.03.2019
    Na szczęście w 100% sama.
  • Bogumił 07.03.2019
    Nysia Takie zwrotu akcji nie oczekiwałem. Raczej czegoś innego. Choć historia prawdopodobna. Ostatnio rodzice znajomej nie przyjechali na ślub kościelny i wesele swojej córki i w pewnym sensie chyba jakby ją wyklęli z rodziny, bo zerwali wszelki z nią kontakt. Dlatego, że uciekła z chłopakiem i przez około rok mieszkała u niego bez ich zgody. Ze strony rodziny z dziewczyną kontakt utrzymuje jedynie brat, ale mam wrażenie że to kontakt potajemny, bez wiedzy rodziców.
  • Nysia 07.03.2019
    Bogumił Jak widać życie pisze najróżniejsze scenariusze... Moje opowiadanie jest jednak tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania