LBnP 44 - Pies

Wierzę, że największą wartością świata są pragnienia. Różni ludzie marzą o różnych rzeczach, ja zamarzyłam sobie psa, co wobec wszelkich chęci zdobycia bogactw i władzy, jest prośbą niezwykle skromną. Wychowano mnie jednak na mądrą katoliczkę, więc zdaję sobie sprawę, że Bóg nie jest na każde kiwnięcie palcem, a jeśli to nie on spełnia życzenia, to ta tajemnicza, nieuchwytna siła jest równie kapryśna i wcale, a wcale nas nie słucha. Czemu więc w ogóle o tym pomyślałam? No cóż, wobec przeciwności losu nie pozostało mi nic innego.

A pomyślałam to tak naprawdę od niechcenia — nie było starań, przygotowań, modłów i formułki. Zasypiając, zmartwiłam się nieco, że rzucam słowa na wiatr i igram z życiem. Bo jakby to była osoba, z imieniem, ciałem i jakimś charakterem, to taki fakt byłby jak złapanie za rękaw, chwila milczenia, wycofanie i ciche zapytanie, gdy już nikt nie mógł mnie usłyszeć. I tak troszeczkę się tym przejęłam, ale noc była ciepła, kołderka chłodniutka i zasnęłam, nim poczucie winy przygniotło mnie na dobre.

Poranek zaś był zwyczajnie dziwny. Mama, zazwyczaj głośna i energiczna, bez słowa wyciągnęła mnie z łóżka (nie zdążyłam nawet założyć kapci, a co dopiero się przebrać) i wywlokła z mieszkania, dwa piętra niżej i w końcu na betonowe boisko do kosza przed naszym blokiem.

— Mówi, że jest „twoja” — powiedziała jakby z przestrachem, wskazując na dziewczynę siedzącą na ławce naprzeciw nas.

Te słowa, a przede wszystkim zachowanie mamy mnie zaniepokoiło — o co jej właściwie chodziło i czemu była tak przejęta? Nie dałam rady jednak niczego się od niej dowiedzieć. Zniknęła, nim zdołałam choćby pomyśleć, co dokładnie powiedzieć.

Tymczasem dziewczyna, która podobno była moją własnością zbliżyła się do mnie, stawiając kroki ostrożnie, zupełnie jakby zbliżała się do ognia.

Odezwałam się pierwsza, niemalże wchodząc jej w słowo.

— Kim jesteś?

Miałam w głowie wiele pytań, ale widząc jej chwiejną sylwetkę, niedbale założoną koszulkę, przydługie spodnie i spojrzenie człowieka, który, jak mi się zdaje, wiele przeszedł, nie mogłam wydusić z siebie niczego innego. Po fakcie wydało mi się to bardzo ludzkie — chyba tak powinno się zaczynać każdą znajomość, dać szansę drugiej stronie się określić, choćby imieniem.

Ona jednak milczała.

— Coś się stało? Czegoś ode mnie chcesz?

Pytałam dalej. Bez skutku.

W końcu zaprosiłam ją do domu, na herbatę. To najwyraźniej ją ożywiło — złapała moją dłoń i sama zaczęła mnie ciągnąć w kierunku drzwi od klatki, zupełnie jakby wiedziała, gdzie mieszkam.

— Przyprowadziłaś ją tutaj… — „przywitała” mnie mama tym samym niepewnym tonem i chwilę później zamknęła się w swoim i ojca pokoju.

Odprowadziłam dziewczynę do kuchni, zapukałam do drzwi, aż się szyba zatrzęsła, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Chciałam już dać sobie spokój, lecz twarz mamy, blada i z podkrążonymi oczami wychyliła się na zewnątrz.

— Nie wiem, o co w tym chodzi. Całą noc nie mogłam spać… Zrób coś z tym. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

Nic nie zrozumiałam z tego bełkotu.

Głęboko westchnęłam i usiadłam w końcu przy kuchennym stole. Ku mojemu zdziwieniu gość obsłużył się sam, a nawet w moim kubku już cierpliwie czekała torebka z herbatą.

— Dziękuję. — Zdążyłam powiedzieć i akurat woda w czajniku się zagotowała. Wstałam, chcąc zrobić przynajmniej tyle, ale dziewczyna mnie uprzedziła, jakby nie chciała, bym w ogóle wstawała od stołu.

Pięć minut upłynęło w milczeniu i powoli siorbiąc gorącą herbatę, postarałam się jakoś wrócić do wcześniejszej rozmowy.

— To ten… Powiesz coś? — Nie chciałam być niegrzeczna, ale zupełnie nie miałam pomysłu jak do niej dotrzeć. Czułam się jakbym miała przed sobą ducha — milczącego i tajemniczego.

— Hau? — wymamrotała, jakby nie wiedząc, czy to w ogóle jest „coś”,

— Hau? A jak masz na imię?

— A-Alicja — jej głos był równie cichy i łamliwy, co głos mamy, lecz nie było to przerażenie, a raczej… niepewność.

To był jednak duży postęp. Poznałam jej imię, mogłam ją jakoś skategoryzować. Po tym rozmowa już poszła gładko i dowiedziałam się wielu nieprawdopodobnych faktów.

Otóż, według jej opowieści, raptem parę dni temu była jeszcze, a przynajmniej tak sądzi, psem. Miała swoją panią, dom i smakołyki. Była szczęśliwa. Nie miała wolności (co, zdumiewające, wyraźnie podkreśliła), ale tak naprawdę jej nie pragnęła. Właścicielka zapewniała jej wszystko, czego tylko mogła zapragnąć. I to by była piękna historia, ale coś się stało, w końcu mam przed sobą zwyczajną, na pierwszy rzut oka, dziewczynę, zdecydowanie człowieka. Od tego momentu mówiła już ciszej, częściej się zatrzymywała, jakby nie wiedząc, co powiedzieć, dwa razy też chciała mnie odciągnąć od tematu, ale byłam uparta, więc kontynuowała. I doszła w końcu do momentu tak zwanej przemiany, kiedy, jak mi wytłumaczyła, zamiast „hau” jej usta wyrzekły „haft”. Czemu akurat to słowo? Sama nie wiedziała, ale w jednym momencie poznała wszelkie ludzkie słowa, jej głowę przepełnił ogrom wiedzy i to akurat wymsknęło się jako pierwsze. Bo potem był potok, potop, jak od razu doprecyzowała. Mówiła wiele, bez przerwy, gardło jej wyschło, usta popękały, język zdrętwiał, ale mówiła, mówiła i mówiła, aż przestała, nie wiadomo czy z własnej woli, czy ktoś tam na górze zainterweniował. Tak czy owak, zmęczona, zrozpaczona i przerażona swoją nową, nienaturalną dla niej mową zamilkła i ruszyła przed siebie. Szła długo, bardzo długo, tłumaczyła, że po drodze spotkała pięćdziesiąt dwa psy i trzydzieści sześć kotów, co, jak mi się wydawało, a mogłam się mylić, przeliczyć można na jakieś co najmniej dziesięć kilometrów. I w pewnym momencie, przekraczając umowną granicę miasta obudził się w niej jakiś instynkt. Żadnych słów, przepowiedni, obrazów. Jakaś siła zaciągnęła ją tutaj, a jej serce sądziło, że jest to dom pani, do której należy. Zapytałam o chociażby przybliżony czas tego „przebudzenia”. Zastanowiła się chwilę, pomarszczyła czoło.

— Noc — odrzekła po chwili. — Potem siedziałam tutaj.

Czyli marzenia się spełniają. Po części…

— A twoja pani?

— Bała się. Wygnała mnie.

Wcześniej tę część dosyć zręcznie pominęła, a teraz odpowiedziała rzeczowo i konkretnie. Domyśliłam się — to ja teraz jestem władcą.

— Jestem twoją panią?

— Tak czuję.

Cisza.

— „Alicję” sama wymyśliłaś?

— Nie. Chyba pani świadomie mi dała ludzkie imię.

— A ubrania?

— Pani mnie ubrała… — powiedziała, zniżając głos. — Na początku była ciekawa. Potem się przestraszyła.

Dowiedziałam się potem, że to samo usłyszała moja mama wczoraj wieczorem i to właśnie sprowadziło na nią „strach”. I to było podejrzane. Czemu tylko ja, wierząc we wszystko, co powiedziała, nie odczułam choćby szczypty niepokoju? Owszem, ciężko mi to było pojąć, czułam swego rodzaju rozdarcie — między rozsądkiem, a tym, w co chcę wierzyć. Bo od kiedy tylko ją zobaczyłam, chciałam jej wierzyć. I to nic specjalnego. Z każdą osobą staram się postępować tak samo, każda osoba ma taką samą wartość. Westchnęłam głęboko. Nie dopiłam nawet herbaty. Wylałam ją do zlewu. Zimnej nie pijam. Alicja machinalnie powtórzyła mój gest, ale jej kubek był pusty. Uśmiechnęłam się.

— Wystarczy, że odłożysz do zlewu.

— Tak? — zapytała, kładąc kubek na metalowej powierzchni.

— Tak, dobrze. — Wyciągnęłam rękę, ale cofnęłam ją, zastanawiając się, czy wypada głaskać po głowie człowieka tak samo jak psa.

Nie swojego psa, warto dodać.

— Jesteś moja? — zapytałam, jakby zapominając o tym wszystkim, co do tej pory usłyszałam.

— Tak — odrzekła z ożywieniem.

— Ale tak moja, że nie możesz sobie pójść?

To pytanie nieco ją zbiło z pantałyku.

— Tak… Znaczy nie… Nie mogę. Pójść.

Oj, mam nadzieję, że nic jej się tam w głowie nie przegrzało.

— Nie możesz nie wrócić? — zapytałam, powstrzymując śmiech.

Chciała już coś wymamrotać, pewnie rozgryzała zdanie kawałek po kawałku, ale powstrzymałam ją przed odpowiedzią. Dla jej zdrowia.

— Droczę się. — Westchnęłam. — Mogę być twoją panią. Ale daj mi chwilę. Lecę się przebrać.

Oczywiście poszła za mną. Nie przejęłam się zbytnio. Dystansu nauczy się później. Szafa świeciła pustkami. Znalazłam bieliznę i ruszyłam do łazienki, gdzie na linkach suszyło się wszystko inne. Alicja nie odstępowała mnie na krok.

— Będziesz patrzeć? — Nie czekając na odpowiedź zaczęłam odpinać kolejne guziki koszuli nocnej. — To krępujące, wiesz.

Akurat w takiej chwili milczała.

— Chce ci się siku?

Przytaknęła głową.

Pokazałam jej co i jak, chciałam już wyjść, lecz złapała mnie za rękaw. Nie patrzyłam, ale i tak… Chciałam psa, a nie przerośniętą córkę. I skąd w ogóle taki pomysł — sama nawet byłam niepełnoletnia.

Ubrać też ją musiałam. Zadziwiające — ściągnąć i wciągnąć. Naprawdę można umieć jedno, a nie umieć drugiego, mimo że to są dwie strony jednej monety.

Ostatecznie nie poszłam do szkoły. Strach ją było zostawić.

Ojciec wrócił później niż zwykle. Myślał, że przyprowadziłam przyjaciółkę i nie miałam ochoty go przytłaczać tą dziwaczną historią.

Potem z pokoju wypełzła mama, już dużo spokojniejsza i łącząc nasze siły wytłumaczyłyśmy przy kolacji, co się właściwie dzieje.

— Nie przyjaciółka? — zapytał ojciec, niemalże zrzucając łyżkę na podłogę.

— Pies — odrzekłam mimochodem, choć wydało mi się to nieco niegrzeczne.

Ale Alicja nawet nie mrugnęła. Pewnie dziwniej by się poczuła, gdybym otwarcie nazwała ją człowiekiem.

Wspólnie zdecydowaliśmy się ją przygarnąć. Bo co innego nam pozostało? Szczypanie się po rękach i udawanie, że to sen byłoby bardzo dziecinne i nie w porządku wobec Alicji, która, abstrahując od jej historii, z całą pewnością była żywa, materialna i wymagająca opieki.

— Śpi u ciebie. Nie dorobimy dodatkowego pokoju.

Stwierdził ojciec, ostatecznie kończąc naszą naradę.

Alicja czekała w pokoju, gryząc pluszaka, którego wyciągnęłam dla niej z szafy.

— Chcesz wziąć kąpiel?

Przytaknęła. Całe szczęście, że wanna była wystarczająco duża dla dwóch osób.

I tak patrząc na nią pomyślałam sobie, że los jest naprawdę złośliwy, tworząc ją na moje podobieństwo. Wzrost jednakowy, oczy (a przyjrzałam się dobrze) tak samo niebieskie i figura (to już okrutne) taka sama. Włosy jedynie miała jaśniejsze — ciemny blond kontra moja wyblakła czerń. Wskoczyła do wody jako pierwsza. Dosłownie.

— Jezu… — powiedziałam, powoli wchodząc. — Nie wolno tak robić. Sąsiadów zalejesz.

Milczała.

Minutę-dwie poświęciłam na wykład na temat używania gąbki, kolejną mówiłam o szamponie, a potem przez kwadrans próbowałam ją powstrzymać przed zjedzeniem gumowej kaczuszki i podrażnieniem sobie oczu.

W końcu oparłam się, rozciągnęłam ręce na zimnej porcelanie i wyprostowałam nogi. Leżałyśmy tak naprzeciw siebie jak dwie krople wody. W wodzie…

— A wiesz, że to ja cię sobie zażyczyłam? Zupełnie nieodpowiedzialnie, bez zastanowienia. I puf — oto jesteś. To trochę okrutne. Byłaś psem, a ja cię zmieniłam, choć wcale nie chciałam i ty pewnie też…

— Nie żałuję…

Spojrzała na mnie z oczami pełnymi pewności.

— Naprawdę? Przecież taka zmiana to szok. Zupełny. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czujesz.

— Nie żałuję — powtórzyła jakby z większą mocą. — Jestem twoja, mam panią, jestem szczęśliwa.

— Ludziom tyle do szczęścia nie wystarczy…

— Ale mnie tak.

Cóż, może jednak się niepotrzebnie martwiłam i z nią nie było wcale tak źle. Może to nie było moje życzenie, a jej? Przecież chyba pies też możesz marzyć i prosić, prawda?

— Nie powinnaś mieć psiego ogona? Uszu?

— Miałam.

— Nie rozumiem.

— Odpadły.

— Po drodze?

Przytaknęła.

— Jezu… — złapałam się za głowę.

 

***

Tajemnicy przerażenia mamy i poprzedniej pani dotychczas nie odgadłam, ale niezbyt się tym przejmuję. Alicja jest ze mną i no… tyle. Oczywiście w końcu zaciągnęłam ją do szkoły i sypały się pytania.

— Siostra?

— Kuzynka?

— Dziewczyna? Ach, co ja mówię, jasne że nie. Prawda!?

— Ale jak to? Nie było jej, a teraz jest?

— Z sierocińca?

— Z zagranicy?

— A kim ona jest?

Strasznie mnie to męczyło. Alicja chyba to zauważała, choć z pewnością trudno jej było zrozumieć moje uczucia.

— Serce. Jestem serce — powiedziała pewnego razu i już nikt więcej nie pytał.

„Serce”. Ale moje, jej, z chłodni? Albo „źródło miłości”, w takim znaczeniu. Nie zastanawiałam się nad tym długo. Niech mówi, co chce. Ja jej wierzę.

Następne częściLBnP 46 - Meeting w remizie

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Garść 31.08.2021
    Znakomite.
    Na więcej niż pięć!
  • Pan Buczybór 31.08.2021
    o, naprawdę? Dziękuję
  • Bajkopisarz 03.09.2021
    Świetny pomysł na opowiadanie. Bardzo ciekawie to wygląda, co by było, gdyby pies faktycznie przemienił się na ludzkie podobieństwo. Mogłoby to właśnie tak wyglądać. No i co z tym począć? Początkowo to jest wszystko pięknie, ładnie, ale kiedy pojawi się za dużo pytań. Na końcu je nawet zadajesz, ale urywasz bez konkretnej odpowiedzi. Bo tak właściwie to nie ma odpowiedzi na taką sytuację…
    W każdym razie bardzo wciągająca historia.
  • Pan Buczybór 04.09.2021
    cóż, pytania i urywanie to chyba już stała część wielu moich opowiadań i nawet już z tym nie walczę xd. Dziękuję za pozytywny komentarz
  • Witamy w Bitwie! Powodzenia i dobrej zabawy.

    Literkowa
  • Popraw nr na 44
  • I wklej link na Forum :)
  • Oj to nie tutaj miało być o linku!
  • kigja 07.09.2021
    To opko też przeczytałam na świeżo.
    I od razu skojarzył mi się film Człowiek pies z 2005 roku.
    I taka refleksja, że uczłowieczamy zwierzęta i zezwierzęcamy ludzi.

    Na moim dawnym osiedlu, bardzo dawno temu, mieszkało małżeństwo z psem.
    Wielki, czarny sznaucer. Wycierali mu dupkę. A na imię miał Wojtek.
    Nigdy go nie zapomnę, bo raz na mnie skoczył z tyłu. Był większy ode mnie, byłam przerażoną młoda nastolatką (11-13 lat).

    Opowiadanie chyba z kategorii bizarro, bo dziwne. Ale ok.
  • Pan Buczybór 08.09.2021
    Dziękuję za komentarz i refleksje. A bizzaro to raczej nie jest - bardziej obyczajówka z elementami dziwacznymi :)
  • Tak się zastanawiam po lekturze tego opowiadania, ile naszych domowych zwierząt uważa się za ludzi? Przecież należą do „ludzkiego stada” i mają z nami dużo więcej do czynienia niż z przedstawicielami własnego gatunku, chociaż tutaj pomysł jest zaskakujący i naprawdę nietuzinkowy.

    Opowiadanie znakomite, to określenie padło już wyżej ale nie ma w nim przesady.
    Tekst dopracowany, nie znalazłem ani jednej literówki, a może po prostu tak wciągnęła mnie Twoja historia?
    Dopiero moj pierwszy przeczytany tekst tej bitwy, ale to jest na pewno mocny kandydat do podium, jeśli nie do pierwszego miejsca.
    Pozdrawiam!
  • Pan Buczybór 08.09.2021
    Dziękuję za tak pozytywny odbiór. A literówek pewnie nie ma, ale interpunkcja... No, ktoś mądrzejszy by musiał się przyjrzeć :)
  • Rozpoczynamy Głosowanie. Zapraszamy na Forum:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Autorze, czytaj i pozostaw komentarz i nagródź według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
    Głosowanie potrwa do 26 września /niedziela/ godz. 23:59
    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Akwadar 22.09.2021
    Przegadany a ciekawy... niedopracowany a ważki... prosty a frapujący... Nie wiem, co napisać...
    Panie B masz skłonności filozoficzne?
  • Pan Buczybór 22.09.2021
    skłonności filozoficzne zależnie od humoru. Zazwyczaj myślę w prostszych kategoriach
  • Pasja 26.09.2021
    Często uczłowieczamy zwierzęta nadając im ludzkie imiona. Ciekawe ujęte marzenie l po części spełnione. Piesek w ludzkiej postaci i siostra dla jedynaczki.

    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 26.09.2021
    dziękuję za komentarz. Pozdrawiam również
  • Tylko do połnocy głosujemy. Zapraszamy!
  • Dekaos Dondi 26.09.2021
    Panie Buczyborze↔Jeno scenariusz napisz, producenta i reżysera, z odpowiednim talentem znajdź i byłby film.
    Bardzo ciekawy pomysł. Jeno technicznie, bym podzielił tekst na kawałki, by się nie zlewało:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Agata Durka 22.10.2021
    A jakby to był kot??? Podkradam pomysł
  • Pan Buczybór 22.10.2021
    A proszę bardzo. Z kotem może równie ciekawe

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania