Mielenie jęzorem

Niejednokrotnie, prawdopodobnie każdemu z nas zdarza się w czasie spotkania towarzyskiego albo w pracy powiedzieć coś z chęci poprawienia panującego w tym momencie nastroju, lub wyrażenia grzecznościowego komplementu. Zazwyczaj mówiący nie oczekuje na zbyt poważne potraktowanie jego słów oraz usłyszenia na nie odpowiedzi, czyli ot tak dla rozrywki i wywołania uśmiechu na ustach.

W firmie przepracowałem prawie rok, kiedy została przyjęta, początkowo na staż, a później na etat w podobnym do mojego wieku dziewczyna wyjątkowo poważna. Pozostali współpracownicy wyraźnie byli jej sposobem bycia zaskoczeni, ponieważ zwyczajowo spodziewali się po młodej osobie bardziej młodzieńczego podchodzenia do życia. Przyczyna takiej postawy z jakiegoś powodu w niej tkwiła i nikt nie ośmielił się, a zwłaszcza męska część zespołu zapytać ją o to. Oczywiście nie byliśmy zimni, cyniczni i nie było nam obojętne czy poza pracą dobrze nam się układa. Jednak zakaz wydany przez szefa, dotyczący poruszania tematów niezwiązanych z pracą, szczególnie przy rozmowach z kobietami, mógł i kilka razy skutkował wypowiedzeniem. Nikogo przynajmniej w naszej firmie nie dziwiły takie sankcje, ponieważ kilka lat temu stażystka po odbytym stażu, kiedy nie otrzymała zatrudnienia, wtedy oskarżyła szefa o molestowanie i napaść seksualną. Straszna zrobiła się z tego afera i z pewnością poniósłby karę i firma by padła, jednak uratowało go to, co miało mu zaszkodzić. Ktoś ze szpiegostwa przemysłowego chcąc przejąć nową technologię w jego biurze zainstalował kamery i podsłuch. Kiedy policja po zgłoszeniu przestępstwa przez poszkodowaną, przystąpiła z nakazem prokuratorskim do przeszukiwania miejsca przestępstwa oprócz guzików i rozerwanych ogniw ze złotego łańcuszka ofiary napaści odkryła sprzęt monitorujący i zabezpieczyła nagrania. Wtedy po sprawdzeniu zarejestrowanego materiału sprawa się wyjaśniła i dochodzenie umorzono. Radość szefa nie trwała długo, zaledwie kilka miesięcy, do czasu zatrudnienia, jako kierownika działu swojego kolegi ze studiów. Stanowisko kierownicze i biuro zdaniem jednej z pań jej się należało, więc jak nie otrzymała tego, co chciała oskarżyła szefa o mobing. Dowodem w sądzie były tylko jego i jej słowa, a że miała lepszych prawników, to musiał zapłacić spore odszkodowanie.

Wtedy po wyroku atmosfera w firmie uległa mocnemu ochłodzeniu, już nikt nie umawiał się głośno z kimś po pracy na mecz lub obiad czy na kielicha, tylko cicho sms-ami. Nawet nie wolno było do takiego celu wykorzystywać sprzętu firmowego. Rozmowy szefa z mniej zaufanymi pracownikami odbywały się w towarzystwie innych osób z zespołu. Droga awansu została utrudniona i usiana kolcami. Jednak po pewnym czasie nauczyliśmy się z tym żyć i atmosfera nie miała już takiego wielkiego wpływu na pracę, jak w pierwszych dniach wprowadzenia zasad za pośrednictwem regulaminu pracy, który każdy musiał podpisać.

Największa swoboda panowała w pokoju socjalnym podczas przerwy śniadaniowej dla wszystkich w jednym czasie, tam dopuszczane były niewinne żarty i grzecznościowe pytania. Starszym stażem pracownikom bardzo brakowało wcześniejszych śniadanek i ich atmosfery, lecz my młodsi patrzyliśmy na takie podejście z innej perspektywy.

Właśnie podczas drugiego posiłku zapanował zwyczaj, że osoba, która w tym dniu lub wcześniej albo później ma urodziny częstuje przyniesionym do pracy ciastem. Pozostali wznosili nim toast i obywało się bez przytulania, uścisków, prezentu oraz kwiatów, ponieważ mogło być to źle zinterpretowane. Podczas jedzenia można było i wypadało wyrazić głośno opinię o smaku.

Zazwyczaj podawane było ciasto z cukierni i w tym przypadku pochwały należały się jedynie cukiernikowi. Jednak zdarzały się wyjątki, wypieki były domowego wyrobu i one wyraźnie różniły się smakiem od kupowanych. Własnoręcznie wyjątkowo rzadko, kto dzisiaj piecze i zazwyczaj wyręcza się kimś z rodziny, lecz koleżanka do takich osób nie należała. Doniosłość chwili podkreśliła z uśmiechem mówiąc.

- Upiekłam takiego gnieciucha i mam nadzieję, że będzie nietrujący.

Otrzymałem swoją porcję na papierowym talerzyku i spróbowałem. Istne niebo w gębie, a ta nazywa takie delicje gnieciuchem, dlatego postanowiłem zrewanżować się słowami.

- Jeżeli takie smakołyki potrafisz robić, to zapamiętaj, że w zmian za nie oferuję w moim mieszkaniu własny pokój z wolnym dostępem do kuchni.

Więcej nie ośmieliłem się powiedzieć z uwagi na obecność szefa i żeby przypadkiem nie podpaść pod któryś z licznych paragrafów regulaminu pracy. Skromny komplement ofiarodawczyni ciasteczka musiał wystarczyć i po wyrazie jej twarzy dostrzegłem, że go docenia.

Minęło kilka lat od pierwszego poczęstunku, lecz każdego roku przy okazji jej urodzin mówiłem podobne słowa. Nawet przyniosły one pewien efekt w postaci pojawiania się na stole przy takich okazjach domowych ciast, dostarczanych przez innych. Jednak nikt nie był w stanie jej dorównać i pomyśleć, że niczym z tłumu niewyróżniająca się osoba potrafi tak piec.

W sobotni, późny wieczór odezwał się gong umieszczony przy drzwiach wejściowych. Byłem pewny, że dzwoni była partnerka, która wróciła po resztę rzeczy z naszego mieszkania, wcześniej przy wyprowadzce zakwalifikowanych przez nią, jako śmieci. Kluczy swoich już nie miała, ponieważ rzuciła nimi w moją twarz zanim zatrzasnęła za sobą drzwi. Błyskawicznie doprowadziłem się do porządku, żeby nie zauważyła, jak bardzo przeżywam nasze rozstanie.

Otwarłem drzwi wejściowe i zamarłem z wrażenia. Przed nimi stała z bagażami koleżanka z pracy z twarzą opuchniętą od płaczu.

- Nie mam gdzie się podziać, czy twoje zaproszenie jest dalej aktualne? – zapytała.

Chciałem odpowiedzieć, że było to zwykłe mieleniem ozorem i nie powinna tego traktować poważnie, lecz wtedy wyszedłbym w pracy na ostatniego dupka, a tego nie chciałem.

- Zapraszam do środka – powiedziałem i odsunąłem się, żeby zrobić jej przejście.

Część bagażu przeniosłem z korytarza wprost do prawie pustego pokoju gościnnego.

- Pomimo spartańskich warunków proszę rozgość się – powiedziałem i dodałem – łazienka jest na lewo, a kuchnia zaraz obok. Czym chata bogata tym rada.

Pozostawiłem ją samą z jej myślami i w drugim pokoju zająłem się zabijaniem czasu w sieci. Minęły jakieś dwie godziny, gdy postanowiłem zaparzyć sobie herbaty, podszedłem do drzwi pokoju, w jakim przebywał gość i zapukałem, mówiąc.

- Idę do kuchni zaparzyć herbatę, zrobić i dla ciebie?

- Nie dziękuję - usłyszałem zapłakany głos.

W niedzielny ranek obudziłem się i usłyszałem ciche krzątanie w kuchni, jaki czort, pomyślałem. Dopiero po chwili przypomniałem o waletującej u mnie koleżance z pracy. Musiałem wstać i skorzystać z toalety, lecz powstrzymałem odruch, ponieważ nie wypadało przy obcej babie paradować w gaciach. Cholera pomyślałem sobie, muszę koniecznie znaleźć upchany gdzieś w szafie na półce szlafrok i przystąpiłem do szukania zagubionej rzeczy z potrzeby chwili.

Prosto z łazienki udałem się do kuchni wystrojony w szlafrok i w momencie wejścia do pomieszczenia powiedziałem.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry – odpowiedziała koleżanka odwracając się do mnie twarzą i dodała – musiałam czymś zając ręce, więc zrobiłam ci śniadanie, mam nadzieje, że będzie smakować.

Widok apetycznie wyglądających kanapek przyciągnął mój wzrok jak magnes. Chciałem podziękować za śniadanie, ponieważ, od kiedy wyprowadziłem się z domu rodzinnego nigdy nikt nie przyszykował mi własnoręcznie posiłku, a od tego czasu minęło ładnych parę lat. Uniosłem oczy, spojrzałem na koleżankę i zaniemówiłem. Wyglądała inaczej jak zazwyczaj, znacznie bardziej atrakcyjnie, określiłbym pięknie. Już chciałem jej o tym powiedzieć, lecz przyzwyczajenie nabyte w pracy mnie powstrzymało i z moich ust wydostało jedynie coś niezrozumiałego przypominającego bardziej beczenie barana niż ludzką mowę.

- Stało się coś? – zapytała.

- Chciałem powiedzieć tobie komplement, lecz nie przeszedł mi przez gardło.

- Skłamać chciałeś?

Czym bardziej starałem się wyjaśnić i nie używać bezpośrednich słów, tym więcej się pogrążałem. Zaczynałem zachowywać się jak uczniak wywołany do tablicy, który się nie przygotował. Powoli wspierając się na przemian, przełamywaliśmy bariery narzucone przez innych i nawiązywaliśmy dialog. Wyjątkowo pomocne w rozpoczęciu prywatnych relacji okazało się wspólnie jedzone śniadanie. Już po posiłku siedząc przy kawie znaleźliśmy pierwszy łączący nas problem, który powstał w naszych wcześniejszych związkach partnerskich. Ona po kilku latach wspólnego zamieszkiwania z facetem musiała natychmiast opuścić mieszkanie i zamieszkać na ulicy, ponieważ jej partner był właścicielem lokalu. Natomiast ja w bardzo na początku podobnej sytuacji, zostałem w prawie pustym mieszkaniu ze sporym kredytem i z dużymi ratami.

W poniedziałkowy ranek razem wychodziliśmy do pracy, ona szara myszka, a ja zasuszony sztywniak, lecz z przyrzeczeniem, że po pracy znowu będziemy sobą.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Felicjanna 16.02.2018
    Naciągane to trochę i takie, no harleqinowskie. Ale ja, cóż, jestem bardzo uprzedzona do narracji tego typu. Czyli: ja, mnie się to przydarzyło. Tak i historyjkę trudno mi kupić.
    Ty na pewno facet jesteś?
    Pozrówka
  • Bożena Joanna 16.02.2018
    Sympatycznie się zaczyna. Czekam na cd. Pozdrowienia!
  • Pasja 17.02.2018
    Fajnie, spokojnie i takie życiowe. Czy opalanie jest szkodliwe? Pewnie, nie do czasu jak się nie zaczyna obrażać lub wchodzić w sfery intymne. Komplement dobrze podany jaK najbardziej. Tylko, żeby nie był przebarwiony. Dobrze, że dziewczyna wyprowadziła się przed wprowadzką. Nie byłoby tak wesoło.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Dużo opisów, troszkę więcej dialogów ożywiłoby akcję chyba. Jestem na tak :) Dobry początek do większego opka :)
  • KarolaKorman 23.02.2018
    Czyli zakręciłeś się w zeznaniach, jak dostrzegłeś, że koleżanka, to całkiem fajna kurka domowa :)
    Ciekawa jestem, co będzie dalej, ale przeczytam dopiero wieczorem. Za tę część zostawiam 5, pozdrawiam :)
  • Kim 26.02.2018
    Nie lubię pierwszosobówki i podpinam się pod kom Felicjanny. Niby tekst napisany poprawnie, historia jakaś idzie, ale takie romansidłowe romansidło z tego powoli wychodzi. Zobaczymy co dalej. Rzucę okiem.
    Pozdrawiam
  • Enchanteuse 02.04.2018
    '- Upiekłam takiego gnieciucha i mam nadzieję, że będzie nietrujący.' - trochę dziwnie to brzmi. Może "mam nadzieję, że się nie otrujecie"

    "(...)że dzwoni była partnerka, która wróciła po resztę rzeczy z naszego mieszkania, wcześniej przy wyprowadzce zakwalifikowanych przez nią, jako śmieci" - niepotrzebny przecinek przed "jako"

    Powiem Ci, że jakiś czas miałam oko na to opko i ogólnie na Ciebie jako autorkę. No i jestem, korzystając z chwili wolnego. Nie żałuję. Pierwsza część zapowiada się ciekawie. Jak jeszcze wyszarpnę chwilkę z napiętego grafiku to wiedz, że wpadnę.


    Pozdrawiam świątecznie :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania