Poprzednie częściLachrymologia - część 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lachrymologia - część 5

20:20

Drzwi od windy otworzyły się i na korytarz runął nieprzytomny Twardy. Rąbnął głową o podłogę, ale nie obudził się. Robert złapał go za ręce i zaciągnął do swego mieszkania. Obawiał się, że spotka jakiegoś sąsiada, ale nie było nikogo. „Jest dobrze. Jest bardzo dobrze – pomyślał”.

Zdjął koledze kurtkę, po czym oparł go o ścianę. Nastawił czajnik, nasypał do kubka cztery łyżki kawy. „Masz wszystko pod kontrolą. To cię otrzeźwi i do roboty – pomyślał”. Stanął przy oknie; chmury zasłaniały gwiazdy, niebo wyglądało jak czarne, milczące morze. Wsłuchiwał się w ciszę wieczoru i to go uspakajało.

Nagle usłyszał coś. Wzdrygnął się. Serce wskoczyło na wyższe obroty. Odwrócił się, by zlokalizować dźwięk – Twardy czkał. Robert uśmiechnął się i podszedł do przełożonego.

– Oj, brachu, brachu – rzucił. – Ładnie się skotłowałeś.

Twardy z trudem rozchylił powieki. Rozejrzał się mętnym wzrokiem.

– Młody, kuźwa… – wybełkotał. – Gdzie jesteśmy?

– U mnie na chacie.

– Ukuliśmy coś?

– Nie.

– Cholera… ty, mam pomysł… po dziwki zadzwonię… – Zaczął szukać telefonu po kieszeniach. – Weź jakiś numer znajdź…

– Lepiej się zdrzemnij.

– No co ty… dawaj… stawiam.

– Zdrzemnij się.

– Jaką chcesz? – Twardy bełkotał coraz bardziej. – Może sobie weźmiemy jakąś Chinkę? Albo murzynkę? Byłeś kiedyś z murzynką?

Zagwizdał czajnik. Robert zalał kawę, po czym otworzył szafkę nad kuchnią i wyjął z niej koszyk z lekami. Po chwili szukania, wygrzebał z niego szare tabletki. Nalał wody do szklanki i podszedł do kolegi.

– Łyknij sobie – powiedział i dał Twardemu dwie pigułki.

– Co to jest?

– Magnez, żeby cię jutro kac nie zmasakrował doszczętnie.

Twardy spojrzał na Roberta przekrwionymi gałami i uśmiechnął się jak ktoś niespełna rozumu. Połknął tabletki i popił wodą.

– Dzięki… dzisiaj się nie udało… ale jutro… jutro musimy podbić świat.

– Podbijemy, nie martw się. Najpierw się wyśpij – rzekł Robert.

Obserwował jak Twardy odpływa. Ogarniał go spokój, tętno wracało do normalnego metrum. Poszedł do łazienki, zdjął dres i wrzucił go do kosza na pranie. Odkręcił kran i ochlapał twarz wodą. „Przecież to mój przełożony… a jak się obudzi? – Obawa ścięła mu mózg. – Dostał dwie. Niemożliwe, żeby odzyskał przytomność w ciągu dwunastu godzin”.

Poczuł zapach dymu. Wystrzelił z łazienki. Twardy trzymał papierosa w ustach i próbował się zaciągać.

– Kurwa – rzucił. Doskoczył do kolegi. Wyrwał mu fajkę i przydepnął ją. – Twardy, kurwa, mam tutaj czujniki dymu. Chcesz żeby nas zalało?

Mężczyzna spojrzał na Roberta kompletnie nieobecnym wzrokiem. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast słów z ust wyleciał mu strumień rzygowin. Koszula i dżinsy pokrywała teraz cuchnąca żółć.

– Stary, stary… – Robert szturchnął kolegę, ale ten spał już mocnym, pijackim snem. „Śpij sobie, kochany, śpij – pomyślał. – Zaopiekuję się tobą.”

Zaczął rozpinać koszulę Twardemu. Robił to z rzadko spotykaną delikatnością i precyzją; miał w tym niebywałą wprawę. Spojrzał na nagi tors kolegi i uśmiechnął się.

– Piękny – powiedział do siebie.

Dotknął jego klatki i brzucha; delikatnie wodził po nich opuszkami palców, wyczuwając każdy mięsień. Czuł się jak dziecko, które dostało właśnie upragnioną zabawkę. Wypełniał go radosny spokój. Ze spodniami poszło równie łatwo. Rzucił ciuchy w kąt, po czym przewiesił sobie kolegę przez ramię i zatargał na łózko; położył go na wznak. Przysunął dwie lampki; ustawił je po bokach, by świeciły idealnie na mężczyznę. Ciepłe, mleczne światło, w którym skąpany był Twardy, kontrastowało z bordową pościelą.

Robert otworzył szafę. Była wypełniona rozmaitymi farbami, pędzlami i obrazami w różnych rozmiarach; na środku stała sztaluga. Wyciągnął ją i rozstawił na wprost łóżka. Zamontował na niej czyste płótno; na szafce obok naszykował niezbędne przybory. „Chyba wszystko – pomyślał. – Do dzieła”.

Zdjął Twardemu bokserki i rzucił je na podłogę. Cicho pisnął z podniecenia. Ręce zaczęły mu się pocić. Udał się do kuchni. Założył fartuch i wytarł w niego dłonie. Chwycił kubek z kawą i wypił na raz. Wziął kilka głębokich wdechów. Podszedł do sztalugi, złapał pędzel i zamoczył w go farbie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Freya 03.12.2016
    Trochę mnie zaskoczyłeś. Chociaż to malowanie obrazu, też jest wporzo. Coś jak fetysz, rytuał, doznanie mentalne. Może jeszcze większy odlot byłby, gdyby Robert zamiast obrazu, pomalował samego Twardego, bo rozumiem, że chodzi o jego wrażenia podczas procesu twórczego. Ponieważ, aby utrwalić sam wizerunek, wystarczyłoby zrobić zdjęcia. No nic to. ;-)
  • Półliterat 03.12.2016
    Dzięki, że się tam tym opowiadaniem zainteresowałaś :) Gdyby pomalował Twardego, ten pewnie by się rano zorientował, poza tym Robert nie miałby "pamiątki" :)
  • Adam T 04.12.2016
    Piękny "twist", nie powiem:) Nasunęło mi się pytanie, czy to malowanie to taki spontan, czy od dawna uprawiany proceder (mam tu na myśli sposób "pozyskiwania" i późniejszą "obróbkę" modeli)? Przyznam, świetnie się czyta. Jeśli jest dalszy ciąg, nie zwlekaj:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania