Rozdział 7 - Toujours Pur (Harry Potter Fanfiction)

Pociąg powoli zaczął zwalniać. Większość uczniów wyszła ze swoich przedziałów, a każdy z nich z niepokojem rozglądał się we wszystkie strony, próbując spostrzec, co takiego wywołało zamieszanie. Wkrótce kolejny wybuch zakłócił nikły spokój panujący między i tak spanikowanym tłumem. Po nim nastąpił następny i następny. Melody i Harry spojrzeli na siebie z niepokojem. Nie musieli nic mówić, żeby wiedzieć co myślą. Nie przejmowali się już Malfoyem i nawet nie zauważyli kiedy zniknął. Szybkim krokiem skierowali się z powrotem do pozostałej dwójki przyjaciół. Burzę włosów Hermiony i ogniste kosmyki Rona byli w stanie zobaczyć już z odległości. Korytarze przepełnione zostały dziesiątkami przestraszonych nastolatków, dlatego dostanie się do celu było trudne.

- Co się znowu stało? – spytał Harry, kiedy znaleźli się blisko siebie.

- Coś uderzyło w pociąg. Nie widzieliśmy co, ale oni musieli zobaczyć. – Hermiona wskazała brodą na czarodziejów.

- Hej! – Melody zwróciła do jakiejś dziewczyny, która wyglądała na pierwszo lub drugoroczną i złapała ją za ramię. Ta krzyknęła zaskoczona i odskoczyła. –Spokojnie. Przecież nic ci nie zrobię. Wiesz co w nas uderzyło?

- Oni napadli na pociąg. Postacie w czerni. J... ja muszę iść. Muszę znaleźć siostrę. – I tyle było ją widać. Sekundy później zniknęła gdzieś między wyższymi osobami.

- Śmierciożercy? – spytał Ron ze strachem w głosie. Chłopak lekko się trząsł, nerwowo rozglądając się na boki.

- Nie wiem kto, ale potrzebujemy się stąd wydostać. – Hermiona skinęła głową i ścisnęła mocniej Krzywołapa. Kot strasznie wiercił się w jej ramionach, a brunetka próbowała go uspokoić. Zwierzę nie dawało jednak za wygraną i po chwili uciekało w głąb pociągu.

- Krzywołap, wracaj tutaj! – wykrzyknęła nastolatka i już kierowała się na poszukiwania, lecz szybko się zatrzymała. Naprzeciwko niej znajdował się wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Twarz zakrywała mu srebrna maska z czarnymi zdobieniami. W ręku dzierżył różdżkę , a jej koniec skierował w stojących przed sobą nastolatków. Z ust jednak nie wyszło mu ani jedno zaklęcie. Głowę miał przechyloną na bok. Wyglądał, jakby szczerze zastanawiał się, czy powinien w tym momencie ich unieszkodliwić, czy zostawić w spokoju. Z kolei czworo przyjaciół patrzyło się w niego oczekując na jakikolwiek ruch. Ron otwierał i zamykał usta, przypatrując się postaci z szeroko otwartymi oczyma, Hermiona ściskała ramię Harry'ego, który wyglądał na gotowego do ataku. Melody ostrożnie sięgnęła do tylnej kieszeni. Na jej szczęście mężczyzna nic nie zauważył i spokojnie mogła wyciągnąć różdżkę.

Postać poruszyła się niespokojnie, a zza maski dało się usłyszeć słowa zaklęcia oszałamiającego. Zanim jednak dało mu się skończyć formułkę, mężczyzna wydał z siebie wrzask. Do jego karku przyczepił się wielki, pomarańczowy kocur. Swoje pazury wbił prosto w szyję swojej zdobyczy. Śmierciożerca uderzał dłońmi na oślep, chcąc zrzucić uporczywe zwierzę, ale nie udawało mu się to. Nastolatkowie wykorzystali chwilę nieuwagi i szybko uciekli w przeciwnym kierunku.

- Nie mogę zostawić tak Krzywołapa. On zrobi mu krzywdę – zapłakała Hermiona stawiając opór, kiedy Harry ciągnął ją wzdłuż korytarza. Był on całkowicie opustoszały, nie licząc ich czwórki. Wszędzie na podłodze walały się śmieci i widoczne były ślady pośpiechu, w jakim ludzie ewakuowali się stąd.

- Miona, ten kot przetrwa wszystko. Jest tym, czym powinniśmy przejmować się najmniej.

- Czyli kiedy twój szczur uciekł, miałeś prawo się przejmować?

- To było przed tym, kiedy okazał się mordercą!

- Możecie przestać? – spytała zirytowana Melody. – Mamy większy problem.

Dziewczyna spojrzała przez okno. Po poprzednim pięknym widoku nie było śladu. Niebo pokryło się ciemnymi chmurami. Dookoła pociągu stali przerażeni uczniowie. Pomiędzy nimi krążyły inne postacie pokryte czernią.

- Nie złapali nas jeszcze. Powinniśmy ściągnąć pomoc. Klatki z sowami trzymają na tyłach. Może wyślemy list do ministerstwa lub Dumbledore'a ? – zaproponował Ron.

- Zanim list dotrze miną wieki. Czy nie ma tu kogoś dorosłego?

- Sprzedawczyni jest na zewnątrz razem z resztą, a nauczyciele od dawna są w Hogwarcie. Nikogo innego tu nie będzie.

- Niech to szlag.

- Melody!

- Hermiona!

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale ktoś tu idzie – powiedział Harry ostrym szeptem. Wszystkie głowy odwróciły się w kierunku głosów. Ktoś wyraźnie się kłócił. Nastolatkowie w mgnieniu oka schowali się w najbliższym przedziale, szczelnie zasłaniając okienko. Każde z nich wstrzymało oddech, gdy osoby przechodziły koło nich. Nawet jeśli chcieli zostać nie usłyszani, nie musieli się o nic martwić, ponieważ wrogowie przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Jednak czy to była tylko pozorna myśl? Ron przestępował z nogi na nogę, kiedy natknął się na pustą puszkę po napoju. Aluminium niebezpiecznie zaskrzeczało, powodując, że korytarz wypełniła nagła cisza. Sekundy ciągnęły się, a czworo uczniów oczekiwało na jakikolwiek ruch ze strony Śmierciożerców. Hermiona zdążyła obrzucić rudowłosego nagannym spojrzeniem.

- Myślicie... myślicie, że już odeszli? – spytała Melody. Jej głos był roztrzęsiony. Nie chciała, aby te osoby ich usłyszały. Bała się o swoich przyjaciół i o siebie. Prawdopodobnie zostali ostatnimi osobami w pociągu nie wiadomo co oni planowali zrobić. W głowie dziewczyny panowała burza. Zastanawiała się, czy to jest to o czym mówiła Elizabeth. Jeśli jednak, to czemu nie ostrzegła jej wcześniej i czemu w ogóle to zrobiła. Przez tyle lat traktowała ją jak coś, co nie jest potrzebne. Gdy Alex ja atakował, ona nigdy nie pomogła w żaden sposób. Nie znaczyły dla siebie nic. A dziś było inaczej. Na twarzy kobiety dało się zobaczyć zmartwienie. Ale to nie było coś, o co musiała się martwić w tym momencie. Musieli się stąd wydostać.

- Jest strasznie cicho. – I dokładnie w momencie, w którym Hermiona skończyła to zdanie, drzwi przedziału otworzyły się z hukiem.

- Potter? To on – wyszeptał Śmierciożerca stojący najbliżej drzwi. Pozostała dwójka znajdująca się za nim celowała swoimi różdżkami wprost w twarze młodszych czarodziejów. Nie trzeba było czekać długo zanim zaatakowali. Młodzież nie miała dużego pola do popisu. Znajdowali się w kilku metrach kwadratowych,a aby uchronić się przed zaklęciami, jedyne co mogli zrobić to schylić się. Czerwone promienie trafiły w okno, niszcząc je na drobne kawałeczki. Z zewnątrz rozległy się krzyki zaskoczonych uczniów, którzy nie podziewali się nie skierowanego na nich ataku.

Blondynka nie myślała już o konsekwencjach. Zostali otoczeni przez ludzi. Którzy chcą ich skrzywdzić. To powinno być idealne wyjaśnienie dla ministerstwa, gdyby oskarżyli ją o bezprawne używanie magii, prawda? Pośpiesznie wyciągnęła przed siebie różdżkę i zaatakowała pierwszym zaklęciem jakie przyszło jej do głowy.

- Melody, my nie możemy – wykrzyknęła Hermiona, patrząc na upadających przeciwników.

- Wolisz, żeby to oni z nami skończyli? – Melody irytowało, że jej przyjaciółka jest tak bardzo grzeczna. Stali przed niebezpieczeństwem twarzą w twarz. Ważne było działanie.

- Herm, ona ma racje – powiedział Ron wyciągając swoją różdżkę. – Ci Śmierciożercy się nie zawahają.

Zanim przeciwnicy się podnieśli, Harry, Ron, Hermiona i Melody zdążyli przecisnąć się na korytarz i biegiem podążyli wzdłuż niego. Byli w stanie usłyszeć za sobą kroki. Wkrótce centymetry od ich głów przelatywały zaklęcia. Czarodzieje skutecznie bronili się przed każdym z rzuconych w ich kierunku. Do czasu, gdy jeden z magów trafił w rudzielca. Weasley upadł na ziemię zwijając się z bólu. Pozostała trójka niemal natychmiast zaprzestała biegu i rzuciła uroki na postacie w czerni. Następnie Hermiona pomogła Ronowi stać i truchtem udali się w dół korytarza. Mel i Harry zostali sami z Śmierciożercami, próbując dać trochę czasu na ucieczkę reszcie. Walka pomimo zażartości nie trwała długo, ponieważ wystarczyła chwila nieuwagi i jedyna broń jaką miała dziewczyna poszybowała w stronę wroga.

- Homoperior Terra!*– Z różdżki Śmierciożercy wydobył się następny oślepiający promień, który tym razem pokrył całe ciała nastolatków. Ostatnim co zarejestrowała blondynka, było zaskoczenie budujące się na twarzy Harry'ego. W następnej chwili straciła go z oczu.

Melody czuła jakby jej skóra płonęła, ale nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Ogień nie towarzyszył jej długo. Kilka sekund później ogarnął ją spokój, który nie trwał więcej niż ostatnie uczucie, ponieważ jej plecy uderzyły o coś twardego. Mogła to być ściana pociągu lub podłoga, ale Mel zastanawiało jedno. Czemu pod palcami czuła trawę?

_________________________________

Z łaciny homo – człowiek

Perior - zniknięcie

Terra - ziemia

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania