Klątwa część 4
Nie szukali miejsca na nocleg. Rozłożyli się po prostu kilkanaście metrów od drogi na pierwszej lepszej polance. Gunnar zdecydował się nawet na rozpalenie niewielkiego ogniska, przy którym mogli się ogrzać.
- Niestety znów jesteś skazana na spanie przy mnie. Nasz koc ani się nie pogrubił ani nie rozmnożył.
- Spokojnie, nie jest to dla mnie żadnym problemem.
Larga obudziła się na chwilę przed świtem. Nie chciała odbierać Gunnarowi tych kilkudziesięciu minut, które mu zostały, więc nadal leżała, czując jego rękę obejmującą ją na wysokości brzucha. Wsłuchała się w leniwy, senny oddech, który ogrzewał jej kark. Ognisko żarzyło się jeszcze lekko, a koń skubał już trawę. Nagle Larga poczuła nieodpartą chęć odwrócenia się przodem do Gunnara, objęcia go i wtulenia się w niego. To też zrobiła, nie dbając o to, że go obudzi.
- Dzień dobry – szepnęła, kiedy jej usta prawie dotykały jego ucha. Odpowiedział jej tylko niewyraźny pomruk. Pocałowała jego policzek korzystając z tego, że wciąż jeszcze śpi i na powrót zasnęła, patrząc na jego rozluźnioną twarz.
Ponownie obudził ją dopiero pulsujący ból, który pojawił się w straconej ręce. Kikut zdawał się żarzyć żywym ogniem i to tak mocną, że stęknęła z bólu. Obudziło to leżącego obok Gunnara, który widząc grymas bólu na jej twarzy zapytał:
- Jest źle?
- Tak jeszcze nie było… od czasu jej utraty.
- Będę musiał na to spojrzeć. Daj tu tę rękę.
Gunnar delikatnie zdjął prowizoryczny opatrunek i obejrzał kikut. Nie było widać żadnych śladów zakażenia czy zabrudzenia rany.
- Wygląda w porządku… ale słyszałem kiedyś o bólach kończyn, które człowiek stracił. Mieliśmy we wsi wróża, starca, którego bogowie pokarali tak, że mu noga zaczęła gnić i trzeba ją było odciąć. Byłem u niego raz późną nocą, bo stan mojego chorego ojca się pogorszył, a wróż tak wrzeszczał z bólu, że było go słychać prawie w samej wsi. A trzeba ci wiedzieć, że jego chata znajdowała się spory kawałek dalej, w lesie. No to wszedłem do środka i zapytałem, co się stało, a on leżał na ziemi, skulony z bólu i ściskał swój kikut… to było pięć lat po tym jak stracił nogę. Powiedział mi wtedy, że to dlatego, że odcięta kończyna stała się własnością Zbieracza.
- Zbieracza?
- Tak. Demona, który zbiera odcięte kończyny, które nie zostały z godnością pochowane, jak ludzkie ciało, tylko ktoś je po operacji wyrzucił do chlewu. Później, za ich pomocą, sprowadza cierpienie ludziom, do których wcześniej należały.
- Można się tego jakoś pozbyć?
- Niestety… można tylko czekać, aż zajmie się torturowaniem kogoś innego i zostawi cię w spokoju.
Gunnar przepłukał ranę odrobiną wody z bukłaka i na powrót założył opatrunek. Larga przez cały czas patrzyła na jego skupioną twarz, zamiast na kikut ręki.
- Dziękuję – powiedziała cicho.
- Daj spokój. Chodź, musimy ruszać.
Droga przez las mijała znacznie szybciej niż poprzednim razem. Tym razem, zamiast na narzekaniu na trudy wędrówki, czas mijał na rozmowie. Gunnar opowiedział Lardze swoją historię, a ona jemu swoją. Okazało się, że jest córką kupca, która trzykrotnie miała już wychodzić za mąż, ale której przyszli partnerzy nie mieli tyle szczęścia, żeby do dnia ślubu pozostać przy życiu. Pierwszy z nich był synem jarla, który zginął w jednej z potyczek z sąsiadami. Drugi był starym kupcem, którego choroba zabrała na tydzień przed ceremonią. Trzeci zaś był synem kupca, zmarłym tragicznie podczas przeprawy przez Martwe Bagna.
- No, no… ktoś przesądny mógłby pomyśleć, że jesteś dotknięta przez jakąś klątwę – powiedział Gunnar, szczerząc się szeroko, kiedy skończyła.
- Cóż, mam nadzieję, że do nich nie należysz – odparła Larga, również nie szczędząc uśmiechu.
Na noc zatrzymali się wewnątrz niewielkiego okręgu, oznaczonego przez pokruszone skały.
- Kiedyś to miejsce musiało być jakimś miejscem kultu religijnego – powiedziała Larga, kiedy Gunnar wrócił z nazbieranymi gałęziami.
- Hę?
- Równo ułożone w okrąg kamienie… jak myślisz, jakie istoty mogły żyć tutaj przed nami? Co mogło chodzić po tych lasach eony temu? A może wcale nie było tutaj lasów tylko moczary? Jak wyglądali, w co wierzyli? Mój ojciec mówił, że ludzie są wyjątkowo młodym gatunkiem i że przed naszym pojawieniem się mijały całe epoki, podczas których żyły tutaj inne istoty, po których niewiele pozostało… Ciekawe jak to będzie z nami?
- Za duży pytań na dziś, moja droga. Zjedz resztę wołowiny i trochę suszonych owoców, a później chodźmy spać. Jutro wielki dzień. O ile oczywiście ten tajemniczy starzec nie wyprowadził się z dolinki, w której go widziałaś.
- Ależ jesteś prozaiczny, Gunnarze – powiedziała teatralnie, uśmiechając się i przegryzła kawałek mięsa, który jej wręczył.
Komentarze (14)
A brutalność świata jest po prostu bardziej realny niż wyidealizowane obrazy miłości i innych uczuć, które starają się nam przemycić autorzy romansideł. Dlatego też uważam, że przesunięcie środka upodobań w stronę brutalności jest w jakiś sposób logiczne. Szczególnie, że fantastyka często pozostaje bardziej realna w stosunku do naszej rzeczywistości niż romanse :D
Dzięki bardzo!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania