Straszydło -Rozdział I

Jestem straszydłem. Jestem zła. Przerażam ludzi. Nienawidzą mnie. Nienawidzę swojej mocy, swojego przekleństwa.

Widzę ludzkie tajemnice, wiem czego się boją i co gorsza, potrafię zmaterializować ich strach. Potrafię wykorzystać go przeciwko nim samym.

Moi rodzice twierdzą, że to przywilej, talent, oni sami też to potrafią, czują się z tego dumni. Mój ojciec jest potworem, kocha znęcać się nad słabszymi, a moja matka we wszystkim go popiera. Jestem zakałą rodziny, są w niej same straszydła i budzą postrach w każdym kogo spotkają. To przez te oczy, wyglądają jak płynne złoto, to dzięki nim poznajemy strach, widzimy go wyraźnie. Dlatego na swoim ostatnim posiedzeniu uznali, że muszę iść do szkoły o nazwie Potworna Szkoła w Makabrycznej Wsi, brzmi zachęcająco, prawda? Byłam wściekła, myślałam, że dom nie przeżyje wybuchu mojej złości. Kiedy wpadam w szał nie kontroluje swojego ciała, rzucam różnymi ciężkimi przedmiotami (moi rodzice mają doskonały refleks), gdy to nie przynosi skutku dostaję histerii. Pomimo wszystko mam bardzo przyjazne usposobienie.

Pakując się do nowej szkoły miałam wisielczy nastrój, mama uparła się by mi pomagać.

-Bierzesz tą starą sukienkę? Nadaje się do tylko jednej rzeczy.

Mówiąc to wyrzuciła moją ukochaną sukienkę do śmieci.

-Mamo! -krzyknęłam.

-Co kochanie?

-Idź stąd!

-Muszę ci pomóc, nie masz w ogóle gustu.

-Dziękuję ci bardzo -warknęłam. -Nie chcę tam jechać!

Mama westchnęła ciężko.

-Rozmawiałyśmy już o tym, MUSISZ tam pojechać, polubisz swój dar i wrócisz do domu.

-Nigdy tu nie wrócę- rzuciłam się na łóżko. -Zostanę tam do końca moich żałosnych dni!

-Nie histeryzuj! To ci już nie pomoże!

Przestałam tłuc głową w poduszkę i popatrzyłam żałośnie na matkę.

-Jesteście bez serca, wasze najukochańsze dziecko, oddajecie na pastwę losu.

- Tam będziesz się uczyć a nie cierpieć.

Nie słuchałam jej, wróciłam do pakowania swojej (zdecydowanie za małej) walizki.

Wieczorem podjęłam ostatnią rozpaczliwą próbę ratunku, tym razem uderzyłam do ojca.

-Tato... -jęknęłam.

Podniósł głowę znad czytanej książki.

-Co się stało, Józefino.

Jeszcze przypomni jak okropne mam imię, wielkie dzięki.

-Muszę tam jechać?

-Będziesz wracać w wolne dni -obiecał.

-Świetnie -poddałam się.

Następnego dnia stawiłam się w Potwornej Szkole w Makabrycznej Wsi. Była to sroga budowla z fosą dookoła i mostem zwodzonym, otoczona grubymi murami. Miała kolor brudnej szarości.

Nienawidzę tego miejsca!

Minutę później ojciec z powrotem wsiadł do powozu uprzednio wpychając mnie do szkoły.

Miałam ochotę rozpłakać się i uciec do domu. Problem w tym, że nie było tu drogi ucieczki, to koniec!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania