Poprzednie częściKsięga Cieni: Wstęp

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Księga Cieni: Rozdział 7

Księga Cieni: Rozdział 7

 

Była bezchmurna noc rozświetlona jedynie przez księżyc w pełni. Nie opodal na zielonej łące biegały sarny i jelenie. A nad jeziorem o krystalicznie czystej wodzie, rosły kwiaty o cudownym zapachu i wyglądzie. W oddali szumiał bukowy las, dopełniając ten obraz nocnego piękna. Ciężkie czarne podkute buty zdeptały delikatne kwiaty, zieleń traw przyćmił szkarłat krwi a spokojne dźwięki lasu zagłuszyły krzyki oraz błaganie o litość. Mroczna postać ciągnęła dziewczynę trzymając za włosy, kierował się w stronę wody . Była młoda zbyt młoda by umrzeć, dziś kończyła dwanaście lat. Wciąż walczyła próbowała się wyrwać zadając sobie większy ból. Biła porywacza lecz on nieubłaganie szedł w stronę brzegu. Mężczyzna, można było to poznać po posturze, zatrzymał się i spojżał na swą ofiarę. Jej śniada twarz była pośniaczona, krew poplamiła jej białą sukienkę będącą już w strzępach. Skleiła też kruczoczarne długie włosy splecione w warkocz. W srebrzystych oczach było widać cierpienie oraz zrezygnowanie. Przyjęła swój los, bardzo dobrze ułatwi mu to robotę. Puścił małą przy brzegu.

 

- Szkoda takiej buźki, źle że nie pozwolono mi się zabawić. - rzekł oślizgle gładząc dziewczynę po spuchniętych policzkach.

 

Ta wzdrygneła się na myśl o okropięństwach które by ją czekały. Z jakiegoś powodu to jej szukali wyrżneli całą wioskę, miejsce w którym się urodziła i wychowywała. Czego od niej chcieli, przecież nic im nie zrobiła. To było bez znaczenia. Zaraz miała zginąć utopiona w stawie w nad którym lubiła spędzać czas, patrząc na swoje ulubione kwiaty. Porywacz związał jej ręce i nogi choć nie było potrzeby, nie umiała pływać. Nagle mężczyzna puścił ją na trawę.

 

- No kurwa pięknie jak zwykle komplikacje! - krzyknął zdenerwowany porywacz.

Co go zeźliło by używał tak brzydkich słów? Nie wiedział upadła tak że nie widziała powodu zachowania jej oprawcy.

 

- Poczekaj maleńka, za chwilę wrócę. - rzucił do dziewczyny. Ta próbowała wyswobodzić się z więzów, za co dostała w brzuch. Potem odszedł od niej kierując się w stronę lasu znajdującego się za jej plecami. Usłyszała syk wyciąganej broni a potem głuche uderzenie o ziemie. Ktoś do niej podszedł w tafli jeziora odbiło się niebieskie światło. Coś przecieło jej więzy. Wstając uderzyła głową o czyjąś pierś, gdy podniosła głowę ujżała wysokiego dobrze zbudowanego mężczyznę. Ubranego w długie czarne szaty z kapturem. Były poplamione, zapewnie krwią Okazało się tez że to dziwne światło dobiegało z jego oczu.

 

- N... nie zabijaj mnie. - wydukała cicho.

Coś w spojżeniu jej wybawcy się zmieniło, bo o ile wcześniej mogło zamrozić, to teraz przypominało ciepłe ogniki.

 

- Po co miał bym cię zabić? - spytał zaskoczony, jego głos był lekko tłumiony przez maskę.

 

- Bo on chciał. - wskazała na trupa leżącego kilka metrów dalej.

 

- Ja nie jestem taki jak on. Przybyliśmy by wam pomóc. - spojżał smutno w stronę płonącej wioski - Jednak za późno. - dokończył po chwili milczenia.

 

- My? Przecież jesteś sam. - stwierdziła dziewczynka, trochę już mniej bojąc się nieznajomego.

 

- Moi bracia są w waszej wiosce. Zapewne teraz walczą z tymi którzy na was napadli.

 

- Dlaczego, dlaczego to zrobili?! - załkała głośno. -. Czy mamusia i tatuś żyją?! Czy Gerda i Sten uciekli?! - zalała go potokiem pytań na które niestety znał odpowiedź.

 

- Nikt nie przeżył oprócz ciebie. - odparł spokojnie, lecz jego głos jakby się łamał

 

Rozpłakała się na dobre tuląc nieznajomego z całych sił. Ten objął ja i podniósł na ręce.

 

- Jak masz na imię? - spytał smutno.

 

- S... Serena, a ty?

 

- Realg. - odparł idąc w stronę już cichej wioski.

 

- Śmieszne imię. - uśmiechnęła się słabo, tuląc się do jego piersi, zasypiając.

 

Było to czternaście lat temu, wtedy straciła dom rodzinę, zyskała nową. Oprócz surowego ale opiekuńczego Realga poznała innych Serenidów zawsze pozytywnego Zorlaka oraz zrzędliwego prałata Argestusa. Zakon stał się jej domem, wraz z nim rozpoczęła nowe życie. Stała się silna, niezależna, była kimś innym. Otworzyła oczy ostre światło oślepiło ją więc od razu je zamknęła. Spróbowała ponownie lecz wolniej, udało się . Rozejrzała się po pomieszczeniu w którym spała. Dość duże, skromne ściany pomalowano na jasny błękit jej ulubiony kolor. Po lewej były drzwi, z prawej z kolei okno z balkonem. Na wprost niej kolejne łóżko zajęte obecnie przez chrapiącego nie miłosiernie Zorlaka. Co najciekawsze spał wtulony w swój młot, jakby był jakimś misiem albo inną przytulanką. Wstała lekko obolała i chwiejny krokiem skierowała się w stronę okna, musiała lawirować między elementami pancerza śpiącego Serenida. Otworzyła przeszklone drzwi. Zimny dreszcz przeszedł po jej plecach, było dość ciepło ale była jednak w samej bieliźnie. Ujrzała powoli budzące się miasto, znała je bardzo dobrze wszak mieszkała tu od ponad czterech lat. Nagle usłyszała głośne huknięcie i dźwięk metalu uderzającego o metal. Oraz przekleństwa w języku Serenidów tak zawiłe że głowa boli.

Obudził się.- stwierdziła w myślach

Wróciła do pokoju i ujżała leżącego mistrza w kupie żelastwa, gorzej że jego młot spadł na niego. Stąd ten humor.

 

- I po co ci było spać z tym młotkiem, nikt ci go nie ukradnie jest za ciężki. - stwierdziła z przekąsem Serena, podchodząc do lustra by spleść włosy w warkocz.

 

- Wierz mi gnomy i chochliki tylko czekają, by tylko położyć swoje lepkie łapska na moim kochanym młocie. Nawet jednego widziałem. Małe skurczybyki.

 

Oprócz czasem nie poprawnego poczucia humoru, można było stwierdzić że Zorlak jest przesądny i to bardzo.

 

- Przyśniło ci się, albo spadł ci na głowę twój młotek. - powiedziała nie odrywając się od plecenia warkocza. Gdy skończyła sięgał jej do bioder. Jak mówił mistrz mało praktyczny, za długi bo przeszkadza podczas walki, alr za krótki by służył za linę. Ten to ma pomysły. W czasie gdy Zorlak zebrał się z podłogi i teraz siłował się wykrzywionym naramiennikiem. Zdążyła założyć swój roboczy strój. Mocną granatową kurtkę z dużą ilością kieszeni, czarne spodnie i wysokie buty z okuciami na czubach. Do pasa przytroczyła swój środek perswazji bezpośredniej, czyli miecz o długim i wąskim ostrzu z jelcem kształcie skrzydeł orła. Będąc już gotowa pomogła swojemu towarzyszowi zebrać się do kupy.

 

- Czy ty zawszę musisz się grzebać. - rzuciła poirytowana.

 

- Cholera i po naramięnniku.- wrzasnął Serenid. - Takiego tutaj nie znajdę.

 

- Nie lamentuj, idziemy.

 

- Gdzie mnie teraz ciągniesz? Najpierw ścieki teraz co? Kostnica albo coś w ten deseń?

 

- Coś dużego lepszego, idziemy do burdelu. - powiedziała z chytrym uśmieszkiem. Mogła się założyć że Zorlakowi szczęka opadła za tą maską. - Co? Mam tam znajomych.

 

- Na Kreatora dziewczyno po burdelach chodzisz?

 

- Tamtejsze dziewczyny mają bardzo dobre kontakty z tutejszą szlachtą. Potrzebuję informacji wiesz o tym. - Mistrz spojżał krzywo

 

- Mam nadzieję że nie korzystałaś z ich usług? - spytał przerażomy

 

- Może a co? - spytała z niewinnym uśmieszkiem, po czym wyszła z pokoju, zostawiając Serenida który zaniemówił.

 

- Chętne uda! Najlepszy lokal jaki odwiedziłam. - Powiedzała podchodząc do zdobionych drzwi przy których stali strażnicy. Zorlakowi wydawali się znajomi. Zresztą gdy podszedł spieli się jakby zobaczyli samą śmierć.

 

- Witaj mistrzu Zorlak.- powiedzał szybko ten z lewej.

 

- Oho czyli teraz bez włóczni przy twarzy co?- zaśmiał się mistrz, jednak to te same dwa debile co wtedy.

 

- Wraz Remsem zastanawialiśmy się co ktoś taki jak ty robi w takim miejscu.

 

- Cicho Volcern nie wiemy czy ten tutaj nie jest podobny do tego Realga. Chcę zachować głowę.- szepnął ten drugi. Czyli pamiętają groźbe Realga.

Serena podejżliwie spojżała na Zorlaka. Serenid uprzedził jej pytanie.

 

- Pilnowali namiotu króla Geodryka. Zatrzymali nas wraz z Realgiem tuż przed wejściem tłumacząc że, ich władca czeka na wysłanników Zakonu. - Po tych słowach Serena spojżała na na nich jak na idiotów.

 

- Wycelowali w nas włóczniami, co nie spodobało się Realgowi przedstawił nas i zagroził że... jak to ujął? - spytał strażnika.

 

- Że jeśli zarysuje mu maskę postara się by nasze głowy znalazły się z dala od naszych ciał.- wydukał strażnik szczękając zębami.

 

- Aha cały Mistrz. Bo się jeszcze posikają- spojżała w dół - chyba za późno.

 

Było parno zwłaszcza że miał na sobie szaty nie należące do cienkich. Wszędzie dominowała czerwień. Dym kadzideł i wszem obecny pół mrok nadawały temu miejscu dziwny klimat. Skąpo ubrane, choć częściej nagie damy lekkich obyczajów chodziły między stolikami i sofami prezentując swe walory klientom.

 

- A więc po to założyłaś skórę. - za to dostał po żebrach.- Wciąż nie rozumiem po jakiego grzyba tu jestem. - jakaś kurtyzana podeszła do Sernida.

 

- Słyszałam o was. Chętnie poznam co kryje ta maska. - przyciągnęła go do siebie, ale spostrzegła Serene. - Hej Sereno co tu robisz? Ah no tak Madame Coutur jest w swoim biurze. Czy mogę zająć się twoim dużym przyjacielem?

 

- Wara od niego! - wysyczała przez zęby- Zorlak idziemy, jesteś mi potrzebny! - dodała odciągając mistrza od damy o wątpliwym dziewictwie.

 

Udali się na zaplecze lokalu znajdowały się tam drzwi o misternym zrobieni. Serena stanęła nagle i odwróciła się do Serenida.

 

- Dobra jesteś mi potrzebny bo muszę przekonać Madame Coutur do pomocy . Powiedzmy że czuje do was respekt. To wchodzimy! - wzięła kilka głębokich wdechów i uchyliła powoli drzwi. Za nimi było biuro z meblami z hebanu i złotymi wykończeniami. Biurko wykonane z tego samego drewna prezentowało niebywale dostojnie. Na fotelu obitym czerwonym aksamitem siedziała kobieta w wieku około czterdziestu pięciu lat. Ubrana była w jasno czerwoną suknię oraz futro z lamparta.

 

- Co was do mnie sprowadza zacni goście? - spytała przesłodzonym głosem.

 

- My w pewnej sprawie. Otóż mam pewien problem i musisz mi pomóc go rozwiązać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania