Klątwa część 6
Ta część będzie o tyle nietypowa, że wplotłem w nią coś, czego od miesięcy nie tworzę, czyli poezję. Jako że wyszedłem z wprawy nie jest to błyskotliwy tekst, ale niemniej mam nadzieję, że wpasuje się jakoś do całości. :)
Miłej lektury!
- Próbą? Ale ty nie wyglądasz jak ten starzec, którego widziałam wtedy w mieście.
- Każdy przyjmie w gościnę króla, to nie jest żadna sztuka.
- Chcemy zdjąć klątwę z miasta – wtrącił się Gunnar.
- Ty tego chcesz. Twoja towarzyszka przyszła tutaj, żeby mnie zabić. Żeby zemścić się za śmierć rodziny i przyjaciół. Nie chce tylko zrozumieć, że to oni okryli się hańbą. Zabicie mnie nie przywróci im honoru. Szczerze powiedziawszy śmierć była dla nich najlepszym, co mogło ich spotkać.
Larga wyszarpnęła zza paska Gunnara toporek i z krzykiem rzuciła się na wysoką postać. Starzec rozpłynął się w powietrzu i pojawił za nią, śmiejąc się głośno.
- Mnie nie da się zabić. Na waszym miejscu martwiłbym się czymś innym niż klątwą w Kaevelt. Martwiłbym się nawet czymś innym niż zbliżającą się Zarazą. – Larga znów chciała zamachnąć się na starca.
- Odpuść! – krzyknął Gunnar i złapał ją za nadgarstek. – A więc Zaraza rzeczywiście się zbliża… O czym mówisz, starcze? Czym niby powinniśmy się martwić, jeśli nie hordami woramów, zbliżającymi się do granic?
- Spędziliście noc na cmentarzysku sprzed eonów. Obraziliście pochowane tam istoty. Teraz są one rządne zemsty, podążają za wami od wczoraj.
Niebo poczerniało, jak przy najciemniejszej burzy, jaką Gunnar kiedykolwiek widział. Z lasu wyszły jeszcze trzy postaci, ubrane tak jak starzec, tylko niższe. Kiedy znalazły się w zasięgu ogniska można było dostrzec, że były kobietami. Wyjątkowo szpetnymi kobietami. Miały bladozielone, martwe twarze i zapadnięte oczy. Dookoła nich unosiły się roje much, takich, jakie kręciły się koło ścierw zwierząt w lesie.
- Wiedźmy – szepnęła Larga, łapiąc Gunnara za rękę.
Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale strach sparaliżował go jak nigdy wcześniej, kiedy kobiety zaczęły śpiewać pieśń.
Gdy przerwą spokój zmarłych
Podróżni zapomnieni
Śpiąc pośród bagien parnych
Zostaną naznaczeni
Gdy znowu noc nastanie
Strzec oni muszą siebie
Bo każdy z nich zostanie
Wspomnieniem tylko w niebie
Istoty zapomniane
Co dotąd były zmarłe
Zostały przywołane
Wśród nocy chodzą parnej
Nieszczęśni zaś śmiertelni
Co owe obudzili
Niech będą chociaż dzielni
Bo śmierć swą sprowadzili
Niech choć z honorem zginą
Nic więcej im zostało
I spojrzą z dzielną miną
W śmierci paszczę białą
Kiedy kończyły w lesie zapanowała całkowita cisza. Nie było słychać żadnych ptaków ani nawet szumu drzew. Wiedźmy wróciły do lasu, zabierając ze sobą całą ciemność nieba, a w obozie został tylko tajemniczy starzec.
- Czyli… zginiemy? Zabiją nas, kiedy przyjdzie noc?
Komentarze (2)
A tak w ogóle to mi się podobał ten wierszowany moment i nawet przeszły mnie ciary, czytając (u mnie to duży plus). Tak więc z czystym sumieniem dam Ci te 2+
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania