Elizabeth - prolog
W małej, drewnianej przybudówce, wyściełanej słomą, panował półmrok. Wiatr na zewnątrz wył i gwizdał jak stworzenie nie z tej ziemi. Przejmujące zimno wpadało do środka przez liczne dziury w deskach.
Młoda kobieta, odziana w kilka warstw podziurawionych łachmanów, siedziała pod ścianą przybudówki i tuliła do siebie kwilące dziecko, które trzymała na rękach. Dookoła roznosił się metaliczny zapach krwi. Słoma po części była przesiąknięta krwią.
Naraz drzwi przybudówki otworzyły się; do środka wpadł podmuch lodowatego wiatru, od którego kobieta zadrżała. W drzwiach stanęła wysoka postać, opatulona grubym płaszczem. Był to mężczyzna, który pochylił się nad kobietą i wziął nowo narodzone dziecię na ręce. Jego twarz pojaśniała, kiedy patrzył na dziecko, zaś jego oczy wypełniała miłość.
- To dziewczynka – wyszeptała słabym głosem kobieta, wciąż jeszcze zmęczona po porodzie. - Dałam jej na imię Elizabeth.
- Elizabeth – powtórzył mężczyzna, oczarowany dzieckiem, które trzymał w swoich ramionach. Nagle podniósł głowę i spojrzał wprost na kobietę pod ścianą i uśmiechnął się szeroko. - Victoria zawsze marzyła o tym, by dać mi dziecko. Teraz wreszcie może to zrobić.
Kobieta zrozumiała, co mężczyzna chciał zrobić z jej dzieckiem.
- Nie! - krzyknęła przeraźliwie, usiłując się podnieść, ale wciąż była bardzo słaba. - Nie możesz tego zrobić! To jest moje dziecko!
Mężczyzna najpierw popatrzył na kobietę, potem na dziecię.
- Spójrz na to z innej strony – powiedział takim tonem, jakby to, co chciał zrobić było aktem łaski i dobroci. - Twoja córka nigdy nie zazna głodu ani zimna. Nie będzie musiała mieszkać w ziemiance, ani żebrać o pieniądze.
W oczach kobiety zaszkliły mi się łzy. Była bezradna wobec okrucieństwa mężczyzny.
- Proszę, nie zabieraj mi jej. Zrobię wszystko, byś tego nie zrobił – błagała, ale on był nieugięty.
Kobieta była zmuszona do zrobienia tego, czego sama po sobie się nie spodziewała. Ściskając w ręku nóż, którym przecięła pępowinę, rzuciła się w kierunku mężczyzny i zaatakowała. Nie spodziewała się, że jej przeciwnik był wystarczająco silny i sprawny, by obezwładnić ją jednym ruchem, mimo tego, że w drugiej ręce trzymał dziecko.
- Jak śmiesz! - ryknął, chwytając za nóż. - Kim jesteś?! Nikim! Błędem było to, że wybrałem ciebie na matkę mojego dziecka! Powinienem wybrać bardziej uległą i posłuszną kobietę! Wiesz, co teraz muszę z tobą zrobić? Zabić cię!
Zbliżył się w stronę kobiety, zaciskając dłoń na nożu, ale w ostatniej chwili rozmyślił się i cofnął. Wyjął z kieszeni srebrny przedmiot: to była zapalniczka. Uśmiechając się zajadle, zapalił ją i rzucił na ziemię. Słoma od razu zajęła się ogniem.
- Żegnaj! – usiłował przekrzyczeć szalejące płomienie i zamknął drzwi od zewnątrz, pozwalając, by ogień strawił całą przybudówkę.
Komentarze (6)
"Jego twarz pojaśniała, kiedy patrzył na dziecko, zaś jego oczy wypełniała miłość." - jego i jego :)
"Wyjął z kieszeni srebrny przedmiot: to była zapalniczka." - to zdanie na zasadzie wyjaśnię głupiemu czytelnikowi:) a może po prostu zapalniczka.
Sięsięjujesz. Kilka powtórzeń, które można spokojnie zastąpić.
Poza tym Wolfie.... to najbardziej wciągający wstęp jaki dotąd czytałam. Dlaczego? Bo jest tu początek i zakończenie sceny ( nie urwanie, żeby nabić nie wiadomo ile odcinków !), akcja, napięcie i trup. A jak jest krew i trup to jest wszystko. Daję ci chyba drugą mocną 5, sama już nie wiem, a co tam, łap ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania