Poprzednie częściKlątwa część 1

Klątwa część 2

Okazała się ona być całkiem młodą kobietą, w okolicach dwudziestu pięciu lat. Miała jasne długie włosy, sine policzki i nie miała lewej dłoni. Poszarpany kikut ciągle krwawił i Gunnar, niewiele myśląc, zdjął z głowy lnianą przepaskę, która chroniła go przed potem i zawiązał nieco powyżej rany. Następnie zarzucił kobietę na ramię i zaniósł ją tam, gdzie wcześniej zostawił konia.

Chociaż wiedział, że nie powinien tego robić, rozpalił niewielkie ognisko i włożył ostrze noża w sam jego środek. Kiedy nagrzało się do czerwoności, korzystając z nieprzytomności kobiety, przypalił nim kikut. Skrzywiła się i jęknęła głośno, kiedy nóż, z ostrym sykiem, dotykał jej ciała. W powietrzu dało się wyczuć swąd przypalanego mięsa. Gunnar odwiązał lnianą przepaskę z ręki, przemył ją wodą z bukłaka i prowizorycznie zabandażował nią ranną rękę. Kiedy skończył odetchnął głęboko, otarł pot z czoła i pozwolił sobie na kilkanaście minut odpoczynku przy żarzącym się jeszcze ognisku. Następnie zjadł nieco suszonego mięsa, nasikał na ognisko, żeby je zagasić i spojrzał na leżącą obok, na jego kocu, kobietę. Jasne włosy zdawały się być promieniami, oświetlającymi słońce jej twarzy, która wciąż pozostawała trupio blada.

Mężczyzna jęknął głucho, kiedy podnosił ranną z ziemi i sadzał na siodle. Koń zastrzygł uszami i parsknął cicho, czując ciężar na swoim grzbiecie.

- Ciesz się, że dosiada cię ktoś o połowę lżejszy niż ja, a nie narzekaj tyle. Chodź, musimy przejść przez las i znaleźć trakt, który prowadziłby równolegle do tego tutaj. Trzeba nam ominąć Kaevelt, jeżeli tam rzeczywiście stało się to, co myślę, że się stało. Nadłożymy pewnie jakieś dwa dni wędrówki, ale nie mamy innego wyjścia. Będziemy też głodować, ty z braku trawy, a ja z braku czegokolwiek innego, ale mamy teraz bardzo ważną misję i musimy spisać się jak najlepiej. – W odpowiedzi dostał tylko kolejne ciche rżenie.

Kiedy nastał wieczór, zatrzymał się na noc w niewielkim, brzozowym zagajniku. Według jego obliczeń powinni dotrzeć do traktu kilka godzin po południu, następnego dnia. Nie chciał robić postoju, ale prawdopodobieństwo, że w nocy zgubi kierunek było zbyt duże, więc wolał nie ryzykować.

Zdjął kobietę z konia i ułożył ją na kocu. Przez czas wędrówki zdążyła już wyschnąć, a jej oddech uspokoił się. Gunnar położył się obok niej i przycisnął jej ciało do swojego. Noce na północy były naprawdę mroźne, a przytuleni mogli zapewnić przeżycie sobie nawzajem.

Tej nocy Gunnar śnił koszmary. Biegł przez las, goniony przez stado kruków, chcących rozdziobać jego wnętrzności. Nie bał się jednak samych kruków. Ich chmara zasłaniała bowiem coś znacznie gorszego, co podążało śladem mężczyzny. Jakiś mroczny i nienawistny byt, który sunął uparcie, skryty w mroku i z każdym krokiem Gunnara skracał dzielący ich dystans.

Obudził się z krzykiem. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo nie miał co do tego całkowitej pewności. Kobieta nadal leżała obok niego, również majacząc i wiercąc się. Gunnarowi zdawało się, że coś mówi, jednak nie mógł niczego zrozumieć. Przybliżył do niej swoją głowę i wtedy dopiero usłyszał.

- Klątwa… klątwa…

Gunnar pogłaskał ją po złotych włosach i na powrót przycisnął do swojego ciała. Czuł, że kobieta drży, nie wiedział tylko czy ze strachu, czy z zimna. Tej nocy już nie zasnął.

Poranek był rześki, ale zdecydowanie cieplejszy niż noc. Wstał, zanim rosa przykryła swoim całunem cały las i na powrót posadził kobietę na siodle. Przykrył ją kocem, wziął duży łyk z bukłaka i wziął konia za uzdę. Wędrówka przez leśne bezdroża była wyjątkowo ciężka i żmudna. Stopy zapadały się w miękkim mchu, nie raz ocierając się o skręcenie kostek. Również prowadzenie konia pomiędzy drzewami nie należało do najprzyjemniejszych czynności.

Do traktu dotarli, kiedy słonce chyliło się ku zachodowi. Było to o kilka godzin później, niż Gunnar początkowo zakładał, ale na tę myśl wzruszył tylko ramionami. I tak dobrze, że w ogóle trafili bez żadnych większych problemów.

- Gdzie… gdzie jesteśmy? – zapytała słabym głosem kobieta, na jakąś godzinę przed zapadnięciem całkowitych ciemności.

- Na trakcie królewskim. Musimy zawiadomić jarla Kanuta o inwazji woramów, żeby ten wysłał posłanników do króla i zorganizował armię. Bo to oni zaatakowali Kaevelt, prawda?

- To było… to była klątwa. Rzucono na nas klątwę…

- Klątwę? O czym ty, u diabła, mówisz?

- Do miasta przybył mężczyzna. Starzec o białych włosach, ubrany w kapelusz o szerokim rondzie i długi płaszcz… poprosił władze miasta o schronienie… ale oni odmówili… powiedzieli, że nie będą przyjmować pod swoim dachem jakiegoś żałosnego przybłędy. Ta sytuacja miała miejsce, kiedy starszyzna rozwiązywała jakiś spór pomiędzy handlarzami, na rynku w samym środku miasta. Widziało ją wielu obywateli, nikt jednak nie zareagował. Podniosło się za to więcej głosów o wyrzuceniu przybłędy z miasta…

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Jared 17.08.2016
    O szerokim roNdzie kapelusz
  • Jest, dzięki.
  • Jared 17.08.2016
    Mam mieszane odczucia. Zaczekam z komentarzem jeszcze jeden rozdział.
  • Ok. Czekam z niecierpliwością.
  • Lucinda 19.08.2016
    Postanowiłam na początek nadrobić zaległości tutaj, coby w nich nie utonąć później. Wyjaśniłeś już tytuł utworu, ciekawa jestem, jak rozwinie się to dalej. Tak naprawdę cały czas niewiele wiadomo, kim jest i co się stało tej kobiecie, która wie o klątwie i wierzy w jej prawdziwość, uznając ją za powód takiej sytuacji. Nie wiadomo też kim jest tajemniczy starzec z jej opowieści. Tak więc tych niewiadomych trochę jest i pewnie coraz więcej po kolei będzie odkrywane. Rozpisywać się nie będę dzisiaj, poniżej jeszcze błędy:
    ,,Kiedy skończył (przecinek) odetchnął głęboko";
    ,,Jasne włosy zdawały się być promieniami, oświetlającymi słońce jej twarzy" - bez przecinka;
    ,,prawdopodobieństwo, że w nocy zgubi kierunek (przecinek) było zbyt duże";
    ,,goniony przez stado kruków, chcących rozdziobać jego wnętrzności" - bez przecinka;
    ,,nie wiedział tylko (przecinek) czy ze strachu, czy z zimna";
    ,,Wstał, zanim rosa przykryła swoim całunem cały las (przecinek) i na powrót posadził kobietę na siodle";
    ,,kiedy słonce chyliło się ku zachodowi" - ,,słońce";
    ,,Ta sytuacja miała miejsce, kiedy starszyzna rozwiązywała jakiś spór pomiędzy handlarzami, na rynku w samym środku miasta" - skopiowałam to zdanie, bo szczerze mówiąc, mam z nim lekki problem ze względu na niejednoznaczny zapis. Na początku pomyślałam sobie, po co tu ten drugi przecinek, skoro treść mówi o tym, że na rynku był spór pomiędzy handlarzami, a więc jest to pojedyncza, spójna informacja, a zdanie byłoby jak najbardziej prawidłowe. Później popatrzyłam jeszcze raz na początek i na koniec i wtedy zaczęłam się zastanowić, czy nie zrobiłeś tu wtrącenia, które u Ciebie pojawiają się często i poniekąd jest to taki Twój znak rozpoznawczy, przynajmniej dla mnie. Tylko że wtedy ten zapis już nie wygląda za ładnie, bo rozbite zostałoby zdanie nadrzędne o miejscu zdarzenia, a pomiędzy zostałoby wtrącone zdanie podrzędne dotyczące jego okoliczności. A tak już być nie może. Zdania podrzędne występują jako wtrącenie w zdaniu nadrzędnym, ale wtedy, gdy rozwijają je o coś więcej, a tu miejsce i okoliczności, to jednak dwie odrębne informacje. Nie potrafię rozstrzygnąć, jak jest tutaj, więc sam będziesz musiał to stwierdzić, ale przedstawiłam, co powinno być zmienione w zależności od jednej z dwóch wersji. Zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania