Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Klątwa część 5
Tej nocy Gunnar nie spał dobrze. Było duszno, zdawało się, że dookoła spoczywa lekka, zielonkawa mgła, a od czasu do czasu coś, co przypominało szepty, dochodziło od strony lasu. Larga także nie spała najlepiej, co chwilę wtulając się w ciało Gunnara i starając się uspokoić przestraszony oddech. Wreszcie, na kilka godzin przed świtem, powiedziała:
- Chodźmy stąd… to nie jest dobre miejsce.
- Zgadzam się. I tak do świtu została może godzina, więc zaraz byśmy wstawali… mam dość już tego cholernego okręgu.
Pospiesznie zebrali swój skromny dobytek i prowadząc niespokojnego konia oddalili się od ołtarza. Gunnar mógłby przysiąc, że coś podążało ich śladem aż oddalili się na jakiś kilometr.
Kilka godzin później dotarli wreszcie do strumienia, w którym Gunnar zobaczył kilka dni wcześniej płynące ciało i z którego wyszła Larga.
- Spróbuję złowić jakiegoś łososia. Rozpal ognisko, zjemy od razu, a później ruszamy szukać tego starca.
Larga zniknęła w lesie, szukając drewna na opał, a Gunnar wyciągnął zwiniętą dratwę, a z kawałka drutu zrobił prowizoryczny haczyk. Założył na niego wcześniej odłożony kawałek wołowiny i zarzucił do strumienia. Kiedy, jakieś pół godziny później, Larga wróciła z drewnem, mężczyzna poczuł, że coś się złapało. Wyciągnął rybę uważając, żeby nie zerwała się z haczyka i położywszy na ziemi, odrąbał jej łeb toporem. Tak, to był naprawdę dobry topór.
- Całkiem ładny łosoś – powiedziała Larga, układając drzewo na stosie.
- Tak, całkiem ładny. Krzesiwo jest w jukach, w tej zewnętrznej kieszeni.
Godzinę później zajadali pożywne mięso łososia. Łącznie Gunnar złowił ich pięć i cztery z nich zjedli od razu, zaspokajając dręczący ich od kilku dni głód. Piąty, owinięty w kawałek skóry, wylądował w torbie jako skromny zapas żywności.
- To było całkiem dobre – rzucił mężczyzna, wyciągając się na trawie i masując swój brzuch.
- Tak, było całkiem niezłe. A teraz zbieraj się, musimy ruszać.
Prowadziła go przez las, tylko sobie wiadomymi ścieżkami. Wyjaśniła, że kiedy była mała, korzystała z nieobecności ojca w mieście i unikając robót domowych zlecanych przez matkę, włóczyła się po okolicy. Nie raz dostawała za to lanie, ale wciąż było warto. Na to wspomnienie w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Za tym wzgórzem znajduje się kotlinka, w której widziałam obozowisko starca. Zostawmy tutaj konia i podejdźmy na górę. – Gunnar zgodził się i skinieniem głowy ponaglił ich do wyruszenia.
Gdy dotarł na szczyt wzniesienia przycapnął przez chwilę za zwalonym konarem, żeby uspokoić oddech, po czym spojrzał w kierunku wskazanym przez Largę. Rzeczywiście, na miejscu znajdował się niewielki namiot z jeleniej skóry, przed którym tliło się dogasające, zapewne po porannym posiłku, ognisko. Starzec musiał znajdować się w namiocie, albo wcale nie było go w obozie. Gunnar dał Lardze sygnał, żeby zeszła z powrotem do konia, sam zajrzał jeszcze tylko raz na dolinkę i ruszył jej śladem.
- Dziwne.. minęło już sporo czasu, od kiedy rzucił klątwę. Dlaczego wciąż tutaj siedzi?
- Nie mam pojęcia. Myślisz, że jest w namiocie?
- Dobre pytanie. Może najpierw… z nim porozmawiamy?
- Po co? Zabił całą moją rodzinę, moim obowiązkiem jest go zabić.
- Wiem, ale możliwe, że bez jego pomocy nie zdejmiemy tej klątwy…
- A więc złapmy go, a później będziemy go torturować, aż ją zdejmie.
- Ehh, dobrze. Co proponujesz?
- Zakradniemy się tam z dwóch stron. Ja z tej, a ty okrążysz wzgórze i zejdziesz do kotliny z drugiej.
- A co zamierzasz zrobić, kiedy już będziesz na dole? Nie masz nawet ręki, nie mówiąc już o broni.
- Więc daj mi coś.
- Nie mam nic, oprócz tego toporka.
- Nawet noża?
- Nawet pilnika do paznokci.
- Więc chodźmy tam razem, może odpoczywa po śniadaniu…
- Proponuję, po raz kolejny, zejść tam bez bojowych nastrojów i z nim porozmawiać. Przynajmniej na razie. Jeśli później dalej będziesz czuła rządzę wendetty, dokonasz jej innym razem, kiedy będziesz w pełni sił. Straciłaś sporo krwi i nie sądzę, żebyś była dużo silniejsza, nawet od jego starego organizmu.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby to mi się podobało, ale w porządku. Zgadzam się na to.
Zeszli do obozu starca i chociaż Gunnar nie miał wobec niego wrogich zamiarów, przez cały czas trzymał rękę na głowni topora. Im bliżej skórzanego namiotu byli, tym cichszy zdawał się być las dookoła. Zajrzeli do środka, a z ust Largi wydobył się zduszony jęk, kiedy okazało się, że jest pusty.
- Gdzie on, do cholery, jest?
- Czego chcecie ode mnie? – Z wnętrza lasu dobył się dudniący głos, jakby wzmacniany przez rogi. Gunnar musiał mocno wytężyć wzrok, żeby dojrzeć pośród drzew wyjątkowo wysoką postać w czarnej szacie, która skrywała swoją twarz pod cieniem kaptura.
- Chcemy tylko porozmawiać – powiedział Gunnar, ściskając rękę Lagri.
- Porozmawiać? – Postać wyszła z lasu i stanęła obok ogniska. Przewyższała każdego człowieka, którego Gunnar do tej pory widział.
- Szukamy starca, który przybył do Kaevelt i rzucił na miasto klątwę – rzekła Lagra.
- Mieszkańcy Kaevelt sami sprowadzili na siebie klątwę. Ja tylko byłem próbą.
Komentarze (10)
A co do jedynek, cóż. Ktoś najwyraźniej nie umie czytać i pisać i będąc złym z tegoż powodu myśli, że jedynki zrobią na złość tym, którzy opanowali te umiejętności :)
Ale jak to kiedyś powiedział Fiodor Dostojewski: Uczciwy człowiek po to żyje, aby mieć wrogów. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania