Kaszubskie wesele, cz.7. Zaczepka.
cd.
– Spokojnie, nie skończyliście przecież, panie plutonowy. – Kaszub, który przed chwilą polewał, rozweselony oparł mu rękę na ramieniu. – Chcecie nas tak zostawić? Dokończcie i ruszycie w tany. A jedzenie niedługo podadzą.
– Co tu więcej opowiadać. – Janek nalał do szklanki napoju z dzbanka, popił i kontynuował: – No to wtedy nie wytrzymałem i też parsknąłem śmiechem, jak i pozostali rekruci. Oprócz tych kilku, pewnie jego ziomków ze wsi. Patrzyli niepewnie. Kazałem biedakowi zejść i pokazałem mu wyłącznik. Przekręciłem, światło zgasło, ponownie przekręciłem, światło zabłysło. To prąd, rozumiesz? Tak się włącza i wyłącza. A on do mnie: „Słyszelim my coś, obywatelu kapralu, o tym prądzie, ale jeszcze nie widzielim”. No to znów śmiech, bo jak to prąd zobaczyć? Kazałem mu samemu przekręcić raz i drugi. Za pierwszym razem odruchowo popluł na dłonie, jak to mają w zwyczaju przed ciężką robotą, aż go musiałem trzepnąć po ręce. Mokrymi paluchami chciał kręcić!
– To ty zupak jesteś, plutonowy! – Wtrącił się w tyradę Janka bardzo młody weselnik. Był już mocno podpity, chwiał się na nogach. – Zwykły zupak! – Nie siedział z nimi, dopiero od krótkiej chwili stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie. – Powiem ci, że... – Zachwiał się i oparł o niego, chuchając mu prosto w twarz.
Janka poniosło. Byle młokos będzie go obrażał? Od koszarowych zupaków wyzywał? Frontowca?! Strącił z barku rękę złośliwca i gwałtownie wstał, obracając się ku niemu:
– Co ty wiesz o wojsku? – wysyczał mu w przekrwioną twarz. – Byłeś na wojnie? Zbyt młodyś, aby między starszych włazić! Wracaj na miejsce, chojraku, albo sam cię tam zaniosę!
– Spokój! – Ignac gwałtownie podniósł się i wszedł między nich. – Jądrosz, nie zaczepiaj gościa! Wesele ledwo ruszyło, a tobie już z czerepa dymi! Idź na dwór, niech cię owieje!
– Co jest?! – Barnim, zwabiony sprzeczką, opuścił miejsce przy parze młodej i pojawił się przy nich. – Co jest, Janek? Ktoś ci krzywdę robi?
– Mnie? Prędzej bym temu szajbusowi… – Ochłonął już i machnął ręką. – Przyczepił się ni z tego, ni z owego.
– Czego, Jądrosz? – Barnim wściekle spojrzał na zaczepialskiego. – To mój znajomy, zaprosiłem go. No czego?!
– Już. Co rzekłem, Jądrosz? Idź, otrzeźwiej. No już. – Iignac poklepał go po ramieniu.
Miał jednak posłuch. Młokos chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował. Odwrócił się i, kolebiąc się, poszedł w stronę drzwi wejściowych.
– Co było? – Barnim spojrzał na Ignaca. – O co poszło?
– A, wypił za dużo. Ledwie mu się wąs sypnął, przed wojskiem jeszcze a w starszych rozmowy wchodzi. Głupi jeszcze. Siadajmy.
– Janek, przepraszam za niego. Miałem zaraz do ciebie przyjść, jak zauważyłem...
– Dobra, w porządku. – Janek machnął ręką. – Wszędzie tacy narwańcy są.
– Siadajmy wreszcie. – Iignac wskazał wzrokiem butelkę sąsiadowi, aby nalał do kieliszków. – Barnim, siadaj i wypij wreszcie z nami. Twój znajomy świetnie opowiada.
Usunęli się wszyscy trochę, aby zrobić świadkowi miejsce przy stole. Wypili. Barnim położył dłoń na ręku Janka.
– Jeszcze raz przepraszam za tego narwańca. Jutro mu dam do galopu.
– Nie, w porządku. Mleko ma jeszcze pod nosem. Pójdzie do woja, to go nauczą moresu. Oby nie trafił pod moje skrzydełka…
Wszyscy się roześmieli. Barnim odchrząknął, klepnął się w czoło i zapytał:
– Bym zapomniał. Janek, jak mój chłopak?
– Józul? Będą z niego ludzie. Nie za darmo dostanie pierwszą belkę.
– No, skórę bym mu przetrzepał…
– Później porozmawiacie o Józulu. – Jignac niecierpliwie kilka razy szybko pacnął dłonią w stół. – Janek, no mów, jak się skończyło z tym światłem?
– Z jakim światłem? – Barnim spojrzał zdziwiony na Janka. - -Z jakim znów światłem?
– Trzeba było wcześniej przyjść. – Ignacy tylko się roześmiał. – No, Janek, opowiadaj.
– A, już prawie wszystko rzekłem. Opowiadałem, jak to rekrutów z zabitej wsi dostałem. Z Podlasia, co nawet prądu nie znali.
– Dalej, dalej. To już znamy. – Jeden ze słuchających Kaszubów wyraźnie nie miał ochoty znowu czekać na ciąg dalszy opowieści.
– Zaraz, krótko Barniemu powiem. – Janek uspokajająco podniósł do góry rękę. – No więc, jednemu z tych rekrutów kazałem w sali zgasić światło. Żarówka była wysoko pod sufitem. To ten wziął stół, na to krzesło, wlazł i kurtką machał, aby zgasić, jak naftową lampę…
cdn.
Komentarze (7)
Trylogię "08/15" oraz "Fabrykę oficerów" Kirsta czytałem lata temu. Świetne, opisujące, co robi z ludzi ideologia, koszarowe życie i wojna. Dodam, że przekazywał pieniądze z tantiem m.in. na fundacje dla sierot wojennych w Polsce i w Izraelu.
Również pozdrawiam :)
Oj prawi ten Janek i prawi, tańczyć nie dają i jeść też nie :) 5 :)
Nie przeczę, że Janek miał gadanego. Z tym trzeba się urodzić;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania