Poprzednie częściJeden krok 1

Jeden krok 8 [koniec]

Płomień woli

 

Od rana denerwowali się jak nigdy, kiedy w końcu powiadomiono ich że się zaczęło pomagali jak tylko mogli. Latali po całym parku i po okolicznych lasach byle tylko załatwić co było trzeba, doglądali wszystkiego z największą troską, a teraz już drugą godzinę Noah wraz z Bogajem chodzili jak nakręcane zabawki w kółko, pełni nerwów.

 

- Długo to trwa za, Bogaj niedobrego stanie przeczuwa coś że się.

 

- Spokojnie, przecież to chyba nic takiego, raz dwa i po kłopocie, co z tego że trwa tylko cały dzień ! - powiedział zdenerwowany Noah, podążając w ślad za Bogajem.

 

- Wiecie że jesssteśsscie kretynami ? – powiedział Saa przyglądającymi się temu cały czas i mając już dosyć – od tego wassszego łażenia łeb mi już pęka, jessszcze jakby to jakośss mogło pomóc, ale tylko stresujecie !

 

Czekali pod Bramą wraz z wieloma innymi Elami, Bogaj z Noah specjalnie na dzisiejszy dzień użyczyli miejsca w Wielkim Dębie. Byli Kaldun z Doufirem, który wyjątkowo był trzeźwy, ten drugi miał zamiast skóry płaty szyszki, a za włosy ułożone na jeża robiły igły daglezji, stał spokojnie bez stresu. Nawet Iris i Cervus, którzy rzadko pojawiają się przed resztą się zjawili, po ich wspólnej misji z Noah bardziej otworzyli się na innych Eli, Cervus przynajmniej się starał.

 

I Saa miał rację, łażenie Noah i Bogaja jeszcze bardziej denerwowało resztę, ale oni nie mogli nic na to poradzić.

 

- Noah jessszcze rozumiem, to jego pierwssszy raz, ale ty ?! Litośssći do cholery ! El ssstary jak koń a pieśssci się jak baba ! To nie pierwssszy i nie osstatni raz, weź się w garssść albo robotę zmień mazgaju !!

 

- Saa nieczuły ! Saa cudów rozumie nie ! - odpyskował mu wściekły Bogaj, kłócili się tak przez chwilę, reszta skupiła się wyłącznie na nich, więc to Noah, niewzruszony ich awanturą pierwszy zauważył Mahonie stojącą u wejścia Bramy.

 

Mahonia była Elem lekarką, chociaż bardziej pasowało by tu znachorką, dlatego że z własnego doświadczenia wiedział, że Ele czm jest lekarz pojęcia nie mieli. Była jednym z Zarządców, zajmujących się wszystkim tym co miało lecznicze właściwości, była też najsilniejszą i najstarszą ze swojego leczniczego fachu.

 

Bogaj nieźle się natrudził żeby ją namówić aby z nimi tu dziś była, jako najlepsza była bardzo zajęta, ale dla Strażnika jakoś zawsze wszyscy mieli miejsce w grafiku. Zadzierała trochę nosa, nie lubiła niekompetentnych osób, ale swoich pacjentów traktowała z największą skrupulatnością i troską.

 

Noah ją bardzo lubił, nie widywali się często ale kiedy się zdarzało zawsze było miło, rozmawiali głównie o medycynie, ciekawiły ją metody leczenia ludzi które Noah znał od ojca, a jego ciekawiły Eli. Takw ięc uparta acz kochana Mahonia, o kształcie kulki i jasnoniebieskim kolorze skóry, zupełnie jak jagody Mahoni pospolitej, na wzór której została stworzona.

 

Ubrana w zapięty fartuch lekarski, zrobiony z dziewięciu ciemnozielonych zatokowych, kolczasto ząbkowanych liści, zawsze dzierżąca swoją laskę zakończoną złotożółtymi wiechowatymi kwiatkami. Stała prosto z sposępniałą miną, Noah przestraszył się że coś poszło nie tak, ale ona patrzyła dzikim wzrokiem na kłócących się jak dzieci Saa i Bogaja, każdy wiedział że jeśli przeszkadzało się Mahoni w jej badaniach, no cóż źle się to kończyło.

 

- Co wy jeden z drugim sobie wyobrażacie !?!?! - zagrzmiała aż awantura zastygła, wszyscy odruchowo się wzdrygnęli ze strachu mimo że nie byli winni, taką miała moc – tutaj takie rzeczy się dzieją a wy jak gówniarze o zabawkę się prztykacie !?! - zrobiła jeszcze groźniejszą minę i bojowo złapała się wolną ręką za swój okrągły bok.

 

Tak Strażnik i były Strażnik zniżyli głowy, ledwo dukając słowo przepraszam przed grubawą znachorką słabszą od nich o tysiąckroć, obraz wart każdej sumy. Krążyła nawet legenda że kiedyś pokazała Mistrzowi Gario gdzie jego miejsce, w to Noah nie uwierzy póki tego nie zobaczy, jednak coś miały w sobie takie starsze kobiety z temperamentem, nawet najpotężniejszych potrafią sprowadzić na ziemię.

 

- Mahonio przepraszamy naprawdę, boimy wszyscy się ale – wytłumaczył się Bogaj nadal ze spuszczoną głową.

 

- To już nie ma o co się bać, już po wszystkim ! – oznajmiła Mahonia, wszyscy naprężyli się jak struny, wokół dało się wyczuć rosnącą nadzieję, niestety mieszała się także ze strachem.

 

- Jak poszło ? - spytał Noah który o dziwo pierwszy odzyskał rezon - A jak myślisz młodzieńcze ? W końcu ja to robiłam ! Wszystko jak najlepiej !

 

Na te słowa podniósł się głośny ryk radości, niosący się przez wszystkie lasy, chcący przekazać każdemu dobrą nowinę. Ele zaczęły wyć, skakać i tulić się wybuchając radosną Energią. Bogaj podskoczył wysoko w górę i zrobił parę fikołków, nawet Saa kły wystawały z paszczy, taki miał ogromnego uśmiech.

 

Noah też się bardzo cieszył, prawie się popłakał z radości, ale też pierwszy odzyskał kontrole, musiał się upewnić czy wszystko jest ok. Ale najpierw i tak podszedł do Mahoni i uściskał ją mocno, bał się trochę co zrobi, ale odwzajemniła ciepły uścisk swoim.

 

- Jak się czuje ? - spytał znachorkę.

 

- Bardzo dobrze ! Aż musiałam ją postraszyć żeby leżała dalej, już chciała tu do was lecieć świętować – zaśmiała si ęrechoczącym śmiechem starszej pani – musi oczywiście dużo odpoczywać. Brama to najlepsze miejsce do takich rzeczy, w trakcie bardzo wspierała i pomogła, po nim też będzie, rozumiem że to nie problem żeby zostali u was jakiś czas ? - spytała znając odpowiedź.

 

- Oczywiście że nie ! Sądzę że mówię także za tamtego narwańca– wskazał na Bogaja który latał po Elach, tuląc każdego kto mu się podłapał – mogę ich zobaczyć ?

 

- Nie widzę przeciwskazań, dajmy się wybuczeć tym dzieciakom, a ciebie zapraszam chłopcze – odsunęła się na bok, ruchem lask iktóry zabujał kwiatami wskazała mu że może wejść. Przeszli, najpierw Noah potem Mahonia, do pokoju który należał kiedyś do niego, to tutaj Bogaj go łatał i tu mieszkał cały czas przed przemianą, teraz oczywiście wolał spać w pokoju z Bogajem na piętrowym łóżku.

 

Tyle wspomnień miał z tym pomieszczeniem, sądził że to było idealne miejsce na odpoczynek dla niej.

 

Kora leżała przykryta kocami na starym łóżku Noah, wyglądała na wykończoną ale szczęśliwą, obok niej stał jej partner Koren, postawny korjeleń o dużym porożu bez mchów, co świadczyło o młodym wieku. Koren na widok Noah uśmiechnął się i podbiegł do niego, Noah przytulił go i pogratulował, ucieszony jeleń odsunął się przepuszczając Noah do Kory.

 

Na początku go nie zauważyła, była zbyt zajęta swoimi cudami, właśnie karmiła trójkę młodych korjelonków. Kiedy Bogaj pierwszy raz powiedział Noah że wszystkie Ele rodzą się z Energi w Bramie, ten założył że dosłownie wszystkie Ele tam się rodzą i młode i stare, i innego sposobu nie ma.

 

Nikt nie wyprowadził go z tego błędu bo nikomu o tym nie mówił, często bawił się z dziećmi, to w chowanego, to w berka, jednak nigdy nie zastanawiał się kto się nimi opiekuje później, to w końcu były Ele, dzieci ale jednak. Tak więc kiedy Bogaj oświadczył mu że Kora spodziewa się młodych musiał łapać swoją szczękę, bo przebiła by się do piekła.

 

Wiedział, no cóż wszystko o tym jak to działa w normalnym świecie, mając ojca lekarza, wraz z rodzeństwem zostali dość szybko uświadomieni. Więc gdy się dowiedział że Ele także mogą się same rozmnażać, jego mózg zaczął mu podsuwać multum możliwości.

 

Te fantazje także uciął Bogaj – Energia miłość i, możliwe wszystko i ! - taką odpowiedź mu dał, a Noah uznał że wzupełności mu to wystarczy. I dziś jego przyjaciółka, dla niego była niczym druga siostra, z tej cudownej miłości i Energii wydała na świat trzy śliczności.

 

Młode były całe pokryte jasnozielonym meszkiem, który był wilgotny niczym nasiąknięty świeżą rosą, ten widok wzruszył go dogłębnie.

 

Podobnie się czuł, tylko oczywiście o wiele bardziej, gdy pierwszy raz zobaczył Sarah, dopiero po paru dniach od porodu, tata w końcu przyprowadził jego i Johna do szpitala. Mama leżała w szpitalnym łóżku w piżamie w kwiatki, lekko wymizerniała, ale nadal piękna i silna jak zawsze zresztą, a na rękach w różowym kocyku, leżała zarumieniona pucułowata twarzyczka z paroma włoskami na główce.

 

Zakochał się, lepiej tego nie mogli z Johnem opisać, pokochali swoją małą siostrzyczkę od pierwszego wejrzenia, a gdy mama w końcu podała ją Noah, ta chwyciła go mała rączką za nos cały czas się śmiejąc, to było cudowne uczucie.

 

Teraz czuł coś podobnego, nie tak samo silnego ale równie prawdziwego, podszedł do łóżka i uklęknął przy Korze, pogładził jej głowę i delikatnie posmyrał mięciutkie główki malców.

 

Otworzyła swoje zielone oczy patrzące prosto na Noah - spisałaś się dziewczyno, są piękne, możesz być z siebie dumna – uśmiechnęła się do niego, po czym zmęczona znowu je zamknęła i opadła. Noah pocałował ją w czoło i już wychodził aby dać jej odpocząć.

 

Wtedy jedno młode spojrzało na niego, miało te same łagodne oczy co Kora, Noah poznał że to była dziewczynka, i gdy uśmiechnęła się do niego serce aż się mogło rozpuścić - boże one są za słodkie – powiedział nie mogąc tego lepiej opisać.

 

- Zgadzam się z tobą chłopcze – wtrąciła Mahonia – napracowała się ale nie przestawała ani na sekundę, jedno szło za drugim, twoja żona to twarda sztuka, lepiej uważaj – powiedziała do Korena, klepiąc go mocno w plecy, ten jakby się zaśmiał, i skinął potwierdzając to wszystko.

 

Noah doskonale pamiętał dzień, gdy będąc jeszcze niedorostkiem, Kora była gotowa bronić go przed wściekłym Saa, jest odważna jak nikt, co do tego nie było wątpliwości.

 

- Kiedy poczuje się lepiej ? Tak mniej więcej.

 

- Jest silna jak stado takich jurnych jelonków jak ten tu – grzmotnęła Korena lekko, tym razem laską, prychnął na to – dajmy jej parę dni i stanie na nogi, młodych też lepiej na razie nie męczyć. Wystarczy że będziecie ją dobrze karmić i tyle.

 

- Rozumiem, bardzo mnie to cieszy, naprawdę jesteś najlepsza, bez ciebie by się nie udało.

 

- Pff, takie gadki to na młódki zostaw, nie marnuj śliny na staruszki – odparła znachorka.

 

- Jak zobaczę jakąś staruszkę to wtedy nie będę marnował – odrzekł jej w sukurs Noah, Mahonia zarechotała.

 

- Nie kokietuj bo się doigrasz !! A teraz chodź, zostawmy rodzinkę samą, niech się sobą nacieszą dopóki ta zgraja tu nie wparuje.

 

Wyszli z Dębu a radości na zewnątrz nie było końca, Bogaj tańczył z Iris, Kaldun już upijał wszystkich, biedny Cervus padł jego ofiarą, leżał jak długi, Pomniejsi obwąchiwali jego trupa.

 

- Raczej nie prędko sobie przypomną co im sprawiło taką radość – oznajmił Noah, Ele są różni ale jak już coś świętować każdemu odwala równo.

 

- Szczęśliwi durnie ! Niech no któryś przyjdzie jutro że go głowa boli, żadnemu nie pozwolę pomagać !

 

- Okrutne to, nie sssądzissssz ? - Saa wyłonił się obok nich, jedynemu nie udzielała się atmosfera, mimo że niedawno sam tryskał radością.

 

- Z tobą o okrucieństwie rozmawiać nie będę gadzia mordo ! - odparowała mu Mahonia grożąc laską.

 

- Urocza jak zwykle – wtrącił Saa prowokując ją, oblizując kły jadowe.

 

- No już ! Mamy święto, nie kłóćcie się chociaż dziś, zresztą co ty taki poddenerwowany ? - spytał Saa, Noah.

 

Saa jakby go nie usłyszał, patrzył nadal na Mahonie, nawet ona się trochę speszyła, ale Noah wyczuł zmartwienie w Saa, stało się coś złego.

 

- Co jest ? Twoja Energia aż się telepie ze strachu – Saa prychnął tylko – mały ssspryciarz, nauczyć go czegośss i obraca to przeciwko tobie.

 

- Saa !? - powiedział teraz donośniej Noah, wąż się zreflektował i w końcu wydusił to z siebie.

 

- Niech ci będzie, nie chciałem psssuć imprezy, Bubo przyssszedł z wieśssciami.

 

Teraz Noah też zaczął się denerwować, skoro sam szef Stróżsów dostarczył wiadomość to musiała być ona tak ważna, że nie było czasu czekać na echo Słuchania.

 

- Co przekazał ? - spytał zaniepokojony Noah - w lesie narodowym Mt. Hood wybuchł pożar – ta informacja w taki dzień była jak kop w jaja – nie wiadomo dokładnie ile lasssu possszło w pył, ale w ludzkich ssstandardach ssszkody sssą niewielkie.

 

- A w naszych ? - to pytanie zadała Mahonia, równie przejęta tą informacją.

 

- A w nassszych cholera jasssna – odparował wściekle Saa – nie wiadomo ilu zossstało bez domu, parunassstu rannych, nic poważnego, dzień lub cztery i sssię wyliżą – i zrobił pauzę, wszyscy wiedzieli co nie chce z niego wyjść.

 

- Ilu ? – zapytał Noah zaciskając mocno powieki.

 

- Troje, troje martwych Elów, Pomniejsssi którzy nie zdążyli uciec przed ogniem ssspłonęli żywcem.

 

Uszedł z nich cały dobry nastrój, śmierć niewinnych Eli była taką rzadkością, zawsze powodowała wielkie wzburzenie w społeczności - wiadomo co wywołało pożar ? – spytała Mahonia, próbując trzymać nerwy na wodzy, ale Noah widział jak ściskała swoją laskę.

 

- Nie, według tego co mówią ogień po prossstu sssię pojawił znikąd, płonął parę minut zrobił ssswoje... i zniknął.

 

- To bez sensu, pożary nie pojawiają się a potem znikają od tak !! Przecież musi być jakiś zapalnik, ognisko, upał, cokolwiek – stwierdził prawię krzycząc Noah.

 

- Chłopcze myślisz w ludzkich standardach, a jak mniemam to nie był pożar wywołany po tamtej stronie, co gadzie ? - spytała Saa, ten pokręcił przecząco głową – no właśnie, moje stare kości tak czuły.

 

- Zaraz moment ! - całe rozżalenie zastąpiło niedowierzanie, aż stanął przed nimi wymachując rękoma jak idiota – chyba nie chcecie powiedzieć że to zaczęło się u nas ?! Przecież to by znaczyło że...

 

- Że jakiśss El zrobił to umyśsslnie – Saa dokończył za Noah – dokładnie to chce powiedzieć, ta ssstarucha pewnie dossszła już do takiego sssamego wniosssku. Bubo uważa zressszątą tak sssamo, El rozpoczął ten pożar i zrobił to jak najbardziej umyśsslnie.

 

Noah nie mógł uwierzyć w to co słyszy, Ele byli różni, każdy był jak odrębny kosmos, ale Noah w swoim nowym życiu pierwszy raz słyszał żeby El umyślnie wyrządzał szkody swojemu światu, czy o zgrozo innym Elom.

 

Oczywiście byli Straceni i Skażeni ale Noah był jednym z tych którzy najlepiej wiedzieli, że pomimo ich spaczeń, nie było mowy żeby byli zdolni zranić innych Eli.

 

Ich celem było zabijanie ludzi, postawienie Elementali na piedestale bogów, więc jakiekolwiek zagrażanie ich własnemu gatunkowi było sprzeczne z samym ich istnieniem. Tak więc sytuacja gdy El doprowadzał, nawet nie bezpośrednio, do śmierci drugiego Ela i tylu strat i krzywd, to było niewyobrażalne.

 

- Trzeba powiedzieć o tym Bogajowi – zdecydował Noah – musimy zastanowić się co robić, to było tak niedaleko, a co jeśli nas też...

 

- On wie – wszedł mu w zdanie Saa – Bubo był już tutaj i rozmawiał z Bogajem, podobno mieliście razem się teraz spotkać jeszcze raz, ale wiadomo dlaczego go nie było, ciebie też nie było więc wezwał mnie i wszystko mi wyjaśnił.

 

- Czyli Bogaj – Noah spojrzał ze smutkiem na Bogaja, nadal skaczącego radośnie z resztą – i on mimo tego jest taki szczęśliwy ? Przecież to musiało go załamać ! - nie mógł uwierzyć, ile to musiało kosztować jego przyjaciela, żeby mimo tej tragedii dalej się bawić, co teraz przeżywał ?!

 

- Jeśli ktoś miewa wątpliwości w naszego Strażnika to dość szybko się ich pozbywa, nie bez powodu lew wybrał Bogaja na miejsce gadziej mordy – wtrąciła Mahonia.

 

- Przessstań zesssz mnie tak nazywać ssstarucho ! No ale taka jessst prawda, nikt nie był lepssszy od tego błazna, i nikt nie będzię. Znając go nikomu nic nie mówił, nawet tobie Noah, tylko dlatego żeby nie psssuć takiego dnia, zasssłużyli żeby sssię naciessszyć.

 

- Cały Bogaj, wszystko dla innych, siebie nie oszczędzając – Noah był dumny ze swojego opiekuna, takiego czegoś wśród ludzi często by się nie zobaczyło. A teraz ogarnął go nawet większy gniew, że przez tego kto to zrobił jego opiekun cierpiał samotnie – Saa powiesz mi wszystko o tej sprawię.

 

Popatrzyli na Noah niepewnie i z niepokojem – i tak sssię dowiesssz później – odparował Saa.

 

- Wiem, ale idę teraz, Bogaj chroni ich radość, więc ja ochronię jego.

 

******

 

Z drzew które tworzyły się setki lat zostały tylko osmolone resztki chude niczym wykałaczki, czarny grunt pękał pod stopami jak kruchy lód.

 

W powietrzu nadal unosił się zapach spalenizny który drażnił nos Noah, nie było tu teraz żywej duszy, wszyscy udali się w bezpieczniejsze partię lasu, tworząc z niegdyś tętniącego życiem skrawka zieleni, wypaloną ziemię niczyją.

 

- I co myślisz ? - spytał Kalduna który za nim sprawdzał tłustą dłonią stan drzew, to był istny cud że Noah namówił tego zrzędę żeby z nim przyszedł, jednak Kaldun gdy dowiedział się wszystkiego, z trudem ale popędził z Noah czasem nawet go wyprzedzając.

 

Znał się jak mało kto na szkodach lasów, oczywiście całą drogę marudził jak to powinienem być mu wdzięczny że postanowił mi towarzyszyć, żeby go zamknąć Noah musiał obiecać mu specjalną nalewkę z jagód kwiatu Mahoni, lecznicza, kopa jednak miała !

 

- A co mam myśleć !? Jakbym dorwał tego smarka który to zrobił, bym na pal jebańca nabił ! - odparował wściekle Kaldun – żeby zrobić taką krzywdę tylu drzewom naraz ?! Przeklinać tylko gówniarza.

 

- Mówisz jakbyś nigdy nie widział pożaru marudo.

 

- Widziałem ! I to ile, jeszcze więcej na trzeźwo, bo po naleweczce to za blisko ogniska mogłem brodę podsunąć i się myliło czasem! Ale to były naturalne zjawiska, albo zwykła ludzka głupota, ludzie są durni tego nie zatrzymamy, ale to ? - omiótł rękoma, 50 hektarów wypalonej ziemi - to jest co innego.

 

Noah rozejrzał się powoli, chciał dobrze pamiętać wszystkie szczegóły, to go jeszcze bardziej napędzało do złapania tego drania.

 

- Chyba wiem o co ci chodzi, czuć to nawet teraz, tą nienawiść i przemoc która unosi się wraz z popiołem, aż się niedobrze robi – Noah musiał aż zasłonić ręką nos, to naprawdę było nie do wytrzymania.

 

- Ano strzał w dziesiątkę młody, nie wiem co ten wariat miał w planie ale nawet te wypaczone gnoje, mimo ich chorych zapędów mają jakieś zasady, a ten gnój tutaj ? Już ja bym go nauczył !! - Zaczął wściekle wymachiwać swoimi krótkimi rękoma wystającymi z pokrywy konara, jak małe wiatraczki, Noah też miał ochotę tak zrobić.

 

- Tak jak mówił Saa, ogień nie był duży i nie rozprzestrzeniał się, jakby powstał nagle w jednym punkcie i tak samo nagle zniknął, bez sensu.

 

- Synu, jesteś w świecie gdzie nic już nie ma sensu, to jedyny sens o jakim musisz pamiętać gówniarzu – napomknął Kaldun.

 

- Jest jeszcze twoja ulubiona wóda stary pryku – Noah ominął Kalduna klepiąc go w spróchniałą korę – no tak, co byśmy zrobili bez naleweczki – Kaldun zaczął się śmiać aż złapał się za boki.

 

- Jaki El byłby do tego zdolny ? - zapytał Noah - pytasz czy skurwysyn ma po kolei we łbie ? - Kaldun sapnął głośno mówiąc to zdanie.

 

- Raczej od strony jego mocy, bo rozumiem że skoro ogień jest częścią natury to jego Ele też istnieją ? - No oczywiście że istnieją, a co myślałeś ?! Czego ten Bogaj cię nauczył !? Eh, gdybym ja się za ciebie wziął smarku – pogroził Noah palcem.

 

- To byś miłował mnie swoimi trunkami i bym został drugim menelem lasu, zaraz po tobie – odwrócił się do Starego Ela z wrednym uśmiechem.

 

- Ożeż ty gnoju !! Cholera masz rację ! Już ja bym z ciebie żula zrobił ! Zaśmiali się razem, wydając na świat jedyny dźwięk na tym wypalonym pustkowiu, było to trochę nieodpowiednie ale to miejsce, kiedyś pełne życia, zasługiwało na swój ostatni śmiech.

 

- Czyli zrobił to El który zamiast z liści jest z ognia, takiego tu nigdy nie widziałem, skąd tacy się biorą ? - Noah wrócił do tematu, opierając się o spalony konar który pod jego dotykiem rozsypał się w proch.

 

- Ogniści – Kaldun splunął po wymówieniu tego słowa – te mierne typy powstają w wulkanach i ich okolicach, oraz w bardzo ciepłych miejscach. Poznałem w życiu paru tych owczych zwałów i ich nie trawię !! - a to ci zaskoczenie – odsarknął Noah – coś ci się nie podoba ? Nie mów.

 

- Głupi smarkacz – to samo zrobił El – te gnoje serio mają coś z głową, do bitki chętni bardziej niż Saa z kijem w dziurze, i do tego to ich podpalanie, do normalnych miejsc ich nie wpuszczaj !

 

- Czyli w skrócie nie są tu mile widziani – podsumował Noah ciężko wzdychając – więc jakim cudem pojawił się tu jeden z nich ? I to do tego nikt nie wie skąd, ani jak.

 

- Tego ja też ci nie powiem, gdybym wiedział nie ruszałbym swojej tłustej dupy ! Co takiego ten gnój tutaj robił ? I jeszcze te echa...

 

No tak echa, zanim wyruszyli Noah zaczął Słuchać, dowiedział się że były inne takie przypadki, specjalnie został ponad godzinę, aby wyłapać wszystkie. Poza pożarem na Mt Hood były jeszcze dwa inne, jeden na Paulina Peak, drugi w narodowym lasie Fremont. Oba były małe w porównaniu do tego tu i nikt w nich nie ucierpiał, dlatego wieści rozeszły się wolniej.

 

Wyglądało to tak jakby na granicy Kalifornii z Oregonem, nagle ktoś zrzucił jakiegoś płonącego Elementala, który nie dość że wywołuje pożary i ranni innych Eli, to pojawia się i znika jak kret, to w innym miejscu to w drugim. Najgorsze było to że wszyscy zgodnie zauważyli, że te pożary wydają się poruszać w stronę naszej Bramy.

 

- I co robimy młody ?! - przerwał mu przemyślenia Kaldun.

 

- Nic tu po nas, nie wyczuwam żadnych śladów ani pozostałości jego Energii, niestety nie złapiemy go będąc tutaj.

 

- Niestety masz rację, cholera nie podoba mi się ta sytuacja w mordę jeżtyka ! Nawet nie wiemy gdzie skubaniec teraz pójdzie.

 

Nie wiedzieli, a Noah tylko obawiał się odpowiedzi na to pytanie, która niestety sama niedługo się pojawi.

 

******

 

Parę następnych dni minęło bez żadnych wypadków ani ekscesów, nie pojawił się żaden Stracony czy Skażony, nawet normalne obowiązki Noah miał uszczuplone do paru patroli, niepokojąca cisza przed burzą.

 

Absolutnie nic się nie działo, ale ciągle miał gdzieś z tyłu głowy to wrażenie nieubłaganej katastrofy, reszta mówiła że mu się tylko coś wydaje. Nie wiedział czy sami tego nie zauważyli, czy uspokajając Noah polepszali też swoje samopoczucie, bo Noah czuł że nie tylko on ma jakieś złe przeczucia.

 

Normalni mieszkańcy lasu, Pomniejsi i zwykli Średni zachowywali się jak zwykle, ale ci o potężniejszej Energi, Noah czuł że ich też prześladują złe myśli. Kaldun nie pił w ogóle, Iris stała się tak ponura jak Cervus, on sam jeszcze bardziej, Saa i Bogaj zachowywali się jak kiepscy pokerzyści, sprawiali wrażenie że mają fulla, a tak naprawdę mieli przegrać wszystko.

 

Jedyne co poprawiało tą smętną atmosferę była Kora i jej słodkie cielątka, Noah poświęcał im najwięcej czasu, pomagał im nauczyć się chodzić i zabawiał je aż padał zmęczony. Rodzina Kory żyła błogim życiem nieświadomych Pomniejszych, oczywiście wiedziała jak wszyscy o ostatnich wydarzeniach i czuła po innych że coś jest nie tak, ale jej miłość wygrywała, dzieci były dla niej o wiele ważniejsze.

 

A Noah nie dziwił się, były po prostu cudowne, dwóch jurnych chłopaków i nieśmiała dziewczynka, która gdy chciała potrafiła psocić lepiej niż oni. Noah wiedział że to przypadek ale patrząc na szczęśliwą Kore i Korena ze swoimi młodymi, akurat dwójką chłopców i najmłodszą dziewczynką.

 

Nie mógł nic poradzić że widział własną rodzinę, gdyby może inne okoliczności ta myśl rozczuliła by go, ale właśnie dlatego że teraz działo się co się działo i na podstawię jego własnej tragedii, nie postrzegał tego jako coś miłego, bał się że to był jakiś zły znak.

 

I mroczny scenariusz który wszyscy ważniejsi mieszkańcy lasu przeczuwali, w końcu się wypełnił...

 

Był to ostatni dzień sierpnia, najgorętszy dzień w tym roku.

 

Noah spał po raz pierwszy od dawna w Wielkim Dębie na niższej pryczy, piętrowego łózka które dzielił z Bogajem, spał spokojnie na plecach z szeroko rozłożonymi rękoma, bez pościeli którą dawno zrzucił na ziemię.

 

Śniło mu się że leżał w szpitalu, był cały pobijany, w zakrwawionych bandażach, wokół niego liczne aparatury do których był podpięty wydawały denerwujące dźwięki. Noah umiał dokładnie skojarzyć sen do wspomnienia, przyśnił mu się dzień kiedy pierwszy raz się przebudził po wypadku, i tak jak wtedy od razu zobaczył swoją martwą rodzinę.

 

Różnica była dosyć istotna, wtedy po prostu tam stali i patrzyli na niego przygnębieni, teraz byli wręcz zbyt aktywni. Wszyscy wydawali się krzyczeć, walili w szybę sali, Sarah nawet złożyła ręce w trąbkę aby było ją lepiej słyszeć, tylko że Noah nie słyszał nic.

 

Wtedy czuł się, no cóż czuł się jak po wypadku samochodowym, jednak teraz wszystko było w porządku, tylko trapił go zapach spalenizny, jakby coś się przypalało.

 

Rodzice dalej próbowali krzyczeć, John opętańczo walił w szybę, Sarah już tylko stała i płakała, Noah widział i czuł wszystko wyraźnie, tylko że zamiast dźwięku dochodził do niego coraz mocniejszy zapach ognia.

 

-ah – podniósł lekko głowę, w końcu coś usłyszał, od razu spojrzał na swoją mamę, płakała zrozpaczona ale wysiliła się na uśmiech, teraz Noah mógł w końcu to usłyszeć.

 

- Noah ! Uratuj ich ! Nie pozwól żeby to się powtórzyło !

 

Noah na krzyk swojej mamy otworzył szeroko oczy, był już w normalnym świecie. Oczy zaczęły natychmiast go piec, spalenizna którą czuł we śnie była teraz bardzo mocna i go drażniła. Zdążył wstać i poskładał wszystko w jedno, sen w którym rodzina go ostrzega, zapach ognia, spalenizny, pożaru...

 

Natychmiast zeskoczył z łózka, bez żadnego ubierania czy ogarniania, wybiegł przez Bramę w samych dresowych spodenkach, poza nimi tylko kawałki kory zakrywały mu stare rany. Na sobie miał jak zawsze pamiątki po rodzinie i kolczyk z liśćmi, jego długie za uszy włosy był całe zmierzwione, zakrywały mu szare oko.

 

Natychmiast znalazł się na zewnątrz w pełni gotowy, jeżeli nie był dobudzony do końca to na pewno zrobiła to fala ciepła jaka uderzyła go w twarz. Noah już wiedział że jest źle, kurewsko źle, ogień trawił wszystkie drzewa w zasięgu jego wzroku.

 

Wokół Noah tworzył się krąg ognia który torował sobie drogę do niego i Bramy. Wyczuwał setki przerażonych Elów, Energie które na co dzień były wesołe i tętniły życiem, teraz uciekały w popłochu i śmiertelnym przerażeniu, i znikały...

 

Noah nawet nie wiedział przez to zamieszanie kto, wiedział jedynie że ich tracił, jego nową rodzinę pochłaniały te piekielne płomienie, a on tylko stał tępo w miejscu nie wiedząc nawet kogo opłakiwać. Pobliskie drzewo, wypalone przez dzikie pomarańczowe płomienie zapadło się powodując ogromny huk, ten dźwięk pomógł mu się otrząsnąć.

 

Jego nowa rodzina ma zginąć ? Jego nowy dom ma zostać spalony ? Nie ma mowy !!

 

Natychmiast wyrwał liście z kolczyka, gdy zaświeciły silnym potrójnym blaskiem, podrzucił je do góry, pławiły się chwilę w powietrzu aż wzbiły się wyżej. Zatrzymały się wysoko, bardzo wysoko, nad samym Wielkim Dębem żeby zaraz każdy poleciał w dół w inne miejsce, gdy wbiły się w ziemię Energia o ich danych kolorach, zaczęła wylewać się i piąć w górę formując ściany.

 

Punkty w których wbiły się w Ziemię były bokami trójkątnej bariery mieniącej się na żółto, czerwono i zielono, trójkąt zamknął się w miejscu z którego poleciały liście. Noah mógł się zamartwiać na śmierć o resztę, ale był Naczyniem i Strażnikiem, ochronna Bramy była na pierwszym miejscu, mimo że to były cenne sekundy w których mógł kogoś uratować.

 

I teraz odkładając obowiązki na bok, mógł w pełni skupić się na znalezieniu tego bydlaka. Nie wiedział gdzie kto jest, ani co gorsza kto zginął, przede wszystkim musiał znaleźć winowajce, zamknął oczy, okrążyła go cienka bańka Energii, nagle rozrosła się znikając z zasięgu wzroku.

 

Sfera była sztuczką która pozwalała wychwycić każdy ruch w wyznaczonej przez bańkę z Energi strefie, jej bardziej rozwinięta wersja, której Noah teraz używał, wyszukiwała Energie które znał co pozwalało mu też na sprawdzenie stanu jego rodziny.

 

Większość Zarządców pomagało w ucieczce rannym lub tworzyli bezpieczne drogi ucieczki, było wielu rannych, Noah mógł się tylko modlić że tych których nie mógł wychwycić dawno odprowadzono od zasięgu Sfery. Znalazł Saa, razem z Kaldunem próbowali powstrzymać pożar, odcinali drogę ognia niszcząc drzewa aby nie mógł się dalej rozprzestrzeniać. Kaldun wirował na nie i je powalał, Saa paszczą wyrywał je z ziemi i odrzucał od ognia.

 

O nich mógł być spokojny, dadzą sobie radę, jednak nigdzie nie znalazł Bogaja, od rana miał chodzić po parku i sprawdzać czy wszystko jest ok, pewnie on pierwszy napotkał wroga. Teraz pozostawało znaleźć epicentrum pożaru, to tam musiał być ten pojeb, skoro były ofiary nie mógł robić tego bezpośrednio bo sam by umarł, on tylko rozprzestrzeniał ogień, to gdzie się dostał i kogo dopadł było już wolą przypadku.

 

Jednak Noah wiedział że i tak było to cholernie umyślne.

 

Rozszerzył Sferę szukając epicentrum pożaru, szukał dokładnie ale jedyne czego się dowiadywał to jak daleko rozeszły się zniszczenia, oraz ilu zdążyło uciec przed ogniem, niestety znajdował coraz więcej rannych... i martwych.

 

Nie mógł teraz pobiec i pomóc innym mimo że bardzo chciał, z każdym miniętym Elem czuł jak jego serce rozdziera się na milion kawałków. Inni pomagali, wielu dawało sobie radę, ale gdyby on pomógł poszło by o wiele sprawniej, ale tylko on mógł pozbyć się tego kto to zaczął.

 

Jednak teraz tylko stał i szukał, stał bez celu kiedy dowiadywał się że jego rodzina cierpi, a mógł im wszystkim pomóc !!! Musi powstrzymać tego cholernego podpalacza, nie da historii zatoczyć koła, nie stanie się to co wtedy...

 

I nagle znalazł coś nowego, to nie był nikt z parku czy lasów, Energia tego była silna i rozrastała się, była niczym sam ognień. Noah nie czekał, całą Energię skupił w nogach, zabłysły wściekle i wystrzelił niczym pocisk z armaty, jego pęd gasił ogień na jego drodze do celu, chociaż tak pomógł postronnie reszcie.

 

Poruszał się z trudem, obijał się o spalone drzewa i ściany ognia czystego ognia, obleczony Energią nie doznał nigdzie poważnych obrażeń ale sama temperatura go przytłaczała, nie mógł sobie wyobrazić co czują inni. Z metra na metr zaczął rozpoznawać dokąd biegnie, przyśpieszył przerażony, epicentrum, w nim był dom Kory.

 

Noah teraz pędził na złamanie karku, to wszystko zaczęło się niedaleko Kory i Korena ! Niedaleko młodych !

 

Nie zważał że ogień stawał się coraz silniejszy, zaczął jakby nabierać cielesności, to było jak pływanie w palącym się lesie. Ale to było teraz bez znaczenia, specjalnie omijał wszystko i wszystkich aby jak najszybciej powstrzymać podpalacza.

 

Znał ich, żył z nimi, kochał ich wszystkich, a poświęcał ich po prostu biegnąc obok nich, robił to żeby rozwiązać ten pieprzony problem ! A teraz będąc tak blisko, wiedząc że Kora i reszta mogli być pierwsi, to byłoby za dużo, myśl że nie pomógł reszcie, nie mógł uratować nawet jednej z jego najbliższych...

 

Przebił się w końcu na polanę gdzie było leżę Kory, natychmiast kiedy wyłonił się z ogromnej ściany ognia, poparzony i spocony, znalazł się w ogromnej kopule otoczonej przez szalejące płomienie. Noah nie miał pojęcia jak przebił się przez nie od drugiej strony, stąd przypominały betonowe ściany.

 

W samej kopule nie było ognia, za to atmosfera panująca tu przypominała piekielną saunę.

 

Noah zamarł na to czego był świadkiem, Bogaj cały poraniony, ledwo trzymał się na nogach zasłaniając trójkę dzieci Kory, ona sama stała obok niego słaniając się na nogach, Noah nigdzie nie wyczuwał Korena, rozglądał się aż znalazł...

 

Kawałek przed Bogajem leżało tlące się jeszcze ciało Korena, po potężnym korjeleniu, przywódcy stada została gruda spalonego drewna. Noah zdławił krzyk wściekłości tylko dlatego że w końcu zobaczył podpalacza.

 

Na samym końcu kopuły znajdował się pomarańczowy wir ognia, niczym huragan wznosił płomienie ku górze, to one tworzyły kopułę, to ten słup wirujących płomieni był źródłem pożaru, to on niszczył dom Noah i zabijał jego rodzinę, on zabił Korena.

 

- Dzielny z ciebie Strażnik maluszku, ale chyba już koniec co ? Co ?!

 

Głos dochodził z wnętrza wiru, był niczym dźwięk dochodzący z wypalonego kominka, lepiej Noah tego nie mógł opisać. Tornado zmniejszało się, w końcu uzyskało ludzką sylwetkę, ten El był bardzo wysoki, wyższy od Noah po przemianie, ponad dwumetrowa postać była cała z płomieni, po jego ciele nadal szalały strumienie ognia. Na twarzy zamiast oczu pojawiła się ogromna pionowa paszcza, z je jczerwonego wnętrza wyłonił się czarny popękany język, wyglądał jak skała magmowa.

 

- Co ty na to ? Podajesz się ? Co ?! I tak ten las spłonie czy coś zrobisz czy nie, twój rogaty koleżka nie dał sobie rady, za gorąco mu było !! El ognia zaczął szatańsko rechotać wywijając swoim jęzorem na wszystkie strony, Noah patrzył to na Bogaja to na Kore i młode, stwora, na końcu na martwego Korena.

 

Jak mógł to wszystko przespać ?! To byłą jedyna myśl jaka teraz wibrowała w jego umyśle, mimo że wszystko zaczęło się niecałe pół godziny temu on stracił już tyle.

 

Bogaj przybył tutaj pierwszy i cały ten czas walczył z tym czymś, nie mógł go zabić, mógł jedynie grać na czas i jednocześnie chronić ich wszystkich, Bogaj który kochał ten las, który od setek lat chronił ich wszystkich. Bogaj któremu Noah zawdzięczał nowe życie, któremu zawdzięczał wszystko co teraz miał, pozwolił mu walczyć samemu. Mało brakowało aby się rozbeczał, po co było to wszystko ?!

 

Kiedyś nie spał w ogóle, jego życie nie miało znaczenia ale chociaż byłby gotowy, a teraz ?! Kiedy miał to wszystko, kiedy miał całą tą moc.

 

I po co ?

 

- Bogaj w życiu poda się nie !! - głos Bogaja wyrwał Noah ze strumienia żałości – czekaj Skażony ty tylko ! Bogaja brat przyjdzie zaraz tu, nakopię ci ! Spadać będziesz jeszcze stąd ! - Kora która stała obok niego pokiwała energicznie głową.

 

- Brat ? Aaa mówisz o tym ludzkim ścierwie które przygarnęliście, taaak to jeden z powodów dla którego kazali mi się wami zająć, drugim jest to wasze lubowanie ludzi, TFU !! Rzygać się chce !! Spalę ciebie, tą babę i jej smarkaczy ! I potem poszukam tego gnoja który zabiera nasze cudowne twory, spalę jego i cały ten las !!

 

- Życzę powodzenia ci, bo szans na to Noah przyjdzie nie masz ty gdy !!

 

Bogaj poleciał w stronę przeciwnika, ten w odpowiedzi wypluł z paszczy rzekę ognia, Bogaj podskakiwał w powietrzu omijając atak, będąc centralnie nad przeciwnikiem rozproszył się w miliony liści, każdy z nich zabłysł silnym blaskiem i w jednej chwili wszystkie natarły na wroga.

 

El na to tylko się zaśmiał, zaczął się obracać zmieniając na nowo w huragan ognia którym był na początku, niektóre liście ominęły ogień, parę zostało pochłoniętych, wtedy Noah poczuł ból Bogaja, w końcu one były jego częścią.

 

Poleciwszy odpowiednio blisko, Bogaj zreformował się do swojej postaci, z gotową kulą zielonej Energi którą rzucił centralnie w środek płonącego wiru. Temperatura jaka teraz była w kupule dla normalnego człowieka byłaby zabójcza, Noah nadal ogłuszony swoimi myślami i słowami Bogaja nie mógł się ruszyć, cały się pocił, ledwo oddychał a ciało paliło niemiłosiernie.

 

Mógł tylko obserwować jak Bogaj toczy jego walkę, kula wbiła się w wir i rozproszyła go na wszystkie strony, ognista postać została bez ochrony, wtedy Bogaj znowu uderzył.

 

W jego dłoni pojawił się patyk, ten sam którym Bogaj machał na ich pierwszym spacerze, Noah już wiedział co się stanie, to był koniec walki. Bogaj natarł z patykiem, przeciwnik nie zdążył się ogarnąć i tak Bogaj niczym masło przeciął go na pół, Energia użyta do teg oataku była tak potężna, że ściana ognistej kopuły znajdująca się centralnie za Elem, została dosłownie zdmuchnięta.

 

Już na treningach Noah wiedział że z tym patykiem nie ma żartów, była to jedna z kart atutowych Bogaja, zawsze chował go gdzieś w swoim ciele, ale co on wyrabiał !!? Patyk był tak naprawdę potężnym mieczem, Noah nie rozumiał czemu Bogaj go użył, przecież gdyby na Boga zabił przeciwnika sam by umarł !!

 

Ale to przestało mieć znaczenie, bo rozcięty płomień spoił się w jedno, ognisty El z ohydnym grymasem powiększył swoją pięść i zadał Bogajowi palący cios. Bogaj teraz leciał prosto w ścianę ognia, coś w Noah w końcu się poruszyło, z szybkością dziwiącą nawet jego samego przeleciał obok przeciwnika.

 

Zatrzymał lecącego Bogaja własnym ciałem, znowu zanim tamten zdążył się zorientować co się w ogóle stało, Noah wylądował obok przerażonej Kory i młodych, położył obok nich rannego Bogaja. Noah spojrzał przepraszająco na Kore, gdyby był tu wcześniej Koren mógłby przeżyć, jednak w oczach Kory zamiast pretensji czy żalu było widać nadzieję, narodziła się ona wraz z pojawieniem się Noah.

 

- Noah pojawił w końcu się, Bogaj miał usnąć już.

 

- O czym ty mówisz durniu ! - nakrzyczał na Bogaja – przecież zamiast od początku wam pomagać spałem jak jakiś dzieciak, gdybym był wcześniej uratował bym wielu z nas ! Uratował bym Korena ! Gdyby ta walka toczyła się beze mnie, zginał byś razem z tym dziwakiem !

 

- Noah teraz jest ale, od teraz co stanie liczy się i, w końcu Noah nadzieją naszą - Bogaj uśmiechnął się do Noah a ten wszystko zrozumiał, jestem debilem, pomyślał Noah.

 

Ognisty El zorientował się w sytuacji, z wywalonym skamieniałym jęzorem wykonał ten sam atak co na Bogaju, teraz pięść była o wiele większa i wypuszczała strumienie ognia. Przestraszona Kora zakryła swoje dzieci, Noah nie ruszał się z miejsca, nadal klęcząc u boku Bogaja.

 

Płonąca pięść zbliżała się do nich i będąc tuż przed nimi została rozbita. Zszokowany El nie wiedział co się dzieję, powtórzył atak, ale kiedy cios się zbliżał stało się to samo, rozwścieczony wykonał tą samą czynność paręnaście razy, za każdym razem z tym samym skutkiem.

 

Zaskoczona Kora też nie wiedziała co się dzieję, jej dzieci dotąd niespokojne, cały czas płaczące po stracie ojca, teraz leżały spokojne. Kora spojrzała nagle na Noah, ten uśmiechał się obleczony delikatną zielonkawą Energią, potem spojrzała wokół nich, powietrze wibrowało zielonkawym pulsującym światłem, broniła ich Presja Noah.

 

Dawało się wyczuć jej nacisk, ale to było coś innego niż normalna Presja, która normalnie jest jak przygniatający ciężar, ta przypominała opiekuńczy uścisk.

 

- Nie masz już o co się martwić skrzacie, obiecałem że was ochronię więc dotrzymam słowa, a teraz zabieraj ich stąd zanim stanie się wam krzywda.

 

- A zły ten tam ? Mu dowalisz ? - spytał Bogaj ze śmiechem.

 

- A jak myślisz ?! Nic z niego nie zostanie, spiorę go dwa razy lepiej niż ty mięczaku, leć już bracie, zaraz zrobi się tu nieprzyjemnie.

 

Bogaj podskoczył z pozycji leżącej, poklepał się strącając popiół którego było na nim pełno. Podskoczył i przytulił Noah, ten zamknął Ela w ciepłym uścisku, stali tak chwilę aż Bogaj sam odskoczył do Kory.

 

- Idziemy więc ! Kora chodź małe weź i, Noah porządek zrobi, nic prostszego !

 

Kora spojrzała na to co zostało z jej męża, Noah natychmiast starł łzę która pojawił się w kąciku jej oka - nie bój się, zaopiekuje się nim – powiedział jej z ciepłym uśmiechem, teraz popłakała się już na dobre, ale uśmiechała się.

 

Bogaj wziął małe pod ręce, kopniakiem w powietrze wytworzył falę rozbijającą ścianę ognia, pobiegł w stronę wyrwy a za nim Kora.

 

Ognisty znowu nie wytrzymał, zmienił się w falę ognia nacierającą na Bogaja, jednak zanim nawet udało mu się zbliżyć, potężna siła wbiła go w ziemię. Noah w sekundę wyskoczył mu na spotkanie, wymierzając potężny lewy sierpowy, tym sposobem wbił przeciwnika w ziemię.

 

- Noah że problemów nie będzie widzę mieć ! Plan dobry ! Korę miejsca bezpiecznego doprowadzę do, innym pomogę, Noah woli może teraz bić do !!

 

- Dziękuje ! Mam z tym chujem do pogadania, Kaldun i Saa już się za to wzięli więc im pomóż !

 

- W porządku !! Nic prostszego ! Zbić bracie nie daj się, pomęczyć jeszcze chce Noah cię ! - powiedział Bogaj ze śmiechem - Masz to jak w banku... uważaj na siebie braciszku.

 

- Noah mówić musi nie ! Bogaj w końcu chronienia jest od ! - miał już kierować się w wyrwę kiedy odwrócił się i wykrzyczał do Noah – Bogaj kocha Noah ! Czekać ze wszystkimi niego będzie na ! - a potem zniknął z młodymi i Korą ściana ognia zasklepiła się zaraz za nimi, Ognisty zaczął powoli wstawać.

 

- A ja kocham ciebie, kocham was, i niedługo wrócę – powiedział do siebie stając przed Elem.

 

El ledwo się podniósł, kiedy otrzymał drugi cios od Noah, był to prosty bokserski cios, przeciwnik znowu został posłany z ogromną siłą, jednak teraz zamienił się ognisty wir, zakręcił się parę razy w powietrzu i wylądował na ziemi w ludzkiej formię.

 

Noah spojrzał na swoją pięść, była cała czerwona, już zaczęły robić się na niej małe bąble od oparzeń, jeżeli miał się go pozbyć to musiał to zrobić nie bezpośrednio, wielka strata bo miał ochotę nakopać mu za to co zrobił, miał nadzieję że to na co wpadł uda się z pomocą Bogaja.

 

- Co jest do cholery ?! Co ?! Co ?! - El wykrzyczał to aż jęzor opadł mu na ziemię i skapywały z niego kropelki czerwonej lawy – który taki mądry żeby mnie uderzyć co ?! Co ?!

 

- Jesteś wkurzający jak cholera wiesz ? Sądząc po twojej paskudnej mordzie, i że jesteś dość rozumny jesteś prawdziwym Straconym prawda ?

 

El popatrzył na niego swoim pyskiem, po chwili wściekle natarł na Noah bez ostrzeżenia, nawet jego zdziwiło takie nagłe zachowanie. Uskoczył do góry, nie spodziewał się że ze ściany kopuły same uformują się w pięść, Noah zdążył jedynie zablokować cios i sam został wbity w ziemię.

 

- Rozumiem !! To ty jesteś tym który przeszkadza !! Cholerne brudne Naczynie. Cały czas załatwiasz Skażonych, pozbyłeś się nawet tego psychola Lashiego, za to akurat ci podziękuję, nie lubiłem go !!

 

- Jakbyś był lepszy – powiedział Noah wstając z ziemi, gdyby był człowiekiem nie było by co z niego zbierać. Czuł zapach przypalonego mięsa i wiedział że to było jego własne ciało, bolało jak cholera ale innej opcji nie było – on nie podnosił ręki na swoich ! Co El musi mieć w głowię żeby próbować zabić swoich !!

 

- Oj ale ja ich nie zabijam ! Czyż nie ? Nie ?! Nadal stoję mimo paru spalonych ciałek, ja tylko tworzę ogień, a on spokojnie sobie idąc i idąc, zabiera ze sobą nieuważnych i słabych, och ten cudowny ogień ! Taki niewinny, taki dziki !!

 

- Nie ma wśród was nikogo normalnego prawda ? Czyli tak jak myślałem, ty zaczynasz pożar a potem co się stanie nie idzie na twoje konto, ale i tak czemu ?!

 

- Czemu ?! Durny człowiek, od jakiegoś czasu wspominamy o tobie i innych Naczyniach które niweczą nasze plany ! Ale na razie tylko mówią ! Nie robić nic, działać dalej, nie robić nic, działać dalej, NIE ROBIĆ NIC !!! DZIAŁAĆ DALEJ !!!

 

El wybuchnął żywym ogniem, szalona fala nowych płomieni wiła się w powietrzu niczym stado węży, Noah musiał odskoczyć od paru strumieni lecących prosto na niego. W kopule robiło się coraz goręcej, powietrze było zbyt gęste i palące, suchość jaką miał w nosie, oczach i ustach była tak drażniąca że chciał to wszystko sobie wyrwać, ale takich warunków potrzebował.

 

- Mam tego dosyć, tego pizdowatego zachowania !!

 

- Czyli rozumiem że jesteś na gigancie, wiedziałem że nawet jak na was atakowanie innych Eli to jest jakaś granica, widocznie nawet wśród potworów znajdzie się ten jeszcze gorszy.

 

- Gorszy ?! Jedyny coś zrobiłem !! Wszyscy Mistrzowie chcą aby sytuacja szła swoim rytmem ! A ja miałem dosyć, dlatego przy pierwszej okazji użyłem zniszczonej Bramy ! I gdy tylko piękne ciepełko szło z nieba ahhh, paliłem ludolubnych niegodnych swojego gatunku zdrajców !!!

 

- I dlatego nas zaatakowałeś ? Dlatego doprowadziłeś do śmierci moich braci i sióstr !?!? - powietrze wokół Noah jakby stężało, zrobiło się cięższe.

 

- Braci i sióstr ?!?! Człowieczek taki jak ty niech nie ośmiela się nawet tak myśleć !! Dostałeś jałmużną to wszystko, nagrodę pocieszenia za bycie ofiarą losu, i jeżeli chcesz kogoś winić za ich śmierć, wiń siebie !!! Chociaż gdyby ciebie nie było i tak spaliłbym ich wszystkich, i wiesz co ? Co ?! Właśnie to zrobię !!!

 

Ognisty znowu przeistoczył się w filar ognia, żar jaki temu towarzyszył odepchnął Noah, huragan dzikich pomarańczowych płomieni wbił się w górną część kopuły ognia, El chciał dodać paliwa do pożaru żeby jego cudowne dzieło rozniosło się szybciej i jeszcze piękniej ! Dodawał płomieni wypełnionych rozgrzaną Energią, dodawał i dodawał, nie czuł jednak żadnej różnicy, pożar stał w miejscu, nie, on się zmniejszał.

 

Podczas rozmowy z tym śmieciem jego cudowny, najbardziej czule rozniecony pożar zmniejszył się !! - w końcu dotarło do ciebie debilu – na słowa Noah, El natychmiast powrócił do swojej formy.

 

– Co miało do mnie dotrzeć ?! Co ?! Co ?!?! - zawył wściekle plując z paszczy potokiem ognia, Noah nie ruszając się, bez żadnych gestów rozproszył atak, jakby go w ogóle nie było.

 

- Jeżeli wszyscy Straceni są tacy pyszni jak ty, to nie mamy się czego obawiać, po prawdzie jesteś pierwszym prawdziwym Straconym z którym walczę, więc spodziewałem się czegoś więcej niż poważnych oparzeń i cholernej suchości w gardle, ale no cóż.

 

- Coś ty zrobił ?! Co ?!?! - używając swojego popękanego języka, niczym ogromnego bicza wykonał nim długi łuk, i nagle napinając go natarł nim na Noah. Noah nie musiał robić nic, język Ela sam zmienił tor lotu i poleciał prosto w ścianę ognia, El zawył z bólu kiedy jego własne ciało z ognia, zostało spalone przez jego twór. Wycofując swój spalony język do paszczy, padł z bólu na kolana.

 

- Za gorąco nawet dla ciebie co ? Chyba mój plan się udał – Noah złożył ręce i złapał się za tył szyi wystawiając łokcie do przodu, zaśmiał się wrednie pełny satysfakcji – nie fajnie kiedy pies rani pana.

 

El spojrzał groźnie na Noah, teraz kiedy trochę oprzytomniał sam to zauważył, nawet on Ognisty, dziecko wulkanu, czuł przygniatającą go temperaturę a przecież to było niemożliwe, Ognisty nie może się spalić, to on palił !!

 

- Nie masz oczu paskudo ale chyba czujesz co jest grane prawda ? Potrzebowałem trochę czasu i pomocy żeby to się udało. Po prawdzie załamałem się, myślałem że to już koniec ale parę słów od mojego brata i odzyskałem wiarę, wróciłem do siebie i wtedy zaczęły się twoje problemy brzydalu.

 

El wściekły rzucał głowę na różne strony, wyczuł że coś było nie tak, cała Energia jaką wypuścił nie rozeszła się, była tutaj ! Było coś jeszcze, to ponad nią, co to było ?!

 

- Ty ludzki gnoju !!! - Ognisty rzucił się na Noah bez zastanowienia, on zaś niewzruszony zabrał ręce z szyi i luźno schował do kieszeni, lekko spalonych spodenek. To było jak pływanie w bagnie, na jego ciało napierała jakaś siła, ona nie pozwalała mu się zbliżyć do tego człowieka !! Zanim zdążył w ogóle podejść do tego śmiecia, ciśnienie zatrzymało go w połowie drogi, Noah to wykorzystał, wybił się w kierunku Ognistego, zwykłym kopnięciem wbił go w ścianę ognia.

 

Ognisty pomimo swojego ciała, jeszcze wzmocnionego przez Złą Energię, poczuł palący ból płonącego ciała, pierwszy raz w swoim życiu. Ciała spalonego przez jego własny ogień, nawet nie wydał dźwięku, po prostu odkleił się od ściany gdzie zostały przypalone skrawki jego skóry. Ledwo zbierając na to siły popatrzył paszczą na swoją piękną ścianę ognia, dlaczego to co miało go chronić obróciło się przeciwko niemu ?

 

Będąc odpowiednio blisko czuł powalający żar bijący od jego kochanych płomieni, to nie powinno być takie gorące, pomyślał. Z bliska czerwień ognistej Energi była czymś przysłonięta, to byłą cienka warstwa jakby zielonej tkaniny, w końcu zrozumiał.

 

- Ty !!! To miejsce, całe to cudowne miejsce, mój pałac ognia ! Wypełniłeś go swoją plugawą Energią ! Noah aż zaklaskał Elowi – trochę to zajęło, gdybyś skupił się na myśleniu, zamiast biciu nie pocierpiałbyś tak bardzo, jak twoje plecy ?

 

Ognisty otworzył szeroko paszczę, wypluł prosty promień skoncentrowanego ognia, atak powinien być tak szybki że z pewnością załatwi to Naczynie.

 

- Nie uczysz się – powiedział Noah wystawiając prosto dłoń, była ona centralnie na torze promienia. Tym razem widoczna Energia Noah, opadła na atak Ognistego, niczym delikatny materiał, otoczyła go i dusiła, przy wtórze swojego malachitowego światła, atak Ognistego, który był pewny że tym pokona Naczynie zaczął zwalniać, aż w końcu kompletnie zatrzymał się metr od Noah. Malachit zaczął kompletnie zasłaniać dziką pomarańcz lasera, nie tylko jego, cała kopuła zabłysła, tym razem widocznym zielonkawym blaskiem przysłaniającym wnętrze kopuły.

 

- Nie ma sensu dalej się z tobą bawić, dokładnie całe to miejsce jest zapełnione moją Energią, z każdą chwilą spędzoną w tym przytulnym kominku roznosiłem po nim swoją Energię i wypełniałem nią przestrzeń między nami. Dzięki temu zablokowałem przepływ twojej Energi, a że wszystko teraz jest teoretycznie mną, każdy twój atak będzie od razu przechwytywany przez moją Energię – dotknął ręką zatrzymanego ataku Ognistego, ten od razu rozbłysł się Energią Noah i rozpadł – możesz robić co chcesz ale teraz to ja jestem panem tego miejsca.

 

Ognisty nie słuchał niczego, obchodziło go tylko zamordowanie tego gnoja, bez względu na to co powiedział ten śmieć, zebrał całą Energię w sobie i doprowadził do zapłonu. Wściekle wyrzucił całą zebraną furię w postaci małego ruchomego pożaru, jednak cały ogień jaki wyprodukował zamiast spalić żywcem tego dzieciaka, wchłaniał się w kopułę.

 

- Wiem co próbujesz zrobić ale to też nie ma sensu – powiedział Noah smutnym głosem, plan jaki ułożył na prędce udał się w stu procentach. Zaczynał tracić już siły, to była najbardziej skomplikowana manipulacja Energią w jego nowym życiu, a to dopiero był akt pierwszy.

 

Ognisty zaprzestał wypalania siebie samego, cały ogień jaki wytworzył odprowadzany był przez Energię Noah do ścian kopuły, teraz zauważył że robiło się coraz mniej miejsca.

 

- Co to są za leśne sztuczki !! Co ?! Coooo !!!?? - wywrzeszczał zdezorientowany Ognisty, łapiąc się za głowę.

 

- Jest tu coraz cieplej nie sądzisz ? Szczerze nie wytrzymam tu animinuty dłużej, a ty zostałeś zrobiony w chuja i tyle ! Kiedy Bogaj stąd poszedł uścisnęliśmy się, wtedy Przeczytał mój plan i wraz z Korą i młodymi zabrał połowę mojej Energi.

 

Z tym oświadczeniem Ognisty przestał się wściekle szamotać, szeroko otwartą paszczą, spalonym jęzorem jak palcem wskazującym pokazał na Noah – nie, nie zrobiłeś tego !!

 

- Zrobiłem, myślisz że czemu jest tu coraz cieplej i coraz mnie jmiejsca ? Strażnik którego tak męczyłeś, który nie mógł ci nic zrobić jest głównym powodem twojej porażki, zmieszaliśmy nasze Energie i stworzyliśmy wokół kopuły drugą, jeszcze silniejszą i grubszą, która odcięła dopływ ognia do pożaru.

 

Więc kiedy ty podsycałeś swoje źródło które przenosiło płomienie po całym lesie, tak naprawdę podgrzewałeś tylko wnętrze tego miejsca, a w tym czasie mieszkańcy lasu którym spaliłeś domy i zabiłeś bliskich kompletnie ugasili pożar.

 

El nie mógł w to uwierzyć, żeby marne Naczynie, nic niewarty podrzutek który żył wśród nas na kredyt. Aby ten ni człowiek, ni cokolwiek potrafił kontrolować Energię na takim poziome !! Nawet nie kontrolować, żeby mieć jej tyle aby dokonać czegoś takiego ! Nawet niektórzy Straceni w Czarnej Strefie nie posiadają takiej mocy, a ten zwykły dzieciak ?! Aby przybłęda była tak kochana przez Energię !?

 

- Mój pożar ugaszony ?! Jestem tu uwięziony ?! Moje własne płomienie mnie ranią ?! Chyba sobie kpisz !! Skoro to moje wszystkie płomienie tu są, to po prostu użyję ich i cięz amorduje !! - zabije go, pomyślał El zadowolony z własnego planu, jeżeli pozwolę mu żyć w przyszłości narobi problemów naszej sprawie, zabije go teraz, spalę ten las i zostanę nagrodzony !!

 

- Skończyłeś marzyć ? Możesz próbować ale ty już jesteś martwy- Noah w tej chwili przywołał całą Energię jaką miał w wewnętrznej kopule, płomienie utrzymywane przez nią, rozlały się natychmiast, niczym woda uciekająca z pękniętej tamy - raz kozie falstart !! - wykrzyczał głośno Noah, to co robił było dużym zakładem, ale innej opcji aby ocalić las, jednocześnie pozbywając się przy tym tego wariata nie widział.

 

Gdyby nie zrobił nic z tymi płomieniami, cała Energia skompresowana w nich, wysadziła by siebie samą i rozeszła po całym lesie, tworząc prawdziwy pożar o niebotycznej skali. Najważniejsze było zabicie Straconego, Bogaj nie mógł mu nic zrobić, nikt tak naprawdę nie mógł nic mu zrobić, nikt oprócz.

 

Ale nawet gdyby próbował to zrobić bezpośrednio, odniósł by poważne obrażenia, był pewien że nie skończyłoby się to dla niego dobrze, to co chciał zrobić było w tej chwili jedynym sposobem. Energia Noah zebrała się w nogach, innej drogi niż przez bieganie sobie nie wyobrażał, pokona tego gnoja swoim ludzkim talentem !

 

Zaczął biec, wykonał parę małych kółek wokół Ognistego z sekundy na sekundę przyspieszając, El który teraz stał zrezygnowany wydawał się ledwie czerwoną zamazaną plamą na tle jeszcze czerwieńszego tła.

 

Noah biegając w kółko wokół Ognistego, w końcu osiągnął szybkość gdzie był jedynie zieloną strugą światła. Cały szalejący ogień w kopule zaczął podążać za rozpędzonym Noah, teraz to on tworzył huragan płomieni, któremu współgrał ryk bólu Ela, i jego własny.

 

Druga warstwa która oddzielała ich od lasu również powróciła do Noah wzmacniając go, teraz mając pełnie swojej siły, miał zamiar wykorzystać ją do tego szaleństwa. Ciało Noah było teraz zaledwie malachitowym punktem w chaosie ognia, cały błyszczał a jego Energia dosłownie pulsowała coraz mocniej, z kroku na krok coraz jaśniej, Ognisty El był niemrawym dodatkiem w tym pokazie.

 

Wraz ze zdjęciem zewnętrznej bariery cały ogień zebrany w środku wylał się poza nieistniejącą już granice kopuły, już pędził aby się rozprzestrzenić się na las, cały został jednak wchłonięty przez wir jaki tworzył Noah.

 

Biegał jak w transie, robił okrążenie za okrążeniem wokół Ela, nieczuł już bólu, nie widział co się z nim dzieję, czuł że jeszcze żyje. Ogień podążał teraz tylko i wyłącznie za Noah, przypalał jego i tak poparzone ciało, jego Energia wypalała się od wysiłku i ognia, on i tak biegł dalej, całe życie biegał i teraz tym uratuje wszystkich.

 

Nieokiełznany płomień, przedtem pożerający jego dom, teraz uginał się do jego woli i wysiłku, zmniejszył promień toru biegu, przez to płomienie nie miały innego wyjścia, uleciały w górę formując wirujący słup piekielnego ognia sięgający chmur.

 

El będąc w epicentrum zarówno wiru ognia i rozrywającej szybkości Noah, czuł jak jego ciało mimo odporności na żar pali się i rozrywa, nigdy w życiu żaden ognisty nie znał czegoś takiego jak poparzenia, ogień był naszym sługą, a teraz ? Jego końcem.

 

Nie mógł nic zrobić, ciśnienie jakie te dwie siły na nim wywierały było nie do pokonania, dokładając Energi przyspieszyłby tylko swoją śmierć.

 

- Co to ma być !?! Jakim cudem jesteś do tego zdolny plugawcu !?! Co?!

 

Noah nie słyszał jego pytania, i tak było zbyt durne. Sam nie wiedział jakim cudem jeszcze trzyma się na nogach, liczyło się tylko powstrzymanie Ognistego i pożaru, do tego momentu nie mógł paść. Nadszedł czas na ostatni ruch, przyśpieszył jeszcze bardziej co wydawało się niemożliwe, zaczął się wznosić jakby biegł po spiralnych schodach na sam szczyt słupa, wraz z nim wznosił się Ognisty i sam ogień.

 

Mieszkańcy lasu, którzy zostali po ewakuacji przyglądali się temu w zdumieniu, z ich perspektywy wyglądało to jak zielona kometa, wspinająca się po czerwonym filarze z powrotem do gwiazd. Wszyscy dokładnie czuli z oddali że to był ich Noah, Noah który przebijał swoje własne granice aby ich uratować.

 

Bogaj stał przy Bramie, trzymał w ręku trzy liście z kolczyka Noah, Energia którą wykorzystał do stworzenia bariery też już dawno była z nim. Każdy z osobna podziwiał tą scenę niewiarygodnego poświęcenia.

 

W tym czasie Noah był już na szczycie filaru, wraz z każdym przebytym metrem ku górze podążał on za Noah, przez to teraz zamienił się wirującą kule buchającą pomarańczowym płomieniem wypełnioną przerażającą ilością Energi.

 

El cały czas będąc w środku wił się i wyrywał ale to już dawno nie miało sensu, gdy tylko Noah przestał dotykać ziemi jego wyrok zapadł, zostanie wypalony przez własną uwielbianą Energię.

 

Teraz Noah dokonując małego cudu, musiał stworzyć duży, całą Energię ognia jaką rozkręcił i skupił w jednym punkcie, teraz musi zamknąć i zniszczyć. Zamiast biec, latał wokół ogromnej kuli ognia, dla Eli na ziemi była niczym małe słońce bijące przerażającym żarem, wszystko co miało spalić doszczętnie las i ich, było teraz w jednym punkcie, pocili się, ich usta i oczy wysychały od samego bycia daleko, a Noah był właśnie tam.

 

Kula została obleczona tak jak wcześniej przez grubą ścianę z Energi Noah, ale jej ciepło wypalało każdą jej warstwę, przez co musiał cały czas dokładać jej coraz więcej. Nie utrzymam tego dłużej, pomyślał Noah, prawię nic w nim nie zostało. Całe jego ciało było niebezpiecznie blisko trzeciego stopnia oparzenia, woda w jego organizmie dosłownie się gotowała, on kontynuował.

 

Nie mógł jej po prostu rozproszyć, nie teraz, pozostało mu czekać aż El który to wszystko zaczął polegnie, gdyby po prostu rozproszył płomienie drań by uciekł. Schował się, wylizał rany i wrócił, Noah na to nie pozwoli, definitywnie skończy z nim tu i teraz, za to co zrobił należało się tylko jedno, śmierć.

 

Nie dawał znaku życia, leżał bez ruchu w środku kuli ognia niczym pisklę w jaju, Noah dostrzegał jak jego ciało zmieniało się w skorupę i kruszyło, ale to było za mało bo El nadał żył. Noah zaczynał gasnąć, w życiu nie otrzymał takich obrażeń i nie wykorzystał tyle Energi na raz, czuł jakby to jego ciało pękało kawałek po kawałku.

 

-Jeszcze trochę, jeszcze trochę !!! - darł się wniebogłosy próbując zachować świadomość, jego ciało już tylko siłą pędu kręciło się samo i utrzymywało całą tą Energię w jednym punkcie – jeszcze trochę, nie pozwolę aby tak to się skończyło ! Cholera właśnie dla tego momentu było to wszystko ! Dla tego i jeszcze wielu takich !

 

Po wykonaniu swojego orędzia mającego wynieść jego organizm na wyżyny, Noah zgasł.

 

Przestał się poruszać czy oddychać, zaczął opadać na ziemię bez życia, skupienie płomienie wraz z zamkniętym w środku Elem zaczęły się poruszać, uwalniały się. Noah czuł to wszystko, czuł jak jego własna Energia uchodzi, jak tamta się rozprzestrzenia, po prostu nie mógł się już ruszyć.

 

Noah nie mógł tego wiedzieć ale właśnie gdy kompletnie tracił przytomność, zdarzyło się coś niezrozumiałego.

 

Przez wszystkich, przez ziemię i drzewa, te spalone i nie, przez wodę i trawę, przez wszystko wokół nich przeszło przyjemne ciepło o powalającej sile. Nawet Bogaj z Saa nie mogli oprzeć się przyjemności jakie dawała, coś w nich było, lecz tylko na moment, szybko uleciało i powędrowało dalej, prosto do Noah.

 

Całe to uczucie, ta moc która przeszła przez wszystko w terytorium Elów, cała wbiła się w Noah, nie było to bolesne jak przeszycie włócznią, czy wkurzające jak dźganie patykiem. To było... niczym miłość, Noah czuł jak jego ciało przeszyła i wypełniła czysta miłość, czysta i prawdziwa, tylko że w nim ona została, dając mu moc.

 

Wraz z pojawieniem się jej, całe zmęczenie uleciało, Noah czuł się jak nowo narodzony, rany nie bolały, ogień nie doskwierał a Energi miał pod dostatkiem, nie zastanawiał się co się stało, tylko odrazu wrócił do pracy.

 

Noah, teraz świecący głęboką zieloną aurą mienił się niczym gwiazda, jego oczy i znamię na twarzy wręcz oślepiały malachitowym blaskiem, zatrzymał się w powietrzu i ponowił bieg.

 

Pędząc w kółko wokół ognia na nowo skupił go w formie kuli, teraz była jeszcze mniejsza, co tym mocniej miażdżyło ciało Ognistego, biegł tak szybko że pozostawiona za nim Energia uformowała krąg który ciasno opinał kule pożaru, wyglądało to jak palący mały Jupiter.

 

Energia zaczęła wyrastać z nóg Noah, formując się w piękne skrzydła sokoła, sięgały do jego łokci a grubością dorównywały jego ciału, Noah tak właśnie, nie do końca świadom co się dzieje, spełnił swoje dziecięce marzenie, był niczym Hermes który ratował swój gatunek.

 

Dodając jeszcze parę pierścieni zamykających całą moc Ognistego, Noah był gotowy, nadal czuł ten piekielny żar, tak wyobrażał sobieo dczucie kąpieli w wulkanie, z tyłu głowy wiedział jednak że tak naprawdę to było nic. W końcu zatrzymał się machając swoimi potężnymi skrzydłami, wywołał mały wicher, był jednak tak silny że ci którzy byli na ziemi mogli odczuć go wraz ze skwarem.

 

Ognisty El w końcu zniknął, została po nim tylko jego Energia i resztki ciała, one też przestaną zaraz istnieć, Noah zrobił użytek ze swoich nożnych skrzydeł, delikatnie niczym mama pisklę opatulił nimi zamknięte w pierścienie źródło pożaru.

 

Trzymał w garści to co zabiło tylu jego pobratymców, zabrało część jego domu, zaraz zniszczy to jakby, to co się dziś zdarzyło nie miało żadnego znaczenia, a miało aż za dużo.

 

Trzymając kule ognia wzbił się jeszcze wyżej, był niczym zielona strzała rozdzierająca niebo, gdy uznał że był odpowiednio wysoko, wykonał szybki obrót w powietrzu wysyłając samą już kulę jeszcze wyżej.

 

Jego spalone skrzydła poruszały się delikatnie utrzymując go w powietrzu, w kompletnym bezruchu, przy każdym takim ruchu gubił pióra które zbierały się wokół Noah.

 

On sam będąc gotowy przyjął postawę, stojąc na szeroko rozstawionych nogach wyciągnął prawą rękę do przodu, lewąz łapał prawą w bicepsie.

 

Nie miał pojęcia jak wcześniej mógł myśleć że dokona tego pół żywy, pewnie wymyśliłby coś innego ale skoro szansa sama się stworzyła trzeba było wycisnąć ją do sucha.

 

Jego cała dłoń pokryła się ciemną malachitową Energią o jasnych obwódkach, przyjęła ona formę ostrostożkowatego bełtu wokół którego tańczyły pióra, na całą rękę Noah wstąpiły ciemnozielone żyły, oznaczało to że wszystko było gotowe do strzału.

 

Stworzył tą technikę stosunkowo niedawno, ale jej efekt tak go zadowolił że od razu dziś o niej pomyślał, była jeszcze niekompletna, jednak na chwilę obecną była jego najsilniejszym atakiem.

 

- Ładunek gotowy, naciągniecie jest, cel oznaczony i gotowy do zniszczenia, pewność siebie że to wypali jest jak cholera !! Przebij go Balisto !!! - wykrzyczał Noah strzelając bełtem Balisty, prosto w środek kuli, przed uderzeniem kręgi Energi rozproszyły się ukazując bezbronny cel.

 

Bełt kierowany na kulę przez łunę piór jaką za sobą zostawiał, uderzył w sam środek, chwila ciszy jaka nastąpiła po ostrym świście wystrzału a rozrywającym rykiem wybuchu następującego po nim, dla Noah wydawała się wiecznością.

 

Eksplozja zmieszanej jego Energi i tej Ognistego, odrzuciła go w stronę ziemi, siła ataku stworzyła fale uderzeniową rozpraszającą wszystkie chmury, tworząc tym samym idealny słoneczny dzień, widzowie tego spektaklu zostali, wraz z paroma wypalonymi jak i paroma żywymi drzewami, dosłownie powaleni przez jej siłę.

 

Gdyby jakiś człowiek mógł być świadkiem tego co dziś się tu stało, porównałby to od razu do jednej rzeczy, wybuchu małej bomby atomowej, tworzącej ogromną czerwono – zieloną kulę światła z której przebijał się malachitowy krzyż.

 

Noah tego w ogóle nie widział i szczerze miał to gdzieś, jedynym co go teraz interesowało było jego spadanie, normalnie to nie byłby problem ale on spadał, a zatrzymać się nie mógł !!

 

Wiedział że jego Energia skończyła się już dawno, to wszystko czego teraz dokonał było jego dziełem, jednak nie do końca, ktoś mu pomógł dając mu olbrzymie pokłady Energi, ale zabrał je od razu po wszystkim, więc Noah wrócił do punktu zero.

 

Nie miał Energi, nie mógł się nawet ruszać, ból wrócił ze zdwojoną siłą, nie wiedział jaki jest jego dokładny stan ale musiało być źle skoro nawet małym palcem nie mógł pokiwać.

 

Jednak spadając bezwładnie był szczęśliwy, zrobił co mógł, pomógł ocalić las i zemścił się za tych którzy umarli, podczas całej tej walki ciało Korena było bezpieczne, więc to co obiecał Korze też spełnił, miał nadzieję że teraz wybaczą mu że nie pomógł wcześniej.

 

Miał jednak do siebie żal, w gruncie rzeczy był szczęśliwy bo zrobił to co do niego należało, nie to nie prawda, zrobił to co chciał zrobić. Chciał ochronić swoją rodzinę za wszelką cenę, bo to było warte wszystkiego, poświęcił się aby oni mogli żyć dalej, za to Noah mógł oddać wszystkie swoje życia, jednak...

 

Nie miał siły żeby uronić nawet paru łez, nie chciał umierać, chciał zostać z nimi, żyć, jeść, kłócić się i bawić się z nimi wszystkimi, w tej chwili to było jego samolubne życzenie, móc dalej być z nimi i ich jeszcze chronić.

 

Błagał w duchu aby ktoś go uratował ale kiedy już był bliski spotkania z ziemią opuściło go wszystko, wysiłek w końcu wyłączył Noah, stracił przytomność dosłownie na chwilę przed upadkiem.

 

Przed utratą świadomości usłyszał coś, jakby odległy pisk, niczym ostre hamowanie – Noah !!!! - ciemność.

 

******

 

Obudził się tak samo jak pierwszego dnia, leżał w łózko w swoim starym pokoju w Wielkim Dębie. Teraz też był cały zabandażowany i obolały, przez chwilę wydawało mu że te czternaście miesięcy jakie spędził po drugiej stronie żyjąc z Elami, było tylko zwykłym snem.

 

Ale czuł płynącą w nim Energię, ulżyło mu że to wszystko było jednak prawdą, i to dość wyrazistą ponieważ sam wydech sprawił mu palący ból. Tym razem było z nim gorzej, paliło go całe ciało i dziękował w duchu że pewnie jest na prochach, bez nich byłoby o wiele gorzej. Jeżeli dobrze pamiętał walczył z Ognistym, miał pewnie wiele oparzeń o różnych stopniach, dodatkowo zużycie Energi wycieńczyło go jeśli nie wykończyło, nie wiedział co się tam stało ale był temu wdzięczny.

 

Powoli wstał z łózka, ból otępiał jego ruchy ale jakoś dał radę, jego pamiątki wraz z kolczykiem z liśćmi leżały na szafce, uśmiechnął się do siebie przyglądając się im. Kolczyk był prezentem od Bogaja i znaczył dla niego teraz tyle samo co obrączki rodziców i bransoletka brata, była dowodem jego przywiązania do nowego życia.

 

Założył je z małymi problemami, teraz poza nimi miał na sobie stare dobre bandaże, te też miały pod spodem zieloną maść ale dawały inne odczucie, Noah czuł w tym rękę Mahoni. Ubrany w krótkie bawełniane spodenki wyszedł na zewnątrz, tak samo jak wtedy.

 

Zdziwił się bo niewiele się zmieniło, postawił barierę żeby chroniła Bramę to fakt, mógł jednak przysiąc że wszystko wokół niej się paliło, a teraz większość drzew wyglądała jak zwykle, zielone i żywe.

 

Zauważył że niektóre go nie dawały, te były matowe jak w te w świecie ludzi, właśnie one były wypalone, stały martwe jak czarne tyczki w morzu zieleni, bez żadnych liści i ze spaloną korą, jednak czuł jak Energia rozrasta się w nich i mnoży.

 

- Niesamowite prawda ? To jest cud Energi !

 

Noah spojrzał za siebie, zobaczył ogromnego lwa który wychylał się za Bramy. Mistrz Gario delikatnym krokiem, jak na swoje rozmiary podszedł do zaskoczonego Noah.

 

- Brama jest jak główny przekaźnik Energi wysyłający ją w świat, wszystko co stoi najbliżej niej dostaję większy i szybszy jej zastrzyk, dlatego te drzewa są już wyleczone, niektóre jeszcze nie ale to tylko kwestia czasu.

 

- Co ty tutaj robisz ? - spytał jeszcze rozkojarzony Noah.

 

- A jak myślisz ? To też mój dom, przyszedłem pomóc go odbudować. Noah tylko skąpo pokiwał głową, po chwili uświadomił sobie coś.

 

- Ile spałem tym razem ? – zapytał ściskając pięści, aż z bandaży na nich pociekła krew.

 

- Tydzień, z grubsza tydzień, Mahonia i Iris codziennie się tobą zajmowały, Bogaja siłą musieliśmy odciągać od twojego łózka.

 

- Rozumiem – załamany Noah padł na tyłek i we wtórze rwącego bólu mówił dalej – znowu zawiodłem, oni cały czas odbudowywali la spo pożarze a ja sobie spałem, jeszcze się mną opiekowali ! Co ze mnie za Naczynie !?

 

Gario popatrzył smutno ale z powagą na Noah, podszedł jeszcze bliżej, usiadł koło niego tworząc mały wstrząs – Nie uważasz że bierzesz na siebie za dużo ? - zapytał Noah – Bogaj powiedział mi o wszystkim, zaspałeś na pożar prawda ?

 

Noah jeszcze bardziej był wściekły na siebie gdy Gario mu to wypomniał, nie odpowiedział przytłoczony poczuciem winny.

 

- Chłopcze – zaczął donośnie Mistrz Gario – nie ma czegoś takiego jak byt doskonały, ludzie jak i Ele całe swoje życia próbują się tacy stać, a czegoś takiego po prostu nie ma, wiedz że dla nas mówienie tego jest lekkim bluźnierstwem – Noah spojrzał z zainteresowaniem na Gario.

 

- Gdybyśmy tacy byli, to ty wstałbyś zanim w ogóle pożar się rozpoczął – mówił dalej Mistrz - powstrzymalibyśmy Ognistego zanim w ogóle zaczął tą rzeź. Ja mogłem tu być i to wszystko powstrzymać !!

 

To było to, Noah czuł że z Mistrzem jest coś nie tak i teraz wiedział co, to było poczucie winny, on też się obwiniał że nie było go tu wcześniej.

 

- Chodzi o to że gdyby liczyć nasze błędy nie starczyło by nam na to życia, popełniać je jest częścią życia, jednak tylko wyjątkowi są w stanie je naprawiać Noah – El położył mu naramieniu swój ogon, tak że kwiat na jego końcu ułożył się Noah na kolanach, chciał mu tym dodać otuchy i mu się udało.

 

- Zaspałeś ? Wielkie rzeczy ! Potem uratowałeś Bogaja, Kore, je jdzieci, uratowałeś wielu naszych, ocaliłeś las przed zniszczeniemi, pokonałeś Straconego.

Jak dla mnie ten mały błąd został wymazany bohaterskimi czynami, właśnie tym dla nich jesteś i zawsze byłeś chłopcze, bohaterem.

 

Noah wstał, podszedł do Garia, El nie spodziewał się co Noah zaraz zrobi, nie był jednak bardziej zaskoczony od niego, Noah czule przytulił się do ogromnej łapy Garia, nie liczyło się miejsce a ten gest pełen miłości.

 

Noah ze łzami w oczach tulił Mistrza, Najwyższego którego bali się i podziwiali wszyscy, Gario dobrze pamiętał jedyną osobę poza Noah która odważyła się to zrobić. Nie daleko padało jabłko nauczyciela od ucznia, zaśmiał się w duchu na tą myśl.

 

Noah odsunął się od Garia i z już lepszym humorem stał pewny siebie, śmiejąc się i ścierając łzy z promiennej twarzy.

 

- Przepraszam, potrzebowałem tego – zachichotał nerwowo – kiedy mnie przygarnęliście obiecałem sobie że zrobię dla was wszystko, będę was bronił przed wszystkim i wszystkimi.

 

Przetrwaliście jednak tysiące lat bezemnie więc to brzemię jakie na siebie nałożyłem jest trochę za duże nie uważasz ? - zaśmiał się wraz z Mistrzem.

 

- Ale i tak będę dawał z siebie wszystko, do utraty tchu, życia i Energi, będę się stawał coraz lepszy i coraz silniejszy, nie będę idealny ale wierz mi spróbuje być taki dla nich, dla was wszystkich.

 

Na początku miał duże wątpliwości co do tego chłopaka, jeżeli do dziś jakieś jeszcze w nim zostały to znikły już na zawsze.

 

Gdyby tacy ludzie żyli w czasach Rozpadu jakby wyglądał dzisiejszy świat ? Mógł tylko gdybać, oraz cieszyć się z całego serca że trafił się im taki człowiek, wróć ! Taki wspaniały El.

 

- Jesteś uparty wiesz o tym chłopcze ?! - zaryczał Gario głębokim głośnym śmiechem – chce to zobaczyć ! Perfekcyjne Naczynie, to będzie widok którego warto dożyć ! Życzę ci tego chłopcze, żebyś był na zawsze naszą nadzieją, a na pewno jego – wskazał głową za Noah.

 

Noah odwrócił się, za nim stał Bogaj, był cały umorusany sadzą i ciężko dychał, jakby właśnie przebiegł do stanu obok i z powrotem.

 

Ale na widok Noah wystrzelił jak torpeda, całe zmęczenie uleciało kiedy wskoczył na niego, swoim brzuchem zasłonił mu całą twarz, rękami złapał się głowy a nogami szyi, kiedy Bogaj był naprawdę szczęśliwy zawsze tak tulił Noah.

 

A on to uwielbiał, tylko że teraz, nie będąc nawet tydzień po walce gdzie zwykłe ruszanie się sprawiało mu cierpienie, więc kiedy Bogaj chwycił jego głowę i swoim ciężarem radości przekrzywił Noah, ten zemdlał z bólu.

 

Kiedy obudził się drugi raz tego dnia przed oczami miał duże jasnoniebieskie oczy Bogaja, zaskoczony Bogaj odskoczył na chwilę, ale potem skoczył na jego brzuch śmiejąc się.

 

- Noah żywy ! Bogaj Noah myślał nie żywy że, leżał tyle, obudził w końcu się, żywy znowu potem nie ! Noah żywy teraz i !!! Szczęśliwy Bogaj jest ! Bogaj martwił się !!

 

Noah uspokajająco poklepał Bogaja po głowię, zobaczył że wokół niego zebrali się też inni, niezliczona ilość Pomniejszych i Średnich.

 

Widział Cervus stojącego obok Daufira, oboje wyglądający jakby kamień spadł im z serca, obok nich Kaldun ciągle smarczył brudząc sobie pokaźne wąsiska. Iris która zalewała się łzami szczęścia i Saa który próbował nie skończyć jak ona. Mahonia stała najbliżej trzymając dłoń na Korze która zasłaniała swoje trzy młode.

 

Oni wszyscy żyli dzięki niemu, jedynie to się teraz liczyło.

 

- Spokojnie, mówiłem że to nie będzie problem prawda – uśmiechnął się do Bogaj, to nie był problem, oni wszyscy byli warci największych poświęceń – wróciłem i wykonałem misję bracie.

 

Bogaj nie wytrzymał i się rozbeczał, wszyscy się z niego śmiali wraz z Noah – Noah wrócił ! To liczy dla nas się ! Noah bohaterem naszym jest !

 

- Mam taką nadzieję, bo inaczej nacierpiałem się bez powodu !!

 

Znowu wszyscy wybuchnęli śmiechem, zaczęli podchodzić do Noah i dziękować mu za to czego dokonał, on nadal sceptycznie do tego podchodził ale rozmowa z Mistrzem Gario uświadomiła mu to i owo.

 

- Na co jeszcze czekacie oślizgłe gbury !? Zacznijmy popijawę na cześć naszego bohatera !!

 

Wszyscy wzbili wiwaty i ustawiali się w kolejce do Kalduna po trunki, Mahonia ochrzaniła ich że sami są ranni i powinni odpoczywać, ale nic teraz nie powstrzymało by tej fali radości, nawet kolejny pożar.

 

Noah wsparty przez Bogaj pokuśtykał do Saa i Iris, ta rzuciła mu się na szyję szczęśliwa i dziękująca że nic mu nie jest.

 

- Musssze ci przyznać że jesteśss nawet bardziej nienormalny od tego ssskrzata ! Sasasa ! Naprawdę ciesssze sssię że żyjesssz, bez ciebie to już nie jessst ten sssam śsswiat – powiedział wzruszony Saa co prawię nigdy mu się nie zdarzało.

 

- Też tak uważam, takich dwóch wariatów nie spotkasz nigdzie !!

 

Wybuchnęli zasłużonym śmiechem, zatrzymanie pożaru poza kopułą było w dużej mierzę zasługą Saa i Kalduna.

Było to widać po nich, mieli nadpalone i oderwane części korowatego ciała, Kaldunowi przypaliło wąsy i miał coś nie tak z lewą ręką, na szczęście polewał prawą.

 

Na wszystkich minione wydarzenie odcisnęło piętno, nie było w pełni zdrowego czy kogoś kto nie stracił bliskiej mu osoby, oczywiście wszyscy byli dla siebie bardzo bliscy, jednak nie do końca równi innym.

 

Impreza się już rozkręciła na dobre, polewano nalewki, wszyscy śpiewali, tańczyli i opowiadali sobie żarty, tego właśnie potrzebowano po takich przeżyciach, smutek lepiej leczył okład z radości, niż polewanie rany smutkiem i użalaniem się.

 

Jednak kiedy Noah podszedł do Kory to smutek wygrał, ona mimo wszystko była mu wdzięczna bo ocalił to co jej zostało, jej najcenniejszy skarb.

 

Noah popatrzył na młode, niedawno nauczyły się chodzić, czego zresztą sam ich uczył, a już był takie silne, zachęcił je ruchem ręki do zabawy z innymi młodszymi, z trudem ale w końcu pochłonął je wir zabawy.

 

Kore pocałował w czoło i też odprowadził do wspólnej zabawy, Noah i Bogaj też mieli dołączyć, drugi dosłownie wleciał w wir szalejących Eli, Noah cudem nie wleciał tuż za nim.

 

W sumie nie dało się dokładnie wyliczyć ile lasu i parku spaliło się podczas ataku, Bogaj jednak szacował że park wypalono aż w połowię. Użyto przeróżnych technik aby fakt ten ukryć przed ludźmi, pozwoliliśmy jedynie im wiedzieć że w parku wybuchł niegroźny pożar od ogniska pary pijaczków, za to mogli dziękować Gario.

 

Co do ofiar mieli dokładną liczbę, dwudziestu trzech Eli połączyło się z Energią podczas najazdu fanatycznego Straconego, tego nie dało się zakryć sztuczkami ani nie wspominać o tym, żeby po prostu przeminęło, był to poważny i niezaprzeczalny fakt.

 

- To winna niczyja jest, Noah zrozumieć dawno powinien to – powiedział Bogaj kiedy siedzieli samotnie, oparci o krzyżujące się ze sobą sosny.

 

Po trwającej osiem godzin imprezie nalewka Kalduna, w połączeniem z lekami Mahoni, powaliła nawet samych tworzących tą kombinację.

 

Naoh jedyny nie pił, nie miał na to ochoty, Bogaj idący łeb w łeb z Kaldunem siedział jakby nigdy nic, więc gadali tak sobie sami.

 

- Wiem to doskonale ale to nie jest takie proste, gdzieś we mnie nadal będzie przekonanie że mogłem zrobić coś lepiej, mimo wszystko – uśmiechnął się do wielkiego kwiatu z lwim pyskiem w środku – jestem z siebie dumny, z was wszystkich !!

 

- A Noah wszyscy my z ! Niech pamięta Noah ale, ludzie nie my, tutaj – pokazał wszystko co ich otaczało – ginie nic nie !!

 

Noah czuł to w Energi wokół nich, wdzięczność tych których zawiódł, dziękowali mu że ocalił tych którzy zostali wśród żywych.

Między tymi cieniami Energi, najwyraźniejszy należał do ogromnego korjelenia z pięknym gigantycznym porożem.

 

Bogaj i Mahonia powiedzieli mu co się stało gdy leciał na ziemię.

 

Wszyscy popędzili żeby go łapać, to Bogaj lecąc na urwanie głowy złapał go zanim ten złamał sobie kark. Mahonia natychmiast zaczęła opatrywać rany Noah ale on nie dawał się.

 

Podświadomie, jakby jego ciało było wcześniej nakręcone, próbował doczołgać się do ciała Korena.

Zostawili więc na chwilę ciężko rannego Noah i zajęli się ciałem Korena, gdy wrócili na poparzonej twarzy Noah widniał uśmiech spokoju.

 

Wszystkich poległych pochowano tam gdzie zawsze czyli za Bramą, tam Energia wracała do swojego świętego źródła.

 

Ele tak naprawdę nie ginęli, po prostu Energia dająca im ich obecne życie wracała do ogólnego jej obiegu w świecie, i może kiedyś wróci do nas jeszcze raz.

 

Noah nie mógł się powstrzymać, wziął najbliższą butelkę i na jednym wdechu opróżnił całą zawartość.

 

Paliło go chyba bardziej niż podczas walki z Ognistym ale było warto !

 

Bogaj zarykiwał się ze śmiechu oparty o swoje drzewo, jego śmiech wprawił w ruch paru nawalonych, ale tylko coś poburczeli i poszli dalej spać, na to śmiechem podobnym do Bogaja wybuchł Noah.

 

- I co teraz będzie ? - spytał Noah przerywając swoją salwę śmiechu poważnym tonem.

 

Bogaj chwilę się zastanawiał ale w końcu tylko wzruszył ramionami.

 

- Będzie co !? To zawsze będzie co ! Nic prostszego !

Noah nie zdziwiła ta odpowiedź, za dobrze znał Bogaja.

 

- Jeśli pojawią się następni zrobimy to co do nas należy, prawda bracie ?

 

- A Noah myślał co ?! Bogaja zadaniem Eli chronić ! Nic prostszego !! wykrzyczał głośno El kładąc rękę na swojej piersi – Naczynia zadanie Noah mówić musi a nie ! Najlepiej wykonuje je.

Noah wiedział dokładnie jakie było jego zadanie, sam położył dłoń na sercu, na sercu należącym do jego mamy – chronić Eli, bronić Eli - zanim wspomniał ostatnie uśmiechnął się do siebie z zamkniętymi oczami – i pokonywać ich przeciwników !

 

Bogaj pokiwał poważnie głową – przeciwników pokonywać ich, Noah ująć lepiej mógł tego nie, wykonywać lepiej tego może nie też!

Bogaj zachichotał, dało to Noah jednak pewien powód do zastanowienia.

 

- Wiesz co to było ? To co dodało mi Energi ?

 

Bogaj znowu myślał przez chwilę, czuł to, tak samo jak wszyscy czuł tą chwilę bezkresnej mocy i radości, mocy która ostatecznie znalazła swoje miejsce w Noah.

 

- Bogaj wyjaśnienia dwa mieć może tylko – Noah aż się nachylił – Noah albo jakiś Boski oko uważne ma swe na, możliwe jest to mało ale ! Chociaż wiadomo nie - złapał się za podbródek i zwęził swoje oczy w szparki – albo ? - spytał Noah – Energia Noah sama uznała za, że więcej kimś albo jest.

 

Szczerzę obie opcję go nie cieszyły, albo był ulubieńcem jakiegoś Boga, albo ulubieńcem tego, co stworzyło wszystko wokół, ciekawe co gorsze?

 

- W razie każdym – kontynuował Bogaj – Noah wyjątkowy jest, od początku Elem będzie zapisane musiało że być – Bogaj mówił bardzo poważnym głosem.

 

- Kiedy mnie spotkałeś, co wtedy sprawiło że jestem tu gdzie jestem ? – to pytanie powstało w Noah mimo chodem, w tej konkretnej sekundzie.

Bogaj nawet nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią.

 

- Noah głupi ! Noah sprawił że gdzie Noah jest jest ! Noah że Bogaj Noah bratem nazywać sprawił to – przysunął się bliżej Noah i położył mu dłoń na piersi – Noah wszystko sprawił to, nic prostszego.

 

Posłał Noah swój najszczerszy uśmiech, wstał i otrzepał sobie tyłek, zaczął się oddalać w stronę Bramy – Bogaj jak Noah woli wie nie, spać idzie w łózko swym ale ! - zaśmiał się patrząc wyniośle na widok upitych Elemantali – jeszcze trochę posiedzę i idę – odpowiedział mu Noah nadal siedząc pod drzewem pełny pozytywnej Energi.

 

- Dobrze no ! Oby długo nie za ! - podskakiwał wesoło w stronę Bramy, nagle zatrzymał się, odwrócił i składając dłonie w tubę zawył – Kocham Noah !! Codziennie dziękuje jest że !!!! - potem wpadł szybko do Bramy. Nie musiał nawet czekać na odpowiedź bo znał ją doskonale, Noah czuł to samo, do Bogaja, Saa, Kory, do wszystkich Eli w jego życiu.

 

Wstał powoli, rozejrzał się po swoich pijanych pobratymcach, oto jego rodzina, jego cudowni bracia i siostry, a on mimo że nie było to możliwe czuł się dla nich wszystkich jak starszy brat.

 

- To jest moje nowe życie, o lepsze nie miałem prawa prosić, nie zamierzam się nigdzie wybierać w najbliższym czasie – chwycił się za obrączki rodziców - trochę jeszcze na mnie poczekacie, tu jest teraz moje miejsce i nie zostawię ich samych.

 

Łza pociekła mu z prawego oka, lekki podmuch wiatru zwiał ją z jego policzka, dla Noah było to jak dotyk najbliższej osoby.

 

- Ciesze się że rozumiecie – zamknął oczy i odchylił lekko głowę – jeszcze się zobaczymy obiecuje wam to, ale teraz – uśmiechnął się pewniejszy siebie niż kiedykolwiek, jego szare oko zabłysło na zielono, blaskiem jego Energi, tej której zawdzięczał drugie życie – teraz będę robić co do mnie należy.

Chronić moją rodzinę, chronić mój dom, i przede wszystkim – zamachnął się prawą ręką tworząc podmuch malachitowego wiatru – eliminować każdego kto odważy się podnieść rękę na moją rodzinę !!

 

Z tą nową siłą i wolą oczekiwał następnego odważnego wroga, wszystkich Straconych tego świata, kogokolwiek kto będzie na tyle głupi aby zaatakować Eli Wielkiego Dębu, bo Noah będzie gotowy, oni wszyscy będą gotowi.

 

Jeszcze silniejszy i jeszcze mądrzejszy, gotowy aby wykonać ten jeden krok ku jutrze, ten potężny krok ku ocaleniu wszystkiego do którego niewiele brakuje, jednak to jeszcze trochę zajmie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania