Poprzednie częściStraszydło -Rozdział I

Straszydło -Rozdział II

Holl szkoły pomalowany był na beżowo, stało tutaj dużo rzeźb, wszystkich dyrektorów. Panował tutaj tłok, uczniowie, rodzice żegnający swoje dzieci i tak dalej. Podeszłam do biurka sekretarki, była to niska, krępa kobieta w czarnej sukni z włosami upiętymi w kok. Spojrzała na mnie uważnie.

-Przepraszam, szukam pokoju numer czterdzieści osiem -powiedziałam.

-Och, kochanie, musisz wyjść z budynku szkoły, iść prosto, skręcić w prawo, następnie w lewo, po skosie w trzecią alejkę dwa, razy w prawo, później w drugą alejkę i prosto - wytłumaczyła z uśmiechem.

Podziękowałam i odeszłam. Gdzie najpierw miałam iść? W prawo?

Ruszyłam po żwirowanej dróżce, padał deszcz a torba boleśnie obijała się o moje nogi, brudząc przy tym nowiutką sukienkę.

Skręciłam w prawo, co tam dalej było? W lewo? Prosto?

stopy ślizgały mi się w eleganckich pantofelkach, byłam coraz dalej od budynku szkoły. Wokół mnie nie roztaczał się żaden las, to była prawdziwa dżungla! Nienawidzę lasu, jazdy konnej i długich wycieczek.

Gdzie teraz? Szłam wąską, piaskową drogą, w butach miałam pełno piasku, coś oślizgłego otarło się o moje stopy, spojrzałam w dół i zobaczyłam węża. Wrzasnęłam przeraźliwie i przebiegłam parę metrów, jako przeszkoda stanęła mi kłoda, runęłam na ziemię jak długa, przy okazji coś nieprzyjemni chrupnęło mi w kostce. Kiedy udało mi się wstać, co nie było takie łatwe, zobaczyłam, że wokół mnie jest tylko bagno.

Gdzie ja jestem do jasnej ciasnej?!

Ruszyłam na oślep przez bagno, przeklinając własną głupotę, czemu nie zapisywałam tego co mówiła sekretarka?!

Miałam nadzieję,że znajdę jakąś oznakę ludzkiego bytu.

Grunt stawał się coraz bardziej grząski, nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam się po pas w błocie.

Najgorsze było to, że nie mogłam się ruszyć, ogarnęła mnie panika.

Mógł mnie tu ktoś usłyszeć? Wątpię.

Zaczęłam wiercić próbując dosięgnąć wiszącej nade mną gałęzią. Nic z tego, ugrzęzłam jeszcze bardziej.

Niedaleko od siebie usłyszałam głosy i śmiechy, zaczęłam się drzeć z całej siły.

Udało się!

Kroki zaczęły się przybliżać i zza zakrętu wyłoniło się pięciu mężczyzn. Byli ubrani na czarno a przy bokach mieli miecze.

Proszę, idźcie dalej, proszę.

Zacisnęłam mocno powieki, wciąż tu byli!

Ten na przedzie grupy miał czarne, kręcone włosy, błękitne oczy i szelmowski uśmiech.

Cała grupa przypatrywała mi się zaciekawiona.

-Patrzcie, patrzcie, Jagniątko nam się zagubiło -zaśmiał się pierwszy.

- Będziecie się gapić, czy mi pomożecie?! -warknęłam.

Wiecznie uśmiechnięty ruszył na poszukiwania gałęzi a reszta grupy wciąż się na mnie gapiła.

Pięć minut później wrócił z tryumfującym wyrazem twarzy, ściskając w ręce kij.

-Jagniątko, chwyć za drugi koniec -polecił.

Drugi koniec był dla mnie zdecydowanie za daleko, chwilę później stałam w bagnie po piersi, a kiedy udało mi się uchwycić kij byłam już zanurzona po brodę.

Chwilę później stałam na twardym gruncie i oddychałam ciężko.

-Dziękuję -powiedziałam.

-Jestem Mateusz -przedstawił się pierwszy.

-Józefina.

Cała grupa uśmiechnęła się lekko.

-Którego pokoju szukasz? -zapytał Mateusz.

-Czterdzieści osiem .

-Zaprowadzę cię -zaoferował się. -Topielec wyciągnij jej torbę.

Chłopak rzeczywiście wyglądał jak topielec, blada cera, sine oczy.

Zanurzył się w bagnie a minutę później miałam już swoją walizkę. Podziękowałam i ruszyłam za moim nowym przewodnikiem.

Czterdzieści minut później stałam przed małym, drewnianym domkiem.

-Dziękuję.

Powiedziałam jeszcze raz i szybko zniknęłam za drzwiami.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania