Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Szare bloki - Rozdział 4 - Temat

Matka była zadowolona, że jej syn znalazł pracę. Jednak bardziej niż jej zdaniem Oskar przejmował się problemami i pieniędzmi z owej roboty. Nim minęło półtorej tygodnia miał wszystko ogarnięte. Maszyny do nalewania piwa, kufelki i dodatki.

Marcin wszedł do "Baru Alkoholika". Rozejrzał się pod wrażeniem i wsłuchał się w muzykę. Ruszając głową w rytm podszedł do lady. Oskar leżał na niej głową z rękoma na uszach. Chyba nie wyspał się zbyt dobrze. Nacisnął dzwonek znajdujący się obok budząc go. Ten wyskoczył jak pirażony prądem.

- Co jest? - spojrzał zaspany. Dopiero po chwili poznał przyjaciela - Sieeeeema mordo! - wyciągnął przez ladę dłoń w pozycji do przybicia piony.

- Elooo, brat! - wykonał powitanie.

- Chcesz coś?

Marcin spojrzał na menu leżące obok.

- Może... "Kufel piwa XXL". - uśmiechnął się i odłożył kartę.

Oskar zaśmiał się cicho i nalał browara. Podał go przyjacielowi, a ten wziął duży łyk. Po chwili pożałował decyzji.

- O kurwa... Ale zimne... - połknął czym prędzej - Zajebiste.

- Haha! Zapomniałem ostrzec!

- Dobra, przejdźmy do tematu. - nachylił się.

- O co chodzi? - szepnął początkujący barman.

Usłyszeli kroki szefa. Nie chcieli wyglądać podejrzanie.

- To jak? Wyskoczymy na tą fajeczkę? - celowo głośno zapytał Marcin.

Pracownik obrócił się i spojrzał na Kamila.

- Mogę zrobić sobie chwilową przerwę? Dziesiątka i jestem? - uśmiechnął się.

- Dobra, dużo dzisiaj pracowałeś... - zgodził się Kamil. Kumple wybuchnęli śmiechem przypominając sobie o spaniu na ladzie.

- Coś nie tak? - nie zrozumiał właściciel baru.

- Nie, nie. Wszystko ok. To ja jestem za kwadrans.

- Ale umawialiśmy się na dzie...

Ich już nie było. Wybiegli z lokalu. Poszli za niego i oparli się o ścianę. Nie było tu żadnej ścieżki drogi, jedynie psy biegały po trawniku. Wyciągnęli z wspólnej paczki po jednym papierosie i wsadzili sobie je do ust podpalając zapałkami.

- To o czym chciałeś pogadać? - dopytywał Oskar wypuszczając dym z płuc.

- Miałem ogarnąć temat i ogarnąłem... - szeptał Marcin.

- Jaki kurwa temat?

- Nooo... Napad. Mówiłem ci.

- Ziomek, ja żartowałem...

- Ale ja nie...

- Daj spokój...

- Kurwa, nie! Ogarnąłem temat, a my potrzebujemy kasy! - postawił na swoim.

- Dobra, co tam masz? - nie chciał ustąpić, lecz dał mu się wysłowić.

- Sklep jubilerski. Jakiś mały, w cichej okolicy. Pewnie nawet nikt nic tam nie kupuje. Ale! Byłem tam dzisiaj i towar jest. Pytałem i to prawdziwe srebro, trochę złota. Nie ma kamer, nawet ich pewnie nie stać.

- No dobra, ale jak chcesz wykonać sam napad? Tak sobie wejdziesz i powiesz "Dawaj hajs"? Nie mamy nawet broni.

- Mam dwie atrapy, ale wyglądają na prawdziwe. Plan jest prosty: otwierają o ósmej, czyli jakoś siódma trzydzieści powinna tam być sprzedawczyni. Na pewno ma dostęp do kasy. Zaszedłbym ją od tyłu, przystawił atrapę do łba... To laska, wystraszyłaby się od razu. Dałaby kasę i towar, który byśmy sprzedali za miesiąc czy dwa.

- No, ale gdzie w tym wszystkim jestem ja?

- Prowadzisz lepiej ode mnie. Pełniłbyś rolę kierowcy. Pojechalibyśmy w jakieś spokojne miejsce, na jakiś podziemny parking najlepiej i byśmy wszystko zobaczyli. Lub od razu pojechali do mnie.

- No nie wiem. Masz pojęcie o okolicy? Nie ma żadnych kamer w pobliżu? Komisariaty? Alarmy?

- Nie ma nic. To praktycznie na przedmieściach.

- Jeśli masz rację to ja w to wchodzę.

- I gitara.

Przybili sobie piony.

- Idziesz jeszcze do baru?

- Oczywiście.

Z uśmiechami na twarzy wrócili do budynku.

 

Nie było po co robić jakiś wielkich przygotowań. Czarne ubrania i szare kominiarki. Pod jubilerem byli pół godziny wcześniej. Punkt w pół do ósmej pracownica przekręciła klucz w zamku od zaplecza. Kiedy już otworzyła, zanim zdążyła wejść podbiegł do niej z tyłu Marcin. Złapał ją mocno za ramię, tak że krzyknęła i przyłożył atrapę Glocka do skroni. Mówił coś do niej po czym weszli do środka. Oskar siedział w samochodzie przyjaciela paląc memtolowego L&M. Czas mijał wolno. Zdążył wypalić trzy, nawet cztery a jego jeszcze nie było. Przez chwilę pomyślał, że coś się stało, lecz to był Marcin - nie dał by się. Na wyświetlaczu telefonu przemijały sekundy, choć z czasem minut. Przymnknął oczy i oparł się o fotel kiedy ktoś otworzył mocnym szarpnięciem drzwi i wsiadł do środka.

- Jedź kurwa!!! - krzyknął.

Samochód ruszył z piskiem opon w kierunku Załęża...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Adam T 22.11.2016
    Fajna część, sporo humoru na początku. Zawiesiłeś akcję w ciekawym momencie. Ja czekam no kolejny rozdział. Ogromny plus za naturalne dialogi. Czyta się lekko, jest kila zgrzytów w budowie zdań ale w sumie 4,5 czyli 5.
  • DemonZła 22.11.2016
    Dzięki :) Dzisiaj dwa nowe rozdziały, w których nie zabraknie akcji + mała niespodzianka ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania