Rozdział 5 - Toujours Pur (Harry Potter Fanfiction)

Pomimo późnej godziny Melody nie potrafiła zasnąć. Siedziała na parapecie głaszcząc Chance – swoją nową, małą przyjaciółkę. Z każdym przeciągnięciem palcami po miękkich piórach, dziewczyna odzyskiwała utracony wcześniej humor. Kiedy tylko wróciła do domu została skrzyczana przez Alexa. Była to rutyna, ale każde obraźliwe słowo trafiało głęboko w nastolatkę. Nawet jeśli ta rodzina nie znaczyła dla niej więcej niż nieznajomy mijany na ulicy, to i tak brała wszystko do siebie. Do złego traktowania udało się jej jednak przyzwyczaić. Co roczne wyjazdy do Hogwartu wszystko uspokajały. Harry, Ron i Hermiona zawsze zajmowali jej czas. Potrafili rozmawiać godzinami na błahe tematy, czy to o eseju na transmutację, czy to o największych wrogach. Przy nich nigdy nie myślała o problemach. Sprawiali, że zapominała o najgorszych wspomnieniach. Świadomość posiadania przy sobie takich osób sprawiała, że czuła się lepiej.

Dziewczyna ziewnęła głośno i wspięła się na łóżko, zostawiając Chance, aby ta mogła spokojnie wyruszyć na polowanie. Zostało jej jeszcze kilka godzin zanim musiałaby wstać. Postanowiła wykorzystać ten czas i pozwolić swojemu ciału na odpoczynek. Bo kto chciałby spóźnić się na pociąg do szkoły z powodu zmęczenia? Wystarczyło parę minut i ramiona Morfeusza bardzo mocno trzymały swoją nową zdobycz.

***

Pierwszy dzień września zapowiadał się wyjątkowo dobrze. Słońce świeciło na niebie, dając z siebie wszystko i ogrzewając każdy zakamarek. Ptaki śpiewały znane tylko sobie melodie wypełniając ludzi entuzjazmem. W posiadłości Clive’ów panował nieznany tam dotąd harmider. Domowe skrzaty krzątały się z kąta w kąt, przygotowując posiłek i nosząc walizki piątorocznej już uczennicy Hogwartu. Wszystko tego poranka wydawało się lepsze, ale również szybciej mijało. Najważniejsze było jednak to, że nikt się jeszcze nie kłócił. Alex zachowywał się spokojnie i nawet zdobył się na uśmiech w stronę swojej wychowanki. Melody zapewne pobiła rekord w wysokości unoszenia brwi, ale zapamiętała to jako miłą odskocznię. Nie była tylko pewna, czy zrobił to z czystej życzliwośći, czy niesamowicie cieszył się z jej wyjazdu. Pomimo wszystko niecodziennie spotykało ja coś takiego.

Zanim się obejrzała, stali już przy bagażach i szykowali się do wyjścia. Ekscytacja wypełniała całe ciało nastolatki. Nowy rok nauki nie szykował się jakoś bardzo niesamowicie, ale świadomość spotkania wszystkich tych osób, których nie miała szansy zobaczyć w czasie wakacji, dawała jej dużą garść szczęścia. Będzie mogła w końcu przytulić przyjaciół i omówić całe 2 miesiące rozłąki. Uśmiech przebijał się na jej wargi, gdy myślała o nudnym monologu Hermiony na temat każdej książki przeczytanej przez nią, czy o Ronie, który z mniej więcej w połowie jej wypowiedzi utnie sobie krótką drzemkę, aby zaraz po niej zażarcie opowiadać o quidditchu. Harry włączy się do rozmowy, a Miona oburzona ich ignorancją do nauki, wyciągnie opasłe tomisko, zawierające niezliczoną ilość nowych zaklęć i sztuk magii. Małe rzeczy, które robili wybijały się na szczyt jej myśli i wypełniały Mel jeszcze większym szczęściem.

- Gotowa? – spytała Beth z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem.

- Jak najbardziej – odpowiedziała młodsza i wyciągnęła rękę w jej kierunku. Kobieta złapała ją swoja wypielęgnowaną dłonią, a drugą podała mężowi. W przeciągu kilku sekund znaleźli się na Kings Cross. Alex sięgnął po pierwszy lepszy wózek do bagażu i przelewitował wszystko na niego. Krótko później nie byli na mugolskiego stronie peronu, a znajdowali się na tym magicznym. Peron 9 i 3/4. Tłok był większy niż po zakończeniu roku. Rozpłakani rodzice pierwszorocznych rozpychali się, aby pojawić się jak najbliżej pociągu i pożegnać swoje dzieci. Starsi uczniowie zbierali się w grupach i witali swoich znajomych z roku. Na skórze czuło się podekscytowanie płynące z każdej osoby.

- Melody… - Głos Alexa przywołał nastolatkę na ziemie. Z niechęcią obróciła się do wuja i spojrzała na niego. – Mam nadzieję, że wiesz, czego oczekujemy od ciebie w tym roku szkolnym. Nie przynieś wstydu swojemu, ani naszemu rodowi. – Mężczyzna powiedział to tak sztywno, że Black nie była w stanie nie parsknąć.

- Jasne, postaram się. – Clive spiorunował dziewczynę wzrokiem i poklepał kilka razy po ramieniu, aby w następnej sekundzie ruszyć w kierunku wyjścia z peronu. Elizabeth odetchnęła głośno i tym razem nastała jej kolej na powiedzenie czegoś. Kobieta wyraźnie była się ze swoimi myślami.

- Posłuchaj mnie uważnie, Mel. Wiem, że nie zachowywałam się tak, jak zachowywać powinna się matka. Wiem też, że mnie za nią nie bierzesz, ale nie możesz zatracić siebie. Wszystko w tym roku może poddać cię próbie. Jesteś inteligentną, piękną, młodą czarownicom i nikomu nie pozwól mówić inaczej. Rozumiesz? – Nastolatka zdobyła się tylko na skinięcie. W swoim życiu nie była jeszcze tak zdziwiona. Nie mogła pojąć, czemu Beth mówiła to w tym momencie.

- O jakiej próbie mówisz?

- Gdybym tylko potrafiła odpowiedzieć na to pytanie… Zło zbierało się w naszym świecie od lat. Kiedyś musi ono wybuchnąć i przynieść ze sobą tragiczne skutki. Nie wiem jak i kiedy, ale to przyjdzie. Uważaj na siebie, w porządku? – Kobieta mówiła bardzo szybko, delikatnie rozglądając się na boki. Głos miała zbliżony do szeptu, przez co Melody musiała przybliżyć się do niej nieznacznie.

- Będę ostrożna – zapewniła dziewczyna, lecz w jej głosie słychać było nutkę wahania.

- Pójdę już. Alex pewnie zastanawia się, czemu jeszcze się nie pojawiłam. – Po tych słowach stało się coś jeszcze bardziej niespodziewanego – Elizabeth przytuliła do siebie pannę Black. Mel przez kilka sekund pozostawała bierna, ale już chwilę później odwzajemniła czynność.

Coś w tym roku miało się zmienić. I opiekunka chciała przekazać jej co, ale sama nie posiadała takiej wiedzy. Elizabeth odsunęła się jako pierwsza i nie mówiąc nic więcej, odeszła. Sekundy później zniknęła w tłumie.

Ten rok szkolny zapowiadał się jednak wyjątkowo interesująco.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania