Jeden krok 1

Przemyślenia ostatniej nocy

 

Kolejna bezsenna noc - Wypowiedział te słowa, na głos bardzo głośno mając nadzieję że obudzi któregoś debila który spał obok niego - Nic z tego? Ehh...

 

Noah Ambrose od czasu wypadku cierpiał na bezsenność, czy jak to łysy, grubawy doktorzyna, o prezencji knura w klinice psychiatrycznej do której trafił, po piekielnym pobycie na urazówce i zakwaterowaniu w nowym domu, powiedział że Noah cierpi na PTSD, co było ładnym wyjaśnieniem że od ponad roku nie przespał całej cholernej nocy.

 

Poza tym miał jeszcze inne fajne objawy, na przykład na czerwony kolor reagował jak byk w corridzie, ani myślał zbliżyć się do jakiegokolwiek auta, zawsze wtedy czuł jakby jego żołądek był bity przez bokserskiego mistrza wagi ciężkiej, najczęściej kończyło się to wymiotami, dochodziły do tego napady paniki i wybuchy agresji.

 

Kiedy po wypisaniu ze szpitala i ogarnięciu wszystkich papierów przez opiekę społeczną, mieli go przewieść do miejsca gdzie nawiasem mówiąc się znajduje, czyli domu dziecka pod wezwaniem Św. Piotra w Portland, urocza placówka ale o tym później.

 

Więc kiedy już wszystko było gotowe wychodząc ze szpitala jak na dzień dobry stała granatowa Honda Civic z 2000 roku w średnim stanie, z tandetnym obiciem i lekko zardzewiałym błotnikiem, którą mieli go zawieść do nowego domu.

 

Po ponad roku Noah zapomniał wielu rzeczy ale to auto, pierwsze jakie zobaczył od czasu wypadku pamiętał do końca, nawet pod koniec życia mógł od tak podać jego rejestrację.

 

W każdym razie gdy tylko Noah ujrzał wóz zaczęło się pandemonium, na sam widok zaczął się boks po żołądku, zimny pot wstąpił na całe jego ciało, i Noah niczym gepard czyhający na ofiarę wystrzelił w jakimkolwiek kierunku byle od jebanego auta.

 

Bo to powtarzał przez całe zamieszanie, jebane auto, jebane auto, jebane auto, gdyż tak się składa że były to ostatnie słowa jego ojca.

 

Przez godzinę jeśli nie lepiej pracownicy opieki, ochrona szpitala, pielęgniarki, paru doktorów i nawet parę przechodniów którzy dołączyli do zabawy, gonili Noah po terenie przed wejściem do szpitala, gdzie tu trzeba oddać honor goniącym łatwo nie mieli.

 

Noah mimo że po trzy miesięcznym pobycie w szpitalu i rehabilitacji, bardzo szybkiej i udanej zresztą, był wtedy piętnastoletnim chłopakiem napędzanym adrenaliną i strachem, był, też warto dodać taki szczegół, gwiazdą szkolnej drużyny w biegach na 100 metrów, a dokładniej mistrzem stanu Oregon do lat 18, który dwukrotnie pobił rekord swojej szkoły, taka drobnostka czyż nie?

 

Wypadek na szczęście oszczędził jego nogi, trochę pokiereszował ręce ale rehabilitacja sprawiła cud, był lekki problem z lewą ręką ale poza okropnymi bliznami gdzieniegdzie, wszytko było w porządku, gorzej było z wnętrzem Noah, zarówno fizycznym jak i psychicznym.

 

Wracając do pandemonium, Noah w końcu zaczął się męczyć i zwalniać, jego pościg nie zmarnował tej okazji, niczym najlepsi blokujący w futbolu amerykańskim, czterech rzuciło się niczym jeden organizm na Noah, w końcu został obalony i siłą zaciągnięty do auta, ale też łatwo nie było, wił się i bił każdego kto się załapał na odległość rąk i nóg.

 

Dwóm ochroniarzom złamał nosy, jednej pielęgniarce wyrwał garść włosów, i wybił zęba doktorowi, ale jakoś go w końcu wsadzili do jebanego auta i całą drogę walił na oślep pięściami, wierzgał nogami, wyglądał niczym człowiek desperacko próbujący utrzymać się na powierzchni wody, po wyjściu z auta od razu się uspokoił.

 

Tak właśnie Noah znalazł się tu gdzie jest w łóżku, w domu dziecka z rękami zwiniętymi pod głową patrząc w sufit i jak zawsze myśląc, rozważając, robić byle co aby nie myśleć o przeszłości.

 

W pokoju był on oraz troje innych sierot, mało znaczących właściwie to nic, ale jedno trzeba wiedzieć, Noah nie lubił nikogo i nikt nie lubił Noah.

 

Nie to żeby mu to przeszkadzało, lubił samotność a raczej ona lubiła jego, niczym była dziewczyna do której co jakiś czas się wraca, mimo że się powiedziało że nigdy więcej się to nie stanie.

 

Miał paru znajomych, parę koleżanek ale zawsze jak się robiło poważniej, dziewczyna wracała i zostawała na jakiś czas, i tak wkoło, powód tego był akurat prosty, Noah wiedział że jeśli jeszcze raz kogoś straci to będzie jego koniec, cztery straty to było dla niego za dużo...

 

I tak przez rok Noah żył ale jakby na autopilocie, chodził do szkoły miał dobre stopnie i spędzał bezsenne noce.

 

Tak to było najgorsze, większość objawów PTSD zanikła, oczywiście nadal nie jeździł jebanymi autami ale szybko to wyszło na lepsze, gdyż jego nowa szkoła nie miała drużyny biegaczy, więc żeby nie wyjść z formy i jeszcze mniej myśleć biegał do szkoły i z powrotem.

 

Dni mijały monotonie, śniadanie, bieg, szkoła, bieg, cmentarz, bieg, kolacja i długa noc.

 

W czasie wolnym czytał albo się uczył, słuchał muzyki, lub oglądał filmy, z kieszonkowego, oraz pieniędzy rodziców, kupował sobie książki, uzbierał na MP4 oraz konsole PSP na którą miał parę gier, radził sobie, z doświadczenia zaś wiedział że wychodzenie miało złe skutki.

 

Zawsze nogi same go niosły do znajomych miejsc, wtedy rany się otwierały na nowo, pozwalał sobie tylko na to odwiedzając grób rodziny co jakiś czas po szkole, dlatego rzadko wychodził.

 

Jednak zostało z nim, to najgorsze, niemożność spania, nawet nie chodziło o zasypianie to mógł robić ledwo ale mógł.

 

Jednak gdy tylko kurtyna snów opadała na Noah koszmar wracał, jeszcze silniejszy w snach, bo to one były najgorsze.

 

Śmiechy, rozmowa, chrapanie Sarah'y, podniesiony głos taty, potem jasne światło, krzyki, krzyki, KRZYKI!!!

 

I cisza, potem tylko czerwień, Noah budził się cały mokry, serce mu waliło i od razu pędził do łazienki, wymiotował, mył się i wracał do łóżka i tak od zeszłego marca, robi to już cały rok 14 miesięcy w pizdu dni !!

 

- Gdyby nie dla was dawno bym odszedł, dla was wytrzymam, ale gdyby chociaż było inne miejsce niż to piekło... - jedna łza prześlizgnęła się przez polik, do ucha Noah nadając jego szarym oczom cudowny blask, oczom które tylko on z rodzeństwa odziedziczył po mamie, według niego najpiękniejszej osobie na ziemi i w nich widać było pragnienie.

 

Zrobić krok ku czemuś innemu co tak nie boli, ku prawdziwemu życiu na które nie zasłużył, ale rodzina poświęciła się dając mu życie, drugą szanse której nie mógł zmarnować ze względu na nich.

 

Gdy w myślach dał wyraz swojemu pragnieniu, nie wiedział że ta noc była właśnie ostatnią nocą bez snu, a także ostatnią nocą w tym piekle, bo Noah nie wiedział że niedługo ten jeden krok zrobi sam.

Następne częściJeden krok 2 Jeden krok 3 Jeden krok 4

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Nefer 06.02.2020
    Rozumiem, że ten rozdział to rozbiegówka, ale zdecydowanie za długa. Przekazujesz w sumie informacje, że bohater to współczesny piętnastolatek z USA, dobry biegacz, ofiara wypadku samochodowego, w którym stracił rodzinę (a przynajmniej ojca). W wyniku tegoż wypadku cierpi na bezsenność i stany lękowe związane z samochodami, przeradzające się w napady agresji. Przebywa w domu dziecka/sanatorium. I do podania tych wiadomości potrzebujesz całego rozdziału, w dodatku, w formie odautorskiego wykładu, pozbawionego akcji i dialogów. Dla mnie okazało się to nużące i nie zacheciło do dalszej lektury. Nie widać również jakiegoś zawiązania akcji.
    Strona techniczna też pozostawia trochę do życzenia. Nie ma błędów ortograficznych, ortografia również w porządku. Ale sporo powtórzeń wyrazów, w wielu zdaniach zastosowałeś dziwną składnię, zgrzyta styl.
    Lubię fantasy i przyciągnęła mnie taka właśnie klasyfikacja opowiadania. Tymczasem jednak elementów fantasy zabrakło.
  • VikingusLev 06.02.2020
    Wiem że za dużo tego wszystkiego ale jak już tak to napisałem za pierwszym razem nie chciałem nic zmieniać, wolałem dostać baty za pierwszą wersję. To pierwsza rzecz jaką napisałem i chciałem tak zobaczyć co zrobiłem źle a co dobrze. Jest w tym od cholery racji i dzięki za wytknięcie błędów, też w drugim rozdziale, postaram się tak nie nudzić xd.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania