Poprzednie częściJeden krok 1

Jeden krok 6

Próby i werdykt lwa

 

Był środek grudnia co w tym mieście sprowadzało częste, czasem nawet bardzo długie ulewy, padało pięć bitych dni, i właśnie dziś był pierwszy dzień bez deszczu. Dawniej po ulewach dało się odczuć swoistą ulgę, jednak powstawały różne niedogodności, takie jak kałuże, którym nadjeżdżające samochody mogą cię oblać, tworzące się błoto, w którym mogłeś skończyć gdy jakiś chuj cię do niego wrzucił.

 

Potem gdy nie dało się doprać ubrania w sierocińcu, a kiedy tak się działo dostawałeś naganę, musiałeś nawet odpracować dodatkowo za zniszczoną koszulkę albo spodnie.

 

W lepszej części swojego życia, kiedy rodzina jeszcze żyła, a szczególnie gdy był młodszy, kochał zarówno deszcz jak i jego następstwa. Tak jak Sarah fascynowała się śniegiem, tak Noah kiedy był w jej wieku deszczem.

 

W nocy kiedy akurat była burza i padało, on zamiast spać leżał w łóżku i wsłuchiwał się w niezliczone krople deszczu, próbując rozpoznać na podstawie dźwięku o co się odbijają, i tak dopóki nie zasnął. Ale najbardziej lubił zakładać czarny płaszcz przeciwdeszczowy taty, który był oczywiście za duży, i niebieskie kalosze, wyobrażał sobie wtedy że wyglądał jak Batman co dodatkowo poprawiało mu humor.

 

Wychodził na dwór i szukał kałuż, kiedy znalazł cel miał dwie ulubione rozrywki, albo wskakiwał na nie żeby zrobić wielki plusk, bądź szukał kamieni i rzucał nimi w kałuże co też robił dla efektu rozbryźnięcia wody, albo chciał tylko puszczać małe kaczki. Bardzo rzadko ale jednak, podbiegał na skraj ulicy, akurat kiedy podjeżdżał samochód, chodziło w tym o to żeby ścigać się z autem i tak do niego podbiec, aby woda która rozbryźnie z ulicy zdążyła cię trafić.

 

Mamie oczywiście się te zabawy nie podobały, bała się że zachoruje bądź poślizgnie się na mokrej ziemi i coś sobie zrobi.

 

Raz miała rację ale to było zwykłe przeziębienie nic strasznego, zresztą z wiekiem przeszły mu te zabawy, później nie wyobrażał sobie tego robić, ale nadał lubił zapach deszczu i dźwięku jaki wydawał, w końcu deszcz i jego urodziny zawsze chodziły w parze. A teraz kiedy już prawię wrócił prawdziwy Noah, ten sprzed wypadku, deszcz był dla niego znowu piękny, tak samo jak poranek po nim i każdy następny dzień.

 

Wyszedł pierwszy z Bramy tak jak prosił go Bogaj, miał pójść i wybrać miejsce w lesie gdzie jest najwięcej wolnego miejsca, po siedmiu miesiącach spędzonych tutaj znał pobliskie lasy jak własną kieszeń. Szybko przebiegł na dość dużą polane, oddaloną o dobre czterdzieści minut drogi, Noah ten dystans pokonał w niecałe piętnaście.

 

Piątą już godzinę leżał na środku mokrej łąki, podziwiając szare niebo i rosę na drzewach i trawie, w tym świecie wszystko odczuwało się bardziej i lepiej, na początku Noah czuł tylko tą różnice powierzchownymi zmysłami, lecz teraz będąc jaki jest czuł to całym sobą, jakby to wszystko przechodziło przez niego.

 

Był w tym świecie ponad pół roku i ani razu go nie opuścił, wiedział że tam policja go nadal szukała, ale jego nic to nie obchodziło, był pewny że tych w bidulu też nie. Poza las wychodził w sumie tylko aby odwiedzać grób rodziny, zresztą i tak zawsze to robił ze świata Eli, chodził z Bogajem albo Korą, nie wiedział czemu chcą z nim tam chodzić ale było to widocznie dla nich ważne.

 

Nawet wizyty tam, w tym świecie wydawały mu się inne, takie prawdziwsze jakby tu był bliżej ich, mógł jeszcze ich poczuć.

 

Sześć miesięcy, szmat czasu nie ma co, Noah cały ten czas trenował bez chwili wytchnienia, trenował i rozwijał się.

 

Już nie nazywali go głupi Noah, o dziwo była to jedna z rzeczy która dość mocno go cieszyła. Dużo się nauczył i nadal się uczył nowych rzeczy, kiedy dowiedział się że Ele też mają książki natychmiast poprosił Bogaja o wszystkie jakie miał. Ten dał mu około dwudziestu grubych tomiszczy po setki stron, Noah każdą przeczytał po dwa razy.

 

Wykonywał codziennie te same ćwiczenia po paręnaście razy, aż w końcu zrobiły się dla niego za łatwe, więc poprosił o trudniejsze, i one też stały się za łatwe. Kiedy tydzień temu Bogaj powiedział mu że niedługo okaże się czy jest godzien bycia Naczyniem, nie spodziewał się że stanie się to akurat w jego urodziny.

 

Właśnie dziś, siedemnastego grudnia, siedemnaście lat temu, Noah Ambrose przyszedł na świat, wtedy to jego rodzice przelali w niego swoją miłość. A dziś tego samego dnia miał zostać Naczyniem, w które przeleje się Energie, o ile mu się uda...

 

Wiedział że to Bogaj wpadł na pomysł z datą, czuł że go to bawi, ale też zrobił to dla Noah, chciał żeby to było jego swoiste zmartwychwstanie.

 

Dla Noah jego życie było niczym cykl życia motyla, tylko że on będąc umierającym motylem jakimś cudem cofnął się do stadium larwy. Przed trafieniem tutaj był jak gąsienica która bez sensu łaziła tylko z liścia na liść i jadła co popadnie.

 

Z trafieniem tutaj stał się kokonem, który przez morderczą prace dojrzewał na zewnątrz, ale przede wszystkim w środku.

 

A dziś jeżeli los będzie łaskawy stanie się znowu motylem, ale tym razem lepszym, piękniejszym, wspanialszym.

 

Wstał powoli i się otrzepał, specjalnie nałożył dziś obrączki rodziców oraz bransoletkę od brata, wiedział są dziś tu z nim, te rzeczy tylko go upewniały. Teraz miał także kolczyk w prawym uchu, z którego luźno zwisały na łańcuszkach trzy liście jesionu, jeden zielony, drugi czerwony, ostatni żółty, był to prezent który dostał od Bogaja.

 

Mimo temperatury wynoszącej osiem stopni, założył dziś swoje ulubione jeansowe krótkie spodnie, bardzo podobne do tych z dnia wypadku. Nosił też od jakiegoś czasu, brudno zielony luźny bezrękawnik, nie wiedział skąd Bogaj go wytrząsnął ale mu się podobał. I to było wszystko, nie miał nawet butów, co prawda nie wiedział skąd Bogaj bierze dla niego jakiekolwiek ciuchy, ale to było nieważne.

 

Kiedyś wstydził się ran po wypadku i operacji, teraz ani myślał ich zakrywać, szczególnie że dzięki codziennej dawce wrażeń miał dodatkowo, dwa razy tyle blizn co kiedyś. Poza starymi, najbardziej wyróżniał się biały ślad po cięciu, przecinał on prawą brew oraz lewy policzek, było też parę grubszych śladów na brzuchu i nogach.

 

Włosy zapuścił, nie miał już wygolonych boków i krótkiej fryzury na grzecznego ucznia, teraz włosy, długie za uszy, zaczesał do tyłu i trzymał je tak na opasce z kory.

 

Wstał ponieważ wyczuł że ktoś się zbliża, nie był to Bogaj ani Saa, Energia była za słaba, wtem spomiędzy drzew, centralnie przed nim wystrzelił konar, leciał prosto na niego obracając się jak jojo.

 

Noah tylko się uśmiechnął, wyciągnął rękę i bez problemów go zatrzymał.

 

Konar odbił się i wylądował przed nim, nagle znowu zaczynając się obracać, aż powoli osiągnął w ten sposób pion, gdy już stał prosto z dziur po gniazdach które były równolegle po obydwu jego stronach, wystrzeliły krótkie grube ręce, wysuwając się do łokci. Z dołu konara wychyliły się króciutkie, ciasno zbite nogi, a z jego postrzępionej góry, na Noah łypał czubek głowy o tłustych brązowych włosach i wąsach, nie było widać oczu istoty, Noah wiedział że są granatowe.

 

- Co tam Kaldun ? Nie ładnie tak wirować na ludzi, myślałem że wiesz o tym, i czy czasem Bogaj nie dał ci zakazu na odbijanie się? - Noah uśmiechał się cały czas i był wyluzowany, jakby rozmawiał z kumplem, i tak było.

 

Duża postać burknęła jakieś niezrozumiałe przekleństwo, i głośno wypuściła powietrze przez nos. Noah znał charakter Kalduna, przypominał mu starego górnika na emeryturze który tylko pije i zrzędzi. Kaldun, bo warto go przedstawić, jest Średnim Elem, który zajmuje się ochronną i rozwojem drzew.

 

Niby natura i Energia dbają o wszystko ale dobrze było dla nich, mieć Eli zajmujących się sprawdzaniem czy wszystko gra i buczy. Bogaj mu to tłumaczył przy jakiejś okazji, powiedział że każdy aspekt natury przy danej Bramie, ma jakby swoich dodatkowych ochroniarzy, tak zwanych Zarządców.

 

Byli to zawsze Średni Ele, słabsi od Bogaja czy nawet Saa, ale i tak dość silni by dokładnie wykonywać prace na powierzonym im stanowisku.

 

Działało to na prostej zasadzie, był El który pilnuje czy wyrosła odpowiednia ilość orzechów czy owoców, byli tacy którzy sprawdzali czy rzeczki dobrze płyną i czy mają odpowiednią głębokość, czy też tacy co pilnowali czy odpowiednia ilość kwiatów została w tym roku zapylona. Jak coś było nie tak notowali to i czekali aż Energia zrobi swoje, jeżeli jakoś nie dawała rady robili to za nią.

 

W parku oraz otaczających go lasach było wielu Zarządców, Noah wiedział to ponieważ spotkał i zaprzyjaźnił się z każdym z nich. Kaldun należał właśnie do tej zacnej grupy, a jego robota polegała na sprawdzaniu czy drzewa są zdrowe i wytrzymałe, czy rosną jak powinny i jest ich odpowiednia ilość.

 

Jednak szła mu ona raz dobrze raz źle, oczywiście wykonywał ją dobrze i skrupulatnie, kochał ją i był w niej doskonały, inaczej od razu by go kimś zastąpili.

 

Saa mu powiedział że zdarzało się to częściej niż powinno, a że Noah wiedział od samego Kalduna zresztą, że ten jest Zarządcą dłużej niż Bogaj Strażnikiem dawało do myślenia, sam Bogaj uznawał ten fakt za imponujący. Jednak z Kaldunem był jeden problem, no właściwie dwa, ale jeden jakby pochodził od drugiego.

 

Kaldun był zrzędą, każdy to wiedział a on sam nie krył się z tym, dosłownie nic mu się nie podobało, a to zwierzęta za głośno poruszają się w nocy, a to słońce za jasno świeci.

 

Takie typu rzeczy na które nikt nie mógł nic poradzić były jego ulubionym katalizatorem, był dosłownie niczym najbardziej zgryźliwy staruszek na osiedlu. Noah miał kiedyś takiego sąsiada, pan Rhodes był kombatantem, tata mówił że po wojnie trochę mu odbiło, Noah sam się upewnił o tym, gdy raz wracając ze szkoły, ten tetryk wydarł się na niego że za głośno chodzi po bruku, to był ten sam poziom co Kaldun, no dobra Kaldun był gorszy.

 

A biedny Bogaj jako Strażnik musiał na to wszystko reagować, ale nie to było najgorsze w Zarządcy lasów, o nie. Prawdziwym problemem Kalduna było picie, a że nic mu się nie podobało to pił dużo.

 

Noah nie wiedział za dużo o alkoholu, w jego domu nie piło się dużo, poza imprezami gdzie rodzice wypijali parę drinków. Mama pijała jedynie do pisania i było to zaledwie parę lampek słodkiego wina. Tata mawiał że każdy szanowany lekarz powinien mieć porządny barek, i rzeczywiście miał taki, były tam najróżniejsze alkohole. Od szkockich, burbonów, dżinów, rumów i wódki, po inne różnokolorowe butelki których Noah nie znał. Ale i tak nie pił dużo, czasem jedną szklaneczkę whisky z lodem na sen, ale folgował sobie zawsze po nieudanej operacji, siadywał sam na balkonie, z całą butelką czegokolwiek na stoliku i pił pół nocy.

 

Sam Noah w poprzednim życiu wypił może trzy czy cztery piwa, i parę razy szampana, było tego tak mało głównie ze względu na jego sportowy tryb życia, ale też dlatego że wstydził się trochę do tego przyznać, choć nie wiedział czemu, piwo czy inne trunki po prostu mu nie smakowały.

 

Jego pierwsze kupił mu tata wraz z Johnem, który wtedy miał już dwadzieścia jeden lat, sam Noah miał wtedy czternaście. Tata wytłumaczył mu że to samo zrobił z Johnem gdy ten był w wieku Noah, oczywiście mama nie miała prawa się o tym dowiedzieć. Mieli wtedy oboje powód do śmiechu, gazowana zawartość puszki tak wstrząsnęła Noah że piwo wyleciało mu przez nos.

 

Jednak prawdziwą inicjacje alkoholową przeżył na początku września, i to właśnie za sprawą Kalduna.

 

Znali się już wtedy jakiś czas i Noah dość szybko dostąpił zaszczytu bycia akceptowalnym przez grubego Ela, nie od razu oczywiście, ale jego urok osobisty zwyciężył.

 

Tego dnia miał wolne i postanowił pospacerować po lesie i zobaczyć czy ktoś potrzebuje pomocy, pech o którym nie wiedział, chciał że trafiło na Kalduna który właśnie obijał drzewa, sprawdzając czy w środku wszystko z nimi w porządku. Postanowił że mu pomoże, zawsze był to dobry uczynek i czuł że dzięki temu zaoszczędzi komuś mocnej dawki marudzenia.

 

Miał racje, bo całą dawkę zrzucił na siebie, w czasie kiedy Noah sprawdzał drzewa, i w miarę swoich zdolności na tamten czas, próbował leczyć te chore, Kaldun marudził jak to tyle roboty musi robić samemu, i to gdy wszyscy wokół mu przeszkadzają, i tak dalej i dalej aż do nocy.

 

Po robocie El zaoferował podziękowanie w formie nalewki, tak Ele pędzili nalewki i to nie zwyczajne, Kaldun swoją robił z jagód a sam proces destylacji i obróbki pozostawał dla Noah tajemnicą po dziś dzień, ale wiedział że to nie było zwykłe pędzenie bimbru, ludzki bimber nie miał prawa tak kopać.

 

Noah przeczuwał że nie nadaje się do picia i że jego głowa jest słabiutka, na marginesie samo rozpijanie nieletniego miało małe znaczenie w tym świecie, Ele nie liczyli dokładnie swoich lat, więc wiek Noah był dla nich raczej jak informacja a nie odnośnik do czegoś więcej.

 

Ale biorąc to wszystko pod uwagę nie sądził że padnie po zaledwie jednym kieliszku, przynajmniej usadowili się wygodnie pod zwalonym drzewem, gdzie mógł w spokoju i wygodzie spać będąc naprutym.

 

I kiedy Noah spał pijany, powrócił główny problem Kalduna, mianowicie kiedy tylko El się nawalał, w sposób podobny do tego jak dzisiaj przywitał się z Noah. Zaczynał się bardzo szybko obracać, i na oślep latał z dużą prędkością po lesie, odbijając się od wszystkiego co kończyło się zniszczeniem, no cóż, wszystkiego na jego drodze. Podczas swojego pinballu uderzał głownie w drzewa, którymi miał się zajmować w rezultacie przerabiał je na wióry

 

Dostawał za to od cholery upomnień i kar ale wszystkie swoje szkody szybko naprawiał i zostawiał wszystko, czasem w lepszym stanie niż było przed masakrą. Rachunki się zawsze zgadzały, jemu cudem zawsze udawało się wybronić i odpokutować.

 

Taki właśnie był Kaldun, pijaczyna który każdemu potrafił zaleźć za skórę, ale swoje błędy brał na klatę i zawsze je naprawiał, Noah bardzo lubił staruszka i wiedział że on jego też, chociaż wiedział też że ten wolałby detox niż się do tego przyznać ale jemu to nie przeszkadzało i tak wiedział po co ten dziś tu przyszedł.

 

- Oj staruszku żebyś ty tyle nie zrzędził i pił, by z ciebie było o niebo lepsze towarzystwo, ale i tak bardzo się ciesze że przyszedłeś tu dla mnie – Noah obdarzył Ela szczerym uśmiechem.

 

- Pff, żebyś ty ludzki smarku się tyle nie mądrzył, już dawno byłbyś po ceremonii – głos Kalduna był donośny i bardzo ochrypły - i jeszcze masz tupet uważać że jestem tu dla ciebie !? Ha !! Chciałbyś żuczku, czekam aż ci się nie uda, żeby się pośmiać i uczcić to głębszym – zawsze zaczynał początek rozmowy obelgami, Noah szybko to zauważył i wyprzedzał Ela, pierwszy mu dopiekając.

 

- Mów sobie co chcesz moczymordo ja wiem swoje, dziękuje że jesteś, będzie mi dzięki temu lżej – uśmiechając się jeszcze szerzej, uderzył lekko Kalduna w jego korzenny kałdun i roześmiał się głośno. Wiedzia łże El rumieni się pod tymi wąsiskami i przyszedł go wspierać, to cieszyło Noah bardziej niż jakiś fikuśny prezent urodzinowy, miał nadzieje że to nie będzie jedyny taki prezent.

 

- Biedny gówniarz ma urojenia ! Jak ci się nie uda dam ci nalewkę na poprawę humoru, znaj łaskę lepszych !

 

- Wypijemy ją ze wszystkimi żebyś nie marudził że oddałeś flaszkę na marne ! – Noah zauważył jak wąs Kalduna podnosi się w uśmiechu

 

- Akurat ! Marnować dobre trunki na półgłówków ? Jeszcze czego !! Lecę w drzewa, tu jest za duży wiatr jak dla mnie, tnie mnie po plecach !

 

- Czy na wszystko musisz marudzić staruszku ? - nie odpowiedział tylko schował się do konara, i obracając się wystrzelił pomiędzy drzewa – Idą !! - krzyknął w locie, nie musiał, Noah już wiedział że są blisko.

 

Jego przyjaciele których poznawał i zacieśniał z nimi więzy, które były teraz twarde niczym głaz, oraz trójka jemu najbliższych ,nowa rodzina o którą dziś zawalczy.

 

******

 

Zebrali się wokół polanki, jedni siadając wygodnie na miękkiej trawie, inni opierali się o drzewa albo na nich siedzieli. Wszyscy których tutaj poznał, zaprzyjaźnił się i chyba zdążył pokochać, byli tutaj dzisiaj dla niego.

 

Marsz Elów którzy przyszli na ceremonie zamykali, Kora, Saa i Bogaj. Łania jak zwykle wybiegła pierwsza, okrążyła Noah parę razy, wyczekiwała na drapanie, uwielbiała kiedy drapało się ją aż kora drzewa z której składało się jej ciało odchodziła.

 

Kiedyś się bał że może ją to boli, ale Saa mu wytłumaczył że tak Ele z drzewa pozbywały się starych warstw skóry, a te podobno swędziały jak cholera. Noah po tym jak nauczył się Czytać Energie, dowiedział się od samej Kory że to prawda, było to niezbyt miłe uczucie porównywalne do ospy.

Dlatego kiedy raz, zupełnie przypadkowo Przeczytał Saa, odkrył że on też ma taki problem, postanowił działać.

Po długich namowach i ganianiu, wąż w końcu zgodził się na sesję odkorowania, ale obiecał że jeżeli ktoś kiedykolwiek się o tym dowie to on zeżre Noah w całości, i tak bez wiedzy kogokolwiek, nawet Bogaja, Noah raz na parę tygodni chodził do legowiska Saa i drapał go aż miło !

 

Saa mógł się tego wstydzić ale Noah czuł że nie tylko to lubił, ale był mu za to bardzo wdzięczny.

 

Saa przypełzł zaraz za Korą, był zadowolony i uśmiechnięy, co też było dość rzadkim widokiem, a obok niego skakał Bogaj, oczywiście skakał z radości bo z czego innego.

 

Od dwóch tygodni skrzat miał najlepszy możliwy humor, a to że Bogaj z natury miał zawsze dobry humor, jeszcze bardziej uświadomiło Noah że to nie są przelewki, tylko bardzo poważna sprawa.

 

Jednak ostatnio czuł w nich coś jeszcze, nie wiedział dokładnie co to było ale mu się to nie podobało.

 

Zamyślenie przerwał mu Bogaj, który gdy Noah był zajęty bujaniem w obłokach, przeskoczył dzielącą ich odległość i wskoczył na niego, swoim ciałem zakrywając głowę Noah.

 

- Noah nawet Bogaj cieszy się wie jak nie !!! - wykrzyczał mu to radośnie Bogaj, dosłownie prosto do ucha – Noah ceremonia dziś, Noah Naczyniem zostanie okaże czy się !! - Noah chciał coś powiedzieć ale ciałko Bogaja mu przeszkadzało.

 

- Na litośssć bossską zossstaw chłopaka bo sssię udusssi zanim w ogóle zaczniemy – Bogaj się zasępił, ale odskoczył od Noah - Bogaj przeprasza, cieszy tak ale się !

 

- Nie ma sprawy przyjacielu – odpowiedział Noah – ważne że już tu jesteście, wszyscy, naprawdę nie umiem wyrazić jak się cieszę – gdy Noah uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił, reszta odpowiedziała mu tym samym, ale wyczuł w nich to nieznane coś.

 

- Noah pracował ciężko momentu do tego, ukrywać co ma nie, wyobrażenia przeszedł wszystkie nasze ! Bogaj prawdę Saa mówi prawda !

 

- Naprawdę ! Jak żyje tyle czasssu nie widziałem bardziej upartego człowieka, ressszta już dawno possszła by w diabły, albo zdechła z wysssiłku.

Ale ty wytrzymałeśss wssszyssstko, sssam sssię dziwiłem, pierwssszy raz z radośsscią przyznaje sssię do pomyłki, i naprawdę dobrze że cię wtedy karzełku nie zjadłem – wszyscy się zaśmiali, nawet widownia dzisiejszej ceremonii i dobrze.

 

Noah nieźle się natrudził żeby Pomniejsi zaczęli lubić Saa, sukcesem było już nawet to że nie uciekali na jego widok – byśss sssię tylko zmarnował w moim żołądku, w każdym razie Noah.

Jesteśss pierwssszym człowiekiem którego zaakceptowałem i nie żałuje tego przyjacielu – zbliżył się do Noah, a on przyłożył dłoń do nosa węża.

 

- Też się ciesze że mnie nie zjadłeś, ale gdyby tak się jednak stało, mam nadzieje że byś się posrał - znowu głośne śmiechy, a Saa śmiał się najgłośniej – ale zamiast mnie zjeść dziękuje że zgodziłeś się mnie trenować, to mi naprawdę pomogło. Jesteś wspaniałym nauczycielem Saa, gdyby nie ty mógłbym nie dać sobie rady, manto od ciebie zahartowało mnie i utwardziło.

Obiecuje ci że nigdy nie zapomnę o twojej pomocy, cieszę się jak cholera że cię mam brachu – wzrok Saa był teraz ciepły i łagodny, Noah coś się chyba przywidziało bo zobaczył łezkę w oczach drapieżnika.

 

Ten widok złapał go za serce, ale znał Saa, dawać wężowi się tak rozczulać było nawet trochę okrutne - ale najważniejsze że w końcu udało mi się cię dorwać gadzie – Saa mrugnął do niego wdzięczny za zmianę tematu.

 

Bogaj patrzył zdziwiony to na Noah to na Saa, wiedział o ich treningach, to w końcu był jego pomysł, ale zdecydował że da nam w nich pełną swobodę, więc nie wiedział co się na nich działo.

 

Nie miał więc prawa wiedzieć, że od miesiąca to Saa dostawał cięgi od Noah, mina zarówno Saa, który był lekko zażenowany ale i dumny, oraz Bogaja która pokazywała szczery podziw były bezcenne.

 

- Saa pokonany ?! - wskazał palcem na Saa i zaczął się z niego śmiać – Saa pokonać dał się ?! - wściekły syk węża ogarnął trochę Bogaja – Saa spokojny, wstydzić czego nie ma ! Fakt to !

Na Noah spojrzy teraz się, siłę ogromną widać jaką !! Saa cieszyć że żyje powinien się – Saa od niechcenia rzucił się na Bogaja kłapiąc pyskiem. Bogaj podskakując zwinnie omijał każdya tak węża, w końcu Saa postanowił że ma dosyć ale syknął gniewnie aby mieć ostatnie słowo – gdybym miał ssswoją ssstarą moc, mógłby co najwyżej robić za moją wykałaczkę !

 

- Oj Saa krytykę znosi źle ! Jak... – Dosyć ! -

 

Powiedział Noah lekko podniesionym głosem, nie krzyczał a wywołał reakcję absolutnego zatrzymania kłócących się Eli.

 

Zatrzymali się bo teraz się z nim liczyli, sprawiało mu to większą satysfakcję niż sądził, a zatrzymał ich bo znał oboje bardzo dobrze. Wiedział że gdyby dać im się rozkręcić mogli by tak ganiać za sobą cały dzień, zresztą nie raz tak było, że Noah z innymi odchodzili, a ci kłócili się dalej, ale dziś nie było na to czasu, oni też o tym wiedzieli.

 

- Później się posprzeczacie co wy na to ?

I tak serce mi wali jakby chciało uciec po napadzie na bank prosto do Meksyku ! - Zgodzilisię z nim, Saa odpełznął pierwszy, trącając lekko Noah swoją głową i sycząc mu cicho – powodzenia bracie, nie daj sssię – popełzał do Kory bawiącej się z młodymi korłaniami w berka na skraju polany.

 

Saa nazwał go bratem, Noah jak tak teraz się zastanowił też powiedział do niego brachu, to było takie naturalne, tak pasowało że nawet tego nie zauważył, zrobił to automatycznie.

W sierocińcu kiedy opiekunowie mówili ckliwe teksty, że teraz wszyscy jesteśmy dla siebie braćmi i siostrami, a oni naszymi rodzicami robiło mu się niedobrze, za każdym razem kiedy ktoś o tym wspomniał miewał małe ataki agresji.

 

Teraz mu to nie przeszkadzało, bo on sam tak czuł, nie spędził z nimi tyle czasu co ze swoją prawdziwą rodziną, ale wiedział że te więzy które tu stworzył też są prawdziwe, i były równie mocne co te kiedyś.

W tamtym świecie to by było niemożliwe ale tu, w świecie który sam w sobie był cudem stało się, znalazł drugi dom i drugą rodzinę. Sądził że powodem tego były jego stare rany, które tutaj zostały opatrzone, kiedy teraz myślał o rodzeństwie czy rodzicach nie bolało go to tak jak kiedyś.

 

Kiedyś nie robił tego specjalnie, nawet przez wiele tygodni, nawet małe wspomnienie sprawiało okropny ból, ale teraz robił to często i było to przyjemne, kochał wspominać sobie szczęśliwe chwile z nimi. Wiedział że nie tylko dlatego było mu teraz tak łatwo, to oni wszyscy to sprawili, ci którzy łatali jego złamane serce i dusze.

 

Wierzył że to była również zasługa jego rodziny, dawnej rodziny która widząc że spełnił ich pragnienie, znalezienia nowego życia, przestałą zadręczać i jego i siebie.

Wiedział że była to okrutna myśl, że specjalnie męczyli go bo stał w miejscu, ale on wolał brać to jako motywacje która zresztą dała pokaźne owoce.

 

Teraz cieszyli się z nim, albo raczej w nim, z jego nowych braci i sióstr, bo tak właśnie Noah myślał o Elach, jak o bardzo pokaźnym, lekko stukniętym rodzeństwie.

Kochał ich wszystkich i zaraz okaże się czy ma siłę żeby im to udowodnić. Jednak wśród nich miał jednego, wyjątkowo ważnego dla niego Ela, w tym świecie był dla niego niczym rodzic, właśnie teraz stał przed nim.

 

- Noah gotowy ? - zapytał Bogaj.

 

- Nic prostszego ! - odpowiedział Noah ulubionym powiedzonkiem Bogaja, kiedyś to zdanie go wnerwiało a dziś ?

Chyba by nie wytrzymał bez wysłuchania go chociaż raz dziennie – bardziej gotowy nie będę, poza tym gdybym nie był nie puścił byś mnie prawda ? - Bogaj zachichotał – Noah rację ma !

Ale gotowy że wie, Bogaj nadzieje prezent zrobił dla Noah dobry że on !

 

- Najlepszy możliwy przyjacielu, dziękuje – to co zrobił nie było już odruchowe, zrobił to specjalnie, z największą chęcią i przyjemnością. Bogaj chyba się nie spodziewał że Noah tak nagle go przytuli, bo zesztywniał jak kłoda, ale wnet odwzajemnił uścisk.

Wydawało się im że trwali tak godzinami, mimo że naprawdę nie minęło nawet dziesięć sekund, ale dla nich były to cudowne godziny.

 

Noah położył Bogaja na ziemi, obydwoje ukradkiem wytarli oczy dłońmi aby jeden nie widział że drugi zaczął płakać, zaś Saa który dokładnie to widział pomyślał – Mięczaki ! - mimo własnej łezki, która się zakręciła w jego oku.

 

- No już, na czułości przyjdzie czas jak się uda – powiedział Noah, nie chciał się rozklejać zanim w ogóle zaczną – jesteśmy wszyscy, więc co teraz ?

Na czym ma polegać ceremonia ?

 

- Noah niech śpieszy się nie !Ceremonia zacznie tak się, brakuje do niej kogoś ale – Noah przekrzywił lekko głowę, w ogóle nie rozumiał o co chodzi, i ten wyraz twarzy Bogaja...

 

To nie był szyderczy grymas, to było coś innego, coś tak rzadkiego u Bogaja że aż strasznego.

I nagle zrozumiał, trafiło go to jak grom z jasnego nieba, to był lęk, Bogaj i Saa bali się.

 

Noah wiedział że się o niego martwią, to było normalne w tej sytuacji, ale gdy to o to chodziło, ich Energie emanowały poza strachem ogromną troską.

Ale teraz dawało się odczuć coś innego, to był zwyczajny strach ale jakiś inny.

 

Bogaj strasznie się wiercił jakby miał się posikać, Noah spojrzał na Saa, ten też był jakiś dziwny bo ciągle patrzył się na boki spodziewając się nie wiadomo czego.

 

Ta atmosfera przypominała mu sytuacje w szkole, kiedy ktoś nie znał odpowiedzi na pytania albo podpadł nauczycielowi, tak to był tego typu strach, ale dlaczego...

 

Nie zdążył rozważyć tego do końca, nagle musiał zawlec wszystkie mięśnie do pracy aby nie upaść. To był szok Energii, albo prościej Presja, Bogaj mu tłumaczył że wyjątkowo silni Ele potrafią samym ogromem swojej mocy neutralizować, a nawet powalać słabszych od siebie. Właśnie to teraz czuł, Boże jakby prasa hydrauliczna napierała na niego ze wszystkich stron, spojrzał na Bogaja, wiedział że El lepiej by to wytrzymał.

 

Ale w nim nie zmieniło się nic, tylko wyraz tego niepokojącego strachu się pogłębił, szybko omiótł wzrokiem resztę, oni też nic, wydawali się niewzruszeni, jednak dało się od nich wyczuć dokładnie to samo co od Bogaja, tą mrożącą krew w żyłach obawę.

 

To działało tylko i wyłącznie na niego, czuł coraz większy nacisk przygniatający swoje ciało, zaczynał obawiać się o swoje kości i organy. To nie była normalna Presja, do tej którą Bogaj wywierał na niego podczas treningu, ta była niczym słońce do księżyca, ale skoro tylko on ją czuł to musiała być część ceremonii.

 

– Czyli padnę teraz i to będzie koniec co ? - spytał Bogaja, przez mocno zaciśnięte zęby, jego przyjaciel tylko spojrzał smutno, z bólem zacisnął powieki aby na to nie patrzeć, znaczy że tak.

 

- No to START !!!!! - Wykrzyczał Noah, aż jego głos wprawił wnętrza Eli w drżenie, a może to było co innego ? Nie ważne, musi się przeciwstawić tej Presji, tylko to się teraz liczyło.

 

Rzadko to trenowali bo zarówno w teorii, jak i w praktyce była to dość łatwa technika, miał nadzieje że nie zawali przez durną pychę, tego by sobie nie wybaczył. Żeby rozproszyć Presje Energii trzeba było, albo być na tyle silnym aby ją przetrzymać, albo swoją własną Energią wywrzeć kontr Presję, w rezultacie rozpraszając tą pierwszą.

 

Jako że zaczęło mu ciemnieć przed oczami wolał nie sprawdzać czy wytrzyma, dlatego od razu przeszedł do planu B.

 

Jak już powiedziano nie było to trudne w teorii i praktyce, ale w sytuacji niebezpieczeństwa nie mógł zakładać że pójdzie po jego myśli – raz kozie falstart – szeptał to sobie zawsze przed trudnym wyścigiem, dla niego było niczym zaklęcie na sukces, swoista mantra zwycięstwa, zawsze działało więc co tam !

 

Ostatkiem siły zdołał podnieść się do pionu, rozstawiając szeroko nogi dla równowagi, zacisnął pięści w geście determinacji, reszta działa się wewnątrz niego. Bogaj dawał mu różne wskazówki i podpowiedzi jak to zrobić, bez spiny w każdej sytuacji, ale ni cholery nie wchodziły mu to do głowy.

 

Dlatego stworzył własną wersje która działała zawsze, po prostu dziesięć na dziesięć. Zbierał Energie z całego ciała w jednym punkcie, zawsze był to sam środek mostka, i tu wkraczał jego autorski pomysł.

 

Gdy cała się już zebrała, w swoim umyśle formował ją w granat odłamkowy, z wnętrza którego zaraz miały wystrzelić kawałki szrapnela będące jego Energią. Z perspektywy Bogaja i kogoś kto stał za nim wyglądało to bardziej spektakularnie, nawet piękniej.

 

Klatkę piersiową Noah przepełniało gęste malachitowe światło, co zabawne formowało się według Bogaja w granat właśnie. Dla niego już to było cudowne że Noah walczy, duma rozpierała jego Energię, ale to był dopiero początek i aż strach było pomyśleć co On myśli o tym wszystkim.

 

Noah w tym czasie odbezpieczył Energię detonując swój granat, przez całe jego ciało przeszły strumienie skondensowanej Energii. Jego kontr Presja nie tyle rozproszyła te potężną, co wręcz rozbiła ją, Noah nie był tego świadom bo był zbyt zajęty wyrzucaniem z siebie Energi.

 

Nie zauważył też tego że istota która narzuciła na niego ten ciężar poczuła ten wybuch, oberwała Presją Noah i teraz to ona była pod jego wpływem, jednak jedynym efektem był słaby ale szczery uśmiech na paszczy tego.

 

Noah cały zlany potem, ledwo ale już pewniej trzymał się na ugiętych lekko nogach, dał radę !!! Dawka entuzjazmu dodała mu sił, już miał powiedzieć do Bogaja. I co skrzacie ?! Nie było takie trudne co !? Dawaj coś mocniejszego!!

 

Ale nie zrobił tego, z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk, tylko patrzył tępo w miejsce gdzie stał Bogaj, ale jedyne co widział to było to wielkie coś, właśnie domyślił się kto był odpowiedzialny za taką potężną Presję. Był tak zajęty skupianiem swojej Energi że nie zauważył że pojawiła się nowa, nie, nawet nie miał prawa zauważyć, przy takiej przytłaczającej Presji nie potrafił nawet powiedzieć gdzie góra a gdzie dół, co dopiero wykryć dodatkowego gościa.

 

Ale czegoś tak dużego ?!?!

 

Ten El był większy nawet od Saa, był większy niż otwór w Bramie, większy niż jebany słoń !

 

Z każdym wyłapanym szczegółem bicie serca Noah zaczynało raptownie przyśpieszać, jak przed chwilą był cały zgrzany i zlany potem, tak teraz jego mokrą skórę przeszywał chłód trwogi, on po prostu się bał.

 

Skóra Ela była koloru bardzo starego drzewa, czworonożna bestia na każdej łapie zakończonej czerwonymi jak krew pazurami, miała metalicznie białe części zbroi, będącej jakby rękawicami o owalnym kształcie, podobne osłony posiadała także powyżej kolan. Takiej samej barwy był też napierśnik pod szyją w kształcie odwróconego trójkąta, którego ramiona odchodziły aż na plecy, w środku napierśnika umieszczony był ogromny czerwony klejnot.

 

Na plecach stwora, Noah nie wierzył ale widział tam drzewa ! Parę małych młodych drzew, gdzieniegdzie letnie kwiaty bijące po oczach swoimi różnorakimi barwami, pomimo grudniowego chłodu wszystko na plecach istoty miało się dobrze.

 

W końcu spojrzał na pysk tego... i o mało nie zawył ze śmiechu !!

 

Nie wiedział czy jest to jakaś ogólna zasada w tym świecie, czy był to zwykły żart Energi, ale każdy El, nie ważne jak straszny musiał mieć cholera coś co powodowało w Noah lawinę śmiechu.

 

Na przykład seplenienie Saa, albo taki Bira El Zarządca tam, był wielki i silny jak niedźwiedź ale wyglądał na litość boską jak duży bóbr z mchem zamiast futra, Noah gdy pierwszy raz poszedł mu pomagać myślał że się posika ze śmiechu prosto do tej tamy.

 

Ale to było przesadą, ten Behemot który przed nim stał, miał ogromny pysk pełen ostrych zębów, dzikie czerwone oczy i podobny do reszt zbroi hełm, który zakrywał czoło i policzki gigantycznego Ela. Ale to właśnie głowa tego była tym co wywoływało lawinę, a to dlatego że była środkiem kwiatu, dosłownie z szyi wystawały mu ogromne czerwony płatki gerbera, to wyglądało jak komiczna kwiatowa grzywa, grzywa ? No tak to stąd ten strach, stał przed dziesięciometrowym lwem.

 

Bogaj podbiegł szybko do Noah sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, nie cholera nie było, normalne lwy to już było dużo, a lew El łamie parę zasad !

 

- Noah zemdlał brawo nie ! - mówi do niego normalnie jakby nie miał za sobą potwora – koniec niestety nie to, Noah sprawił dobrze i tak ale się - Kto to jest ? - zapytał przerywając Bogajowi, wpatrując się w kocie ślepia bijące czerwienią – Bogaj co to do cholery jest ?! Co za tobą stoi ?! - Zasępił się, znowu ten uczniowski strach, jakby bał się że w każdej chwili dostanie uwagę, i już chyba nie musiał odpowiadać na pytania Noah.

 

- To jest Mistrz Gario prawda ? Najwyższy Elemental i władca Bramy czy tak ? - Bogaj nie zdążył odpowiedzieć, zrobił to sam Gario, otworzył szeroko ogromną paszczę, Noah przestraszył się że lew zaryczy i wszyscy od tego ogłuchną, jednak ta tylko się otwarła i bez poruszania nią Gario zaczął mówić

 

- Domyślny z ciebie człowiek, jest dokładnie tak jak myślisz, jestem Mistrzem Gario, Rykiem Puszczy – ta chyba ryk kwiatów, pomyślał Noah – i jestem Mistrzem tych dwóch nieudolnych dzieciaków – spojrzał z wyższością na Bogaja i Saa, a oni aż pomniejszyli się na oczach Noah, ten El to nie były żarty, żeby zwykłym spojrzeniem zrobić z tej dwójki małe dzieci – oraz wielkim i potężnym Najwyższym Elementalem, którego na świat wydał wspaniały Wielki Dąb !!!

 

Nachylił się tak że jego wielka kwiaciasta grzywa musnęła twarz Noah, Bogaj odsunął się od nich z wielkimi oczami, a Noah mierzył się wzrokiem z Najwyższym - Jestem też tu po to żeby sprawdzić czy jesteś godny – jego oddech pachniał bukietem przeróżnych kwiatów.

 

Zaraz nie wytrzymam i się zaśmieje w paszcze czemuś co może mnie zabić w sekundę – pomyślał Noah. Gario odsunął się od niego i znowu przewyższał wszystkich i wszystko - Bogaj mówił mi że znalazł kogoś kompetentnego na stanowisko Naczynia, ale sam nie jest jeszcze na tyle kompetentny żeby zadecydować o tak ważnej sprawię jak wybór naszego obrońcy - teraz rozbawienie ustało i oddało miejsce gniewowi, ponieważ ten lew obraził Bogaja co w Noah odruchowo wywołało gniew.

 

- Szczerze nie myślałem że przejdziesz choćby pierwszą próbę, jednak ci się udało człowieczku, nawet zdołałeś się przebić i trafić mnie, winszuje – na te ostatnie słowa Noah razem z Bogajem zrobili zdziwione miny, trafić ? – jednak to o niczym nie świadczy ! - zagrzmiał jego donośny głos, cały czas okalała go ta wkurzająca aura wyższości, co bardziej wkurzało Noah że była ona uzasadniona.

 

W końcu Bogaj wystąpił przed Noah i zaczął go bronić - Noah świadczy dużo to o ! Mistrzowi że silny udowodni jest on !

Bo prawda jest taka, zdziwi mistrz się, Noah uzna i ! - Gario zaryczał gniewnie na Bogaja, biedak aż podskoczył i zamilkł.

 

- Z tobą młokosie nie rozmawiam !! Nie dość że sprowadziłeś człowieka do naszego świata bez czyjejkolwiek wiedzy czy zgody, to jeszcze śmiałeś nauczyć go całej swojej nikłej wiedzy. Mimo tego wszystkiego, masz jeszcze czelność mówić mi, Mi ?!! Że jest gotowy !

To ja uznam czy ten ludzki niedorostek jest gotowy na cokolwiek, niepotrzebuje do tego twojej opinii, czy tamtego kryminalisty !! - wskazał na Saa – myślisz że dużo wiesz ? Że jesteś taki ważny ?! Ale to wszystko pochodzi ode mnie, gdyby nie ja... - Zamknij się wreszcie !!!

 

Wszyscy jak jeden organizm, spojrzeli jednocześnie na drącego się Noah i zamarli, nie wytrzymał, musiał wykrzyczeć swoją frustrację, teraz to on stanął w obronie skamieniałego Bogaja.

 

- Jak dla mnie kwiatku możesz być nawet samym Bogiem mam to w dupie, ale spróbuj jeszcze raz obrazić mojego przyjaciela a przysięgam że oberwiesz !! - na potwierdzenie swojej groźby oderwał trzy liście ze swojego kolczyka, napełnił je Energią i wypuścił.

Wszystkie trzy fruwały teraz wokół Noah gotowe do ataku, to była jego najbardziej wytrenowana sztuka manipulacji Energii, te trzy liście były zarazem trzecią najcenniejszą dla niego rzeczą, dostał je od Bogaja i teraz był z nimi jednością.

 

Mistrz Gario patrzył tylko na Noah dziwnym wzrokiem, nie wiedział co to było i go to nie obchodziło. Mistrz powiedział tylko jedno – Pokaż co umiesz uczniu słabeusza – Noah więcej nie potrzebował, nie słyszał już Bogaja błagającego żeby przestał, nie słyszał innych błagających żeby przestał, to kwieciste lwiątko powiedziało już za dużo.

 

Noah całą pozostałą Energię umieścił w swoich nogach wzmacniając je do granic ludzkiego pojęcia, tą technikę uwielbiał najbardziej ponieważ pozwalała mu robić to co kochał, czyli biegać !

 

Ustawił się jak na linii startu, obie dłonie na ziemi, łokcie wyprostowane, lewa noga ugięta, a prawa wyprostowana głęboko wryła się w ziemię, wystartował...

 

I w mgnieniu oka był już pod Gario, tam gdzie sekundę temu był, po nim została tylko zielonkawa łuna Energii. Wielokrotnie sprawdzając doszedł do wniosku że percepcja Eli, nie ważne jak silniejsza od ludzkiej, nie nadążała za wzmocnionym biegiem Noah, jego szybkość to było za dużo nawet dla nich.

Sam Bogaj kiedy Noah zaprezentował swój najszybszy start przyznał że w ogóle go nie widział i to sprawiło Noah taką przyjemność i satysfakcję, niczym małemu dziecku które dostało wymarzony prezent na święta.

 

Jednak Bogaj potem przyznał że i tak mógł mnie wyczuć, to i tak nie popsuło mi humoru, znaczyło jedynie że muszę dalej trenować.

 

Ale lew go widział i czuł, dla niego był widoczny jak na widelcu, Noah nie musiał być tu taki kawał czasu żeby wiedzieć że Gario to była zupełnie inna historia, a jednak pozwolił mu dalej działać, ale dlaczego ?

To nie było teraz ważne, skoro chciał dostać od Noah, ten postara się mu dać pełne Menu.

 

Cała Energia przepłynęła z jego nóg prosto do prawej dłoni, poziom jej koncentracji był tak duży że zaczęła ona wypływać z jego dłoni, formując wokół niej malachitową kule.

W momencie gdy ustawił się by zadać cios, jego trzy liście, cały czas krążące wokół Noah zabłysły jasno, każdy swoim kolorem, to także był efekt treningu.

 

Nie tylko potrafił coś kontrolować ale także nauczył się zmieniać właściwości tego z czym się połączył, tak samo jak przyśpieszył swoje własne ciało, tak teraz utwardził i wyostrzył liście.

 

Według jego woli zaczęły okręcać się wokół zamkniętej świecącej pięści, tworząc mały lśniący kolorami świder, Noah będąc w pełni gotowym zaatakował wszystkim co miał, po tym jednym ataku będzie już bezradny, ale to było tego warte.

 

Zadając ten ostateczny cios tak jak przeczuwał, Gario był jedynym który go widział, i bardzo dobrze wiedział co tamten robi.

 

Gdy inni dopiero zaczęli to pojmować, najwyższy Elemental pomyślał w duchu – przyłóż się chłopcze do tego ciosu, wiele od niego zależy – i pozwolił się trafić. Bogaj i Saa też już wiedzieli że to była druga część testu, modlili się żeby się udało, nie wiedzieli jak niepotrzebne były ich modlitwy.

 

Mistrz Gario przekonany o swojej przytłaczającej sile, jako że mógł ominąć ten cios w każdej chwili, był pewny że z góry będzie nieskuteczny, wstydził się później przez wiele lat jednej myśli, że jednak mógł uniknąć tego ciosu.

 

Nie spodziewał się niczego poczuć, taki brak efektu skutkował by oblaniem przez tego człowieka testu. Jakby go połaskotał albo posmyrał chłopak by zdał, bo niczegoinnego Gario nie oczekiwał, już samo to była dla niego optymistycznym scenariuszem.

 

Jednak to co poczuł było dla niego zaskoczeniem, bo spodziewał się wszystkiego ale nie bólu, był on mu dość obcym uczuciem, mało kto potrafił mu go zadać.

Byli oczywiście silniejsi od niego, Ele zdolni go ranić a nawet zabić, ale ten chłopak był niczym pyłek podług gwiazd, więc jak to możliwe że cokolwiek zrobił, że jego Gario to zabolało ?

 

W momencie gdy cios Noah wbił się w ciało Gario lew poczuł to bardzo dokładnie, jeżeli przełożyć to na skale ludzkich odczuć, było to porównywalne do przypadkowego dostania piłką w brzuch na wf, bolało tak sobie i szybko przestawało.

 

Jednak samo zaskoczenie odczuwanego bólu wprawiło Gario w chwilową panikę, w tym czasie Noah coraz głębiej wbijał pięść w ciało Najwyższego, gdy tylko poczuł że opuszczają go siły tak samo jak pojawił się pod Gario, tak wrócił na miejsce startu.

 

Liście poleciały na swoje miejsce, same nakładając się na łańcuszki kolczyka, cały blask jakim emanował Noah przed chwilą, zgasł.

Bogaj wybudził się z transu sytuacji i podskoczył do Noah, zaczął okładać ledwie stojącego przyjaciela piąstkami.

 

- Noah zrobił najlepszego co wie !! Zginąć mógł, Noah mogło po być, Mistrz Gario silny, szans miał by nie ! – Noah ciągle skupiał wzrok na lwie, widział w jego oczach że coś się stało, ale nie był takim optymistą żeby wierzyć że cokolwiek mu zrobił.

 

- Wiem przecież - zaczął się uspokajać - od samej jego Energii prawie padłem, nie ma mowy żebym go pokonał - powiedział to łapczywie łapiąc powietrze.

 

- Noah czemu zaatakował mistrza więc ? - zapytał niepewny Bogaj -Jak to czemu ?! - spytał znowu wkurzony Noah - obrażał moją rodzinne, innego powody nie potrzebuje, poza tym miałem straszną ochotę mu jebnąć !

 

Noah teraz w pełni wyprostowany stał dumnie przed Gario, pierwszym członem odpowiedzi wzruszył każdego nawet Saa, jednak jej druga część, wprawiła wszystkich w osłupienie, aż im szczęki opadły

 

- Uderzyć Mistrza chciałeś ? - spytał Bogaj, gdy emocje wzruszenia i niedowierzania biły się w nim o miejsce.

 

- Dokładnie !! Nie pozwolę mu obrażać żadnego z was a ciebie szczególnie !

 

- Noah – tylko tyle dał radę powiedzieć Bogaj, urzeczony determinacją i siłą swojego przyjaciela, natomiast od jego powalającej, wręcz chamskiej bezpośredniości o mało nie padł, ale co na to wszystko Mistrz ?!

 

Mistrz Gario cały czas przyglądał się im i słuchał ich rozmowy, nawet Saa który znał go najdłużej nie wiedział co mu może teraz chodzić po głowię. Mistrz Gario jeszcze chwilę pomilczał i otworzył paszcze, tym samym zabierając oddech wszystkim obecnym – zaliczyłeś – to były jedyne słowa jakie wypowiedział, potem się tylko uśmiechnął.

 

Wszyscy zamarli, było tak cicho jakby na polanie nie było nawet ducha, sam Noah główny zainteresowany nie mógł zebrać w głowie żadnego sensownego zdania, miał nadzieje że Bogaj coś wskóra, ale nikt się nie spodziewał, że to znowu Gario się odezwie - rozumiem że wasze mózgi nie podążają za tokiem wydarzeń, Bogaju po człowieku się tego spodziewałem, ale ty !?!

 

Bogaj któremu zwrócono uwagę szybko się ogarnął, jednak mimo wszystko przepełniało go tyle emocji że nie mógł wykrztusić choćby sylaby, jednak Noah jakimś cudem dał radę.

 

- Co masz na myśli mówiąc że zaliczyłem ? Znaczy że jestem Naczyniem bo... – Gario nakazał mu się uciszyć ruchem łapy, samym ruchem wywołał spory wiatr, Noah zrozumiał że ma się zamknąć.

 

- Mówiłem że przybyłem tutaj żeby sprawdzić czy jesteś godnym bycia Naczyniem prawda ? Spędziłeś tu tyle czasu że Bogaj pewnie nie raz mówił ci jaki mamy stosunek do ludzi, dlatego narodziny każdego Naczynia, zawsze są skrupulatnie obserwowane i weryfikowane.

Trzeba też przetestować samego człowieka czy na pewno jest godny tego wszystkiego, dlatego zawsze ostateczną decyzję o takiej wadze, podejmuje przynajmniej Najwyższy El, albo władca Bramy.

 

Test różni się zależnie od Najwyższego, a to jak jest przeprowadzany wie tylko on i nikt nie ma na niego wpływu, rozumiem że tego Bogaj ci nie powiedział – spojrzał na swojego ucznia lekceważącym wzrokiem, aż biedny Bogaj wzdrygnął się i zaczął dygotać, na szybko drżącym głosem wytłumaczył się Mistrzowi.

 

To naprawdę wyglądało jak uczeń srający pod siebie przed profesorem, walić wszystko wcześniej, to jak Gario wpływał na Bogaja przerażało Noah najbardziej - Bogaj mówić już miał, mistrz Gario mógł bo wparował nie ! Bogaj powiedział wszystko by !!

 

Pierwszy raz lew się zaśmiał, to było jeszcze dziwniejsze - masz rację Bogaju, przepraszam za swój pośpiech, ale nie chciałem tracić na to czasu cennego czasu, teraz wiem że jednak jest na co – Gario spojrzał łagodnie na Noah, teraz zupełnie innym głosem, o wiele łagodniejszym powiedział – przepraszam cię człowieku za mój poprzedni wybuch ale musiałem coś sprawdzić.

 

- Moment ! – nie wytrzymał Noah – czyli to wszystko było częścią testu ? Nawet to obrażanie Bogaja i Saa ? Chciałeś mnie rozzłościć ?!

 

- Dokładnie tak – Noah już miał mu wygarnąć ale powstrzymał go Bogaj, blokując go ręką, uśmiechnął się łagodnie, to wystarczyło żeby Noah się uspokoił, po Energii zrozumiał że Bogaj o wszystkim wiedział.

 

- Bogaj Noah przeprasza, pomysł Mistrza był to, Noah zdenerwować tylko chciał, znaczy miłe że było to nie !

 

- Nie znaczy też że było tylko kłamstwem prawda !? Skaranie boskie mam z waszą dwójką i to jest prawdą ! - Bogaj z Saa stojącym daleko spuścili głowy, Noah mógł przysiąść że słyszy jak mówią szeptem „przepraszamy".

 

- W każdym razie – Gario odchrząknął i mówił dalej – to wszystko co się teraz wydarzyło, to właśnie były moje testy, od wieków sprawdzam tak wszystkich kandydatów bez wyjątku.

Najpierw sprawdzam ich wytrzymałość i zawziętość, miażdząc ich moją Presją, dzięki temu sprawdzam czy są na tyle wytrzymali aby ją znieść, bądź ją odeprzeć, byłbyś obiecujący gdybyś ją przetrzymał, ale ty zrobiłeś coś bardziej niezwykłego więc nie ma tematu.

 

Co się tyczy drugiego testu, miał sprawdzić twoją manipulację Energią, ale nie tylko, ten egzamin sprawdzał coś o wiele więcej jak się pewnie domyśliłeś, o ile jesteś taki bystry jak mówi Bogaj, jak myślisz co to było ?

 

Oczywiście że wiedział – miał sprawdzić czy jestem gotowy stanąć w ich obronie, nawet przed najgroźniejszym przeciwnikiem, moje oddanie w stosunku do Eli, o to chodziło prawda ? - Gario potwierdził skinieniem głowy – więc trzeba było zapytać każdego z nich, każdy by ci to powiedział.

 

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, aż Mistrz odpowiedział dość wesołym tonem – pewnie masz rację, jednak wybacz, wolałem przekonać się o tym samemu, i na szczęście się nie zawiodłem.

A w kwestii twojej manipulacji Energią, muszę przyznać że czegoś takiego jak żyłem nie czułem, uznaj mój ból jako największą pochwałę dla swojej wartości i siły !

 

Bogaj i Noah patrzyli na siebie zdziwieni, zrobiłem mu coś ? Temu monstrum ? Bogaj sam sobie zadawał te pytania w tej chwili, nie dowierzał chyba bardziej niż Noah, znowu przerwał im rozbawiony Gario.

 

– Już spokojnie bo wam oczy wylecą, a tego byśmy nie chcieli, to co ci powiedziałem to szczera prawda, nie znaczy to jednak abyś popadał w samozachwyt chłopcze, to było ledwie tąpnięcie na powierzchni ziemi.

 

Noah rozumiał to bardzo dobrze, wiedział że to nawet nie jest początek jego mocy, a jednak był tak zadowolony z siebie że nie mógł nic na to poradzić, ale najważniejsze było że czuł dumę Bogaja, to najbardziej się liczyło.

 

- A więc skoro tak dobrze się sprawiłem że nawet przeszedłem twoje wyobrażenia, to co teraz ? Kolejny test ?

 

- Ostatni, niestety zarazem ostateczny – na wypowiedziane przez Mistrza słowa Noah wyczuł zmianę we wszystkich, stali się poważni, i posępni, Energia która do teraz była taka radosna i jasna, wyblakła, zaś Bogaj, wyczuł w nim narastające obawy i strach.

 

- Gdy Mistrza testy zda się, Bogaj Noah mówił, że Naczynie Naczyniem gdy Energią wypełni staje się już, zrobimy to teraz i.

 

- Nigdy nie rozumiałem do końca tej części – przyznaje zmieszany Noah – po co wypełniać mnie Energią skoro już ją mam ?

Wiem że to tej części najbardziej się baliście, nikt nawet nie chciał o niej rozmawiać... – spojrzał na Bogaja, El jedynie smutno zwiesił głowę

 

- Masz rację, władasz już bardzo silną mocą, śmiało można stwierdzić że jesteś najsilniejszym kandydatem jakiego widziała nasza Brama.

 

Przez cały swój trening i zaangażowanie z jakim żyjesz w tym świecie, a szczególnie przez twoje oddanie wobec Eli.

Nawet przez całe to krótkie spotkanie udowadniasz mi chłopcze jak bardzo jesteś godny tego zaszczytu, jednak nadal jesteś człowiekiem...

 

Noah na słowo człowiek w końcu zrozumiał – tak jak myślisz, żeby być jednym z nas nie możesz być jednym z nich.

Mimo że Energia cię uznała i zamieszkała w tobie, jest to jedynie efekt twojego treningu, twojego życia tutaj, oraz w dużej mierzę tego jaki jesteś.

 

Ale mimo wszystko prawo natury to prawo, człowiek tutaj nie należy, nie chodzi nawet o to co powiedzą Elementale z całego świata, a wierz mi wieść już się rozeszła.

 

Ten świat jest po prostu stworzony dla nas, tak jak woda jest dla ryb a powietrze dla ptaków, naturalnym jest też to że człowiek nawet tak silny, nie przeżyje tutaj długo...

 

- To miejsce w końcu zrobi się dla mnie toksyczne, to jest problem,mimo że mi daje siły, to także powoli odbiera życie.

 

- Bogaj Noah chciał na Naczynie dlatego nie, Bogaj Noah Naczyniem początku zrobić chciał jednak od, poznał tylko jak, ryzyko ale...

Bogaj treningów nie było by jak, wiedział Noah być może dłużej że, Noah zostać na zawsze chciał ale, Bogaj Noah zostać chciał też żeby, więc przygotowania musiały być.

I test ostatni bezpieczny jest jeszcze nie, nic trudniejszego !

 

Noah o dziwo zamiast zaczynać się bać nabierał jedynie pewności - Więc na czym polega ostatnia próba ? - spytał patrząc Gario głęboko w oczy z niezachwianą pewnością

 

Gario spojrzał na Bogaja, ten pokiwał głową jakby wydawał wyrok śmierci, Noah zobaczył że omiótł wzrokiem wszystkich, i wszyscy zgodnie się zgadzali, ale na co ?

 

Nagle czerwony kryształ na piersi Gario zaświecił mocniej, bił takim blaskiem że Noah musiał aż zasłonić przed nim oczy.

Klejnot odczepił się od zbroi i leciał prosto na Noah, gdy zatrzymał się tuż przed nim blask ustąpił.

 

Teraz wpatrywał się w piękny czerwony szmaragd, jednak nie klejnot był piękny, lecz to co emanowało z niego.

 

- Co to na Boga jest ? Odkąd tu jestem nie czułem takiej czystej i powalającej Energii.

 

- Nazywamy to Sercem, powstaje przez zebranie i skupienie ogromnej ilości Energii w jednym punkcie, potem podaje się ją krystalizacji aby nie uciekł nawet gram jej mocy.

Tylko niektórzy Najwyżsi potrafią wytworzyć doskonałe Serce, takie jak to które masz przed sobą.

 

Noah wziął szmaragd do ręki, od razu poczuł jak moc przepływa na jego dłoń, miał wrażenie że miażdży ją ogromny głaz.

 

- Co się stanie kiedy tego użyje ? - spytał Bogaja, wolał to usłyszeć od przyjaciela.

 

- Noah albo Energię wchłonie całą i połączy nią się z, pół Ela z niego zrobi to, Energia Noah przeciąży ciało albo, Noah umrze i...

 

A więc pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, żyj lub umrzyj, bardziej prosto nie dało się tego zrobić.

Być może ostatni raz spojrzał na swoją nową rodzinę, Kaldunowi tak trzęsły się ręce że trunek wylewał mu się z butelki, Kora ze strachu chowała się za Saa, który sam najchętniej by się schował.

No i Bogaj który był tuż przy nim, Bogaj który go uratował, zajął się nim, odrodził go i pokochał.

Wszyscy go pokochali a on ich z wzajemnością.

 

Z drugiej strony jeśli umrze teraz nie będzie niczego żałował, zrobił co mógł reszta była w rękach losu, jeśli to się stanie przywita ich z uśmiechem na ustach, miał nadzieję że i oni jego.

 

- Nie smuć się tak – powiedział do Bogaja któremu zaczęły lecieć łzy, Noah wytarł je delikatnie wierzchem dłoni – jeszcze żyje a wy zachowujecie się jakbyście już wybierali mi wieniec – Bogaj nie wytrzymał, musiał się zaśmiać.

 

Tego potrzebował Noah, nie mógłby odejść bez usłyszenia ostatni raz tego radosnego śmiechu, teraz był gotowy.

 

- Nie zamartwiaj się proszę, to do ciebie nie pasuje.

Zrobiłeś dla mnie tyle dobrego że nie potrafię zliczyć wszystkiego, dzięki tobie odzyskałem nadzieję, nadal nie wiem jak mam ci to wszystko wynagrodzić przyjacielu, chyba pozostaje mi jedynie to przeżyć –sam lekko się zaśmiał – Jeżeli przeżyje będę z wami na zawsze, jeśli umrę będę na zawsze z nimi – spojrzał w szare niebo, zbierało się na deszcz - dla mnie to zawsze będzie wygrana Bogaj, niech Energia zdecyduje gdzie ją spędzę.

 

Przez rok pragnąłem umrzeć, tyle razy prześcignąłem śmierć więc zobaczymy czy tym razem mnie dogoni.

 

- Bogaj w Noah wierzy, Noah Bogaja cząstką teraz więc jest, zawsze będzie tu, Bogaj żywemu dokuczać Noah chce ale, Noah śmierć na skrzydłach prześcignie niech więc !!

 

- Niczym Hermes przyjacielu – chwycił Bogaja mocno za rękę, ledwo mógł mówić przez łzy – kocham cię skrzacie ! Przekaż reszcie że ich też, mimo że są porąbani i dziwni, niektórzy nawet straszni – razem zachichotali – kocham was Ele, całym sobą.

 

- Głupi Noah ! Sam powie to im, Noah że kochamy go a my !

Noah życzenia dostanie i, prezenty dostanie, Noah narodzenie uczcimy !!

 

- Aż las się zatrzęsie ! Niech to będą najbardziej cudaczne urodziny jakie widział ten świat !!

 

Ostatni raz wybuchnęli głośno śmiechem który rozszedł się po całej polanie, lesie i jeszcze dalej, nie mając zamiaru się zatrzymywać.

 

Noah w końcu puścił dłoń Bogaja dając do zrozumienia że jest gotowy, El z uśmiechem i łzami w oczach odsunął się od Noah i stanął obok Mistrza.

 

Noah ostatni raz spojrzał w niebo, mógł mieć omamy, ale dla niego burzowe chmury ułożyły się w cztery postacie, zacisnął dłoń mocniej na Sercu, zaczęła się ulewa.

 

Dał znak Gario że jest gotów

- Na Hermesa skrzydłach, znieść się ponad wszystko.

Sto lat !!!

 

Całą siłą wbił Serce tam gdzie jego miejsce, wchodziło w jego ciało niczym w masło, aż w końcu dotknął ręką swojej piersi.

 

Gdy tylko szmaragd połączył się z sercem Noah, ten zabłysnął krwawym blaskiem, potem był tylko przeraźliwy ból, najgorszy w jego życiu.

 

Zawył wściekle aż rozerwał struny głosowe i gardło, wszyscy płakali, zakrywali uszy przed jego krzykiem i sami wyli z bólu.

 

Czuli jego cierpienie ale nie było porównania do tego co on odczuwał, obdzieranie ze skóry, łamanie wszystkich kości po kolei, palenie żywcem.

To było nic w porównaniu do bólu który teraz go przeszywał, potem nagle nastała pustka.

 

Ciało Noah rozerwało się kompletnie, po nim została pulsującą czerwoną postać w kształcie człowieka.

 

Presja jaką tworzyła czerwona sylwetka, uginała drzewa i rozstępowała chmury, cały deszcz który spadał był rozpraszany, aż kompletnie poddał się i ustąpił.

 

Kolor tego co kiedyś było Noah powoli zaczynał się zmieniać, rozjaśniał się, łagodniał.

 

W końcu ostatecznie przybrał malachitową barwę, to był kolor Energii Noah.

I wtedy wszystko się zatrzymało, ciało stało bez ruchu, Presja się zatrzymała, wszyscy myśleli że to koniec, że Noah już...

 

Jednak wtedy to eksplodowało tworząc ogromny filar, sięgający najwyższych partii nieba, widok dostępny tylko dla Eli, Eli całego świata, będących świadkiem narodzin.

 

******

 

Obudził się z potwornym bólem, właściwie wszystkiego, leżał na polanie tej samej co wcześniej, tylko że teraz niebo było słoneczne, pamiętał że niedawno było pełne dużych szarych chmur i lało, a teraz nic.

 

Jego ciało przysłaniała gama przeróżnych cieni, słyszał wiele przestraszonych głosów, ale kiedy otworzył oczy wszystkie ucichły, wyczuł wybuch radości.

 

- Noah !!! - wykrzyczeli wszyscy którzy mogli, inni po prostu dali głośno głos – Noah żyje ! Noah udało się !

 

To był Bogaj, teraz widział wszystko wyraźnie, trochę inaczej, jakby przejrzyściej. Stali nad nim wszyscy którzy tego dnia przyszli na ceremonie, wspomnienie strachu jeszcze przechodziło między nimi, ale szybko ustępowało nieposkromionej radości. Wszyscy rzucili się żeby go tulić i życzyć gratulacji, ale za co ?

 

Nie pamiętał co dokładnie się stało, stał przed Gario i Bogajem, trzymał w dłoni Serce, i ból, pamiętał dużo bólu, wciąż czuł jego skutki w sobie, i to dziwne uczucie inności. W końcu dał się porwać nastrojowi i sam zaczął wszystkich tulić, nie wiedząc do końca co się działo.

 

Było tak dopóki największy cień nie przysłonił ich wszystkich. Cała radość gdzieś spierzchła, pojawił się szacunek, i wyczekiwanie żeby znowu ją wypuścić, skąd on to wie ?!

 

- Widzę że nasz nowy nabytek wstał – powiedział Gario dziwnie radosnym i zadowolonym głosem.

 

- Oczywiście że wstałem czemu miałbym nie wstawać ? Może mi ktoś powiedzieć o co chodzi ? Nic nie pamiętam – zdezorientowany podrapał się po głowię lewą ręką, zaśmiał się niepewnie.

 

- Jak to o co chodzi, nie czujesssz niczego ? Nie wiesssz ? - zapytał Saa.

 

- Co mam wiedzieć i czuć ? - rozbawiony Noah nie wiedział w co się bawią, kiedy w końcu wstał zauważył że wszyscy jakby zmaleli, dziwne.

 

- Noah wie stało się nie co ?! - tym razem to Bogaj, był zupełnie zbity z tropu, ale nie bardziej niż Noah.

 

- No nie wiem, znaczy pamiętam jak trzymałem ten duży szmaragd... i to w sumie tyle, ktoś mnie olśni ? - Bogaj i Saa chcieli zacząć mówić jednocześnie, jednak Gario powstrzymał ich, rykiem dał dobitnie do zrozumienie że to on będzie mówił.

 

- Wprowadziłeś w siebie Serce, jego Energia rozeszła się po twoim ciele i połączyła się z twoją. Nastąpiło jej przeciążenie, przez co twoje ludzkie ciało w rezultacie zostało rozerwane, a cała Energia poprzez zwielokrotnienie eksplodowała.

 

Nie rozumiał, słuchał ale i tak nie rozumiał, ale zaczynał sobie przypominać, ale to był jedynie ból, ból który zastępował ból, najgorszy jaki czuł w życiu.

 

Był ból i tyle, jednak pod koniec zanim zemdlał było coś jeszcze, to było takie ulotne ale zarazem błogie uczucie, jakby unosił się w chmurach które ciągle go gładzą swoimi pierzastymi obłoczkami, jednak nie trwało to długo, potem była tylko ciemność.

 

A teraz ? To co czuł można było łatwo opisać, to była siła, czuł ogromną i bezkresną siłę. Szeroka niczym świat Energia biła w nim, a on ją czuł, pławił się w niej - Więc stało się ? – spytał Noah – chcecie mi powiedzieć że...

 

- Noah dokładnie ! Najlepszego wszystkiego Noah Naczynia dla !!!

 

Trochę mu zajęło zanim sam do tego doszedł. Jestem Naczyniem ?! Udało się ?! To powinna być doniosła chwila, ale Noah miał to gdzieś, wziął Bogaja, i kto tam jeszcze wpadł mu w ręce, i zaczął się z nimi obracać wykrzykując w wybuchu nieposkromionej radości.

 

- Udało się !! Jestem Naczyniem słyszycie !!! - W końcu wszyscy przyłączyli się do radosnych podrygów, Mistrz Gario patrzył na tą chmarę radosnych Elów. Kiedy on ostatnio czuł coś podobnego do tego co oni ? No tak już pamiętał, to było wtedy gdy najpierw Saa został Strażnikiem, potem Bogaj.

 

Mimo wybryków Saa, i głupkowatych zachowań Bogaja byli to jego najdrożsi uczniowie, jeden może i zbłądził a drugi był jaki był, ale kochał tych durni. I widząc jaką dobrą robotę zrobili wychowując tego chłopaka, tworząc z niego coś tak pięknego i wytrwałego.

 

Po prostu nie można było chcieć więcej, sukces uczniów był dla ich nauczyciela największym skarbem.

 

Noah był teraz wyższy, ze swojego metr siedemdziesiąt pięć, podrósł na ponad dwa metry. Wszystkie blizny poza tymi nowymi zostały pokryte piękną, świeżą warstwą gładkiej kory, widoczna została jedynie długa pionowa blizna idąca prawie przez cały przód ciała Noah, dowód dawnych walk.

 

Włosy Noah z lewej strony przybrały lekko szarawy kolor, a jego prawe oko było teraz malachitowe, zupełnie jak jego Energia. Od zmienionego oka odchodziły trzy linie o tej samej barwię co ono, tworzyły wzór łańcucha liści zaczynających i kończących się sobą. Jednak największą różnicą było to co było w środku chłopaka, tyle Energii w ludzkim ciele, aż sama z siebie emanowała, taka była skłonna do zabawy.

 

Gario pierwszy raz widział taką gwałtowną reakcję, chłopak normalnie po czymś takim powinien paść trupem, w najlepszym razie cała Energia uleciałaby z niego zostawiając pustą skorupę. Jednak cały filar Energi którego Noah pamiętać nie ma prawa, a sam go stworzył, zamiast się rozejść po świecie wrócił z powrotem do swojego źródła, i to było wszystko.

 

A w epicentrum wybuchu leżał już odnowiony nowy Noah. Tak, teraz i on dawał Mistrzowi powody do dumy, tyle się nasłuchał o nim od Bogaja, dzięki Energii że wszystko co powiedział okazało się prawdą. Potłuczonego naczynia się nie wyrzuca, lecz przetapia się go i z tego powstaje coś wspanialszego i trwalszego.

 

Chłopak wiele przeszedł, zasłużył by stać pośród nas w pełnej chwale i Energi. Zabawa rozkręcała się już na całego, Kaldun pomrukując jakieś obelgi, i tak częstował wszystkich swoim cennym trunkiem. Wiele Pomniejszych ganiało się radośnie po polance, inni przynosili prezenty na ucztę, jeszcze inni rozmawiali wesoło, tak tego dnia nie zapomną na długo.

 

Noah zaś stał pomiędzy Bogajem z lewej, a Saa z prawej, Kora krążyła wokół nich radośnie podskakując. Płakali ze szczęścia, Saa próbował być mężny ale też uronił parę łez

 

- Dzieci – powiedział do siebie Mistrz Gario, zaczął odchodzić żeby nie przeszkadzać w przyjęciu, miał jeszcze wiele obowiązków. Przy końcu polany dogonił go Noah – gdzie się wybierasz ? Przyjęcie dopiero się zaczyna !

 

- Wiem chłopcze, bawcie się bo jest z czego

 

- A nie chciałbyś z nami zostać ? - to pytanie zaskoczyło Gario – zbieramy jedzenie, otwieramy prezenty, może w coś pogramy. Przyłącz się do nas, Bogaj i Saa na pewno się ucieszą, tak przynajmniej sądzę.

 

Ja też będę bardzo szczęśliwy jeśli zostaniesz, jest tyle rzeczy o których chciałbym z tobą porozmawiać, chce poznać bliżej Najwyższego Ela który z Bogaja i Saa zrobił potulne baranki ! -Noah zaśmiał się bardzo donośnie.

 

Gario spojrzał z wysoka na swojego nowego pobratymca – nie jest nawet Naczyniem dzień a już mnie zaskakuje – pomyślał -Chętnie bym został wierz mi chłopcze, ale niestety Najwyżsi nie mają tyle wolnego czasu co normalni Ele, więc miłej zabawy tobie chłopcze, i moim uczniom – znowu zaczął odchodzić.

 

- Dziękuje ci Mistrzu ! - wykrzyczał Noah za lwem, ten odwrócił się do niego zaskoczony, a Noah już czekał w ukłonie.

 

Tak chciał okazać Najwyższemu jego pełny szacunek wobec niego – dziękuję ci za dzisiejszy dzień, ale przede wszystkim za Bogaja i Saa, gdyby nie ty pewnie by ich tutaj nie było, co za tym idzie i mnie – Noah zaśmiał się słabo – Jestem ci za nich ogromnie wdzięczny, to była prawdziwa przyjemność cię spotkać Mistrzu, mam nadzieję że nie ostatnia.

 

Po tym podziękowaniu Noah posłał Gario uśmiech wart każdej cenny, dał on radę wzruszyć serce Mistrza - nie ma problemu to w końcu jest mój święty obowiązek, jest nim także powiedzenie ci że bycie Naczyniem to nie sama przyjemność. Będziesz od dziś chronił dobra Elementali jak i całego naszego świata, w nim jak i w twoim dawnym, to jest największa odpowiedzialność, ale wierzę że podołasz chłopcze, i nie zawiedziesz ich, tego najbardziej ci życzę, nie zawiedź Elów.

 

- Dam z siebie wszystko obiecuję ! To w końcu teraz moja rodzina, tym razem mam możliwość, mam moc aby teraz móc coś zrobić – spojrzał na swoje ręce, zacisnął je mocno – tym razem ich ochronię, wszystkich. Są dla mnie zbyt ważni, za bardzo ich kocham żebym znów zawiódł, tym razem nie pozwolę na to – i znowu ten uśmiech, Gario zaraz się tu rozczuli – i skoro już jestem poniekąd jednym z was możesz przestać nazywać mnie chłopcem, mam na imię Noah Ambrose, bardzo mi miło !!

 

Stał tam tak uśmiechnięty i szczery do bólu że Gario nie wytrzymał, musiał się zaśmiać, Noah kiedy był mały często sięz astanawiał jak brzmi śmiech zwierząt, oprócz hien oczywiście.

 

Jednak nie wpadł by że lwa brzmiał tak, przez chwilę wydawało mu się że usłyszał grzmot i to bardzo donośny, do tego przerywany małymi rykami, wszyscy na polanie przerwali wszystko co robili żeby tego posłuchać, ale dało się wyczuć w tym śmiechu ogromne ciepło i troskę, właśnie po tym Noah naprawę polubił Gario.

 

- Naprawdę jesteś ciekawy, nie mogę się doczekać jak daleko zajdziesz... Noah.

 

Teraz Gario naprawdę zaczął odchodzić, a Noah jeszcze trochę stał patrząc za gigantycznym lwem, który miał nawet gerbera na końcu ogona ! Nie wytrzyma zaraz i sam zaryczy ze śmiechu, najsilniejszy kwiecisty Mistrz.

 

Gario jeszcze odwrócił głowę chcąc coś powiedzieć, Noah miał nadzieje, że tamten nie czytał w myślał bo byłby już martwy -Noah – zaczął mówić mistrz – Tak ? - zapytał Noah obawiając się najgorszego.

 

- Twoja rodzinna może być z ciebie dumna, spisałeś się chłopcze, jesteś prawdziwym powodem do dumy - gdy to usłyszał łzy same mu poleciały, bardzo chciał żeby byli z niego dumni, chciał aby, mogli w końcu odejść z uśmiechem na ustach - mam taką nadzieje, naprawdę dziękuje za te słowa, zależało mi na nich, potrzebowałem ich.

 

Gario jeszcze tylko uśmiechnął się łagodnie na do widzenia, i pomachał ogonem odchodząc już naprawdę – kwiecisty kot co – powiedział to cicho do siebie rozbawiony.

 

Noah go nie słyszał, jego myśli wypełniało co innego, a Gario mówił jeszcze do siebie, albo raczej mówił do odległej przyszłości – od teraz będzie tylko trudniej, będą cię spotykać coraz trudniejsze wyzwania, zobaczysz że ten świat to nie tylko jasne barwy, ma także odcienie czerni, ale wierzę że z moimi pupilami, oraz towarzyszami których spotkasz przetrwacie wszystko.

 

Wielkie rzeczy przed tobą chłopcze, stary lew jest tego pewny i z przyjemnością to zobaczy, Noah stań się Naczyniem którego potrzebuje ten świat, bo stare konary mówią mi że to ty jesteś nadzieją nas wszystkich – wraz z końcem zdania Gario rozsypał się w miliony czerwonych płatków i zniknął z wiatrem.

 

Noah nadal stał w tym samym miejscu wpatrując się w niebo, też mówił do siebie, on mówił do przeszłości.

 

– Zrobiłem to, dokonałem cudu – zaczął szlochać, łzy ściekały mu z twarzy i skapywały na i tak mokrą już ziemię – teraz nie musicie się już o mnie martwić, dam sobie radę. To od dziś moja nowa rodzina, spełniłem w końcu nasze życzenie, mam nadzieję że ich zaakceptujecie i przypadną wam do gustu tak jakmi. Kocham ich wszystkich, zależy mi na nich i będę ich bronił do końca, was nie mogłem, ale teraz odpokutuje za to.

 

Wiecie że was kocham i nigdy o was nie zapomnę... po prostu kocham was nad życie i będę kochać do końca tego życia i na wieczność po nim – przed Noah pojawiły się cztery widmowe postacie, wszystkie miały łzy w oczach, i ogromne uśmiechy na twarzach.

 

Podeszli do Noah i go przytulili jednocześnie, po kolei cała czwórka powiedziała to samo – my ciebie też kochamy Noah i zawsze będziemy się tobą opiekować – Noah spojrzał na nich, była to jego siostra i mama, brat i ojciec, byli uformowani z białej łuny, przezroczyści i zanikający ale byli, czuł ich dotyk i ich obecność, nie mógł uwierzyć.

 

Wszyscy byli szczęśliwi, Sarah dała mu buziaka w policzek a potem odbiegła ze łzami w oczach, John zamknął brata w niedźwiedzim uścisku jeszcze silniejszym niż przed chwilą, a kątem dłoni starł łzy, tata zrobił to samo co on ale bardzo delikatnie i opiekuńczo, potem jak to on zmierzwił mu włosy i poszedł do reszty. Została jego kochana mama, zawsze czuł się z tym źle ale to ją kochał najbardziej – przepraszam że nie mogę iść z wami mamo, nie teraz, teraz jestem potrzebny tutaj – powiedział zapłakany Noah.

 

Anna podeszła do syna, pogładziła jego policzek z tatuażem świadczącym o nowym życiu, pocałowała w czoło i rzekła – mam nadzieję że będziemy długo na ciebie czekać Noah, chcemy twojego szczęścia bardziej niż wszystkiego aniołku. Zostałeś i w końcu żyjesz, nie mogę być bardziej szczęśliwa ani dumna niż teraz. Oni są wspaniali synu, twoja nowa rodzina jest wyjątkowa, opiekuj się nimi aniele, to moja ostatnia matczyna prośba.

 

Wszystkiego najlepszego kochanie ! Kochamy cię i na zawsze będziemy, dlatego żyj Noah, to życzenie jest naszym prezentem, żyj pełnią życia synku.

 

- Dobrze mamo przyrzekam, ile tylko się da – uśmiechnął się tak jak za starych czasów, niewinny dziecięcy uśmiech – do zobaczenia za dłuższy czas mamo, wszyscy śpijcie dobrze. Anna jeszcze raz pocałowała go w czoło i dołączyła do reszty rodziny, pomachali mu ostatni raz przed tym jak zniknęli na wietrze.

 

Noah wierzył że to stało się naprawdę, chciał w to wierzyć. Los dał mu drugą szanse i nie miał zamiaru tym razem dać jej uciec, będzie ją trzymać dopóki dłonie nie ociekną mu krwią. Nie robi tego tylko dla siebie, ale dla swoich rodzin, nowej i starej, będzie dumą i nadzieją dla obydwóch.

 

Ocierając łzy z największą jak do tej pory determinacją, Noah pobiegł do wszystkich aby uczcić dzisiejszy dzień, Bogaj już wybiegał mu na przywitanie.

 

Przez prawie dwa lata był martwy a dziś zmartwychwstał jako El, spełnił życzenie rodziców, i miał zamiar dotrzymać następnego.

 

Żyj jak najdłużej z nową rodziną, i chroń ich - przyrzekam że zrobię tym razem wszystko co konieczne, po to tyle pracowałem, aby nie pozwolić na stratę wszystkiego drugi raz, żeby chronić moich bliskich i być z nimi na zawsze, jako Strażnik naszych więzi – złożył tą wieczną przysięgę biegnąc i wpadając na Bogaja z głośnym śmiechem, który wnet zaraził każdego, tak ochronić ich wszystkich, ale dziś trzeba uczcić urodziny !!

 

Tak zaczęło się najdłuższe i największe przyjęcie w historii lasu, trzy dni Ele z Wielkiego Dębu świętowali narodziny swojego nowego brata i ich przyszłego największego obrońcy.

Następne częściJeden krok 7 Jeden krok 8 [koniec]

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania