Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 9

Obudził go okrzyk: „Przystanek końcowy!” Zerwał się z fotela. Spojrzał na zegarek –

– szesnasta piętnaście.

– Kurwa! – zaklął wściekły.

Gdy wysiadł, okazało się, że jest na totalnym odludziu, koło jakiegoś lasu. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, nigdy tu nie był.

– Kurwa mać! – zbluzgał ponownie i teraz, nie mając już wyjścia, wezwał taksówkę.

Przyjechała po niecałych dwunastu minutach i David kazał jechać pod szkołę, pod którą dotarł o dopiero przed siedemnastą.

– Niech pan poczeka – poprosił kierowcę i ruszył do budynku.

Wszedł do klasy małolatki, choć sam nie wiedział, po co? Ta była pusta, więc chłopak domyślił się, że ktoś odebrał małą. Był już maksymalnie zdenerwowany, ale wrócił do auta i kazał wieźć się do domu. W rezultacie pod kamienicę dojechał o dwadzieścia minut później, do tego zapłacił prawie sto dwadzieścia dolarów. Po wejściu do domu od razu natarła na niego matka.

– Dzieciaku, co ty wyprawiasz?! Lilly czekała do wpół do piątej, w końcu poszła do nauczycielki i powiedziała, że nikt nie przyjechał! Ta od razu do mnie zadzwoniła! Odbierałam małą, wystraszoną i zapłakaną! – wrzasnęła.

– Zasnąłem w autobusie – odparł spokojnie David.

– Nie mogłeś zadzwonić, że jesteś zmęczony? Sama bym pojechała. I jak to autobusem? Gdzie twoje auto? – kontynuowała Sophie.

– Do cholery jasnej! Codziennie ją odwożę i odbieram! Lubię to robić, ale jak raz zdarzyła mi się wpadka, to już drzesz mordę?! – zagrzmiał wściekły chłopak. – Poza tym ma już osiem lat, powinna jeździć autobusem!

– Ale woli z bratem.

– To musi się oduczyć, bo brat już nie ma samochodu, pracy zresztą też nie! Teraz będzie wstawał o szóstej i na pewno jej nie zawiezie.

– Co się stało? Czemu nie masz pracy? – dopytywała kobieta, drażnią syna coraz bardziej.

David nie odpowiedział, tylko przepchnął się przez nią i poszedł do pokoju siostry.

– Gdzie Lilly?– zapytał, wracając.

– Poszła na podwórko. Pewnie jest na placu za blokiem.

David wyjrzał przez okno sypialni – małolatka siedziała z jakimiś dzieciakami i wcinała loda.

– Pytałam o coś! – Sophie znów krzyknęła, zawisając nad synem.

– Kurwa, przestań się na mnie drzeć! Mam już tego wszystkiego dość! – odkrzyknął chłopak, schował się w pokoju i przekręcił klucz. Znalazł stare bibułki, pozostałość po Marku, zrobił skręta i wyszedł z domu, mocno łupnąwszy drzwiami.

– David, wracaj! – Usłyszał z progu, lecz zignorował matkę.

Wyszedł na zewnątrz i od razu udał się do sklepu. Kupił dwa piwa, zapalniczkę i zaszył się na ławce, za sąsiednim budynkiem. Odpalił skręta. Spalił i otworzył butelkę. Stojące w gardle łzy połykał razem z trunkiem.

Nie zwykł zażywać narkotyków, palił tylko trawę, co także robił sporadycznie, więc dziś uderzyła ona w niego jak grom. Targały nim na przemian to myśli o swoim życiu, to jakieś dziwne lęki. Po przeszło godzinie złagodniało jednak jej działanie, piwa też już nie miał, wstał więc i ruszył za swój blok. Lilly siedziała na kocu z koleżanką i mazały coś w szkicowniku.

– Mała, chodź tu! – krzyknął.

Wstała i ruszyła do niego. Od razu zauważył, że dziwnie stawia kroki. Gdy podeszła, ukucnął i wziął ją za ręce.

– Przepraszam, że nie przyjechałem. Słyszałem, że się wystraszyłaś.

– Tylko trochę – odparła cicho dziewczynka.

– A skąd był ten płacz?

– Nie płakałam – mruknęła zawstydzona małolatka.

– Co z twoimi butami?

– Trochę cisną.

– To czemu nic nie mówisz?

– Nie wiem.

– Ok. Jutro się jeszcze przemęcz, potem pojedziemy, kupimy nowe, dobrze?

– Tak.

– Dobra, muszę iść. Nie siedź długo, o ósmej wróć do domu, ok?

– Dobrze.

Uściskał ją i odszedł. Sprawdził kieszenie – sto trzydzieści dolarów. Ruszył przed siebie, nie mając celu podróży. Szedł około dwudziestu minut tempem emeryta, gdy zadzwonił telefon.

– Halo? – bąknął niemrawo.

– Gdzie jesteś? Zachodziłam do ciebie – zapytała Amy.

– Jesteś jeszcze koło mnie?

– Tak.

– Jedź w kierunku centrum, jestem niedaleko.

– Dobrze – odparła dziewczyna i się rozłączyła.

Gdy podjechała, chłopak wsiadł i zapytał:

– Możesz mnie zawieźć do najbliższego motelu?

– Do motelu? Dlaczego? – Amy spojrzała na niego, zdziwiona.

– Bo nie mam ochoty spać w domu.

– Co się stało?

– Matka mnie wkurzyła.

– Możesz przenocować w sklepie, na zapleczu stoi łóżko. Nie będziesz musiał płacić za motel – zaproponowała dziewczyna.

– Amy, ja muszę wstać o szóstej; będziesz się zrywać o piątej trzydzieści, żeby dojechać i zamknąć sklep?

– Zamkniesz rano i klucze przywieziesz mi potem. Mam zapasowe.

– Nie.

– Dlaczego?

– Kobieto. Znasz mnie kilka dni i już chcesz dać mi klucze? Jesteś pewna, że jak przyjedziesz rano, to sklep nie będzie wyczyszczony? – zapytał chłopak, uśmiechając się pod nosem.

– Jestem.

– Nie powinnaś tak ufać ludziom.

Zadzwonił telefon Davida. Zobaczył numer matki, więc nie odebrał. Ona była jednak nieustępliwa i dzwoniła jeszcze dwa razy, w końcu chłopak się wkurzył i wyłączył komórkę.

– Podjedź pod jakiś pub, zjadłbym coś – poprosił brunetkę.

– Jedźmy do mnie, zrobię ci coś.

– Nie, szukaj baru!

Amy przestała kombinować, zakręciła i ruszyła w stronę lokali. Wkrótce dojechała pod knajpę, gdzie niedawno kupowała kurczaki. David nie protestował.

– Co chcesz? – zapytał chłopak, gdy usiedli przy stoliku.

– Weź kurczaka, średni kubełek. Starczy na dwóch. Mówię ci, jest przepyszny – odparła Amy.

Szybko uporali się z posiłkiem i David poprosił o rachunek, który zaraz uregulował.

– David, ja chciałam zapłacić – wyskoczyła Amy.

– Nie ma takiej możliwości. Idziemy – Chłopak pociągnął ją za rękę.

Gdy już jechali, dziewczyna zatrzymała się jednak przy swoim sklepie.

– Amy, powiedziałem, że nie! – syknął David, patrząc krzywo na dziewczynę.

– Dlaczego? Czemu się upierasz? To wygodne łóżko – Amy się zaśmiała.

– Jedź do motelu.

– Proszę cię... – naciskała, dziewczyna w końcu David się zniecierpliwił.

– Dobra, jak nie, to nie! Dojadę sam! – rzucił głośno, opuścił pojazd i ruszył w stronę końca miasta.

Zaraz do niego podjechała.

– David, wsiadaj, już nie będę cię namawiać – poprosiła.

Wrócił do wozu. Nagle pomyślał o tym, że nie wziął żadnych ciuchów do pracy.

– Księżniczko, możesz podjechać do mnie? Muszę wziąć ubrania do roboty.

W odpowiedzi otrzymał uśmiech i po chwili dojechali pod kamienicę.

– Poczekasz chwilę? Nie chcę, żebyś słuchała tych wrzasków.

– Pewnie, idź.

Wszedł do domu i od razu do swojego pokoju. Wziął plecak, zapakował do niego jakieś stare dresy, znoszoną koszulkę i podniszczone adidasy. Lilly wpadła do pokoju, a zaraz za nią Sophie.

– David, co ty robisz?, dlaczego się pakujesz? – Kobieta się zdenerwowała, nie wiedząc, co się dzieje.

Milczał. Zdjął spodenki i nałożył ciemne jeansy. Koszulkę zostawił, dołożył tylko do plecaka granatową bluz.

– David... – powtórzyła matka, ale mówiła jak do ściany.

Chłopak usiadł na łóżku i zapytał Lilly:

– Masz jakieś pieniądze do szkoły?

– Nie mam.

Dał jej banknot. Podziękowała, a on bez skrupułów otworzył przy matce skrytkę w podłodze i wziął z niej dwieście dolarów. Broń schował głęboko, więc nie było jej widać, ale sumę pięciu tysięcy, ośmiuset dolarów, kobieta zauważyła od razu.

– David, skąd masz tyle pieniędzy?! Znowu kogoś okradłeś?! – zapytała, coraz bardziej zaniepokojona.

Chłopak nadal się nie odzywał, tylko minął matkę i poszedł do salonu. Od razu zajrzał za łóżko i się nie zawiódł – pół butelki wina już tam stało. Rodzina zaraz pojawiła się obok niego.

– Mała, idź do swojego pokoju, zaraz do ciebie przyjdę – rzekł do siostry.

Gdy Lilly zniknęła, David od razu zapytał:

– Dostałaś pracę?

– Nie, jutro znów idę na dwie rozmowy.

Kurwa! Nie mamy ani grosza, a ty wydajesz na alkohol! Mała wyrasta z butów, o czym też nie wiesz, prawda?! Poza tym robi się coraz starsza, ciuchy też niedługo będą na nią za małe! – chłopak wydarł się na całe gardło.

– David, to tylko pół butelki.

David nie wytrzymał, chwycił wino i z całej siły łupnął nim w regał. Butelka została w całości, ale szyba i stojące za nią naczynia pobiły się w drobny mak. Sofie zdębiała!

– Pół butelki?! Połącz to w całość! Jedna butelka dziennie to ponad sto dolców miesięcznie! Wiesz co?! mam cię dość! – ryknął rozstrojony nerwowo chłopak i poszedł do siostry.

Siedziała wystraszona. Huk bitego szkła i krzyki były bardzo głośne. Zaraz ją przytulił.

– Nie bój się, już wszystko ok. Dziś muszę wyjść, ale jutro cię odbiorę i pojedziemy po buty, dobrze? – zagadał łagodnie.

– Gdzie idziesz? – mruknęła Lilly.

– Mam sprawy.

– Znowu się pokłóciliście?

– Dorośli czasem się kłócą, już wszystko w porządku. Muszę iść. Jak chcesz, możesz dziś spać w moim pokoju.

– Na pewno po mnie przyjedziesz? – zapytała małolatka.

– Jasne. Dobra, zmykam, dobranoc – David ucałował siostrę, poszedł do siebie, chwycił plecak i ruszył do drzwi.

– Jak mała chce, niech dziś śpi u mnie – rozkazał Sophie.

– David, nie wychodź! – panikowała kobieta.

– Z tej skrytki nie ma prawa nic zginąć, rozumiesz?! – warknął chłopak i pociągnął za klamkę.

– Synu, nie idź, proszę cię! – Sophie ciągnęła go za ubranie, płacząc.

– Puszczaj! – David się wyrwał i wyszedł na klatkę.

– David! – apelowała kobieta, ale chłopak szybko zniknął.

Wsiadł do samochodu i rzucił plecak do tyłu.

– Sorry, musiałem pogadać z małolatą. – Popatrzył na towarzyszkę.

– W porządku.

Amy chyba słyszała całą awanturę. Mieszkanie było na parterze, a echo na klatce bardzo dobrze spełniało swoją powinność. Dziewczyna ruszyła gwałtownie i po dwudziestu minutach dojechała do motelu na przedmieściach. Zegarek wskazywał kilka minut przed dziewiątą. David wysiadł, lecz Amy nie. Spojrzał na nią.

– Chodź ze mną, posiedzisz kilka minut. Jeszcze wcześnie – poprosił.

Udali się do środka.

– Chciałbym wynająć pokój. – David zwrócił się do recepcjonisty, faceta z siwym wąsem.

– Czterdzieści dolarów za noc.

Pracownik motelu uśmiechnął się jednoznacznie, myśląc zapewne, że David wynajmuje pokój na przygodny seks.

– I proszę budzenie na szóstą – dodał chłopak.

– Nie ma sprawy.

David zapłacił i mężczyzna powiedział:

– Zapraszamy do sklepu, jest bardzo tanio. Tam, na rogu. – Wskazał ręką koniec budynku i dał Davidowi klucz. – Trzydzieści jeden – pouczył w kwestii lokalu.

– Dziękuję. Dobranoc – odparł chłopak i udali się z Amy w stronę sklepu.

Był bardzo mały i wyglądał raczej jak taki na stacji benzynowej, niż na market.

– Chcesz coś? – spytał dziewczynę.

– Nie.

Sam wziął butelkę wody i parę skarpetek, gdyż zapomniał wziąć z domu. Zapłacił i wyszli. David rozejrzał się wkoło, ale nie wypatrzył przystanku. Postanowił nie pytać dziś, tylko rano, więc nie wrócili na recepcję, tylko poszli do pokoju. Przekręcił klucz i weszli do nieco obskurnego pomieszczenia.

Pożółkła od papierosów tapeta z powydzieranymi gdzieniegdzie dziurami od wejścia nie napawała optymizmem. Leżący na podłodze kiedyś biały dywan był już szary, natomiast wiszący na ścianie, stary obraz z widokiem pól, miał dziurę w prawym górnym rogu. Po lewej stronie łóżka stał wielgachny fotel z czerwonym obiciem, także cały w dziurach, po prawej natomiast mała szafka, a na niej lampka, ni to z niebieskim, ni z zielonym abażurem.

Łazienka także nie powalała wyglądem. Fakt, prysznic był czysty, ale o zlew już nikt nie zadbał, bo w niektórych miejscach miał czarne plamki od… nie wiadomo, czego. Podłoga z różowej terakoty także zachodziła żółcią. Jedno tylko przykuło uwagę chłopaka – pościel na łóżku była świeżutka i pachnąca, świecąc wręcz od bieli.

– David, chcesz tu spać?! Przecież tu panuje totalny syf! Jedźmy do sklepu! – zaprotestowała natychmiast brunetka, wstrząśnięta tym bałaganem.

– Schronię się na łóżku. Widzisz, jakie czyściutkie? – Roześmiał się chłopak.

– David, robisz sobie żarty, ale tu nie ma z czego żartować. Nabawisz się jeszcze jakiejś choroby – wzburzyła się dziewczyna.

– Księżniczko, nic mi nie będzie, poza tym nie mam już siły nigdzie jeździć, jestem wykończony. Siadaj. – David zwalił z łóżka czerwony koc i Amy usiadła, ale bardzo niepewnie.

Zaraz klapnął obok i przytulił ukochaną. Milczał, nie miał chęci ani pomysłu na rozmowę. Był totalnie zmarnowany kacem i postanowił, że wódki już nie ruszy, a na pewno nie w takiej ilości.

Zapalił światło w lampce. Było tak słabe, że w pokoju dalej panował lekki mrok. Żarówka o mocy maksymalnie sześćdziesięciu watów nie rozjaśniała zbytnio, zwłaszcza, że jej blask tłumił, nieumyty od nie wiadomo ilu miesięcy, abażur.

– Czterdzieści dolców?! Za co?! Powinni ci jeszcze dopłacić, żebyś chciał spędzić tu noc – ironizowała Amy, wyraźnie wkurzona.

– Daj już spokój, to tylko parę godzin – powiedział David i otworzył wodę, którą podał dziewczynie.

Napiła się odrobinę.

– O której jutro skończysz? Co to w ogóle za praca, jeśli mogę wiedzieć? Przyjedziesz coś przekąsić? – zapytała brunetka.

– Nie wiem, robię remont u znajomej. Dom jest nieduży, ale będę tam sam. Miałem pracować z Chrisem, ale sama widzisz... – odparł markotnie chłopak.

– David. W następną sobotę mam urodziny i robię imprezę, niedużą, na kilka osób. Chciałabym, żebyś przyszedł – rzuciła nagle Amy.

Chłopakiem targnął niepokój. Zamilkł. Nie miał ochoty na imprezę z tym zadufanym w sobie towarzystwem, z drugiej strony jednak nie chciał zrobić dziewczynie przykrości. Nie to, żeby się wstydził, po prostu myślał: „o czym ja mogę dyskutować z bogaczami...?”

– David, co się stało? – Amy szarpnęła go za ramię.

– Nic. Wybacz, ale nie mogę przyjść.

– Dlaczego?

– Amy, to nie jest dobry pomysł, przecież wiesz...

– Nie wiem – Amy wymownie spojrzała na ukochanego.

– Widziałaś kiedyś faceta w garniturze, krawacie i adidasach – David się zaśmiał – tu jest tak samo.

– David, daj spokój. To spoko ludzie – przekonywała dziewczyna.

– Spoko? Dla kogo? Dla ciebie... chociaż też niekoniecznie. W knajpie widzieli, że się znamy, jednak tego nie uszanowali. Wiedzieli, że jesteś zniesmaczona ich zachowaniem, mimo to brnęli dalej. Przyszliście razem, ale woleli naśmiewać się ze mnie niż poświęcić czas tobie. Frajerstwo, nic więcej – podsumował David, nie przebierając w słowach. – Mnie nie muszą szanować, mam to w dupie, ale ciebie...? Przecież to twoi „przyjaciele” – dodał chłopak, kładąc duży nacisk na ostatnie słowo i na tym zakończył monolog.

Amy się wyciszyła. Znów ją przytulił.

– Przepraszam. Być może ich lubisz, ale moim zdaniem to dupki – podsumował David.

– Masz rację, nie pomyślałam o tym z tej strony. Rzadko kiedy chowam urazę, więc zapomniałam o tym zajściu – powiedziała Amy, lecz głos definitywnie jej się zmienił. – Nie zaproszę ich, tylko przyjdź.

– Amy, tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. Powinienem wtedy podejść i wyjść z tym wyższym na zewnątrz, ale nie chciałem, żebyś źle o mnie pomyślała. Poza tym nie chcę, żebyś rezygnowała z zaproszeń przeze mnie – rzekł chłopak.

– Ale ja się z nimi bardzo rzadko spotykam, i tak bym pewnie ich nie zaprosiła – kombinowała Amy.

– Księżniczko, nie kłam. Masz mnie za kretyna?

– David, przyjdź, urodziny są raz w roku. Wolę twoje towarzystwo, niż tych dwóch – przekonywała dziewczyna.

– Amy, przepraszam, ale nie.

– Dobrze, trudno, Muszę już jechać. – Amy wstała z miejsca i ruszyła do drzwi.

– Poczekaj... – Złapał ją. – Kotku, możemy się spotkać przed imprezą, przecież szanuję to, że masz urodziny.

Mocno trzymał dziewczynę, której lekko zaczerwieniły się oczy. Nie widział jeszcze u niej łez.

– Kiedy wcześniej? Sklep do trzynastej, a potem będę musiała zrobić zakupy. Nie wiem, czy będę miała czas. Muszę już jechać, dochodzi dziesiąta – powiedziała dziewczyna, próbując delikatnie się uwolnić.

– Poczekaj – powtórzył chłopak. – Dobrze, zastanowię się, ok?

– Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli nie masz ochoty, rozumiem. Puść mnie, już naprawdę muszę spadać. Droga zajmie mi pół godziny – prosiła dziewczyna, kolejny raz chcąc wykręcić się z uchwytu Davida.

Chłopak bardzo często walił prosto z mostu, aczkolwiek w tej chwili zaczął żałować, że nie przemyślał sprawy, nie otwierając gęby.

– David, puść mnie! – rzuciła głośno zniecierpliwiona brunetka.

– Nie, nie chcę, żebyś się na mnie gniewała. Dobrze, przyjdę, jeśli naprawdę ci zależy. Też mogę mylić się co do ludzi. Za szybko wyciągam wnioski. Źle to wszystko zabrzmiało, przepraszam... – bąknął David, próbując złagodzić sytuację.

– Nie gniewam się, ale naprawdę muszę już jechać.

– Mogę cię odprowadzić?

– Tak.

Samochód stał kilka metrów dalej, więc po chwili przy nim byli. David objął sympatię w pasie i pocałował na pożegnanie, ale ze strony Amy to już nie był pocałunek, do jakiego przywykł. Dziewczyna wsiadła do auta i zapytała:

– Przyjedziesz coś zjeść?

– Nie wiem, o której skończę. Potem muszę odebrać Lilly i kupić jej buty. Jak zdążę przed jej szkołą, to zajdę.

– Jak ją odbierzesz, przyjdźcie, zostawię wam coś ciepłego. Cześć! – rzuciła brunetka i ruszyła.

Wcisnęła mocno, uwalniając spod tylnych kół tuman kurzu i zaraz jej nie było. Davida, widząc jej szaleńczą jazdę, przeszedł dziwny, zimny dreszcz strachu. „Zjebałem sprawę” – przeszło mu po głowie. Wrócił do pokoju, niesamowicie wściekły na siebie. Napił się, po czym włączył komórkę i dla pewności nastawił w niej budzik. Rozebrał się, zgasił światło i walnął na łóżko. Bał się trochę tej pościeli, ale mocno pachniała świeżym proszkiem, więc wydedukował, że chyba nie jest źle.

Rozmyślał chwilę o właścicielce Bmw, rodzinie, ale był tak padnięty, że zasnął bardzo szybko.

Budzik w komórce zakwilił pierwszy. David chwycił urządzenie i wyłączył dzwonek. Nagle zadzwonił telefon, którego chłopak wcześniej nie zauważył. Zielony rozklekotany sprzęt, stał we wnęce szafki.

Odebrał.

– Dzień dobry, budzenie. Jest szósta – Usłyszał.

– Dziękuję – rzucił i odłożył słuchawkę.

Wstał ciężko i poszedł przemyć twarz i zmoczyć nieco czuprynę. Postanowił nie kąpać się w tym syfie. „Chyba jeszcze nie śmierdzę?” – pomyślał, uśmiechając się do siebie.

Spał ponad siedem godzin, ale nie czuł się wyspany. Ubrał się szybko, schował wodę do plecaka i zaraz był na zewnątrz. Skierował się do recepcji i stanął naprzeciw innego już faceta.

– Dzień dobry. Gdzie tu jest przystanek? – zapytał, kładąc klucz na ladzie.

– Pójdzie pan w prawo i jakieś dwieście metrów.

– Ok, dziękuję.

Odszedł kawałek, ale przed wyjściem odwrócił się jeszcze do typka.

– A przy okazji... sprzątajcie czasem w tym chlewie. Żegnam – rzuciła i nie czekając na komentarz, szybko wyszedł.

Z oczekiwaniem, dojazdem i przesiadką, pod dom staruszki dotarł przed siódmą. Zapukał. Batty chyba już dawno wstała i czekała, bo otworzyła bardzo szybko.

– Wejdź. – Uśmiechała się szczerze.

– Witaj. Możesz dać mi kawy? Tylko bardzo mocnej – poprosił chłopak.

– Pewnie. Chodź do kuchni.

Dała mu pojemnik i szklankę.

– Zasyp sobie, jaką lubisz – nakazała i wyjęła z lodówki spore opakowanie bekonu, jajka i sałatkę. David nasypał trzy porządne łyżeczki, robiąc istną siekierę. Woda się zagotowała, wstał więc i zalał kawę. Betty zdążyła już wrzucić bekon na patelnię i chleb do tostera. Uwijała się kuchni jak w ukropie. Widać było, że jest dobrze obeznana z gotowaniem i lubi to robić. Po niecałych dziesięciu minutach przed nosem chłopaka pojawił się talerz z jajecznicą, boczkiem i czterema grzankami. Obok stanęła miseczka z sałatką.

– Nałożyłam sałatki oddzielnie, bo nie wiem, czy lubisz. Smacznego – Kobieta się uśmiechnęła.

– A ty?

– Zaraz sobie zrobię. Nie czekaj, tylko jedz, bo ostygnie.

David nie zastanawiał się długo, był głodny jak wilk. Wtrąbił śniadanie, zanim gospodyni zdążyła zrobić swoje.

Podziękował i zabrał się za kawę.

– Widzę, że smakowało – Betty się zaśmiała.

– Jasne, uwielbiam tak wysmażony bekon.

Znowu na myśl przyszła mu Amy, ale odsuwał ją od siebie, chcąc skupić się na pracy.

– Betty, nie kupiłem szpachelek, nie wiedziałem, czy sklep będzie czynny tak wcześnie. Zaraz pojadę i to zrobię.

– Pojadę z tobą, muszę dokupić kilka rzeczy. Praca nie zając... – odparła struszka, wesołość jej nie mijała.

Po chwili siedziała ze swoim, o połowę mniejszym śniadaniem. Zjadła, David dokończył kawę, pogadali chwilę i chłopak zapytał, patrząc na zegarek:

– Siódma. Jedziemy?

– Tak.

Poszli do garażu i chłopak dostał kluczyki od auta. Nie sprzeciwiał się, tylko wsiadł za kółko. Wyprowadził Mazdę delikatnie, ale gdy wyjechał na drogę, docisnął gwałtownie. Betty spojrzała na niego strachliwie.

– Davidku, zwolnij.

Uszanował prośbę i zdjął nogę z gazu.

– Gdzie jedziemy?

– Najpierw załatw swoje sprawy, a potem szukaj jakiegoś sklepu.

– Przecież zawsze zakupy robiłaś u nas – stwierdził zdziwiony David.

– Już nie będę tam kupować. Nie podoba mi się, jak John cię potraktował.

Chłopak nie wiedział, co powiedzieć, więc milczał, ale miło mu się zrobiło na sercu. Nagle zadzwonił telefon. Spojrzał na niego i gdy zobaczył, że to matka, nie odebrał. Podjechał pod sklep budowlany.

– Zaraz wracam – poinformował i wysiadł.

Szybko załatwił sprawę i po kilku następnych minutach zatrzymał się pod supermarketem. Sklep był dość spory, lecz David nie poganiał kobiety, cierpliwie przeszedł z nią koło wszystkich półek. Przy okazji kupił sobie dwulitrową wodę i zaraz byli w drodze powrotnej. Wszystko zajęło im około godziny z minutami, o wpół do dziewiątej chłopak był już przebrany.

Farba była stara i wyschnięta, więc do godziny chłopak dwunastej zeskrobał ponad połowę, od góry do samego dołu. Na werandzie leżała masa jasnożółtych, wyblakłych płatków. Dom miał tylko parter i poddasze, a farba schodziła płynnie, więc chłopak wywnioskował, że szybko sobie poradzi. Popracował jeszcze godzinę, zdarłszy już prawie cały front. Rzucił szpachlę i udał się do domu staruszki.

– Betty, skończę już, dobrze? Podjadę do warsztatu, zobaczę wóz. Silnik dziwnie pracuje – oświadczył . – Mogę postawić drabinę w korytarzu? Jest czysta. Nie będę musiał biegać do garażu.

– Jasne.

– Daj mi miotłę.

Zaraz ją otrzymał i zamiótł z werandy zeskrobane wióry. Ręce nieco mu się trzęsły, gdyż machał nimi przez trzy godziny, wykonując monotonne ruchy. Nie był przyzwyczajony do fizycznej pracy, więc mięśnie pracowały. Przebrał się i polazł do kuchni.

– Zjesz coś? Pewnie jesteś głodny – zaproponowała Betty.

– Nie, dzięki, spadam. Jutro będę o tej samej porze. Do zobaczenia.

– Dobrze, jedź, do jutra.

Wsiadł za kółko. Już z rana zauważył, że nielubiany przez staruszkę paniczyk raz po raz wychodzi z domu i przygląda się, co chłopak wyprawia na tej drabinie. Gdy ruszył, facet stał akurat na schodkach swojego domu. David zatrzymał się na ulicy i krzyknął przez szybę:

– Znowu masz jakiś problem, czy tylko się nudzisz?!

Koleś w okamgnieniu schował się wewnątrz. Młody facet uśmiechnął się pod nosem i ruszył do centrum. W kwadrans dojechał pod zakład, gdzie sprzedali mercedesa. Wszedł do środka i zobaczył młodego chłopaka, około dwudziestu trzech – dwudziestu czterech lat, grzebiącego w jakimś aucie.

– Dzień dobry – przywitał się.

– Witam – odpowiedział pracownik, wyłaniając głowę spod otwartej maski

– Szukam szefa, jest? – zapytał David.

Mechanik wskazał ręką na zniszczone drzwi po prawej. David zaraz się tam udał.

– Dzień dobry. Pamiętasz mnie? – zapytał siedzącego za biurkiem Lucka.

– Pewnie. O co chodzi?

– O przegląd Mazdy. Na wczoraj. To bardzo ważne.

– A co się dzieje?

– Dziwnie śpiewa i szarpie.

– Pokaż wóz. – Typ ruszył się z miejsca i David zaprowadził go do samochodu.

Luck wsiadł za kółko i odpalił silnik. Po chwili wyłączył i zajrzał pod maskę. Od razu stwierdził:

– Przewód paliwowy jest trochę zapchany. Trzeba założyć nowy, to kosztuje grosze.

– Ile czasu to zajmie?

– Chwilę. – Zaśmiał się typ. – Mike! Przewód do Mazdy, tylko ruchy! – krzyknął do pracownika.

Ten wykonał robotę w kilka minut i odpalił silnik. Warknął bardzo czysto. David rozpromieniał.

– Dzięki. Ile?

– Na koszt firmy. – Luck się uśmiechnął. David zapytał:

– Jakbym miał nowe radia, dałbyś radę mi je zgonić?

– Jakie to radia?

– Jeszcze nie wiem, ale na pewno markowe. Widziałem sklep.

– Ile za nie chcesz?

– Oddam za pół ceny, jeśli weźmiesz od ręki.

– Ok, przywieź, zobaczymy.

– Dobra, dzięki. Na razie – David się pożegnał i opuścił warsztat.

Dochodziła czternasta. Dwadzieścia minut później zaparkował pod szpitalem i za chwilę był u przyjaciela. Ann dotrzymała słowa, nie było jej. Davida od razu przeszedł zimny dreszcz, gdyż Leviego też nie było. Momentalnie rozlatały mu się ręce i poczuł przypływ gorąca. Szybko pobiegł do biurka pielęgniarek.

– Gdzie jest chłopak z ósemki?! – ryknął zdenerwowany.

– Spokojnie, przenieśliśmy go do dwunastki. Obudził się w nocy. Może pan iść, ale tylko na kilka minut, pacjent potrzebuje odpoczynku.

David prawie biegiem udał się cztery sale dalej. Była nieco większa i jaśniejsza. Ann oczywiście siedziała w fotelu, tym razem niebieskiego koloru. Jak zobaczyła chłopaka, od razu go uściskała.

– Boże, David, lekarz powiedział, że teraz już będzie dobrze. – Rozpłakała się.

– Mówiłem ci...

Kumpel nadal podłączony był do respiratora, ale oddychał już samodzielnie, choć jakoś ciężko i chrapliwie. Przy nosie zamiast maski miał już tylko cienką rurkę. Chłopak usiadł, ale nie na długo. Po dziesięciu minutach oznajmił:

– Muszę spadać po Lilly. Przyjadę później.

– Dobrze.

– Zjedz coś – rozkazał kobiecie i wyszedł.

Około piętnastej podjechał pod sklep ukochanej. Nie wysiadł, siedział kilkanaście sekund w wozie, nie mogąc zdecydować się na wejście. Po chwili zobaczył, że w jego stronę idzie Paul, więc opuścił auto. Gdy ten był już bliżej, David dostrzegł, że ma niecodzienną minę. Chłopak podszedł i mocno popchnął Davida do tyłu.

– Co, już się poskarżyłeś?! Babcia Betty dzwoniła i oznajmiła, że rezygnuje z naszych usług. I tak mamy mało klientów, a ty wywijasz taki numer?! – wydarł się na całą ulicę.

– Nikomu się nie skarżyłem. Zapytała, więc powiedziałem – odparł David z pełnym opanowaniem.

– Dobra, nie bujaj! Co jej nagadałeś?!

– Ja nagadałem, ja wywinąłem numer?! John wiedział, jaką mam sytuację i wywalił mnie za rzekomy jeden dzień nieobecności! To wy bujacie, nie ja! – David się wkurzył.

– Ona zawsze sporo u nas zostawiała. Dzięki tobie straciliśmy jedną z najlepszych klientek! – warczał Paul.

– A odwal się! – rzucił David i chciał odejść, ale Paul chwycił go za ramię i odwrócił twarzą do siebie.

– Masz to odkręcić, rozumiesz!

– Jesteś łasy na pieniądze? – Zaśmiał się młodszy facet.

W tym momencie Paul się zamachnął i chciał uderzyć go w twarz, ale David zrobił unik, nie dając się zaskoczyć.

– Człowieku, opanuj się, co się z tobą dzieje?! Chcesz się bić?! – krzyknął.

– Pamiętaj, zapłacisz mi za to! – ryknął Paul. – I żeby było jasne! Ostrzegałem, żebyś nie zadawał się z tą dziwką, bo wylecisz!

W tym momencie David nie wytrzymał i huknął go z pięści twarz. Typ był o głowę wyższy, ale młodszemu facetowi to nie przeszkadzało, sięgnął go bez większych problemów. Paula machnęło w bok i natychmiast, wściekły, rzucił się na dwudziestodwulatka. Był wysoki i dość silny, więc gdy wbiegł na kumpla, zrobili kilka kroków w tył, wpadli na Mazdę, odbili się od niej i obaj znaleźli na ziemi. David rąbnął głową w beton, ale nie poczuł bólu. Wstali jednocześnie i teraz to młodszy z chłopaków przypuścił szturm na rywala. Też był silny, więc wbiegł na niego bardzo agresywnie. Energicznie pchał go do tyłu, w końcu Paul stracił równowagę, potknął się i obaj wpadli wprost w witrynę sklepu Amy, tłukąc szybę w drobny mak. David powalił się na gościa i zaczął okładać go po twarzy.

– Cofnij to, gnoju! – wydarł się.

– Co tu się dzieje?! – Usłyszeli głos właścicielki, która wybiegła z marketu.

David spojrzał w jej stronę, wtedy Paul się uwolnił i znów z rozbiegu powalił go na ziemię. Zaczęli szamotać się na chodniku jak mali chłopcy.

– Cindy! – krzyknęła brunetka.

Dziewczyna zaraz przybiegła i rozdzieliły walczących. Ledwo odciągnęły Davida, który znów tłukł Paula.

– Frajer ma to odszczekać! – David wyrwał się dziewczynom, doskoczył do stojącego już kolegi i kopnął go w brzuch. Ten się pochylił i zaraz oberwał z łokcia w twarz. Upadł na ziemię.

– David! – krzyknęła Amy, wyrastając mu przed nosem i łapiąc go za ramiona. – Już dość – poprosiła.

Dopiero teraz odpuścił, gapił się tylko na Paula, oddychając ciężko. Starszy chłopak wstał i bez słowa udał się do swojego sklepu.

– Nigdy więcej tak nie mów! – wrzasnął za odchodzącym brunetem David.

Paul się nawet nie odwrócił.

Następne częściZakręty losu cz.10

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Joan Tiger tydzień temu
    Jak pech, to na całego. Jednym słowem życie chłopaka to wielkie pole minowe. Nie wiadomo, która niespodzianka eksploduje, a on już emocjonalnie sięga dna. Widać różnicę materialną i kręgi towarzyskie, które chłopak dziewczynie wytyka. Zgrzyty przybierają na sile, co skutkuje kacem moralnym. Uparty ten David, ale to dobrze, bo ma swoje zasady.
    Na koniec bijatyka. David trochę rozładował napięcie, jednak na horyzont nadciągają kolejne kłopoty. Pobili się o staruszkę… dobre. 😊
  • ZielonoMi tydzień temu
    Kurde, Tygrysico, już myślałam, że mnie porzuciłaś. Widzę Twój koment, aż "mokro się zrobiło. Kłopoty muszą być, choć to nie Trevor, więc mniejsze. Dzięki, że jesteś.😘😘😘
  • ZielonoMi tydzień temu
    Ps. Fajnie, że bójka się spodobała.🤣
  • Joan Tiger tydzień temu
    ZielonoMi, ostatnio miałam mało czasu, aby sięgać po długie teksty. Na szczęście już wszystko za mną, więc mogę na spokojnie czytać. Wzięłam się za czytanie" Outsider " S.Kinga, a że to grube, to zeszło.
  • ZielonoMi tydzień temu
    Joan Tiger Kinga czytałam "Blaze", polecam bardzo. A mój ulubiony film - Sekretne Okno z Depciem kochanym - film - bomba, opko- lipa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania