Poprzednie częściDynastia Pustyni I cz.1

Dynastia Pustyni I cz.6

250 lat wcześniej.

Królestwo Naladeszu podzieliło się pomiędzy dwóch bliźniaczych braci. Rindverd stał na czele Sojuszu Wolnego królestwa Naladeszu, zaś jego brat Irvan władał Najwyższym królestwem Naladeszu. Wojna domowa była krwawa i brutalna. W tym czasie tereny obu królestw dotknęła susza. Irvan przewidując to, że wkrótce wszystko mogło runąć z powodu niedostatku i niskich żołdów wypłacanych żołnierzom, poprosił osławionych w bojach wojowników Królestwa Północy o pomoc. W zamian zrzekł się praw do dalekich wschodnich wysp, bogatych w surowce. Przez wiele lat Naladesz i Północ toczyły spory o ten archipelag to też Ulrik król Północy przystał na te warunki. Północ wsparła Najwyższe królestwo Naladeszu. Irvan ściął bratu głowę, a sam został koronowany na króla.

*

I tak też było dziś. Moldvin po wygnaniu brata i zniszczeniu jego spisku, na Placu Bogów przed świątynią Arcykapłana została mu nałożona na skronie korona. Moldvin, nowy król Naladeszu. Wróżbici i prorocy, wszyscy jednogłośnie głosili, że nadszedł król, który zmieni słabości kraju w jego potęgę. Tłumy wiwatowały, kiedy to królewski korowód przejeżdżał przez miasto. Trwała wielka uczta. Bawiły się okoliczne wsie, podgrodzie, miasto i zamek. Wytoczono beczki z winem na ulicę. Odbywały się turnieje oraz zabawy. Całe trzy dni radości z powodu wyboru nowego króla. Zewsząd zjeżdżali się rycerze oraz trubadurzy. Muzyka, kolorowe lampiony i śmiechy docierały w każdy kąt. Oczywiście na uczcie w zamku odbyła się oficjalne zaprzysiężenie Wielkiego Namiestnika Arona oraz Szarej Damy Brettiny. Koronacja pokryła się też z oficjalnymi pasowaniami młodych nowicjuszy, na rycerzy Zakonu Palladynów. Turniej rycerski w walce na kopie wygrał jakiś nieznany młody rycerz, najprawdopodobniej z okolic Błękitnego Królestwa. Mimo takiego radosnego wydarzenia nie wszyscy byli szczęśliwi.

Miln włóczył się uliczkami miasta. Co chwila spotykał tańczących ludzi, kolorowe kramy, wojowników wracających z turnieju do karczm lub wystawione przez szynkarzy uliczne bary. Były książę nie miał przy sobie nic wartościowego, cała jego biżuteria została z niego zerwana, pozostawili mu tylko ubranie. Dla Milna nie było nic warte, jednak dla biedoty było to jak kawał boskiego całunu. Miln w zamyśleniu nie spostrzegł, że doszedł do ślepej uliczki. Gdy zobaczył, że wyrosła przed nim ścian chciał już zawrócić, gdy nagle usłyszał, że parę osób staje za nim około czterech metrów od ściany. Miln obrócił się. Spostrzegł trzech zbirów. Dwóch chudych i jednego mięśniaka, który mierzył dobre dwa metry. Prawdopodobnie był ich szefem. Przy pasie trzymał stary kordelas, a jego ziomkowie trzymali pałki.

-Dawaj pieniądze paniczyku - powiedział mięśniak.

- Uważaj, do kogo mówisz. Jestem książę Miln, brat króla.

- Taaa... Pewnie, a ja jestem jarlem z Północy. Dawaj kasę albo tak cię urządzimy, że będziesz musiał kawałki żeber przez nos wyciągać!

- Ale... J... Ja nie mam pieniędzy - wybąkał przestraszony Miln.

-No to weźmiemy twoje ciuchy.

Chuderlawi bandyci wyjęli pałki podbiegli do Milna zaczęli tłuc go nimi, jednocześnie rozrywając atłasową koszulę, którą miał na sobie. Na nic były jego błagania o litość, bandyci zerwali mu już prawie całe ubranie. Nagle usłyszał szmery kolczugi. Dryblas zauważył jakiegoś wojownika biegnącego w jego stronę. Już prawie wyciągał swój kordelas, jednak wojownik był szybszy. Swoim toporkiem odciął dłoń sięgającą po ostrze. Kolcem po drugiej stronie drzewca rozpłatał rabusiowi aortę. Jeden z chudych rzucił się na przeciwnika, jednak ten po udanym piruecie uderzył toporkiem w kark atakującego. Trzeci próbował ucieczki, jednak lecący toporek wbił mu się pomiędzy łopatki. Wojownik wygrał walkę. Nieznajomy wyciągnął broń z pleców oponenta, po czym wziął kamizelkę, którą nosił herszt i podał Milnowi.

-Nic ci nie jest? - Zapytał.

-Nie, raczej nic. Kim ty jesteś, jakim cudem mnie uratowałeś? - Chciał dowiedzieć się Miln, jednocześnie wstając z pomocą wojownika.

- Jestem sir Dayland Watlek DeShaton Wandelasandr Misarlindan, lecz ludzie nazywają mnie Szakal, jestem najemnym wojownikiem. A co do tego, że ci pomogłem. Szedłem właśnie na turniej i zobaczyłem, jak cię katują. Pomyślałem, że pomogę. A ty jak się nazywasz?

 

- Ja jestem Miln eee... P... Prince. Tak nazywam się Miln Prince.

- A więc miło mi cię poznać - powiedział Szakal ściskając Milnowi dłoń - niestety muszę już iść, turniej za niedługo, a znajomy kowal musi mi jeszcze wypożyczyć pancerz. Także trzymaj się Milnie Prince.

- Żegnaj Szakalu.

Najemnik ruszył w swoją stronę, a Miln zebrał kilka monet, jakie leżały przy rabusiach i ruszył w stronę najbliższego baru.

*

Brettina zasiadała po prawicy Moldvina a obok niej jej mąż. Nie miała żadnych pretensji do brata o to, co się wydarzyło ostatnio. Miln i Sisi byli zdrajcami. Niezależnie czy łączyło ich pokrewieństwo, musieli zostać ukarani. Brettina, mimo że dopiero co została zaprzysiężona na Szarą Damę, poczuła taką wewnętrzną pewność siebie. Służki plotkowały, że Seluka sama chciała dostać ten tytuł i ze złości pocięła swoje suknie. Gdy ta informacja dotarła do Brettiny, księżniczka nie kryła rozbawienia. Brettina obserwowała z podwyższenia inne stoły na dziedzińcu. Markizy, baronowie, generałowie i szlachcice, wszyscy śmiali się i radowali. Gdy weszło się na mury twierdzy osadzonej na wzgórzu, można było zobaczyć, jak bawi się miasto. Do piedestału, podszedł jakiś rycerz. Zwyciężył on turniej walki wręcz. W finale pokonał samego sir Patricka, co było dotąd niemożliwe. Nikt wcześniej nie wygrał z Wielkim Mistrzem paladynów. Paladyn trochę zły na siebie stanął przy podwyższeniu.

-Jak cię zwą rycerzu? - Zapytał klęczącego zwycięzcę Moldvin.

- Jestem sir Dayland Watlek DeShaton Wandelasandr Misarlindan, najjaśniejszy panie. Jednak wszyscy nazywają mnie Szakal.

Brettinie oczy zabłysły, gdy zobaczyła wojownika. Mężczyzna był bardzo przystojny, toteż Brettinie bardzo się spodobał. Wojownik też ją zobaczył i uśmiechnął się lekko. Zauważył to mąż Brettiny, który chrząknięciem wyrwał księżniczkę z zadumy.

- Czego żądasz za wygraną sir Daylandzie?

- Panie chciałbym, byś przyjął mnie do siebie na służbę.

- Dobrze więc. Będę niedługo tworzyć pewne oddziały specjalne, myślę, że sprawdzisz w takim zadaniu.

- Dziękuje ci o wszechmocny królu.

- Znajdź sobie jakieś wolne miejsce i korzystaj z uczty. Wieczorem pytaj o Florenta, on wskaże ci drogę do twojej sypialni.

- Jeszcze raz dziękuje panie.

Szakal odszedł w kierunku jednego ze stołów. Brettina za pozwoleniem brata oddaliła się w kierunku ogrodu, by trochę pochodzić i porozmyślać. Gdy tak chodziła obok kwiatów i ozdobnych krzewów, dognał ją mąż i wymierzył solidny policzek. Brettina ze łzami w oczach złapała się za twarz i opadła na kolana.

- Ty mała szmato. Myślisz, że jak brat nadał ci jakiś tytuł, to teraz możesz się szczerzyć do wszystkich facetów.

Mężczyzna pociągnął Brettine za włosy, tak że musiała odsłonić swoją twarz.

- Nie... Proszę... - w płaczu wyjąkała księżniczka.

Nastąpił drugi policzek tym razem mocniejszy. Brettina upadłaby, ale mąż trzymał ciągle jej włosy. Mężczyzna chciał wymierzyć trzeci policzek, lecz nie zdążył, bo dostał cios prosto w szczękę. Mąż puścił włosy Brettiny która upadła z wycieńczenia na żwirową ścieżkę. Księżniczka uniosła lekko głowę i spostrzegła, że to Szakal jej pomógł, a teraz wymierzył napastnikowi kilka solidnych kopniaków. Jej mąż wstał, po czym pobiegł, na dziedziniec wygrażając przy tym.

- Wszystko dobrze pani? - Zapytał z troską wojownik.

- Nie wiem, trochę źle się czuję.

- W którą stronę są twe komnaty pani?

- Musimy iść prosto potem w lewo i dojdziemy do bramy. Za nią jest dziedziniec i tylne drzwi do skrzydła kobiecego.

Szakal wziął Brettine na ręce i poszedł we wskazanym kierunku. Gdy dochodzili już do bramy. Drogę zagrodziła im straż na, której czele stał mąż Brettiny.

- Straże pochwycić tego bandytę!

Straż ruszyła w kierunku Brettiny i Szakala.

- Stać! - rozległ się stanowczy rozkaz.

Wielki Namiestnik Aron podszedł do zgromadzonych. Wszyscy skinęli głową na znak szacunku.

- Co tu się dzieje?

- Wielki Namiestniku ten łotr zaatakował mnie, gdy byłem na spacerze z żoną.

- To nieprawda - cicho odpowiedziała Brettina - mój mąż mnie bił, a ten rycerz mnie uratował.

- Straż na ziemię z nim - rozkazał Aron.

Strażnicy obalili na ziemię mężczyznę i przycisnęli do bruku.

- Wiesz, że za naruszenie nietykalności rodziny królewskiej mogę cię stracić na miejscu bez sądu?

- To nieporozumienie. Ona jest moją żoną i mogę robić z nią, co chcę.

- Mógłbym cię teraz zabić, ale to by była dla ciebie łaska. Oddamy cię pod publiczny sąd króla. Wiesz jak nasz władca, potrafi wpaść w furię. Straże zaprowadźcie go przed podwyższenie królewskie. A ty rycerzu zanieś księżniczkę do skrzydła kobiecego.

- Oczywiście panie - odpowiedział Szakal i poniósł księżniczkę w stronę skrzydła kobiecego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Lucjanek 20.03.2016
    Świetne 5!
  • Revollo 20.03.2016
    Dziękuję:)
  • ArgentumMortem 20.03.2016
    Świetne, coraz lepiej i zgrabniej piszesz, jest to na coraz wyższym poziomie. A wstawka "Taa... A ja jestem jarlem z Północy" boska!
  • Revollo 20.03.2016
    Dzięki wielkie. :-)
  • ArgentumMortem 20.03.2016
    Aha, świetnie. Ucięło mi komentarz.
    Cd. Jest kilka błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i gramatycznych, ale tego się nie uniknie, trzeba tylko dużo trenować. Zostawiam 5 i pozdrowienia od braci z Królestwa Północy!
  • Johnny2x4 20.03.2016
    To ma to czego oczekuję od dobrego fantasy na poziomie - wciągającą fabułę i wiarygodne postacie. 5 to jedyna, słuszna ocena za ten świetny tekst.
  • Revollo 20.03.2016
    Pięknie dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania