Poprzednie częściKaszubskie wesele, cz.1. Płaszcz

Kaszubskie wesele, cz.11. Powrót.

cd.

* * *

Dopiero około południa pobudzili się najbardziej wytrwali weselnicy, wśród nich i Janek. Poprawiny były już na podobieństwo tych, jakie znał w ojczystych stronach – na stołach stał alkohol, ale od razu podano też ciepły posiłek. Janek miarkował już w piciu i jedzeniu, chociaż miał wracać dopiero następnego dnia. Nie odmawiał sobie i młodym Kaszubkom tańców, ale większość czasu do wieczora spędził na pogawędkach z Ignacym. Przypadli sobie obaj do gustu, mieli wspólne, żołnierskie tematy, chociaż walczyli w różnych wojnach i w różnych armiach. Jednak zwykli kombatanci mają podobne wspomnienia i przeżycia, niezależnie od koloru munduru…

Minął dzień, zapadł wieczór. Po jednym z tańców Janek nie zastał już starego Ignaca przy stole. Zapytał siedzącego obok innego Kaszuba:

– A gdzie Ignac? Przed chwilą rozmawialiśmy.

– Ignac? A, ma swoje lata. Zmęczony był i poszedł do domu.

– No tak, nie jest młodzieńcem. – Janek zmarkotniał. – Szkoda, chciałem jeszcze...

Przerwał i zrezygnowany machnął ręką. „Nawet się ze mną nie pożegnał, a tyle ze sobą przegadaliśmy. Ot i pewnie też miejscowy zwyczaj, bez pożegnania” mruknął do siebie pod nosem. Zniechęcił się do dalszych tańców, które i tak czuł już w nogach.

– Może i dobrze – dokończył. – Jutro czeka mnie powrót , też pójdę już spać. Dobranoc.

– Dobranoc. Spokojnych snów.

* * *

Rano Janek podziękował za gościnę i weselisko parze młodej oraz gospodarzom i pożegnał się z nimi. Kiedy wyszedł z domu weselnego, ujrzał stojące przed bramą duże sanie, zaprzężone w dwa konie i siedzącego na koźle Ignaca. Ten zaśmiał się głośno, zakręcił batem młynka nad głową i strzelił z niego.

– A co, myślałeś, że tak jak przybyłeś, tak pieszo wrócisz? Wsiadaj. – Wskazał mu miejsce obok siebie na koźle. – Odwiozę do Kartuz. Dalej już sobie chyba poradzisz.

– O, dzięki – odparł ucieszony Janek. – A już myślałem, że nawet nie…

– Że się nie pożegnam? Oj, Janek, Janek. No, nie stój tak. Wczoraj ciężko już mi było siedzieć, a nie chciałem odciągać cię od młódek. – Filuternie przymrużył oko i poklepał się na wysokości piersi po wypukłości na kurtce. – Nie zmarzniemy po drodze, cosik na rozgrzewkę jeszcze zostało.

Zaciął konie i pojechali. Rozmawiali po drodze, żartując i wspominając swoje przewagi wojenne. Niedługo trwało, a wjechali już w opłotki Łapalic, tak nieprzyjemnie zapamiętanych przez Janka w drodze na wesele. Umilkł i usztywnił się na koźle, zerkając na boki. Wojenne życie nauczyło go, że najlepiej strzec się samemu, a nie liczyć na siły nadprzyrodzone. Cholera wie, może te wioskowe, miejscowe huncwoty znowu gdzieś siedzą przy drodze? Nie miał najmniejszej chęci na nowe spotkanie z nimi.

Ignac zauważył zmianę zachowania Janka. Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad czymś. Wreszcie odezwał się:

– Janek, spokojnie. Wiem, co się stało, kiedy jechałeś do nas.

– Tak? – odpowiedział, zdziwiony. – A skąd, przecież nie wspominałem. Zresztą, co było gadać. Ot, zdarza się.

– Dotarło i do nas, tu wieści szybko się rozchodzą. Znamy tych chłopaków. – Kaszub westchnął. – Niestety, wszędzie są tacy, co opinię psują.

– Dlatego postanowiłeś mnie odwieźć... – Janek ni to zapytał, ni to stwierdził.

– Nie tylko. Polubiłem cię, co będziesz taki kawał drogi w zimie drałował. I tak się nachodziłeś. Ale też... mnie tu znają, nie zaczepią. Dostałby jeden z drugim batem przez pysk i po kłopocie.

– Dzięki, Ignac. Też fajnie mi się powspominało. – Janek odprężył się i uśmiechnął. – To co z tą rozgrzewką?

– Zaraz, wyjedziemy ze wsi – teraz roześmiał się Kaszub. – Chcesz jednak kusić los? Te france z daleka wyczują i jeszcze zechcą też się napić. Masz na to ochotę?

– Nie, nie!

Ignac strzelił lejcami po zadach koni, ponaglając je do szybszej jazdy. Po kilkunastu minutach byli już za wsią. Ściągnął lekko lejcami konie, aby przeszły z kłusa w stępa. Sięgnął za pazuchę, wyjął butelkę i odkorkował.

– No to… – Podał butelkę towarzyszowi podróży. – Wpierw na rozgrzewkę, bo mróz trzyma.

Janek pociągnął duży łyk. Uff… w dobrym towarzystwie nie wypada odmawiać. Oddał flaszkę Kaszubowi. Ten także pociągnął „z gwinta”, odkaszlnął, przetarł usta rękawem kurtki i kontynuował:

– A teraz golniemy za to, żeś tym huncwotom przetrzepał skórę. Należało się im, jak nic. Może trochę zmądrzeją.

– Płaszcza broniłem. Nowiutkiego! – Janek znowu wziął butelkę od Ignaca, wypił i oddał ją.

– To dobrze. Ale przy okazji poczuli mores do wojskowego.

Tak popijając i rozmawiając, w dobrych nastrojach dojechali do Kartuz. Przejechali przez miasto aż do przeciwległych rogatek. Tu już się rozstali. Janek serdecznie uścisnął rękę Kaszubowi:

– Dziękuję za wszystko. Wybawiłem się i nagadałem, dzięki tobie, Ignac. Podziękuj jeszcze raz ode mnie nowożeńcom i życz szczęśliwego życia. Do, może zobaczenia.

– Jeżeli będziesz mógł, serdecznie zapraszamy w odwiedziny. Może za rok na chrzciny – odparł ten z uśmiechem. Sięgnął do tyłu sani i wyciągnął zawiniątko. Podał je Jankowi:

– To na drogę i do domu. Tam u was w mieście krucho z jedzeniem. Do widzenia. Wio! – Zaciął konie, pomachał ręką, zawrócił sanie i odjechał.

Janek nie zdążył nawet podziękować za podarunek. Odmachał na pożegnanie i ruszył wolno po zaśnieżonej szosie w stronę Gdańska. Miał szczęście – nie uszedł nawet kilometra, jak złapał okazję – wojskową ciężarówkę, jadącą aż do Wrzeszcza. Powrócił do domu jeszcze przed zmierzchem.

* * *

To było pierwsze i ostatnie wesele kaszubskie, na którym Janek się bawił. Nie miał okazji odwiedzenia ponownie Ignaca i stopniowo zostało tylko wspomnienie. Nigdy też nie dopytywał się, czy podanie jedzenia dopiero po kilku godzinach od rozpoczęcia weseliska było miejscową tradycją, czy też wyjątkowo na takie trafił. Na pewno było to przyczyną bardzo szybkiego przerzedzenia tłumu weselników przy stołach. Sam nie zawiódł, nie musiał się wstydzić – wytrwał do końca zabawy, nie padł przedwcześnie „na polu chwały”.

Koniec.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Freya 25.11.2016
    Szkoda... troszku mało było o Kaszubach, no nic. Ostatnie zdanko w przedziwny sposób skojarzyło mnie się z postacią człowieka, "który się kulom nie kłaniał". ;) Pozdro.
  • Zdzisław B. 25.11.2016
    To jeden z już ukończonych rozdziałów. Centralną postacią jest Janek z Wileńszczyzny, jego przeżycia wojenne i powojenne. Ale... przemyślę. Może jeszcze rozszerzę tę część o "Kaszubów".
    Co do "niekłaniania się kulom" - Janek nie z tych :) Dużo przeżył, kilka razy uciekł kostusze spod kosy, ale na pewno nie był niepotrzebnym ryzykantem. Ryzykował, kiedy musiał.
    Pzdr.
  • Margerita 27.11.2016
    pięć
  • Zdzisław B. 28.11.2016
    Przyjemnie, że się spodobało.
  • KarolaKorman 07.12.2016
    Tak pomyślałam, że staruszek ,,odpadł'' z przemęczenia, ale odwiezienie i podarek były bardzo miłym gestem :) 5 :)
  • Zdzisław B. 07.12.2016
    Aha :) Ludzie są w większości sympatyczni i uczynni... wystarczy też takim być :)
  • KarolaKorman 07.12.2016
    Dokładnie, ja też wyznaję taka zasadę i lubię, jak to działa w dwie strony :)
  • Zdzisław B. 08.12.2016
    To już jest nas dwoje o takich poglądach :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania