POBUDKA *z wcześniejszego życia* 16/ KONIEC
-Uważaj schody.
Rosje wyczuła nogą podwyższenia. W tej chwili Steve złapał ją za rękę i ciągnął wyżej. Ona, mając poczucie bezpieczeństwa, wbiegała na każdy stopień, potykając się. Po ucieczce z pokoju nadal była zmęczona. Ruszyła ręką chłopaka, by zwolnił. Odwrócił się w jej stronę i wysłał pytające spojrzenie. Zobaczył, iż Rosje nie wygląda najlepiej. Stanął w miejscu.
- Gdzie my idziemy? – zapytała.
- Na dach, spróbuj się pośpieszyć, proszę.
Brunetka nie potrzebowała dalszych wyjaśnień. Dalej wędrowali ku górze. Oddychała głęboko i wolno. Dodatkowo bardzo bolały ją łydki. Im byli wyżej, tym robiło się jaśniej. To spowodowało, że każde podwyższenie widziała bardzo dobrze.
W pewnym momencie znaleźli się w miejscu, gdzie schodów już nie było. Rosje spojrzała przez ramię na drogę, którą pokonali. Oszacowała, iż były to około cztery piętra. Znajdowali się w mało estetycznym miejscu, gnijące ściany, potłuczone płytki, niemiły zapach, jednakże Ross postanowiła przeboleć zaistniałą sytuację, bowiem nie to było w tej chwili najważniejsze. Steve ciągnął ją do końca ściany. W rogu stała czarna, metalowa drabina, z której już dawno zszedł lakier, a jego miejsce zastąpiła rdza. Szatyn rękoma przytrzymał konstrukcję, która prowadziła do otworu w suficie. Rosje spojrzała w górę, zobaczyła niebo… To oznaczało, iż są blisko celu.
- Próbuj wejść.
Nastolatka niepewnie zbliżyła się, dłońmi złapała równoległe do siebie rury. Podnosząc prawą nogę, naprzemiennie z lewą stawała na coraz wyższym stopniu. W końcu doszła tak wysoko, że głową wystawała poza budynek. Wdrapała się na sam szczyt. Ogarniało ją ciepłe, świeże powietrze, tęskniła za takim. Lekki wiaterek dodawał uroku. Od razu rozejrzała się wokół. Z dala widziała pola i domy. Typowy wiejski krajobraz. Popatrzyła w dół, Stała na prostym dachu z blachy, ustawionym poziomo. Zrobiła krok w bok, by przyjrzeć się wysokości. Byli, tak jak przypuszczała na czwartym, bądź piątym piętrze. Na szczycie starego więzienia. Około dziesięć metrów od niej walały się butelki i puszki, nie zabrakło stłuczonego szkła.
No, no. Widzę, że dezerterzy niezłą zorganizowali zabawę – pomyślała.
Nim odwróciła się, zobaczyła stojącego za nią chłopaka, który uśmiechał się. Sądząc po jego minie, nie był tu pierwszy raz.
- Co teraz? – zapytała nie ukrywając ciekawości i podniecenia.
Ten nie odpowiedział na jej pytanie. Z kieszeni swych dresów wyjął strzykawkę. Była ona napełniona lekko żółtawym płynem. Wręczył ją dziewczynie.
- Ukradłem go rodzicom. Lek, tylko on pomoże.
Rosje nie wiedziała jak dziękować. W jej oczach błyskawicznie zawitała radość. Uścisnęła swojego wybawcę.
- Jezu, dziękuję! – powiedziała, nieco łamiącym się głosem.
Odeszła kilkanaście metrów, by zrobić to w spokoju.
- To do dzieła, nie będzie boleć! Nakłuj w rękę, tam gdzie pobierają krew.
Nagle za plecami nastolatka coś zaszeleściło. Nie zdążył się odwrócić.
- Do dzieła powiadasz?
Nataniel objął szyję swojego rywala, zaczął ciągnąć jego ciało w dół. Steve nie przewidział takiego ruchu. Upadł na blachy. Zręcznie przeturlał się w bok, unikając pięści napastnika. Jednak bólu nie uniknął. Nat podbiegł do niego i z całej siły, kopnął w brzuch, a następnie w twarz. Widząc cierpiącego, lekko się uśmiechnął. Po czym schylił się do niego i wyszeptał:
- W bohatera się bawisz? Co? Zginiesz marnie, razem z tą szmatą.
- Spierdalaj – odszeptał w pół przytomny.
Rosje siedziała dalej, przez co nie słyszała szamotaniny. Wahała się czy to zrobić. Zawsze miała słabość do igieł. W końcu podjęła decyzję, iż poprosi swojego wybawcę o pomoc. Wstała, po czym odwróciła się, spojrzała w miejsce, na którym wcześniej stał jej rówieśnik. Lecz tam go nie dostrzegła. Błyskawicznie zaczęła szukać jego postaci wzrokiem. To co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. Steve leżał, otoczony czerwoną cieczą. Twarz chłopaka była cała we krwi. W tej chwili Nataniel odwrócił się i spiorunował ją wzrokiem. Stała jak przyklejona do podłoża, nie mogąc się ruszyć. Oddech przyśpieszył. Cały czas patrzyła na rannego, lecz ten nie okazywał znaków życia. Chciała zobaczyć czy oddycha, lecz na jej drodze stał Nat.
- Co ty mu zrobiłeś!? – krzyknęła, ze łzami w oczach.
- To co widzisz. Oddaj to co masz w ręce, słonko.
- Zabiję cię! – powiedziała, wpadając w coraz większą furię.
Od obu chłopaków dzieliło ją około dwadzieścia metrów. Podeszła bliżej.
- Ross, to wszystko było przewidziane
- Kłamiesz…
- Steve zrobi z tobą tak jak z twoją siostrą. Tylko, że jej nie chciał uratować – mówiąc to zaśmiał się.
- Zamknij się, kłamiesz!
Spojrzała na Steva. Tym razem zauważyła, że poruszył ręką. Odetchnęła z ulgą. Zaczekała kilka sekund i zobaczyła, że ten próbuje wstać, by usiąść. W niedługim czasie udało mu się. Lekko dotknął ręką nosa. Ewidentnie przeraził się, widoku krwi.
- Nie kłamię. Nie lubił twojej siostry, wiesz… Kiedyś jak się przyjaźniliśmy to przystawiał się do niej. Ona była mądrzejsza niż ty, odtrąciła go. Gdy okazało się, że zachorowała…
- Mów dalej – Nakazała.
- Jak jego rodzice naszykowali płyn, to on go najzwyczajniej w świecie wylał, zabijając ją! Rozumiesz? A oni mieli pewność, że dostarczył Julicie ten lek!
Rosje z niedowierzaniem popatrzyła na w dalszym ciągu siedzącego chłopaka. Ten spojrzał na nią. Wymienili się spojrzeniami. Steve powiedział najgłośniej jak umiał:
- Ross, to nie tak! – Wziął głęboki oddech. – Przepraszam.
Została kolejny raz skrzywdzona. Obok niej stał chłopak, który chciał odebrać jej lek, a zarazem życie. Natomiast dalej siedział ten, który przyczynił się do śmierci siostry. Nie wiedziała co ma zrobić, komu ufać? A może nikomu?
Coraz bardziej pogrążała się w swoich myślach. Przed oczami ciągle miała słowa Nataniela… Człowiek, który przyniósł lek zabił jej siostrę. Przemyśleniom oczywiście towarzyszyły łzy żalu. Nataniel wykorzystał chwilę, w której Rosje zamyśliła się. Podchodził coraz bliżej.
- Ross, uważaj! – krzyknął Steve.
Nastolatka od razu oprzytomniała. Zaczęła się cofać. Do końca dachu było około dziesięć metrów. Pokonała pięć. Nat w dalszym ciągu zbliżał się. Nieoczekiwanie szatyn wstał z ziemi. W dalszym ciągu zwijał się z bólu, a krew ciekła, lecz postanowił zignorować cierpienie. Zbliżał się do Nataniela.
Posłali sobie zabójcze spojrzenia, po czym stanęli w takiej samej odległości od dziewczyny, tyle, że jeden po prawej stronie, a drugi po lewej.
- Oddaj ten jebany lek! – krzyknął zdenerwowany Nataniel.
- Nataniel, ty to się już nie odzywaj! Jesteś świnią. Chcesz się mnie tylko pozbyć!
- Rosje, chodź do mnie, proszę – powiedział bezsilny Steve.
- Ty również milcz, jesteś taką samą świnią jak on. – Podniosła ton.
Przetarła oczy ręką. Łzy w dalszym ciągu spływały po jej twarzy, zostawiając po sobie mokre smugi. Nieoczekiwanie wstąpił w nią gniew.
- Nataniel, chcesz leku kochanie? – Sarkastycznie rzekła.
Ten nie zareagował. Stał wpatrzony w strzykawkę, którą trzymała .
- Mam dla ciebie zabawę, skoro ci tak zależy, to wyliżesz zaraz tą blachę.
Mówiąc, szybko wycisnęła zawartość strzykawki. Płyn rozprysł się na wszystkie strony. Nataniel prawie wykipiał ze złości. Ona tylko zaśmiała się. Nie był to prawdziwy śmiech. Oznaczał ich wspólną porażkę. Stała wpatrzona w nastolatków. Nat usiadł, po czym zakrył twarz dłońmi, natomiast Steve wytrzeszczył oczy, po czym rzekł:
- Co ty zrobiłaś? Zesłałaś na siebie śmierć!
- Gówno mnie to obchodzi. Odpierdolcie się ode mnie wszyscy – mówiąc to śmiała się.
Było to rzadkie zjawisko, mianowicie na jej twarzy zagościł uśmiech, a towarzyszyły mu łzy. Ciężko zrozumieć i odgadnąć emocje Rosje.
- Zdziro! Zabiłaś nas! – krzyczał, wciąż zdruzgotany Nataniel.
- Bardzo dobrze, ja się ze śmiercią pogodziłam. To tylko i wyłącznie wasza wina – Głęboko odetchnęła, po czym kontynuowała – A teraz perełki żegnam.
Odwróciła się tyłem do znajomych, po czym najnormalniej w świecie zaczęła iść w stronę końca dachu. W dali słyszała przekleństwa Nataniela i krzyki Steva, lecz to nie było już dla niej ważne. Oboje skrzywdzili ją wystarczająco. Bosymi stopami kroczyła dalej. Dzielił ją zaledwie metr od przepaści. Gdy nagle poczuła, że ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Proszę, chodźmy stąd! Rodzice zrobią nowy lek! Proszę, Ross! – Błagalnym tonem powiedział szatyn.
- No to masz, przyda się jak rodzice znajdą lek dla Nataniela, pozdrów ich – mówiąc to, wręczyła mu pustą strzykawkę.
- Rosje to jeszcze nie koniec. Przepraszam za wszystko. - W jego oczach można było dostrzec przezroczyste łzy.
- Dla mnie koniec – wyszeptała śmiejąc się.
Wyrwała się z uścisku chłopaka. Wyskoczyła z dachu, mocno odbijając się nogami. Jej włosy powiewały w wietrze. Dla Rosje była to chwila, w której potrafiła latać. Machała rękoma, lecz nie krzyczała. Spadając popatrzyła w górę, na Steva. Ten upadł na kolana. W tle usłyszała jego krzyk. Lecz w tym momencie nie liczył się. Leciała w dół z coraz większą prędkością. Przed oczami miała całe swoje życie. Pamiętała dosłownie wszystko. Swoją siostrę, rodziców, znajomych. Owa sytuacja trwała zaledwie kilka sekund, a wszystkie wspomnienia przeanalizowała wystarczająco dobrze. Nie żałowała.
Będący na górze Steve patrzył w dół, nie wierząc w to co przed chwilą miało miejsce. W ręku miał strzykawkę. Nataniel podbiegł do niego. Lecz ten już nie zdążył zobaczyć podróży dziewczyny. Usłyszał tylko huk. Na dole leżała Rosje. Jej ciało było ułożone nienaturalnie. Wokół rozpryśnięta krew. Na jej pięknej, a zarazem delikatnej twarzy można było dostrzec uśmiech…
--------------Od Autora--------------
Mam nadzieję, że rozdział podobał się. Tak jak obiecałam, jest długi. Jest mi bardzo przykro, mianowicie ciężko jest kończyć opowiadanie, mając tak cudowne czytelniczki, naprawdę. Każda z was wspierała mnie na tyle, że starczyło mi weny, by skończyć to. Oczywiście w dalszym ciągu będę na opowi, jak i również w dalszym ciągu będę odwiedzać wasze teksty. Błędy mogą się pojawić, a nawet na pewno. Przepraszam za nie. Zachęcam do wyrażania swojej opinii w komentarzach. Ponownie dziękuję, pozdrawiam. Szalo.
Komentarze (71)
Będzie Faize będzie zaraz wstawiam
Dalej, uczucia Rosje (dobrze to napisałam?) były takie płytkie. Raz kocham, raz nie. Czasami czuła nienawiść i miłość w tej samej minucie. A tak ludzie nie robią. W ogóle pokochała chłopaka, którego na oczy nie widziała. Którego się bała itp. Rozumiem zauroczenie, jakąś fascynację, ale bez przesady z tym "prawdziwym uczuciem". Albo bohaterka cierpiała na amnezję, tak? Więc skoro nie pamiętała siostry, to czemu po niej płakała. W ogóle nie znała Steve'a (tak to się odmienia?) i też go pokochała po pięciominutowej rozmowie? Albo twierdziła, że Nataniel to ten jedyny, a chwilę później brzydziła się jego dotyku.
Ten "ośrodek", w którym mieli ją leczyć też był jakiś dziwny, ale zostawmy to.
Więc, naprawdę mi przykro, jeśli Cię uraziłam, ale temu opowiadaniu naprawdę dużo brakowało. Albo ja jestem za wymagająca.
Nie mówię, że było do końca złe i nie ma nadziei, bo takie nie jest. Po prostu za szybko rozegrałaś to w czasie. Gdyby, np. jej uczucia zmieniały w ten sposób, nie co pół godziny, a miesiąc czy tydzień to to opowiadanie byłoby niezłe.
Czegoś zabrakło mi też w postaciach. Były takie trochę nijakie. W ogóle o tym szatynie prawie nic nie wiemy, oprócz kilku jakichś najważniejszych informacji, o Natanielu w sumie tak samo, chociaż częściej opisane było jego zachowanie. Rosje cały czas płakała. Czasami naprawdę bez powodu, ale może miała taka być.
Więc kończąc, bo się rozpisałam, w tym opowiadaniu wszystko stało się za szybko. Zabrakło czasu i jak już napisałam wcześniej takich prawdziwych emocji. Jeśli uraziłam Cię tym komentarzem to wybacz. Napisałam to co myślę i mam nadzieję, że nie zniechęciłam Cię do dalszego pisania, bo masz talent. Po prostu tu, moim zdaniem się potknęłaś. Tyle.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania