Poprzednie częściMielenie jęzorem

Mielenie jęzorem – kontynuacja

Pracę rozpocząłem z samego rana, jak każdego dnia, a że był to poniedziałek, więc zwyczajowo więcej papierów niż zwykle zalegało na moim biurku. Poranną kawę postawiłem jak najdalej, na wyciągnięcie ręki, od sprzętu elektronicznego i stosu makulatury, żeby niczego przypadkiem nie zalać. Część korespondencji, nienależącą do mnie, w pierwszej kolejności odkładałem na bok. Kolporter ulotek, któremu dodatkowo wciśnięto roznoszenie poczty rewanżował się złośliwie jak mógł wszystkim będącym na tym samym szczeblu zatrudnienia, wykonując swoje nowe obowiązki wyjątkowo niechlujnie. Jednak dla wyżej umiejscowionych w służbowej hierarchii był zawsze bardzo miły i uczynny, dzięki niemu wiedzieli, co w „trawie piszczy”.

Spory stosik korespondencji, jaki zebrałem, poukładałem jak listonosz i kolejno roznosiłem. Boks Infobrokera było drugim w kolejności, do którego wchodziłem.

- Dzień dobry – powiedziałem głośno i wyraźnie przy wręczaniu korespondencji, ponieważ nasz Infobroker jest zaufanym szefa i nie tylko zajmuje się profesjonalnym pozyskiwaniem informacji na zlecenie, lecz jeszcze wie o całym zespole prawdopodobnie wszystko.

- Cześć – odpowiedział unosząc głowę by popatrzeć na mnie.

Niezmiennie do tej pory, odbierał papiery i dorzucał je do sporego stosu, jaki zalegał zawsze jego biurko. Jednak w tym dniu postąpił inaczej, popatrzył na mnie wnikliwie i zapytał.

- Słuchaj, nie wiesz przypadkiem, dlaczego nasza Copywriter dzisiaj wygląda inaczej?

Kiedy to powiedział zamurowało mnie, ponieważ mówił o koleżance, którą gościłem przez weekend. Momentalnie poczułem zagrożenie i w mojej głowie narodził się natychmiast niepokój, czyżby wiedział o tym, a może tylko ma kogoś swojego do pisania tekstów reklamowych i chce się jej pozbyć. Wyjątkowo tym razem, przy pytaniach tego typu, nie musiałem udawać zaskoczonego. Popatrzyłem wysoko, teatralnie dookoła ponad ścianami boksów i dostrzegłem waletującą u mnie koleżankę. Faktycznie szła inaczej niż zwykle i sylwetkę miała bardziej wyprostowaną. Komuś, kto nie zna mowy ciała zobaczenie różnicy w postawie w zależności od nastroju wydaje się nie możliwe, jednak zapewniam, że zawsze coś takiego widać. Dlatego musiałem udać głupiego i mało zainteresowanego nią.

- Pewnie kupiła sobie nowe buty, albo ubrała coś za ciasnego – odpowiedziałem i chciałem wyjść, żeby nie dać pretekstu do kolejnych pytań.

- Merchandiser jak ona ma na imię? - jednak zapytał mnie.

- Nie wiem – zgodnie z prawdą odpowiedziałem.

Wydawał się zaskoczony mówiąc – naprawdę - kolejne pytanie dzisiaj, na które nie znam odpowiedzi. Prawdopodobnie w innej firmie w ten sposób mogłaby odpowiedzieć jedynie osoba niedawno zatrudniona, a nie ktoś, kto przepracował kilka lat. Pomimo, że zajmuję się w zasadzie organizacją ekspozycji produktów na wystawach sklepowych, to dość często przebywam w firmie. Podobnie jak pozostali pracownicy znam wszystkich ze szczebla kierowniczego z imienia i nazwiska, lecz pozostałych już nie. Przypadkiem poznałem imiona dziennikarza, fotoreportera oraz jednej hostessy jak była na promocji i na tym kończy się moja wiedza.

Zbyt długo zwlekałem z pójściem na drugie śniadanie, może obawiałem się, że jak ktoś zobaczy zrobione przez koleżankę i przyniesione przeze mnie kanapki to zacznie zadawać pytania. Kiedy dotarłem do pokoju socjalnego jedyne wolne miejsce było miedzy nielubiącymi się kierownikami. Kiedy usiadłem z lewej strony miałem szefa biura reklamy, a z drugiej brand managera. Naprzeciw mnie siedziała copywriter mając za sąsiadów category managera oraz content managera. Staraliśmy się nie patrzeć na siebie i unikać kontaktu wzrokowego, żeby przypadkiem nie padły jakieś pytania. Obawy nasze okazały się niepotrzebne, ponieważ pozostali jedzący zwracali dziś uwagę na dwa przeciwległe końce wspólnego stołu. Gdzie z jednej strony swój urodzinowy torty postawiła coolhunter, natomiast naprzeciw umieścił przyniesiony przez siebie tort z najlepszej cukierni w mieście nasz przebojowy account executive. Pojedynek na słodkości zapowiadał się całkiem poważny, nawet szef zdawał sobie z tego sprawę i z pewnością sytuację wykorzysta, więc tylko skubał swoją sałatkę, zostawiając miejsce na spore kawałki ciasta. Jeszcze dwa lat temu solenizanci byli małżeństwem, lecz praca w naszej firmie nie wyszła im na dobre, a zwłaszcza dla ich związku. Ciągła presja, aby być najlepszym, walka o zdobywanie jak najwięcej nowych klientów i częste długie wyjazdy, które pochłaniały mnóstwo czasu, zniszczyły ich miłość. Pozostała im tylko nienawiść stale i umiejętnie przez szefostwo podsycana. Urodziny przypadające w tym samym dniu, wcześniej ich połączyły, lecz teraz tak jak wszystko inne dzieliły. Najchętniej odmówiłbym poczęstunku, lecz niestety jak i pozostali nie mogłem tego zrobić.

Bardzo się ucieszyłem, kiedy opuściłem pokój socjalny i jego atmosferę, i w końcu mogłem zająć się swoją pracą. Przynajmniej do tego się nie zmuszałem, lubiłem swoje obowiązki i czułem się wtedy kimś ważnym. Wiele złego można powiedzieć o szefie, że wyciska nas jak cytryny, lecz płaci dobrze i o chętnych do zatrudnienia się u niego nie musi się martwić. Doskonale zdaje sobie sprawę, że praca w Polsce jest opodatkowana w wysokości czterdziestu jeden procent, jak towary luksusowe, stale mi i innym o tym przypomina.

- Sporo mnie kosztujecie i zatrudniam was z dobrego serca. Jak zarobicie na rękę trzy tysiące, to dla państwa wpłacam dodatkowo dwa tysiące siedemdziesiąt osiem złotych. W innym kraju nie ponosiłbym aż takich kosztów.

Wróciłem do domu późno, jak to latem było jeszcze widno. Pootwierałem okna i zacząłem wietrzyć mieszkanie, jedyna z nielicznych okazji do powąchania kwitnących lip rosnących po drugiej stronie ulicy. Zaledwie po kilku dniach wspaniały aromat zniknie na cały rok. Jednak tego wieczoru cieszyłem się z tego, co jest, włączyłem muzykę i nalałem do szklanki coli. Z zamrażarki wyjąłem gotowe danie, na jakie miałem ochotę i po włożeniu do mikrofali po chwili stawiałem gorące na stole. Byłem dawno po posiłku, piłem dla chłody drugie piwo, gdy moja koleżanka wróciła z pracy. Widać było po niej, że jest wykończona, prawdopodobnie najbardziej upałem. Zostawiła buty, laptopa i torebkę w przedpokoju, weszła na bosaka do kuchni, usiadła ciężko na krześle, mówiąc.

- Tylko chwilkę odpocznę

- Coli czy wody? – zapytałem.

- Wody – odpowiedziała.

Z plastikowej butelki nalałem do szklanki wody i postawiłem przy jej ręce.

- Jesteś głodna? – zapytałem.

Nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Byłem w lepszej kondycji, zdążyłem już odpocząć i się najeść. Dlatego wstałem podszedłem do zamrażarki i po otwarciu drzwi zaproponowałem kilka gotowych dań, w jakie się przezornie zaopatrzyłem.

- Obojętnie – odpowiedziała.

Więcej się nie pytałem tylko wyjąłem potrawkę warzywną i po podgrzaniu, jej podałem. Obok położyłem serwetkę a na niej nóż i widelec. Jak na zawołanie przez otwarte okno wleciała opasła mucha. Była gruba i ciężka, lecz uparcie podążała do postawionego na stole talerza. Odruchowo chciałem ją przegonić i dość szybko machnąłem ręką. Owad z mojego odganiania nic sobie nie zrobił i jakby jedzenie należało do niego, wylądował na nim. Natomiast siedząca przy stole koleżanka z pracy w przeciwieństwie do robala zareagowała błyskawicznie i uchyliła się tak bardzo, że spadła z krzesła. Wylewając przy tym wodę i tłukąc o podłogę szklankę.

- Przepraszam nie chciałem ciebie przestraszyć, tylko muchę pragnąłem przegonić – powiedziałem schylając się, żeby pomóc jej wstać z podłogi.

Mój gest zamiast spodziewanej reakcji, wywołał skrajnie odmienną, przynajmniej w mojej ocenie. Kobieta zwinęła się w kłębek, jak przy ataku wściekłego psa. Podkurczyła nogi, rękami chroniła głowę, a ja na ten widok spanikowałem i nie wiedziałem, co mam zrobić. Bałem się jej dotknąć, tylko przyklęknąłem przy jej głowie i mówiłem spokojnym głosem.

- Copywriter nic tobie nie zagraża, tutaj jesteś bezpieczna.

Natomiast w mojej głowie rodziły się lęki – o rany w domu mam wariatkę – i nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po tak dziwnej osobie. Dlatego postanowiłem odejść od niej na bezpieczną odległość. Kiedy odsunąłem się w najdalszy kąt mieszkania i starałem się pociągnąć łyk piwa z butelki zabranej ze stołu, moja ręka mocno drżała. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji i z przerażeniem odkryłem, że to, co się stało mnie przerosło. Dłuższą chwilę oboje trwaliśmy na swoich pozycjach i to ona pierwsza się ruszyła, a ja szykowałem się do ucieczki, myśląc nawet o skoku z balkonu. Usiadła, pośród szkła z rozbitej szklanki, na podłodze popatrzyła dziwnie na mnie, a wtedy powiedziałem.

- Boję się ciebie i najlepiej będzie jak sobie pójdziesz.

- Merchandiser ty się mnie boisz? – zapytała wyraźnie zaskoczona.

- Chyba mi nie powiesz, że twoje zachowanie, które widziałem przed chwilą można zaliczyć do normalnych.

- Nie dziwiłbyś się, gdyby to ciebie bito systematycznie – odpowiedziała i dodała.

- Zaraz sobie pójdę.

- Nie odchodź, zostań, przepraszam, nikt ciebie nie wygania, ja po prostu nie wiedziałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 23.02.2018
    ,,dzięki niemu wiedzieli, co w „trawie piszczy”.'' - czyżby miał duszę każdego listonosza? :)
    Biedna kobieta :( Gdzieś tam widziałam literówkę, ale byłam zaczytana, a teraz nie mogę jej znaleźć.
    Trochę te angielskie tytuły mi nie leżały, ale podejrzewam, że w pewnych kręgach są na porządku dziennym to się nie czepiam. Ciekawa jestem, co będzie dalej z tą znajomością i wspólnym mieszkaniem. Zostawiam 5, pozdrawiam :)
  • Pasja 25.02.2018
    Dzisiaj tak naprawdę nie wiemy nic o współpracownikach. Każdy chroni swój mir. Kiedyś było bardziej rodzinnie.
    Niestety takie odruchy pozostają na zawsze. Dziewczyna dobrze zrobiła, że powiedziała o tym. Jest to pierwszy krok, aby zapomnieć i zacząć żyć bez strachu.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Rany, zwłaszcza te na psychice goją się długo, niektóre nie zabliźniają się nigdy...
    Ciekawa część, zostawiam gwiazdki i pozdrawiam,
  • Kim 26.02.2018
    Przykra sprawa z tą dziewczyną. Czasem chcemy takim ludziom pomóc, ale niejednokrotnie po prostu się nie da. Jak wspomniała pasja, pewne rzeczy zostają do końca.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania