Poprzednie częściPrzypadek Martyny

Przypadek Grzegorza

Obudził mnie wyk skamlającego psa. Zrzuciłem z siebie kołdrę ı wyskoczyłem z łózka. Doszedłem do wniosku, że muszę wyjść na dwór i zobaczyć co się dzieje. Lekko zawiało mnie w prawą stronę, wczorajszy alkohol dawał mi się we znaki. Czułem się okropnie. Głowa pękała mi wszarz a ręce drżały. Pies nie przestawał skamlać. Zejście z drugiego piętra, zajęło mi kilka sekund. Na dworze panowała zima a chodnik był zasypany kilku centymetrową warstwą śniegu. Nie bacząc na nic, za główny cel sobie obrałem dotarcie do budy, przy której był uwiązany reks.

— Co jest! Uspokój się! Czemu tak szczekasz! - krzyknąłem do swego pupilka. 5 letni wilczur bardzo wiele dla mnie znaczył. Dostałem go kiedyś od byłej dziewczyny. Z tym psem się wiązały wielkie wspomnienia.

— Grzegorz!

Usłyszałem głos komornika. Pomyślałem sobie ,,czego on tu szuka. Przecież sprawę w sądzie wygrałem ı nic nikomu nie jestem już dłużny.

— Spieprzaj stąd — Krzyknąłem do niego z całych sil jak mogłem. On stanął na przeciw mnie ı zamilkł. Po raz drugi mu powiedziałem, aby stąd poszedł, bo nie ma czego tu szukać. On stal nieruchomo ı wpatrywał się w mojego szalejącego psa.

— Drażnisz mi psa. Nie widzisz tego?

— Widzę, więc idę sobie - Cichym i ochrypłym głosem mi w końcu odpowiedział. Odwrócił się ı skierował się w stronę furtki. Jeszcze na wszelki wypadek odprowadziłem go wzrokiem. Chciałem mieć pewność, że całkowicie opuści teren mej posesji. Nigdy nie lubiłem tego człowieka. Sam reks od razu się uspokoił jak tylko ten gość zszedł mu z widoku. Chyba żaden człowiek na wiosce, go nie dążył sympatią. Nie ma się czemu dziwić! Wbijał ludziom gwoździe do trumny jako komornik. Zwykła hiena była z niego, albo i gorzej. No dobra! Podszedłem do psa ı zacząłem go głaskać.

Minęło kilka chwil a na moim podwórku się pojawił listonosz.

— Dzień dobry Panu

— Dobry, — odpowiedziałem Józefowi, który od ponad dwudziestu lat mi dostarczał korespondencie.

— Straszna tragedia na wiosce! Straszna tragedia!

— Co się stało? — Z wielką ciekawością się zapytałem pracownika poczty polskiej.

— Pan kojarzy tego komornika co mieszka przy lesie?

— Tak, jasne

—To mu tej nocy się dom spalił. Ponoć chaty nie miał ubezpieczonej. Wszystko! Cały dobytek poszedł z dymem.

Na moment zamilkłem. Ogarnęła mnie myśl ,,co szukał komornik u mnie,

— Tu listy dla pana. — Chwyciłem trzy szare koperty ı schowałem je do kieszeni.

listonosz odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Ja stałem nie ruchomo i milczałem. Kiedy, Józef chwycił za klamkę mej furtki, to odważyłem się coś powiedzieć.

— A co się stało. Wiadomo już coś było przyczyna pożaru?

— Podpalenie. Piotr I Paweł Wilczyńscy, ponoć w tym uczestniczyli Szuka ich właśnie policja.

Kiwnąłem głową w geście pożegnania. Listonosz poszedł sobie. Ja wróciłem do domu Usiadłem w przedpokoju na krześle ı złapałem się za głowę. Prawdę mówiąc to, nie pamiętałem dokładnie co się wydarzyli ostatniej nocy. Wiedziałem jednio! Spożywałem alkohol z ludźmi, co właśnie teraz są poszukiwani przez wymiar sprawiedliwości. Czarne myśli zaczęły mnie dręczyć. Czy ja czegoś nie nabroiłem? Może jestem współwiny przestępstwa. Jedno było pewne! Ta sytuacja zwiastowała problemy. Wstałem z krzesła ı ruszyłem w stronę kuchni. Kac mnie męczył , pić mi się chciało . Nalałem z kranu do kubka zimnej wody ı jednym chłyśnięciem opróżniłem całą zawartość naczynia Myśli nie przestawały mnie męczyć. Może coś wczoraj nabroiłem i zaraz przyjdą, po mnie funkcjonariusze policji

Postanowiłem się położyć spać. A niech się dzieje, co się ma dziać. Sen jest dobrym lekarstwem na wszystko. Na drugi dzień, było wszystko jasne. Bracia Wilczyńscy to zrobili w dodatku ukradli komornikowi auto ı rozwali je na drzewie. Ja nic z tym nie miałem wspólnego. Później sobie przypomniałem, że w tam ten owalny dzień, się widziałem z nimi przez moment. Kilka piw z nimi wypiłem.

Bolało mnie serce! Dogłębnie się zastanawiałem nad komornikiem. Niby, człowiek bez skruchy, ale jednak człowiek. Był, na mej posesji. Może potrzebował pomocy a ja go zbeształem. Szkoda mi go później było. Cala wieś o tragedii komornika gadała. Nikt mu nie współczuł. Dla wielu ludzi było to okazja do plotkowania a i jeszcze nie brakowało osób cieszących się z nieszczęścia komornika.

Bracia Wiliczyńscy dostali wyrok 5 lat, pozbawienia wolności. Komornik się wyprowadził ze wsi a Ja zacząłem ostrożnie dobierać kompanów do picia alkoholu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania