Diabelce część 5
Wrzask właścicielki spowodował, że wszyscy przebywający w kawiarence spojrzeli w jej kierunku. Gdy popatrzyliśmy na nią dostrzegliśmy, że obserwuje najodleglejszą część lokalu, gdzie siedział winowajca całego zamieszania, który w uniesionej ręce trzymał odkorkowaną, niewielką, płaską butelkę alkoholu, potocznie nazywaną małpką. Gdyby nie zamieszanie jakie spowodowała właścicielka kawiarenki z pewnością w tym momencie pociągnąłby solidny łyk. Jednak przyłapany na gorącym uczynku, zamarł w pozycji w jakiej się znajdował i bał się wykonać jakikolwiek ruch, żeby nie wywołać kolejnej porcji krzykliwej nagany.
- Tutaj się nie pije – zaczęła mówić głośno kobieta, lecz starszy pan, który jako dziecko ocalał z pogromu Warszawy, przerwał jej mówiąc.
- Niech mu pani powie, że pije się jedynie ten sprzedawany przez panią. Widocznie biedaczek nie wie o zwyczaju i zakazie obowiązującym, jaki nałożono na maluczkich nie tylko w tym kraju.
Dla podkreślenia swoich słów uniósł kieliszek koniaku stojący przed nim na stoliku i pociągnął solidny łyk. W teatralnym geście postawił z powrotem w to samo miejsce kieliszek na stoliku i gestem rąk oraz mimiką twarzy dał znać wszystkim patrzącym na niego, że można tylko ten legalny. Zanim zobaczyliśmy jego przedstawienie, już wiedziałem, dzięki babci, jak ma na imię. Pan Ewaryst Styczeń swoje dane osobowe zawdzięcza tymczasowemu ośrodkowi opiekującemu się dziećmi zagubionymi i sierotami wojennymi zorganizowanym przez Ludowe Wojsko Polskie po wyzwoleniu Warszawy w styczniu w czterdziestego piątego roku. Większość dzieci przynajmniej znała swoje imiona, lecz były i takie, które o sobie nic nie wiedziały i im przydzielano imiona. Chcąc ułatwić sobie odróżnianie dzieci najbardziej ciężkim przypadkom przydzielano imiona rzadkie, ponieważ Piotrusiów czy Adasiów było bardzo wielu.
Przyjaciółka właścicielki dorzuciła własne trzy grosze deklamując zasłyszaną gdzieś złotą myśl – zaraz usłyszymy, że żona go nie rozumie, albo dzieci niewdzięczne i z tego powodu trzeba golnąć sobie kielicha.
Mężczyzna wyglądający jakby siedział na beczce prochu, przełamał własną nieśmiałość i z widocznym trudem powiedział.
- To nie jest wódka tylko ziółka na uspokojenie, może pani to sprawdzić. Nalałem do tej buteleczki, ponieważ ostatnio ręce tak mi się trzęsą, że wszystko mi z nich wypada, a takiego opakowania nie szkoda i tak ląduje w śmietniku..
- Powinien pan iść do lekarza, a nie wlewać w siebie jakieś szarlatańskie nalewki zrobione przez naciągaczy – powiedziała moja babcia.
- Byłem u nie jednego specjalisty, mam wypisaną górę lekarstw, tylko nic nie pomagają i niszczą mi organizm. Preparaty ziołowe są znacznie bardziej skuteczne od nowoczesnej chemii, a ich receptura została przetestowana przez setki lat. Najlepiej by było, żeby przyczyna mojego złego samopoczucia ustała. Jednak na to się nie zanosi, ponieważ nie jestem w stanie zapewnić opieki mojemu bratu będącemu od dziecka niepełnosprawnym intelektualnie. Jego agresywne zachowanie i wielka siła fizyczna wymusiło na rodzicach umieszczenie go w zamkniętym zakładzie pod opieką fachowców. Doskonale pamiętam pierwszy dzień rozstania z bratem. Pociągiem dojechaliśmy do stacji Kamieniec Ząbkowicki i tam przesiedliśmy się na jadący do Kudowy. Wysiedliśmy z bagażami brata w Szczytnej i zaraz po wyjściu ze stacji ujrzeliśmy zamek na Szczytniku. Tam w czasie drugiej wojny światowej kwaterowali żołnierze wermachtu, a po wojnie czerwonoarmiści. Kiedy sowieci opuścili kamienną rezydencję, komuniści upaństwowili zamek i stworzyli tam Dom Opieki Społecznej dla niepełnosprawnych dzieci. Brata umieszczono właśnie w tej placówce. Zmęczyłem się idąc pod górę, a rodzice prawie wyzionęli ducha zanim nie dostarczyli synka niosąc go na baranach. Zanim weszli do środka kazali mi czekać przed zamkiem. Długo ich nie było, natomiast mi szybko znudziło się obserwowanie kiwających się jak zegarek świrów i przez most drewniany postawiony zamiast zwodzonego nad suchą fosą wszedłem do środka. Niedaleko po prawej stronie było wejście do niewielkiego kościółka. Minąłem je, lecz daleko nie uszedłem, bowiem za zakrętem w prawo były drzwi przez jakie musieli wejść rodzice do ośrodka. Dlatego zawróciłem i wszedłem do wnętrza kaplicy zamkowej. Tam podziwiałem zdobienia i zaglądałem do każdej szpary. Ciekawość zaprowadziła mnie za ołtarz gdzie na podłodze było poustawianych pełno pustych butelek po winie. Byłem ciekawy jak wygląda etykieta wina mszalnego i kolejno podnosiłem puste butelki. Dokładnie czytałem i z zaskoczeniem stwierdziłem, że większość jest francuskich. W komunistycznych czasach alkohol z krajów zachodnich był rzadkością i jedno co go wyróżniało od wschodnich to cena przynajmniej trzy razy wyższa. Hałas jaki zrobiłem zwabił do środka jakiegoś księdza, sądząc po koloratce, który mnie wygonił z kościółka po uprzednim wypytaniu, jak tu się znalazłem. Przez wiele lat do swojej śmierci rodzice odwiedzali brata i nie zniechęcali się kiedy nie chciał ich widzieć, ponieważ dla niego jego rodzina mieszkała w zamku. Kłopoty zaczęły się w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku, kiedy grupa pazernych ludzi zażądała od państwa zamku i dwieście hektarów otaczającego go lasu. Kiedy nie udało im się przejąć nieruchomości, po roku nie odpuścili i domagali się zamku oraz pięćdziesiąt hektarów lasu. Zapewniali, że wszytko w nim pozostanie po staremu i nie wyrzucą niepełnosprawnych, a obiekt wydzierżawią za niewielką opłatą. Pomimo, ze Polska Ludowa nie zabrała zamku Kościołowi to w dziewięćdziesiątym trzecim Komisja Majątkowa przyznała misjonarzom ponad piętnaście hektarów lasu, w którym znajdowały się stacje drogi krzyżowej. Księżom było dalej mało i domagali się więcej i dwa lata później dostali wieżę, przedsionek oraz prawo do korzystania z drogi, dojścia i dojazdu. Ciągle im było mało, wiec doprowadzili do tego, że lata starań i specjalistycznej opieki nad podopiecznymi, które przyniosły efekty niebawem zostaną zaprzepaszczone. Wszystkiemu winne są pieniądze w wysokości osiem i pół miliona złotych jakie władze powiatu kłodzkiego straciły, gdy podstępnie odebrano im zamek. Podstawieni pod ścianą ponad dziesięć lat płacili czynsz w wysokości dziesięciu tysięcy plus podatek, jednak od ubiegłego roku czynsz już wynosi osiemdziesiąt tysięcy złotych miesięcznie i do tej kwot należy naliczyć podatek. Władze powiatu nie są w stanie ponosić takich kosztów i po uzyskaniu zgody sądu umieszczą niepełnosprawnych w jakimś przytulisku. Ponad stu upośledzonych mężczyzn traktujących się jak rodzina zostanie rozdzielonych i rozwiezionych do przepełnionych ośrodków, gdzie nic już nie będzie takie samo. Zawsze przymusowe przesiedlenie dla osób pełnosprawnych wiąże się ze stresem i traumą, a co dopiero dla ludzi odizolowanych od obcych przez dziesiątki lat. Czytam nadesłane nowe dokumenty, z których wynika, że wyrzucą niepełnosprawnych z ich domu – trzęsącą ręką uniósł kilka zapisanych kartek spiętych ze sobą i zaczął nimi wymachiwać.
Byłem najmłodszy i miałem najlepszy wzrok z siedzących najbliżej, więc szybko zauważyłem, że jest to pismo sporządzone przez prokuraturę. Zanim się chociaż troszkę wczytałem babcia trąciła mnie dłonią i zapytała.
- Co tam jest napisane?
- To jest pismo z prokuratury, a z tak daleka nie jestem w stanie zobaczyć.
Udało mi się, sadząc po reakcji, zainteresować, albo zaciekawić pozostałych, że wszyscy w niemym oczekiwaniu wpatrzyli się w trzęsącego się jak galareta mężczyznę. Ten nie dał się dłużej prosić, a może chciał się podzielić, lub wykrzyczeć przyczynę własnej bolączki i z pytaniem zwrócił się do mnie.
- Mógłbyś to głośno przeczytać?
Byłem nie mniej ciekawy od innych, co takiego się stało, że człowiek staje się tak zestresowany. Dlatego chętnie przejąłem dokument i zacząłem głośno czytać.
- „Zgromadzony materiał dowodowy pozwala bowiem na przyjecie, iż orzeczenie Komisji Majątkowej o numerze (…), na mocy którego przywrócono nieodpłatnie Domowi Zakonnemu misjonarzy Świętej Rodziny w Szczytnej nieruchomość (…), zostało wydane z rażącym naruszeniem przepisów ustawy, dotyczących nabycia praw własność przez Kościół katolicki na tzw. Terenach odzyskanych. Nieprawidłowości te polegają w pierwszej kolejności na wydaniu orzeczenia pomimo ustalenia ponad wszelką wątpliwość faktycznego właściciela zamku w Szczytnej (…), a tym samym możliwość występowania w rolę następcy prawnego holenderskiego zakonu – Mariahilfe - przez opisany wyżej Dom Zakonny. W przeprowadzonym postępowaniu regulacyjnym bezkrytycznie przyjęto, iż Dom Zakonny Misjonarzy Świętej Rodziny posiada legitymację czynną do wystąpienia z wnioskiem o zwrot wyżej wskazanej nieruchomości, i pomimo zgłaszanych przez uczestników postępowania wątpliwości w tym zakresie, nie przeprowadzono stosownych dowodów. Ponadto dokonano błędnej interpretacji treści art. 61 ustawy o stosunku państwa do kościoła katolickiego w Rzeczpospolitej Polskiej przez członków Komisji poprzez przyjęcie, iż na Ziemiach Odzyskanych polski Kościół katolicki jest następcą prawnym odpowiednich jednostek i osób prawnych Kościoła katolickiego Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Tymczasem uchwała Sądu Najwyższego (…) wpisano do księgi zasad prawnych następującą zasadę: „Jednostki organizacyjne związków wyznaniowych działających na obszarze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nie mogą być uważane w stosunku do niemieckich i gdańskich osób prawnych prawa publicznego za odpowiednie osoby prawne (…) – zatem majątek niemieckich i gdańskich osób prawnych prawa publicznego nie przeszedł z mocy samego prawa na wspomniane związki religijne”. W dalszej kolejności wskazać należy na nieprawidłowości polegające na kilkukrotnym wydawaniu orzeczeń przez Komisję Majątkową w odniesieniu do tego samego podmiotu kościelnego i wnioskowanej nieruchomości – wbrew przepisom ustawy stanowiącym o ostateczności wydawanego przez Komisję orzeczenia (…). Ponadto Komisja Majątkowa nie wypełniła ciążącego na niej obowiązku powiadomienia Starostwa Powiatowego w Kłodzku o podjęciu na nowo w dwa tysiące szóstym roku postępowania regulacyjnego, dotyczącego zamku w Szczytnej będącego we władaniu tegoż powiatu oraz wydała orzeczenie na posiedzeniu, bez przeprowadzenia stosownej rozprawy.
- Czasem trzeba naruszyć prawo, żeby było lepiej – powiedziała moja babcia, która zawsze obroni Kościoła katolickiego nawet, gdy nastąpiło łamanie prawa i ktoś ucierpiał. Podobnie było tym razem i zaatakowała zestresowanego mężczyznę – tam jest Dom Opieki Społecznej i jak Misjonarze przejmą opiekę nad niepełnosprawnymi dla podopiecznych będzie lepiej.
Słowa bolały bardziej, jak policzek i podziałały niczym bicz na mężczyznę. Krew uderzyła mu do twarzy i już myślałem, że rzuci się z pięściami na moją babcię, a ja będę zmuszony jej bronić, chociaż solidaryzuję się z nim. Mężczyzna ostatkiem sił powstrzymał się od agresji i spokojnym głosem powiedział.
- Stanęła pani po złej stronie i broni krzywdzicieli ułomnych. A gdyby tak szanowna Komisja zabrała pani dom i wyrzuciła na bruk z całą rodziną. Czy wtedy przyjęła by pani usprawiedliwienie prokuratury za łamanie prawa, której zadaniem członków Komisji Majątkowej nie można ukarać, ponieważ nie byli oni urzędnikami i nie ponoszą odpowiedzialności za swoje działania.
- Powiem coś panu. Proszę wysłać zgromadzony materiał do tygodnika „NIE”, ponieważ tylko oni jedni mają jaja, żeby o takich świństwach kleru napisać. Niech zatytułują artykuł „Pałac wariatów”, ponieważ Kościół jest miłosierny i nie popiera eutanazji. Gdyby tak było niepełnosprawni zostaliby wysłani do Bozi – powiedział z wyraźną złością wiekowy mężczyzna, o którym śmierć już w czasie powstania warszawskiego zapomniała.
Ta historia była niczym rozpalony pręt wbity w moją duszę. Czułem się wewnętrznie rozdarty z jednej strony babcia na pewne sprawy głucha, a z drugiej ciepła, kochana. Koniecznie musiałem odreagować i utwór zespołu Vader wydał mi się odpowiedni.
Vader – The Eye of the Abyss
Ciemna, cicha noc
Dzwony ogłaszają północ
Gęsta mgła spaceruje ulicą
Dotykając światła
Barwione okulary zamrugały
Jak widmowe oczy w powietrzu
Smród spalonej świecy
Odległy skand płynący daleko
Boska noc
Ręce i oczy idą mu górze
Cienie tańczą wokół
Klęcząca figura porusza się wolno
Z udziałem w ofierze Boga
Patrz w moje oczy
Oculus dei
Mięso i krew
W złotej gwieździe
Widzę twą duszę
Czuje twą grozę
Stale wątpisz?
Pewność upadku
Zimny dreszcz ściska twoje serce
Dotyk nieznanego
Ogień płonie w skrzyni
Spala twoją duszę
Płonący horyzont i czarne oko
Jak wyróżniające słońce
Otchłań której pożądasz
Strach zamienia się w nienawiść
Boisz się i upadasz
Skrzydła ognia topią mięso
Sam w tym cierpieniu
Ból i duma eksplodują... NA ZAWSZE
W moich oczach
Ocuius dei
Ból i ogień
W sczerniałym ogniu
Widzę twą duszę
Czuje twą grozę
Stale wątpisz?
Lub bądź pewny upadku
Starszy pan dosiadł się do stolika, gdzie siedział mężczyzna roztrzęsiony niczym galareta i namawiał go do wysłania zebranego materiału do redakcji tygodnika „NIE”. Babcia wstała, zabrała swoje krzesło i bez pytania usiadła przy tamtym stoliku z zamiarem przypilnowania, żeby tych dwóch zbyt ostro nie zaatakowało Kościoła.
cdn
Komentarze (2)
Oko otchłani bardzo dokładnie przypieczętowało całość.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania