Uniwersytet Magów (Rozdział 6 ,,GOŚCIE, GOŚCIE cz.2")

Nick i jego żona trwali w uścisku, gdy Ayla zniknęła za rogiem, by sprawdzić, kto złożył im tą niespodziewaną wizytę. Perspektywa ponownego spotkania z Robertem przerażała go. Mimo upływu lat, doskonale pamiętał ostatnie słowa, które były przyjaciel wypowiedział pod salą obrad Rady Magicznej. Nagle wspomnienie tamtego dnia ukazało się w jego głowie, niczym film, wyświetlany za pomocą projektora w kinie.

Owa scena miała miejsce już po procesie. Magowie i Maginie opuszczali właśnie wiekowy budynek Rady, który wciąż oszałamiał widokiem.

Była to okazała budowla wzniesiona z białego marmuru, na planie prostokąta. Gmach otaczała ozdobna kolumnada, stworzona z tego samego budulca. Na każdym z filarów, tuż pod dachem, prezentowały się roślinne ornamenty. Wewnątrz znajdował się ogromny hol, oświetlany jedynie przez bogato zdobione żyrandole. Na ścianach okalających pomieszczenie, zawieszono portrety Wielkich Shurenów*. Sala obrad znajdowała się na samym końcu długiego korytarza, prowadziły do niej pozłacane, dwuskrzydłowe drzwi. To właśnie w tamtym miejscu widział Roberta de Maron po raz ostatni. Wyprowadzany w kajdanach Nick, zdążył jeszcze odwrócić głowę, by ujrzeć opartego o framugę Maga. Wpatrywał się w niego ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Wściekłość rozeszła się po ciele skazańca, niczym jad. Zaczął szarpać się i krzyczeć, wciąż spoglądając na byłego przyjaciela, który teraz pękał ze śmiechu.

- Pomyliliście się! To ON! To ROBERT jest winny! - wrzeszczał ile sił w płucach. Niektórzy Magowie odwracali się i z politowaniem kręcili głowami, inni nie zwracając najmniejszej uwagi na harmider, dyskutowali w grupkach.

Strażnicy nie reagowali na słowa przestępcy, jedynie mocniej przytrzymali jego ramiona i pociągnęli w stronę wyjścia. Tuż przed opuszczeniem budynku, Nick ponownie zwrócił wzrok, na zebranych Magów. W ostatniej chwili dostrzegł Roberta, który teraz stał w odległości zaledwie dziesięciu kroków. Uśmiechnął się i bezgłośnie poruszył ustami. Nick doskonale wiedział, co chciał mu przekazać mężczyzna. ,,To jeszcze nie koniec".

Wspomnienie zatarło się nagle, gdy usłyszał znajomy głos. Wcześniej, gdy rozmawiali za pomocą kuli klingeln był lekko zniekształcony. Nick z prędkością błyskawicy posadził załamaną żonę na fotelu i ruszył w kierunku drzwi. W progu stało dwóch mężczyzn, obleczonych w peleryny. Przecisnął się obok córki i wyciągnął rękę do czarnej postaci. Spod ubrania wysunęła się dłoń i pochwyciła Nicka w uścisku.

- Tak się cieszę, że cię widzę stary druhu. Jestem wam dozgonnie wdzięczny, za to natychmiastowe przybycie. - spoglądał na zakapturzone postaci z błyszczącymi oczyma i szerokim uśmiechem. - Proszę! Wejdźcie.

Odwrócił się i spojrzał na zdziwioną córkę. Przenosiła wzrok z ojca na gości i z gości na ojca. Wyglądała, jakby chciała zadać jakieś pytanie, jednak ostatecznie tylko pokręciła głową i ruszyła do salonu.

- To ona?- zapytał Malcolm, gdy dziewczyna zniknęła z pola widzenia. Pelerynę odwiesił na wieszak a ubłocone buty pozostawił za drzwiami. Był postawnym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Atrybutem Maga była jego długa czarna broda, którą przewiązywał na środku rzemykiem. Jego twarz, choć naznaczona bliznami i czasem, wciąż mogła uchodzić za przystojną. Kwadratowa szczęka, błękitne oczy i wydatne usta działały niczym magnes na kobiety.

Nick skinął lekko głową, jakby się wahał. Wyciągnął rękę w zapraszającym geście i poprowadził przybyłych do salonu, gdzie na sofie czekały Ayla i jej matka. Gdy tylko mężczyźni ukazali się w przejściu, Maria wstała i dołączyła do męża.

Ayla spoglądała na dorosłych z zaciekawieniem, malującym się na twarzy. Ten wyższy, o oczach w kolorze nieba, właśnie witał się z jej matką. Zmierzyła Maga od stóp do głów.

Miał na sobie czarną koszulę i eleganckie spodnie. Jej uwagę przyciągnął srebrny łańcuch, który mężczyzna zawiesił wokół bioder.

,,Czyżby Aldarlańczycy nie posiadali pasków?" - rozbawiona tą myślą, zwróciła wzrok na drugiego Maga, jak się okazało, niewiele starszego od Ayli.

Stał oparty lewym ramieniem o framugę drzwi i spoglądał na dorosłych obsydianowymi oczami. Przygryzł lekko dolną wargę, jakby się nad czym zastanawiał. Brązowe włosy, krótko przycięte na skroniach a dłuższe na czubku głowy, zaczesał na prawą stronę. Miał na sobie opięty T-shirt z krótkim rękawem, podkreślający umięśnioną klatkę piersiową i ręce.

Ayla przyglądała się młodemu Magowi przez dłuższą chwilę. Wyobrażała sobie właśnie, jak wygląda jego ciało bez ubrań, kiedy w jej myśli wdarł się nieproszony głos ojca. Zamrugała, prostując się gwałtowne. Wszystkie oczy, włącznie z tymi obsydianowymi, były zwrócone w jej stronę.

,,Wtopa"- pomyślała, czując rumieniec wypływający na policzki.

- Wybacz tato, zamyśliłam się.- zwróciła się do Nicka, który spoglądał na nią spod uniesionych brwi - Jak brzmiało pytanie?

Wysoki Mag zaśmiał się cicho i podszedł do kanapy. Uklęknął przed Aylą i ujął jej dłoń.

- Nazywam się Malcolm Evans.- błysnął zębami w uśmiechu - Wybacz jeżeli wcześniej cię wystraszyłem.

- A nie...To znaczy nic się nie stało.- poprawiła się prędko.

Malcolm skinął głową i puścił jej dłoń. Stając na poprzednim miejscu powiedział coś, na co Ayla nie była w żadnym stopniu przygotowana.

- Obiecuję ci Nick, że zaopiekuję się twoją córką równie dobrze co ty.

- Zaraz...CO?!! - Ayla zerwała się na równe nogi i popatrzyła na zdziwionych rodziców - O czym...Dlaczego...- dukała, nie mogąc zebrać myśli. W końcu do głowy przyszło jej jedyne wyjaśnienie. Podeszła do Nicka i Marii.

- Wyjeżdżacie? - zapytała z żalem.

Malcolm zaśmiał się głośno, jakby właśnie usłyszał najlepszy kawał w życiu. Ayla podskoczyła i zwróciła na niego gniewne spojrzenie. Jak on mógł się śmiać, kiedy jej życie przewraca się do góry nogami?

- Nie maleńka - odezwał się ocierając łzy. - To TY wyjeżdżasz. Jedziesz z nami prosto do Aldarlanu.

Serce Ayli załomotało o żebra. W jej głowie pojawiło się mnóstwo myśli a jeszcze więcej wątpliwości. Pokręciła lekko głową i zaczęła się cofać do wyjścia.

- Ayla... - odezwała się Maria uspokajającym tonem, podchodząc o krok.

Dziewczyna zaczęła się trząść z gniewu, który ją opanował. ,,Jak mogą mnie tak po prostu odesłać?" pytała samą siebie. ,,Czyżbym już nic dla nich nie znaczyła?" Nagle do głowy przyszła jej jedna myśl.

- Boicie się mnie. Prawda? - zapytała, spoglądając w oczy matce. Maria tylko lekko pokręciła głową a po policzku spłynęła jej łza. Otworzyła nawet usta, chcąc coś powiedzieć, jednak ubiegł ją Nick. Podszedł pewnym krokiem do córki i przytulił ją najmocniej jak potrafił. Nieoczekiwany gest przełamał cienką linię, która powstrzymywała Aylę od furii. Odepchnęła gwałtownie ojca a ten przeleciał przez cały pokój i z impetem uderzył w szafę. Jęknął, gdy wylądował na podłodze. W ciągu sekundy znalazła się przy nim przerażona Maria.

Zaskoczona Ayla spojrzała na swoje dłonie, które emanowały bladoniebieskim światłem.

- Tego się nie spodziewałem.- mruknął Malcom, podchodząc do dziewczyny.

Kiedy Ayla zauważyła, że Mag podąża w jej kierunku, wyciągnęła przed siebie dłonie w obronnym geście.

- Błagam, nie podchodź. Nie chcę zrobić ci krzywdy. - po policzkach spłynęły jej łzy. Jednak Malcom się nie zatrzymał.

- Ayla uspokój się. Oddychaj głęboko.- nakazał stanowczym głosem.

W tym momencie przypomniała sobie, co mama mówiła jej o kontroli. Musiała się wyciszyć. Jej nieokiełznana moc, wyrządziła już wystarczająco wiele szkód. Zatrzymała się, zamykając oczy. Wzięła głęboki wdech i z sykiem wypuściła powietrze.

- Bardzo dobrze.- usłyszała głos Malcolma, więc powtórzyła ćwiczenie jeszcze kilka razy.

Uniosła powieki, spoglądając na rodziców. Siedzieli na kanapie i szeptali do siebie gorączkowo. Maria przyłożyła chusteczkę do głowy męża i zaszlochała. Widok krwi, ściekającej po skroni ojca, przeraziła Aylę. ,,Przecież mogłam go zabić". Nagle przed oczami stanął jej dobrze znany obraz mężczyzny z parku. Ten obraz uzmysłowił dziewczynie, jak wielkim niebezpieczeństwem się staje. Nie mogła dopuścić do podobnej sytuacji. W sekundę podjęła decyzję i przeniosła wzrok na Malcolma, który przyglądał jej się z uwagą.

- Kiedy wyjeżdżamy? - zapytała z pewnością w głosie.

 

*Wielki Shuren - lider magicznego społeczeństwa. Nie jest on monarchą, jedynie przewodniczącym Rady Magicznej.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania