Poprzednie częściNiczego nie żałuję

Niczego nie żałuję 1c

Przejeżdżali Przez Barczewo, to ta miejscowość była taką bramą Warmii, tu właśnie można było się zapomnieć. Wejść w ten gęsty las, zaciągnąć zapachem igliwia i skierować swe kroki w tą uspokajającą toń o szmaragdowej barwie. Nie dziwiła się, że choć ludzie uznawali ten rejon za Polskę „B” to i tak z uczuciem nostalgii spoglądali przy zbieraniu się do wyjazdu. Tu życie płynie jakby w innym wymiarze i to nie tylko ze względu na turystów, biwakowiczów, tu po prostu większość egzystuje na podobnej stopie. Co ambitniejsi, albo jak kto woli zaradniejsi, oddają swe poddasza pod wynajem i dzięki temu mają solidniejsze podstawy budżetowe. Można ich było podciągnąć pod zamożniejszych, taką zaściankową kastrę.

Oglądała te tak przyjemne jej widoki zastanawiając się czy jej towarzysz, choć w części podziela jej zachwyt.

Będzie dla nie Arturem, Ryszard to dobre dla staruszka, miała kilku kolegów których dziadkowie nosili to imię, więc siłą rzeczy nie chciała stawiać go w ich towarzystwie. Nie mogła się powstrzymać by nie wypytywać o kolejne fakty z jego życia, a on cierpliwie bez wyraźnego zainteresowania ujawniał szczegóły. I może właśnie dlatego miała to za coś ekscytującego, bo musiała wykazać się delikatnością by do nich dotrzeć. Nie pociągnęła lawiny poskładanych dni i nocy, które tworzyły jego wizerunek, a robiła tylko wyrwę w świecie Artura Halamy. Urodził się Gyór, jego ojciec wyjechał tam na stypendium w ramach socjalistycznych stosunków partnerskich. Poznał tam Timea Bardolouci, która w połowie była Cyganką. Kształcił się jako chirurg, a ciemnooka Węgierka zwiedzając kolejne z miast stanęła na jego drodze. Po dwóch latach wrócili już obydwoje do Olsztyna, a gdy Artur miał dziesięć lat, matka zapragnęła uciec z miasta w dzikie tereny, jakim były w pięćdziesiątych latach Warmia i Mazury. Jak powiedział, cygańska krew dała znać o sobie. On sam woli jednak Warszawę, łatwiej o klienta, bo jako notariusz musiał wykazać się elastycznością, iść na taki kompromis.

Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że Cesiu właśnie jego miał na myśli mówiąc o krawaciarzu. To jego poznał na obozie sportowym i ta przyjaźń przetrwała do dziś, choć spotykają się sporadycznie. Mimo, że Kikuty dzieli niewielka odległość od Jezioran, to właściwie taka uroczystość jak wesele jest jeszcze w stanie skłonić do spotkania.

- Trenujesz jeszcze? – zapytała.

- Nie te lata.

- Ale pewnie kilku tych zapalonych sportowców będzie na weselu?

- Raczej byłych. Teraz to więcej kibicujemy i się wymądrzamy przed ekranem telewizora.

- Bo w naszym kraju to wszyscy znamy się na piłce i polityce – dokończył Bogdan zaczętą myśl. – Czy ktoś poprze mnie, by stanąć na kufelek piwka.

Nikt nie zareagował. Nie mówiąc o Rafale, który popatrzył na Bogdana jak na wichrzyciela.

- Rysiu, wiesz, że Alka śpiewa? – Rafał postanowił rozruszać konwersację by nikt już nie rzucił żadnej propozycji wstrzymującej jego maszyny.

- No proszę, proszę! – Artur vel Ryszard z nieudawanym zainteresowaniem podsumował tą ciekawostkę.

- Bez przesady – odparła Alicja. – W zasadzie to w kilka sobót karnawału, tak na dansingu.

- Śpiewała z Sipińską – dorzucił Bogdan.

- Boże! Bogdan. Proszę cię – Alicja uderzyła dłonią o kolano, jednocześnie przewracając oczyma. – Mówiłam ci to tyle razy, że ja zaśpiewałam im do kotleta, a ona przyjechała po moim wyjściu, jak już zrobiło się ciemno. Tak więc nawet jej nie widziałam. I zresztą zdarzyło się tak tylko raz, przeważnie śpiewam dla kuracjuszy i z okazji jubileuszu jakiejś firmy.

- Eee, tam – Bogdan machnął ręką, dając do zrozumienia, że on i tak wie swoje.

- Dobrze jej idzie, skoro wciąż jej to proponują – stwierdził autorytatywnie Rafał.

- Sprawdzimy pani Alu, będę pierwszy, który to zaproponuje przy orkiestrze - powiedział Artur, podziwiając okolicę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania