Nikomu ani słowa (cz. I)

PROLOG

 

Boję się gdy wieczorem wracam sama do domu i w moją stronę idzie mężczyzna. Kiedy z ciemności wyłania się sylwetka kobiety wiem, że ona też czuje ulgę na mój widok. Obie miniemy się bez słowa, znacząco spojrzymy na siebie spod, oblepionych tuszem, rzęs i nie stanie się nic złego.

Czuję się bezpiecznie. Czuję między nami niewidoczną nić porozumienia. Obie doskonale wiemy, że o drugiej w nocy, wracając na piechotę słabo oświetlonymi uliczkami miasta, lepiej jest wpaść na siebie niż na grupkę pijanych mężczyzn. Ona niesie zakupy, ja mam torbę wypchaną książkami. Jedno z moich ramion jest nienaturalnie uniesione, aby utrzymać ciężar.

Światła gazowych latarni drżą gdy drobna kobieta o jasnych, piwnych oczach się do mnie zbliża. Szare kamienice pochylają się nad nami zasłaniając niebo, niczym korony drzew w gęstym lesie.

Chcą się nam przyjrzeć. Wyciągają głowy żeby lepiej widzieć. Jest taka godzina, że może zdarzyć się wszystko. Każda z nas może nagle zachować się dziwnie. Rzucić się drugiej do gardła, trącić łokciem, ramieniem albo splunąć drugiej pod nogi.

Spoglądam w niebo. Nie widzę ani gwiazd ani połówki księżyca. Tylko przerażające, coraz wyższe budynki, które teraz wydają mi się być zrobione z gumy.

Mój oddech przyspiesza, nagle czuję się nieswojo. Drobna kobieta z jasnymi oczami jest już obok mnie. Zatrzymuje się kiedy jej źrenice nieśmiało muskają moją twarz.

Owoce i warzywa, które niosła rozsypują się po ziemi. Zielone jabłka, pomarańczowe marchewki, złote gruszki. Wszystko toczy się w swoją stronę, ucieka z materiałowej torby, a ja stoję wpatrzona w pobladłą ze strachu twarz nieznajomej.

Zaniepokojona, oglądam się za siebie. Może coś właśnie wylazło z jednej z kamienic, które wstrzymały oddech i zwęziły się o kilka centymetrów. Lecz nie. Nic za mną nie ma. Cofam się więc o krok. Potem zdecydowanie ruszam w swoją stronę, ale nie mogę. Jej chłodna, delikatna dłoń łapie mnie za przedramię.

- Abrill, to ty? - mówi z niedowierzaniem, a ja prędko się jej wyrywam.

- Przepraszam, proszę mnie puścić.

- Abrill, no co ty?

Znowu mnie łapie. Nie daje za wygraną. Nie wierzy własnym oczom, nie wierzy własnym uszom. Jest uparta. Czegoś ode mnie chce, a ja widzę ją pierwszy raz w życiu. Próbuję się wydostać z żelaznego uścisku. Dochodzi do szamotaniny.

Zbieram więc w sobie siły. Narasta we mnie złość. Ona upada na ziemię. Uderza głową

o chodnik. Wysokie kamienice wydają z siebie niemy krzyk. Mnie paraliżuje przenikliwy chłód. Czuję się jakbym wpadła przez przerębel do lodowatego jeziora.

Światła latarni drżą. Rynny budynków, wpatrzonych w nieruchome ciało kobiety, dyszą. Ja zrywam się do biegu i wiem, że obie wolałybyśmy się dzisiaj nie spotkać. W mojej głowie powtarza się jedno słowo. Śmierć, śmierć, śmierć!

***

 

Mieszkańcy kamieniczek przy ulicy Boskiej dawno nie mieli tak mało do powiedzenia. Ten poranek znacznie różnił się od ich poranków gdy nie działo się zupełnie nic. W momencie kiedy jedna z lokatorek kamienicy o numerze dziewięćdziesiąt dziewięć otworzyła na oścież okno, aby zapalić papierosa, przestrzeń rozdarł rozpaczliwy pisk.

Wtedy poranek stał się odmienny.

Zaraz potem na dworze zgromadzili się wszyscy. Studenci, staruszkowie, dzieciaki, przechodnie, bezdomne psy, bezdomne koty i stadko wiecznie wygłodniałych gołębi. Każdy z nich wpatrywał się ze zdziwieniem w masywne ciało smoka pokryte lśniącą łuską o barwie piwa.

Nikt nie odważył się jednak dotknąć martwego gada. Wszyscy zadawali sobie tylko jedno podstawowe pytanie, skąd on się tutaj wziął? Im dłużej mieszkańcy miasta przyglądali się nietypowym zwłokom, im dłużej dyskutowali o nich między sobą, tym więcej nabierali śmiałości. Byli coraz bliżej ciała, zaczęli wyciągać do niego ręce z czystej ciekawości. Czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Pojawili się nawet pierwsi opryszkowie z ulicznych ganów, którzy zwęszyli okazję na zysk.

W ostatniej chwili pojawiła się żandarmeria. Sześć karych koni wpadło między podekscytowany tłum, odganiając tym samym potencjalnych złodziei od pokaźnego cielska. Charakterystyczny stukot kopyt podsycił nerwową atmosferę.

Czterech postawnych oficerów w granatowych mundurach zsiadło z wierzchowców jako pierwsi. Mężczyźni w opanowany i profesjonalny sposób, zaczęli instruować tkwiących w szoku obywateli, co powinni robić.

– Proszę państwa, proszę zachować spokój i cofnąć się co najmniej o metr – mówił jeden podczas gdy reszta zaczęła zabezpieczać ciało smoka – za chwilę poproszę państwa o złożenie zeznań u oficera Vaidassa... - Mężczyzna przemawiał dalej, gestykulując przy tym zamaszyście rękami. Grupa znajdujących się w wąskiej uliczce gapiów, słuchała go z zapartym tchem.

W tym samym czasie, dwoje pozostałych przedstawicieli żandarmerii bacznie przyglądało się złotołuskiej bestii. Minutę później, kobieta o brązowych, kręconych włosach sięgających połowy szyi, zdecydowała się zsiąść.

Miała na sobie długi, szmaragdowy płaszcz, skórzane rękawiczki oraz brązowe oficerki. Badawczo przyjrzała się martwej gadzinie i chociaż wyglądała na stosunkowo spokojną, w jej głowie zrodziła się prawdziwa plątanina myśli. Zielone tęczówki wodziły po złotych łuskach jak oszalałe, a oddech nieznacznie przyspieszył zdradzając ekscytację.

– Ożeż ty! – towarzyszący kobiecie mężczyzna w schludnym, ciemnym mundurze nie krył swego zdumienia – Myślałem, że one wyginęły. Albo, że w ogóle nie istnieją. Co pani na to? Pani inspektor?

–Kapitanie – mruknęła dyskretnie brunetka, której dłonie oparły się o cielsko gada – zawsze mówiłam, że ma pan ograniczony umysł.

– Za to pani, nad wyraz wybujałą wyobraźnię. - stanął tuż obok niej lecz z obawą malującą się na twarzy. Jakby bestia zaraz miała powstać z martwych.

– Dziwne rzeczy się zdarzają.

Podsumowała szorstko i jak gdyby nigdy nic, zaczęła okrążać smoka w poszukiwaniu jego początku. Gad był dziwnie powyginany oraz posiadał intrygujący kolor. Bardzo rzadki, nawet jak na tak mityczne stworzenie. Doprawdy, złoty smok to unikat.

Po kilku chwilach, dotarła do jego wielkiej czaszki. Do zębów długości szpad, nozdrzy ciemnych i głębokich niczym kominy oraz oczu rozwartych nienaturalnie szeroko.

– Jak można zabić coś takiego Colline? Przecież to bydle jest ogromne. Zajmuje całą ulicę. Dosłownie całą. – kapitanowi sytuacja nie mieściła się w głowie. Nerwowo podkręcał swój siwy wąs i kręcił przecząco głową.

– Powiedziałabym, że nie jest to łatwe, ale nie w tym przypadku – pani inspektor kucnęła przy głowie smoka. Spoglądała na zaschłą krew rozlaną po brukowanej ulicy oraz bezkształtne, mieniące się kryształki, utopione w karmazynie. – Uderzył głową o ziemię.

– Co?

– Walnął łbem o bruk. Ot cała historia. Ktoś musiał go popchnąć. A raczej ją – dodała pospiesznie po czym założyła ręce piersi, marszcząc przy tym rzeczowo brwi. – Ale to i tak dziwne... za proste.

– Ktoś sobie szedł i szturchnął smoka? Przecież jakby padał to wszystkie kamienice dookoła zadrżałaby w posadach!

– Smok – zaczęła cierpliwie Colline – nie zawsze wygląda jak smok. - uniosła dłoń w celu uciszenia wąsatego mężczyzny, który już rozchylił usta, aby wdać się z nią w dyskusję. – Proszę sobie wyobrazić, że te mityczne gady potrafią przybierać formę ludzką. Są przebiegłe, inteligentne i jak pan sam rozumie, doskonale się maskują.

– Czy to znaczy – wzdrygnął się mężczyzna z wąsem – że smokiem może być każdy? Pani? Oficer Dennis? Jeden z tych gapiów?

– Mniej więcej.

– Na Boga... to jak to rozpoznać? – kapitan poczuł się nieswojo. Żył długo. Pełnił swoją służbę solidnie przez trzydzieści lat. Widział wiele rzeczy, często takich, których nie był w stanie sobie wytłumaczyć, ale smok, tak samo jak jednorożec, czy syrena, wydawał mu się być stworzeniem, które istnieje jedynie na kartach książek.

– Na rynku jest wiele talizmanów, które do tego służą, ale nie radziłbym ich kupować nie mając wcześniejszej wiedzy na ich temat. – Zrobiło się lekkie zamieszanie. Gapie znów wpadli w lekki popłoch więc oficerowie znów zaczęli ich uspokajać. Na miejscu pojawiła się specjalna ekipa sztukmistrzów z Katedry Dwudziestej Siódmej Żandarmerii Królewskiej, która miała zająć się transportem gada w bezpieczne miejsce. – Jest dużo podróbek dla oszołomów.

– To skąd wziąć taki talizman?

Colline nie powstrzymała delikatnego uśmiechu. Kapitan Peterson wyglądał na wzburzonego, a nawet lekko wystraszonego co zdarzało mu się ekstremalnie rzadko, a właściwie wcale. Sędziwemu mężczyźnie powoli zaczynał dokuczać wiek. Potrzebował coraz więcej spokoju, nie niespodzianek. Jego umysł został wielokrotnie stratowany. Ciało równie często niszczone przez czynną służbę.

– Trzeba wiedzieć, gdzie szukać – szepnęła tajemniczo pani inspektor po czym niespodziewanie klasnęła w dłonie, rozpraszając tym samym intymny nastrój jaki owładnął przestrzeń – do zobaczenia na posterunku kapitanie. Niech ktoś weźmie mojego konia – kobieta wyciągnęła papierosy z kieszeni płaszcza i skierowała się w stronę centrum miasta.

– A pani nie jedzie? Smok niedługo zostanie przeniesiony i...

– Muszę zebrać myśli.

Przez krótki moment na siebie patrzyli. Bez wyrzutów, bez pretensji ani wyższości. Obydwoje przekazali sobie tym niemym gestem swe zaniepokojenie. Finalnie, Peterson skinął głową na Colline, która zareagowała na to odwróceniem od niego swych ogromniastych oczu. Następnie wsadziła papierosa do ust, zapaliła go, a na koniec wsadziła ręce w kieszenie swego okrycia i ruszyła w swoją stronę.

Zwykle żywiołowa pani inspektor, tego dnia zachowywała się znacznie spokojniej. Normalnie miała raczej mało do roboty. Parzyła kawę na posterunku, uzupełniała raporty, porządkowała biuro, czasem pomogła w jakimś drobnym śledztwie.

Nastała jednak ta rzadka, mało spotykana chwila, gdy jeden z inspektorów Katedry Dwadzieścia Siedem był przydatny. A w tej sytuacji – nawet niezbędny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dimitria 09.11.2016
    Opowiadanie zapowiada się ciekawie i czekam na ciąg dalszy 5 :)
  • Miss Grey 09.11.2016
    Dziękuję, na pewno wstawię :)
  • katharina182 09.11.2016
    To ta historia o smokach będzie? He... niedawno czytałam Talona. Fajna książka. Ciekawe jak Ty poprowadzisz akcję. Zapowiada się całkiem dobrze. Zostawiam 5 i będę czekać na kolejne części.
  • Miss Grey 09.11.2016
    Dziękuję i mam nadzieję, że podołam oczekiwaniom, a smoki na pewno będą się przewijać w tej historii ;)
  • Michał 19.11.2016
    Nawet , nawet trochę takie zwyczajne . Mimo wszystko dobrze skonstruowane w dobrym stylu . Zabieram się za czytanie drugiej części . 5
  • detektyw prawdy 19.11.2016
    kolejny anonimowy troll

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania