LBnP 41 - Królowa prochu i ziemi

//temat główny: Zyskać tak wiele... lecz stracić jeszcze więcej.

temat dodatkowy: Przyłapany na zimnym uczynku.

Literkowa Bitwa na Prozę nr.41

Więcej informacji: https://www.opowi.pl/forum/lbnp41-w1383/

Z góry przepraszam, że po terminie, ale mam nadzieję, że wobec tego, że głosowanie jeszcze się nie rozpoczęła, nie stanowi to problemu.//

 

Kraina umarłych od zawsze była jej domem. Wszelkie istoty, który widywała były częścią wielkiej wędrówki. Lecz ona, samotna królowa, nigdy nie postawiła stopy ani na górze, ani jeszcze wyżej, gdzie podobno wszystko działo się na opak. Dusze przychodziły, odchodziły, każda jedna opowiadała o dawnym życiu, lecz ona, choć słuchała uważnie i wiedziała wiele o różnych światach, nie mogła podtrzymać rozmowy. Bo dla nich wszystkich był to kolejny przystanek, a na niektórych czekały nawet następne, a ona jedna ciągle tu pozostawała, bo nie znała niczego przed, ani nie wiedziała, czy doczeka czegoś po tym.

Przez setki lat, choć niedane jej było poznać pojęcia czasu, miała wielu przyjaciół i równie wiele obowiązków, choć z każdym rokiem tego drugiego ubywało. Kiedyś, bardzo dawno temu, gdy dopiero co wyrosła z ziemi i narodziła się dla tej smętnej krainy, powiedziano jej, że jest kimś niezwykle ważnym i musi robić wiele ważnych rzeczy. Pod nadzorem jej pierwszego przyjaciela, Gorriona, wypełniała królewskie, jak ciągle podkreślano, obowiązki. Spisywała dusze, otwierała Bramę, patrzyła w kamienny sufit, licząc stalaktyty, rozmawiała, witała się, żegnała. Gorrion jednak kiedyś odszedł i nie było już następcy. Królowa, nie wiedząc co robić, popadła w marazm. Początkowo działy się rzeczy dziwne: kraina umarłych pogrążyła się w chaosie, dusze przepełniały przestrzeń w bezradności, a wszelkie skały poczęły jaśnieć, zupełnie tak, jakby traciły swój złowieszczy charakter, nie mogąc przegnać nikogo ku dalszej wędrówce. Hanna, bo tak ją nazwano, po pewnym czasie zaczęła się niepokoić. Nawiedzały ją sny i myśli. „A co jeśli to moja wina? A co jeśli nie robię czegoś, co powinnam robić? A co by powiedział Gorrion?”. Jej obawy okazały się być bezzasadne. Nie kiwnęła nawet palcem, a pewnego dnia po prostu wszystko wróciło do normy. Kraina zaczęła sobie radzić zupełnie sama i nie był już jej dłużej potrzebny nadzór królowej zrodzonej z prochu i ziemi. Gdy tylko zdała sobie z tego sprawę odrzuciła laurowy wieniec, schowała bordowe szaty do skrzyni i przywdziawszy czarną, prostą sukienkę wyrzekła się tytułu. Znana od tamtej chwili jako po prostu Hanna, cieszyła się „życiem”, nie rezygnując jednak ze wszystkich dawnych obowiązków. Nadal rozmawiała, witała się i patrzyła w ciemny, kamienny sufit, ale na swoich zasadach, czyli wtedy, gdy tego chciała.

Zyskała w ten sposób, jak już wspomniano, wielu przyjaciół, którzy w przeciwieństwie do niej z czasem odchodzili i musieli być zastępowani nowymi. Jedna tylko dusza trwała przy niej wbrew prawom wszelkich rzeczywistości. Nazywała się Helia i przyrzekła, że nigdy Hanny nie opuści i razem z nią przez wieki będzie trwać i „żyć” w krainie umarłych. Niegdysiejsza królowa, z początku zaniepokojona niemożliwą do spełnienia obietnicą, zaczęła współczuć tej dziewczynie, lecz z czasem, gdy razem widziały dziesiątki bliskich im dusz ruszających w dalszą wędrówkę, straciła wszelkie wątpliwości. Helia opierała się losowi, a Hanna, obserwując jej niezwykłą naturę, uznała, że muszą być sobie przeznaczone przez jedną z najwyższych sił: bo zaprawdę wielkiej mocy potrzeba było, by jakakolwiek istota mogła tak długo trwać w wymiarze niebytu. „Myślę, że moja droga po prostu kończy się tutaj. Dalej już nic dla mnie nie ma” – przyznawała Helia z głupim uśmiechem, zupełnie tak, jakby jej istnienie nie było niczym niezwykłym.

Hanna, choć pozornie szczęśliwa i beztroska, popadała w coraz większe znudzenie. Ciemne korytarze, zawsze obecny sufit przysłaniający niebo, brak pragnienia, łaknienia – wszystko powoli ją przygniatało, choć zawsze uważała, że to nic takiego, tak długo jak jest wolna i ma z kim rozmawiać. Przecież jej pałac był śnieżnobiały, piła i jadła, gdy tylko miała ochotę, a też nigdy nie spotkała się z negatywnymi emocjami – bo każda dusza, którą spotykała była dla niej miła i życzliwa. Mogła nawet spać i śnić, a w snach zawsze spotykały ją dobre rzeczy – ogromne czekoladowe desery, przygody z Helią, krainy ze śnieżnobiałym sufitem, który był jej wyobrażeniem nieba, którego nigdy nie widziała.

W końcu więc nadszedł moment, w którym poznała duszę, która przybyła z góry. Pierwszą taką w historii krainy umarłych.

— Jest tam pięknie — mówiła, pijąc podaną jej herbatę. — Wszyscy są szczęśliwi, zawsze świeci słońce, nikt nigdzie nie odchodzi: wszyscy trwają ze sobą i nigdy się nie rozstają.

— A mają tam eklery? — zapytała Hanna, oblizując usta z białego kremu.

— Wszystko tam mają, królowo podziemia — odrzekła dusza. — Każde marzenie jest tam na wyciągnięcie ręki. Czegokolwiek sobie zażyczysz, to się stanie. Co prawda nie można pragnąć niczego złego, ale kto by w ogóle myślał o czymś takim w krainie szczęśliwości.

— To jak się tu znalazłaś? — Włączyła się do rozmowy Helia.

— Taka kolej rzeczy. — Westchnęła dusza. — Przeznaczono mi zstąpić z niebios i znaleźć się tu. Choć muszę przyznać, że nie macie tu wcale tak źle. Przydałoby się zainwestować w lepsze oświetlenie i voila! Od razu by było tu przyjemniej.

— A czy mogłabym pójść na górę w twoje miejsce? — zapytała nieśmiało Hanna.

Wszyscy siedzący przy stole się zdziwili. Helia, dusza i kilka innych istot – patrzyli na królową zupełnie tak, jakby odezwała się pierwszy raz w życiu.

— Ale czemu chcesz odchodzić? — Poderwała się z miejsca Helia.

— Chcę spróbować — odrzekła, kryjąc usta za bladą ręką. — Bo jeśli tam nikt nie odchodzi, to chcę tam pójść i spróbować. Może wy też byście poszli ze mną i wtedy… Nie musielibyśmy…

— Szaleństwo! — wykrzyknęła Helia. — Szaleństwo! Szaleństwo! Po trzykroć szaleństwo! Idź, ale nie znajdziesz tu takiego szczęścia jak… ze mną.

Tupnęła nogą i wyszła z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Hanna, wystraszona i na granicy płaczu, została w środku z bezimiennymi duszami.

— Królowo… — Dusza z nieba wyciągnęła ku niej dłoń.

— Pójdę! — powiedziała Hanna, odchodząc od stołu.

Szybko gdzieś zniknęła i widziano ją później, jak kierowała się w stronę ciągle otwartej Bramy…

 

<<>>

 

Brama, niezwykle piękna i majestatyczna, nie okazała się być dla Hanny żadną przeszkodą. Zawsze myślała, że nie da rady choćby się do niej zbliżyć: dusze odprawiała do dalszej drogi z odpowiedniej odległości – Gorrion powtarzał, że nie wypada królowej podchodzić bliżej. Upewniając się, że nic jej nie grozi, przeszła na drugą stronę, pozostawiając za sobą krainę skrytą w cieniu.

Nie minęła nawet sekunda, ledwie zdążyła mrugnąć, a już znalazła się na tak zwanej „górze”. Było to miejsce piękne i jasne. Podłoże było kryształowe, niebo nieskończone i błękitne, a wszystkie istoty oraz obiekty świetliste i promieniste. Każdy jeden domek wyglądał równie majestatycznie jak jej pałac, a nawet kilkakroć razy lepiej – bo czegoś tak doskonałego, dopieszczanego i wykonanego z ogromnym kunsztem jeszcze nie widziała.

Już chciała biec, zwiedzać, poznawać mieszkańców tego doskonałego miejsca, lecz nie było jej to dane. Patrzono na nią z obrzydzeniem, gdziekolwiek poszła wyśmiewano ją, a gdy tylko chciała otworzyć usta i coś powiedzieć, zagłuszano ją krzykiem i wyzwiskami. Bo ona jedna nie była w tym miejscu czystą duszą – z ciemnymi włosami ciągnącymi się po podłodze, z twarzą chłodną i pozbawioną rumieńców, z biedną, pogniecioną suknią i wreszcie z oczami, które choć zabarwione ciepłą zielenią ani trochę nie przypominały ludzkich. Swoją odmiennością nie pasowała tu i zaburzała niebiańską równowagę. Dowiedziawszy się, że te wszystkie pozornie czyste dusze nie zapomniały swoich wad z dawnych żyć i że niemożność odejścia może być przekleństwem, gdy jest się wzgardzanym elementem, uciekła na sam skraj błyszczącej krainy i stamtąd patrząc na Bramę krainy umarłych — bo tu jej odpowiednika nie było – zapłakała z tęsknoty i poprzysięgła powrót. A minęły ledwie dwie godziny…

Szczęśliwie Hanna nie była w niczym podobna do jakichkolwiek dusz, więc szukając rozwiązania, zrozumiała w końcu, że żadna brama nie jest potrzebna, gdyż w przeciwieństwie do wszelkich istot ona, zrodzona z prochu i ziemi, nie podlega prawu wiecznej wędrówki. Toteż ukradkiem dostała się do jednego z tych pięknych domów i tam, skrywając się przed wzrokiem dusz w jakimś pustym, zimnym pokoju, usiadła na podłodze i zaczepiwszy paznokciami o krawędź jednej z położonych pod nią kafelek, pociągnęła z całych sił. Ceramiczna płytka oderwała się niczym plaster i odkryła ziejącą czernią dziurę. Ta ciemność nie była dla Hanny obca – to był kolor krainy umarłych. Otwór był jednak za mały do przejścia, więc musiała go powiększyć. Zrobiwszy to, wskoczyła i tak prędko jak znalazła się na „górze” po przejściu przez bramę, równie szybko ponownie trafiła do domu.

Dręczona poczuciem winy powróciła do pałacu, gdzie spodziewała się wściekłej Helii, który za karę najpewniej zrezygnuje z przysięgi. Ostrożnie weszła do środka, starając się by nie wydać choćby dźwięki i już miała zaszyć się w swojej komnacie, hen wysoko na najwyższej wieży, lecz nieoczekiwanie spotkała swoją towarzyszkę.

— Martwiłam się — przyznała, zbliżając się do Hanny. — Nie odchodź więcej. — Przytuliła się do niej, zaczęła głaskać lśniące czarne włosy. — Tam wcale nie jest jaśniej niż tutaj.

Hanna, wtulając się w bark Helii, pierwszy raz w życiu zapłakała.

Od tamtego czasu nie myślała już więcej o odległych światach, wiedząc, że ziemia i proch, z których się zrodziła, nie tyle ją wiążą z tym miejscem, co określają jej przeznaczenie. A przeznaczone jej było być szczęśliwą w miejscu, gdzie prócz niej nie ma nic stałego. Mogła to potraktować jako okrutny los, lecz w gruncie rzeczy lepszego nie mogła sobie wyobrazić – bo tu, w krainie umarłych, życie było dużo cenniejsze niż gdziekolwiek indziej.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Dekaos Dondi 01.04.2021
    Panie Buczyborze↔Tekst rzecz jasna, niejednoznaczny w sensie interpretacji, lecz w guście mym.
    Czasami, jak wynika z tekstu, ważne jest usytuowanie swojej tożsamości, której przynależy, konkretne "coś"
    Królowa jest jakby na rozdrożu, bez konkretnych drogowskazów, które dopiero tworzy.
    Tam na "górze" nie pasowała, tu↔jakby bardziej, lecz sama nie wie, czy... najbardziej.
    Ale chce wierzyć, że tak jest, będąc Królową "prochu i ziemi"
    Dość pokrętna interpretacja, ale nie zawsze umiem po ludzku:)
    Pozdrawiam:)↔%
  • Pan Buczybór 01.04.2021
    pokrętna, ale dobra :) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam również.
  • Dekaos Dondi 01.04.2021
    P.S↔Skoro wrzuciłeś↔trzeci, to też wrzucę – co prawda powtórkowy, ale będzie już:4
    Przedłużono do↔5.4
  • Witamy w Bitwie i życzymy wygranej!.
    Literkowa
  • Źle mi się wcisnęły gwiazdki. Oczywiście5. Cudowna historia. Zachwycona jestem płynnością słów. Ogromna przyjemność. Dziękuję
  • Pan Buczybór 02.04.2021
    Gwiazdki to tam pół biedy... Dziękuję za komentarz i nie ma za co xd
  • Rozpoczynamy Głosowanie.
    Autorze czytaj i pozostaw komentarz. Nagradzaj według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
    Zapraszamy
    Głosowanie potrwa do 11 kwietnia /niedziela/ godz. 23:59
    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Paweł Banan 06.04.2021
    Jak to mówią? Wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu? Chociaż w tym przypadku dobrze tylko w domu. Dobrze się to czyta i z zaciekawieniem. Ciekawe miejsca wymyślasz. Jak dla mnie, to super zakorzeniłeś Hannę w krainie umarłych...

    Pozdro:)
  • Pan Buczybór 06.04.2021
    Dziękuję za pozytywny komentarz. Pozdrawiam również :)
  • Jutro do północy można zagłosować. Zapraszamy Autorkę na Forum.
    Literkowa
  • Pasja 11.04.2021
    Bardzo ciekawe spojrzenie na życie z perspektywy tego, że jest się kimś ważnym i ma się jakąś misję do spełnienia. Cieszyć się życiem, tak trudno jest. Ale mieć przyjaciela jeszcze trudniej. Bohaterka miała przy sobie wierna przyjaciółkę, bo… „wielu przyjaciół, którzy w przeciwieństwie do niej z czasem odchodzili i musieli być zastępowani nowymi”… prawdziwy przyjaciel nigdy nie odchodzi.
    „by jakakolwiek istota mogła tak długo trwać w wymiarze niebytu”… bardzo trudno jest to pokonać, ale nie jest do niepokonania.
    Tak jak… "Każde marzenie jest tam na wyciągnięcie ręki. Czegokolwiek sobie zażyczysz, to się stanie" - a jednak nie była tam szczęśliwa…
    "Dowiedziawszy się, że te wszystkie pozornie czyste dusze nie zapomniały swoich wad z dawnych żyć i że niemożność odejścia może być przekleństwem, gdy jest się wzgardzanym elementem…"
    Jak często nie wiemy czego potrzebujemy w życiu i jak często nie doceniamy tego, co mamy. Wciąż poszukujemy doskonałości i lepszej karmy, i dlatego mijamy się z tym, co jest obok i co jest w życiu najważniejsze. Najtrudniej jest rozmawiać z samym sobą i ważyć rozsądnie zyski i straty.

    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 11.04.2021
    Dziękuję za wnikliwy komentarz. Pozdrawiam również
  • Taka baśniowa na poły realna historia, jednak mająca klarowne odbicie w ludzkiej codzienności.
    Ciekawy utwór!
  • Pan Buczybór 11.04.2021
    Dzięki za komentarz
  • sisi55 11.04.2021
    Zazwyczaj uważam takie słodkie zakończenia za kiczowate, ale u ciebie tego nie poczułem. Krótko mówiąc wzruszyłem się. A opowieść trochę przypomina mi film czarownica, jakaś inspiracja czy tylko mi się wydaje?
  • Pan Buczybór 11.04.2021
    nie, mnie Czarownica nawet do głowy by nie przyszła xd
    Dzięki za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania