Poprzednie częściKu zachodowi słońca 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ku zachodowi słońca 6.

-Chodź, Jason. Mamy robotę - powiedział Arthur do kompana, który siedział jeszcze przy ognisku jak reszta. Wstał po chwili, ukłonił się lekko pozostałym towarzyszom i oddalił się z Daltonem. Wsiedli na konie, wyruszyli. Gdy odjechali już kawałek od obozu, Jason powiedział:

-Czyli jednak Harv cię namówił. Wiesz, ja też uważam, że to szalona sprawa. Ale z drugiej strony ... co nam zostało?

-Zdaje się, że tylko to - powiedział Arthur nie zerkając na Jasona - Harvey wiąże wielkie nadzieje z tym napadem- mówił Dalton bez przekonania.

-Jeśli znajdziemy tam to złoto ... Co dalej? Gdzie wyruszymy? Bo przecież nie będziemy mogli tu zostać.

-Nie wiem, Shanon. Harv niby ma plan, ale i tak dziwnie on wygląda. Wszystko wydaje się niedopracowane. Zgaduję, że Colt mu coś szepnął - odparł Arthur z wyraźną złością na twarzy, gdy mówił ostatnie zdanie. Jason westchnął.

-Michael to idiota, a najgorsze jest to, że Harvey tak nie uważa. Kiedyś się to na nas odbije.

-Sam nie wiem. Harvey chyba wie co robi. - przekonywał Arthur.

-Moim zdaniem nie wie tego już od kilku miesięcy. Musimy się wreszcie wykaraskać z tego gówna.

-Też tak uważam - odparł Arthur.

Do Valenburga dotarli zanim słońce wstało. Rozejrzeli się po okolicy, aż wreszcie znaleźli kopalnię. W istocie była niewielka, a jej wyjście przykryte było jedynie cienką deską, którą łatwo można było przesunąć. Raczej nikt w tej mieścinie nie spodziewał się, że znajdą się chętni napaść na kopalnię. Arthur i Jason zostawili konie przed kopalnią, zdjęli z nich przyczepiony lampy naftowe, zapalili je i skierowali się w stronę miejsca docelowego. Jason przesunął deskę, i wszedł pierwszy.

-No dobra - powiedział rozświetlając wnętrze - Musimy się tu trochę pokręcić. Harvey chciał cztery skrzynki.

-Ruszaj - powiedział krótko Arthur.

 

Szukali potrzebnych materiałów nie odzywając się do siebie. Kilka razy, Dalton chciał już przerwać tę ciszę, ale wydawało mu się, że wszystko co mógłby powiedzieć byłoby równie głupie co pytanie o Juliet w obozie. Skupił się zatem na swoim zadaniu.

Po dosyć długich poszukiwaniach, udało się im wreszcie znaleźć potrzebne cztery skrzynki. Wynieśli je ostrożnie z kopalni, przysznurowali do tylnej części siodła koni (po dwie na jednym) i ruszyli do obozu.

 

-Arthur, Jason! - przywitał ich zadowolony Harvey gdy dostrzegł, że wszystko się udało.

-Mamy co potrzeba - powiedział Arthur schodząc z konia. Zdjęli z Jasonem wszystkie skrzynki, by konie miały lżej.

-Doskonale. Dobra robota panowie - przyznał Harv patrząc na dynamit - Dziękuję. Nie wiecie jak wiele znaczy dla mnie wasz wysiłek. Odpłacę się wam za to, przyjaciele ... i to samym złotem! - powiedział entuzjastycznie Harv.

-Miejmy nadzieję ... - odparł Jason po czym skierował kroki ku swojemu namiotowi.

-Wyśpij się, synu! Przed nami ważny dzień. Być może najważniejszy! Dzień próby. Dzień odrodzenia. Po tym napadzie ... nasza tułaczka dobiegnie końca. Wieczne szczęście w nas zapanuje. Czyż to nie piękne, Arthurze? - Arthur uśmiechnął się delikatnie.

-Oczywiście - odparł.

-Jesteś zmęczony, widzę. Ty także już zaśnij. Będziesz jutro naszym głównym elementem - przekonywał Harvey.

-Robię to dla reszty.

-Tak jak i ja, Arthurze. Tak jak ja - odpowiedział Harv, po czym się oddalił. Arthur opadł ciężko na łóżko. Przetarł zmęczone oczy i położył się z zamiarem pójścia spać. Uniemożliwił mu to jednak Michael.

-Chcę pogadać, Dalton - rzekł, siadając przy stoliku. Patrzył na Arthura tak jak zwykle - jak podstępny wąż.

-No to gadaj - odparł Arthur niechętnie.

-To ważny napad, być może najważniejszy. Mam nadzieję, że ... że nie dasz ciała, tak jak przy rabowaniu tej chaty ostatnio - Arthur podniósł się z łóżka.

-O czym ty do diabła gadasz? - spytał gniewnie.

-Trzeba przyznać, że nie popisałeś się tam.

-Przecież to ty wszystko zepsułeś, kretynie.

-Nie musielibyśmy uciekać, gdybyś lepiej nas osłaniał. Obrabowalibyśmy ten dom i mieli trochę grosza, a tak ... No cóż, ważne żebyś tym razem nie nawalił - Michael wstał, uśmiechając się szyderczo.

-Wynoś się stąd - powiedział szybko Dalton. Colt odszedł powoli. "Co za śmieć" pomyślał Arthur. Zamiast zasnąć, rozmyślał jeszcze długo, czy udział Colta w akcji to na pewno dobry pomysł.

 

Od samego rana, wszyscy byli niespokojni, a im bliżej było godziny 17.00, tym bardziej niepewnie czuli się ludzie. Około godziny 13.00 kobiety zaczęły pakować obóz. Arthur przemył twarz w wiadrze z wodą i obserwował innych. Harvey ewidentnie był najbardziej podekscytowany.

Pod drzewem, Arthur zauważył młodego Charliego, czyszczącego swój rewolwer. Podszedł do chłopaka, zapalił papierosa i usiadł obok niego.

-Arthur - przywitał się Charlie.

-Pamiętaj o spokoju, dzisiaj - pouczał chłopaka Arthur - Trzymaj się blisko Harveya a będzie dobrze.

-Nie bój się, przecież dam sobie radę - odparł z lekkim oburzeniem Charlie.

-Niewątpliwie. Jednak warto pamiętać o zimnej głowie, jasne?

-O wszystkim będę pamiętał, możesz być pewny - odparł Charlie rozdrażniony radami starszego kompana. Arthur widząc niezadowolenie chłopaka, wstał niespiesznie i oddalił się.

 

-Shanon, gotowy? - Arthur usłyszał słowa wypowiadane przez Michaela. Przystanął chwilę i nasłuchiwał.

-Tak ... - odparł zdziwiony Jason - A ty, Michael?

-Ja jestem zawsze gotowy, Shanon. Ale ty już kilka razy zawodziłeś. Niech dziś będzie inaczej - powiedział Michael i odszedł bez czekania na odpowiedź. Jason stał chwilę zamurowany.

-Sukinsyn - wymamrotał po chwili. Arthur podszedł do kompana, sprawdzającego swój karabin.

-Mi w nocy powiedział coś podobnego - Arthur przysiadł w pobliżu Shanona.

-Nie chcę nawet o nim słyszeć - odparł Jason. Arthur skinął głową. Z namiotu obok, wyszła Juliet.

-Arthur, możemy porozmawiać? - spytała ignorując całkowicie Jasona. Dalton spojrzał najpierw na nią, potem na Jasona. Ten również udawał, że jej nie widzi.

-Pewnie - odparł i wstał powoli. Odeszli kawałek.

-Ja po prostu ... - zatrzymała się Juliet - Wiem, że będziesz blisko Jasona, podczas skoku. Proszę ... miej na niego oko, dobrze? - Arthur pomyślał chwilę.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy, Juliet - kobieta odetchnęła lekko.

-Dziękuję. Jason często pakuje się w kłopoty, a słyszałam jak Harv mówił, że to taki ważny dla wszystkich napad. Niech wyjdzie z tego cały. Ja ...

-Panie, panowie! Chodźcie tu wszyscy! - przerwał Harvey wychodząc z namiotu. Juliet uśmiechnęła się i odwróciła w kierunku Harveya. Tak jak prosił, wszyscy się zbliżyli - Już niebawem, zrobimy to. Już niebawem wybije godzina naszej chwały! Tyle lat czekałem na taki właśnie moment. Tyle lat pragnąłem, by wreszcie was wyzwolić. By dać wam stabilizację. Bezpieczeństwo. Stały schron. I oto ... oto jest. Nasza szansa, być może jedna na milion. Jesteśmy złymi ludźmi, i nie zasługujemy nawet na tą jedną. Ale przyrzekam wam ... ten świat jest jeszcze gorszy. Ten świat odebrał nam domy, odebrał przyjaciół, rodziny. Odebrał niektórym wiarę - spojrzał na Arthura. Dalton nie poruszył się - Ale ja, ja wierzyłem zawsze. Ja zawsze miałem choć cząstkę cholernej nadziei, a teraz ... teraz jestem wypełniony nadzieją! Nadzieją i dumą, że mam takich ludzi jak wy. Przezwyciężymy ten świat, bracia i siostry. Pokonamy go śmiejąc mu się w twarz! - cała banda zaczęła wiwatować i bić brawo. Cała, poza Arthurem i Jasonem.

 

O 16.00 Mac wyruszył powozem do miasta, aby znaleźć już dobre miejsce na ruszenie w kierunku zdetonowanej ściany gdy Arthur i Jason ją wysadzą. Harvey nakazał raz jeszcze sprawdzić wszystkim broń. Gdy banda wykonała polecenie, Harv zebrał ich wokół siebie.

-Obóz spakowany, kobiety będą na nas czekać. Mac jest już w drodze. Arthur, Jason, wy zajedziecie od strony wschodniej, żeby nie pokazać się z dynamitem w środku miasta. My wyruszymy od zachodu. Czy każdy pamięta plan? - potwierdzili - Dobrze ... dobrze - Harvey był coraz bardziej niecierpliwy.

O 16.30 wsiedli na konie. Arthur i Jason sprawdzili jeszcze czy dynamit jest dobrze przymocowany. Gdy wszystko było na miejscu, mieli już ruszyć. Zanim to jednak nastąpiło, Juliet wybiegła z grupki kobiet i złapała Jasona siedzącego na koniu za rękę. Na twarzy Shanona pojawiło się zaskoczenie ale i coś w rodzaju ulgi. Uśmiechnął się lekko i także ścisnął dłoń Juliet.

-Panowie ... ruszamy! - krzyknął Harvey. Konie popędziły zostawiając za sobą tumany kurzu. Gdy znaleźli się już w odpowiedniej odległości przed miastem, Harvey nakazał rozdzielić się, tak jak ustalono wcześniej - Powodzenia, panowie! - powiedział do dwójki mężczyzn. Arthur znów złapał kontakt wzrokowy z Michaelem. Colt puścił mu oczko.

Jason i Arthur zwolnili znacznie, gdy zobaczyli tylną ścianę banku - tę, za którą czekał na nich podobno prawdziwy skarb. Zostawili konie przy drzewach i zdjęli z nich dynamit oraz karabiny na plecy. Rzeczywiście w tych rejonach nie było wielu ludzi, poza pijakami. W bezpiecznej odległości zobaczyli Maca na powozie. Pomachał do nich, odpowiedzieli mu tym samym. Przemknęli szybko ze skrzynkami do ściany. Byli bardzo skupieni, nie wypowiedzieli ani słowa. Ustawili skrzynki jedna, obok drugiej. Arthur wyjął zegarek kieszonkowy i spojrzał. 16.57. Spojrzał w oczy Jasona, w których Arthur dostrzegł gotowość.

-Jason ... damy radę. - Dalton chciał powiedzieć coś więcej, ale nie zdołał nic z siebie wydusić. Klepnął Shanona w ramię i schylił się by wydobyć jedną laskę z jednej skrzynki i drugą z drugiej. Shanon zrobił to samo

-Wiem, Arthur. Wiem - odparł Jason i ciężko oddychał.

Mieli teraz w jednej dłoni po dwie laski, w drugiej zapałki.

- Zaczynajmy - powiedział Jason. Arthur pokiwał głową. Odpalili zapałki i zbliżyli je do lontów. Wrzucili szybko laski do środka skrzynek i uciekli na kilkadziesiąt metrów. Serce Arthura biło niemiłosiernie szybko. Nie było już odwrotu. W głowie pojawiły mu się setki pytań. Co będzie, jeśli nie znajdą tam tego złota? Co jeśli straży jest więcej w okolicy, niż przypuszcza Harv? Wszystkie te pytania, niszczyła jednak jedna myśl - Arthur wiedział, że robi to by inni mogli przetrwać.

Wybuch nastąpił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Shogun 09.02.2020
    Urwałeś opowiadanko w najlepszym momencie :). Swoją drogą Harvey potrafi wygłaszać motywujące przemowy ;). Bardzo podobał mi się moment, gdy mówił o utracie wiary i spojrzał na Arthura, bo on to taki realista niedowiarek :D.
    "Wybuch nastąpił" - moim zdaniem bardziej pasowałoby "Nastąpił wybuch", lepiej brzmi.
    Matko, nie cierpię tego Colta. Zwykła szuja i tyle. Mam nadzieje, że nie pokrzyżuje wszystkim planów przez jakiś sabotaż.
    Pozdrawiam i czekam na następną część :).
  • Raven18 09.02.2020
    Dziękuję za opinię, jak zwykle :D
  • Kocwiaczek 10.02.2020
    Kopalnię-kopalnią - powtórzenie

    zdjęli z nich przyczepiony lampy - przyczepione

    tym bardziej niepewnie czuli się ludzie - czuli się tym bardziej niepewnie

    Pamiętaj dzisiaj o spokoju

    Przecinek przed: ,a będzie dobrze

    Drzewach..., zdjęli..., a karabiny wzięli/założyli na plecy - może tak będzie lepiej

    Spojrzał - spojrzał - powtórzenie, można zamienić na zerknął w oczy

    Widzę pewną nieścisłość- czy oni nie mieli strzelić do skrzynek, a nie odpalać laski? Plan ulegl zmianie i tego nie wyłapałam?
    ***
    Colt to kawał skur*. Z Harveya trochę szalony marzyciel. Te podniosłe teksty wieją mi obłąkaniem. Colta bym udusiła gołymi rękami :) skoro taką reakcję we mnie wywołujesz to możesz się domyślić, że historia mi się bardzo podoba (ww. błędy zaznaczam broń Boże nie po to by coś wytykać, ale abyś doskonalił to co robisz, nie bierz ich proszę jako zarzut). Oceniam tekst na 5 i czekam na to co nastąpi:) Pozdrowienia.
  • Raven18 10.02.2020
    Dziękuję Kocwiaczku!
    Absolutnie nie odczytuję tego jako zarzut, za każdy błąd dziękuję, wiem, że czytałaś uważnie i chcesz mi pomóc.
    Faktycznie, chyba się pomyliłem z tym dynamitem.
    Bardzo mnie cieszy, że tak Ci się podoba :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania