Poprzednie częściMielenie jęzorem

Mielenie jęzorem – kontynuacja 2

Kiedy to powiedziałem podszedłem do niej i pomogłem wstać, uważając na porozrzucane resztki szklanki. Dostrzegłem, że skaleczyła się niegroźnie w nogę, obok kolana. Odruchowo posadziłem ją na postawionym krześle i przyniosłem środki opatrunkowe z rowerowej apteczki, którą jak nie jeżdżę trzymam w domu. Chciałem przemyć ranę i założyć opatrunek, lecz wolała zrobić to sama. Otrzymałem trochę wolnego czasu, więc szybko posprzątałem i starłem resztki wody z podłogi, pozostała cześć zdążyła wsiąknąć w jej ubranie. Tym razem nie nalewałem świeżej wody do czystej szklanki tylko otworzyłem małą plastikową butelkę mineralnej i wcisnąłem ją w jej rękę. Następnie wyrzuciłem jedzenie z talerza do kosza, na którym ucztowała mucha, wstawiłem brudny talerz do zlewozmywaka i przyszykowałem nowe danie, tym razem bardziej kaloryczne. Natychmiast odsunąłem się jak tylko podałem posiłek, zostawiając jej wolną przestrzeń osobistą i poszedłem z nowym piwem na balkon.

Ciężko mi było zrozumieć, sens wypowiedzi o biciu, ponieważ nie istniało w moim światopoglądzie dwudziestego pierwszego wieku, katowanie człowieka i to systematyczne. Skoro rodzic własnego dzieciaka nawet najbardziej wrednego nie może klapsem przywołać do porządku, a tu dorosła kobieta wyskakuje mi z taką rewelacją. Przecież są w tym kraju z pewnością powołane odpowiednie służby, które mają za zadnie ochronę pokrzywdzonych. Musiała pod wpływem doznanego wstrząsu sporo wyolbrzymić przemoc, jakiej doświadczyła, inaczej nie potrafiłem sobie tego, co słyszałem wyjaśnić.

Nastała noc. Było dobrze po dwudziestej drugiej, kiedy komary zachęcone okolicznymi światłami, a zwłaszcza poświatą mojego tabletu, przyleciały na żer. Szykowałem się do zakończenia balkonowego spędzania wieczoru, z obawy, że mi krwi wkrótce zabraknie, kiedy przyszła koleżanka.

- Jestem niewdzięczna skoro do tej pory nie zdobyłam się na odwagę i nie podziękowałam, za gościnę – powiedziała.

- Nic się nie stało, ja też nie potrafię rozmawiać z ludźmi – odpowiedziałem mało precyzyjnie, ponieważ nie wiedziałem, jak powinienem się w takiej sytuacji zachować i w jaki sposób wysłowić. Jedynie kołatało mi się w głowie pytanie zadane w pracy przez Infobrokera.

- Copywriter jak masz na imię? – zapytałem i natychmiast dodałem.

- Pytam prywatnie i nie musisz odpowiadać, jeżeli moje pytanie jest z natury wścibskie albo uznasz za nieodpowiednie.

- Mam na imię Halszka i możesz się zwracać do mnie po imieniu.

Ciepło ze strachu mi się zrobiło jak pomyślałem sobie, jaką spowodowałbym reakcję w firmie gdybym przypadkiem zwrócił się do niej po imieniu.

- Dobrze, że jest takie dziwne i szybko nie zapamiętam. Moje niestety nie jest takie egzotyczne, Konrad raczej jest pospolitym imieniem, nigdy go nie lubiłem i nie rozumiem rodziców, czym się kierowali jak mi je nadali. Może jedno drugiemu chciało zrobić na złość i wyładowali sie na dziecku zapisując przez C. Zaraz po przyjeździe ze Szwecji dla wygody posługuję się K i nie muszę nikomu tłumaczyć.

- Od dawna jesteś w Polsce?

- Przyjechałem razem z kierownictwem filii i jestem od początku, prawie rok wcześniej jak przyszłaś do pracy.

- Nie tęsknisz za rodziną i krajem?

- Zostałem wychowany w idealnym związku partnerskim, niezależnych finansowo ludzi, wspieranych przez państwo, których powinna łączyć tylko więź emocjonalna. Szwedzka teoria miłości mówiąca o tym, że wszystkie autentyczne relacje powinny opierać się na pełnej niezależności od partnera, tylko częściowo się sprawdziła, ponieważ skazała ludzi na samotność, przez długotrwałe unikanie bliskości. Dlatego nie mam, za kim tęsknić. Już we wczesnym dzieciństwie matka uniemożliwiła mi kontakt z ojcem i za to jej nie cierpię, a jego nie znam. Jednak jak się przekonałem na obczyźnie, najbardziej brakujemy mi państwa socjalnego. Przyjeżdżając do kraju europejskiego myślałem, że jest, choć trochę podobny do mojego, lecz będąc tu przekonałem się jak bardzo się różni. Tutaj nie ma nic pewnego i konsekwentnie realizowanego, z wyjątkiem skłócania ze sobą ludzi. Pozostanę, bo kocham imprezy w gronie najbliższych przyjaciół, którzy są pomimo wielu codziennych problemów uśmiechnięci i potrafią cieszyć się życiem.

- Nie masz partnerki?

- Miałem już kilka, lecz będąc razem po pewnym czasie oboje czuliśmy się sobą rozczarowani. Każde z nas chciało czegoś innego i niezmiennie czułem się wykorzystywany. Może, dlatego, że nie potrafiliśmy rozmawiać z sobą szczerze.

- Czy chciałbyś mnie o coś zapytać,? Odpowiem nie kłamiąc, a jeżeli pytanie będzie dla mnie krępujące, lub wyda mi się nieodpowiednie nie powiem nic?

Czułem się troszkę skrępowany, ponieważ zawsze w relacjach z byłymi partnerkami pragnąłem słyszeć prawdę, albo milczenie zamiast kłamstwa.

- Opowiedz mi o przemocy, jakiej doświadczyłaś, ewentualnie zadałaś? – może pytanie nie było prawidłowo sformułowane, lecz kilka razy byłem świadkiem awantur i bójek partnerów, nawet na ulicy.

- Halvara poznałam na zagranicznych praktykach studenckich i mocno się wtedy zdziwiłam, że ktoś z takim imieniem jest Polakiem. Nie tylko był rodakiem to jeszcze jego rodzina była głęboko wierząca i wyznawała tradycyjne zasady rodzinne. Natomiast moja była na wskroś lewicowa, a ojciec zanim się urodziłam zajmował wysokie stanowisko partyjne we władzach komunistycznych. Chciał i pragnął zmiany ustroju, ponieważ dopiero wtedy mógł rozwinąć skrzydła. Niezmiennie byłam ukochaną córeczką i niczego rodzice mi nie zabraniali, prawdopodobnie przez to nie zostałam w pełni przyszykowana do dorosłego życia. Wydawało mi się, że zawsze będzie tak jak jest i mój ukochany się nie zmieni. Rodzice jego i moi byli przeciwni naszemu związkowi, lecz my postanowiliśmy być razem. Dostał mieszkanie po babci i zamieszkaliśmy razem bez ślubu. Ja nie chciałam w kościele, a on w urzędzie stanu cywilnego. Między nami zaczęło się psuć po urodzeniu pierwszej córki i kiedy sprzeciwiłam się chrzcinom. Wtedy uważałam, że nasze dziecko, jak osiągnie pełnoletniość, samo zdecyduje czy chce wyznawać jakąś wiarę, czy być ateistą. Drugim powodem konfliktu była moja odmowa zrezygnowania z pracy i zajęcia się tylko wychowywaniem dziecka. Natomiast ja z uporem domagałam się wspólnej opieki nad dzieckiem. Przyjście na świat kolejnej córki, tylko pogłębiło kryzys w naszym związku. Jednak kolejna ciąża spowodowała prawdziwy kataklizm. Od początku czułam się źle i kilkakrotnie mówiłam o tym partnerowi, lecz on bagatelizował mój stan mówiąc.

- Jak zwykle przesadzasz, na początku z dziewczynkami też czułaś się źle i minęło.

- Tym razem coś jest nie tak i powinnam się zbadać.

Ręką tylko machał i nie chciał na ten temat więcej rozmawiać. Swoimi obawami o ciążę podzieliłam się z rodzicami, ponieważ wydawało mi się, że przy ostatnim badaniu USG lekarz coś przede mną zataił. Oni w przeciwieństwie do partnera bardzo się moim stanem przejęli. Tato nie czekając na możliwość dostania się do naszych specjalistów, najszybciej jak mógł zawiózł mnie do Niemiec na badania w najlepszej klinice, za które zapłacił. Jeszcze tego samego dnia otrzymałam wynik. W płodzie został wykryły zespół Patau. Decyzja mogła być tylko jedna trzeba było usunąć ciążę i lekarze chcieli wykonać zabieg natychmiast. Bardzo byłam diagnozą zmartwiona i nie chciałam podejmować decyzji o aborcji sama. Pragnęłam i oczekiwałam od ojca mojego dziecka wsparcia oraz podjęcia decyzji wspólnie. Wróciłam do domu i pokazałam wyniki badań mojemu ukochanemu, on tylko przelotnie spojrzał na nie i je podarł. Zdenerwowałam się okropnie takim potraktowaniem mnie i krzyknęłam.

- Jak śmiałeś potargać wyniki moich badań!

Wtedy na oczach dzieci zbił mnie po raz pierwszy i wybiegł z domu. Musiał pójść do swoich rodziców, ponieważ po dwóch godzinach przyszli i zabronili mi dokonania aborcji mówiąc.

- Aborcja to morderstwo, co z ciebie za wyrodna matka, że chcesz zabić własne dziecko.

- Moje dziecko jest bardzo chore i chcę jemu oraz sobie zaoszczędzić cierpienia. Ma chorobę genetyczną nazywaną zespołem Patau, powstała na skutek obecności dodatkowego chromosomu trzynaście, który powoduje bardzo poważne nieprawidłowości w wyglądzie jak rozszczep wargi i wadę wzroku oraz wywołuje zaburzenia w obrębie wielu narządów wewnętrznych.

- Kto ci naopowiadał takich bzdur?

- Byłam w klinice w Niemczech i tam przeprowadzono badania płodu. Wróciłam z wynikami, lecz wasz syn je podarł. Proszę to są te strzępy i możecie je jak puzzle poukładać.

Ojciec, Halvara wyrwał mi z rąk resztki, jakie zostały z wyników badań i darł je na drobniutkie kawałeczki. Matka złapała się pod boki i szyderczo wykrzywiając twarz mówiła.

- Jak wierzysz głupim szkopom to jesteś niespełna rozumu. Oni nigdy nie chcieli dobrze dla Polaków, a ty im dajesz wiarę.

Takich ich jeszcze nie widziałam, zachowywali się jak ludzie niecywilizowani, emanowali taką złością, że przestraszyłam się ich.

- Tylko mnie nie bijcie jak wasz syn.

- Mało ci jeszcze wpierdolił powinien więcej, chodź Jasio z kurwą nie ma, co gadać – powiedziała babka moich dzieci, ciągnąc za rękaw męża, w taki sposób wyszli z naszego mieszkania.

Przez dwa dni byłam sama z dziewczynkami. Zajmowałam się nimi i płakałam. Halvar wrócił do domu wieczorem, nawet mnie nie przeprosił za swoje zachowanie, tylko powiedział.

- Bardzo zawiodłem się na tobie, ta mistyfikacja nie udała ci się.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 04.03.2018
    Wiesz zawsze zastanawia mnie głupota takich ludzi, którzy poza czubek swojego nosa nic nie postrzegają. Ukazałeś problem kobiety tak bardzo znany dzisiaj. Hipokryzja i brak szacunku dla drugiej osoby.
    My kobiety też jesteśmy pewnie winne, bo dajemy się wykorzystywać i pozostajemy w takim toksycznym związku, myśląc, że się zmieni.
    Czekam na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam
  • "- Jak śmiałeś potargać wyniki moich badań!" - "potargać" kojarzy mi się z włosami, nie miało być porwać?

    Dla mnie taki związek który tu przedstawia bohaterka, powinien skończyć się nim się w ogóle zaczął.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania