Poprzednie częściZOŁZA

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

ZOŁZA VI

TEO.

Nie powiem, nie uśmiechała mi się charytatywna praca na cmentarzu. Szczególnie widząc co się dzieje za oknem. Siedziałem w swoim biurze i ściskałem gniotka w kształcie kobiecego cycka. Prezent od Antka. Od kogóż innego mógłby być. Nieważne. Ważne było to, że czas gonił, koniec roku za pasem a na mojej drodze do zdobycia Mani szalała sinusoida dziwnych zdarzeń i wypadków. Po odwiezieniu Karola na przymusowy odwyk potrzebowałem porządnego odmóżdżenia. Tyle złamanych ludzkich dusz, zrytych psychik, tragedii zebranych w jednym miejscu. To było za dużo dla mnie. W głowie układałem plan jak potencjalnie mógłby wyglądać cały dzień spędzony z Marysią. Mam nadzieje, że Antek się myli i kobieta nie będzie chciała rozkopywać miejsca wiecznego odpoczynku. Bardziej mnie interesowało to kogo mogę tam spotkać. Byłem pewny, że osobiście poznam Leona. Chciałem wybadać jak tak naprawdę wygląda ich relacja i dlaczego nie są razem. Może chłopak jest niepełnosprawny czy coś w tym stylu. Do tego jeszcze wiercące dziurę w głowie słowa kobiety o seksie i podwójnej randce. Whatever to ma być tylko szybki numerek a nie relacja na całe życie. O związkach wiem jedno, mogą naprawdę spieprzyć życie. Nie można się angażować. Raz popełniłem ten błąd i teraz ciągnie się za mną. Dzięki losowi, że na mojej drodze stanął Borys. Dzięki niemu jeszcze co najmniej jedna wyprawa do Anglii i moje zmartwienia zostaną rozwiązane. Nie wiem jakim cudem dowiedział się o moim potencjalnym powrocie do zawodu. Ma naprawdę dobrych informatorów i znajomych. Polecił mnie koledze kolegi, który zna jednego mecenasa, który potrzebuje diamentów do swojej kolekcji pracowników. Takim to sposobem odbyłem interesujące spotkanie z mecenasem Konstantym Adamem Pileckim, który postanowił prześledzić moje dokonania i nawiązać ze mną współpracę. Szybko okazało się, że nie tylko Borys jest jego znajomym, ale adwokat zna również Antka. W związku ze wspólną sprawą tych dwóch Panów szanowny Pan Konstanty odwiedzi nasze biuro w połowie listopada. Będziemy mieli chwilę na omówienie szczegółów naszej potencjalnej współpracy. Nie ukrywałem tego przed przyjacielem. Podczas jednej z naszych rozmów przy drinku wyjawiłem mu jaki mam plan na dalsze życia. On pokiwał głową z aprobatą i zastrzegł, że nie zrezygnuje z moich usług i chce by traktowano sprawy jego firmy jako priorytetowe. Jakoś będzie musiał przeżyć rzadsze kontakty ze mną. Swoją drogą dobrze by było, gdyby zakręcił się koło Idy. Ta kobieta mogłaby być jego kamieniem. Jest konkretna, stanowcza a z doświadczenia wiem, że ciche wody brzegi rwą. Zadziwiające, że pomimo tak wielu różnić w wyglądzie jest podobna do Marysi. Czy ona też może okazać się kamieniem w moim przypadku….?

 

Nadszedł dzień harówki. Stawiłem się punktualnie o 10:00 pod bramą miejskiego cmentarza. Ubrany stosownie do wykonywania zadania. Na nogach miałem wygodne sportowe buty na grubej podeszwie amortyzującej każde stąpnięcie. Szare dresy typu jogger i ciepłą bluzę kangurkę. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą bezrękawnik, choć pogoda nie była najgorsza. Mimo wszystko włożyłem na głowę czapkę. Dostrzegłem Marysie otoczona grupką nastolatków i miejscowej dziatwy. Ciągle coś mówiła i rozdawała rękawice ochronne lub worki na śmieci. Wyglądała zniewalająco. Jej krągły tyłek odziany był w grube czarne leginsy. Bardzo dobrze podkreślające krągłość bioder. Stopy opatulone grubymi podkolanówkami z białą lamówką ochronione dobrze znanymi mi kaloszami w krwistoczerwonym kolorze. Jej drobny tors ochraniała warstwa ciepłego czarnego polaru i szary bezrękawnik. Włosy uplecione w niedbały koczek na czubku głowy. Dodatkowo włożyła czarną szeroką wełnianą opaskę chroniącą uszy przed zimnym powietrzem. Patrzyłem na nią z pewnej odległości. Nie mogłem się napatrzeć. W pewnym momencie dostrzegła mnie i pomachała ręką w moim kierunku przywołując bym podszedł bliżej.

- Dobra, macie sprzęty. Dobieramy się w pary, trójkąty lub kwadraty. Musimy obejść cały teren i uprzątnąć śmieci. Przypominam, zbieramy tylko potłuczone znicze, jeśli widzimy zarośnięty grób nie omijamy tylko doprowadzamy do porządku, zapalamy świeczkę i idziemy dalej. Im większa grupa tym gorsze groby. Nie ma wybierania i omijania. Nikt inny tego za nas nie zrobi. I najważniejsze im szybciej skończycie tym szybciej wrócicie do domu. No to do roboty.

Łał, szacun. Krótko zwięźle i na temat.

- Cześć – rzuciłem szybko.

- Cześć, super, że jesteś. Już się bałam, że będę chodzić sama.

- Czyli zostałem twoją parą – uśmiechnąłem się zadziornie.

- To nie miejsce i czas na takie dywagacje. Ale tak dziś będziesz moją parą. Trzymaj rękawice, schowaj do kieszeni worki, stety będziesz tragarzem a oto twój rydwan. – Wskazała ręką na taczkę wypełnioną przyrządami ogrodniczymi. – A to na przerwę. – Dołożyła torbę z termosem i słodkimi bułkami. – Mam nadzieje, że takie lubisz.

- Lubię wszystkie słodkie bułki.

- To dobrze.

Kobieta wydawała się niespokojna. Wciąż obracała głowę w kierunku parkingu. Najwyraźniej na kogoś czekała. W pewnym momencie nie wiadomo skąd podeszła do nas para. Wysoka, młoda dziewczyna o blond włosach ubrana bardzo podobnie do Marysi i chłopak, którego rozpoznałem z nocnych koszmarów.

- Kogo tak szukasz? – Zapytała dziewczyna.

- Marka nie będzie. – Szybko dodał chłopak.

- Wyglądam dwójki opierdalaczy, nie widzieliście ich gdzieś? – Mania podeszła do już nie dzieciaków i rzewnie się przywitała.

- Ja nikogo takiego nie widziałem. – Odpowiedział jej chłopak.

Mania wręczyła im zestaw cmentarnego sprzątacza. Ja w tym momencie przyglądałem się im bardzo uważnie. Dziewczyna podłapała mój wzrok i zapytała:

- A kto to?

- O masz, no pełna kultura. Dzieciaki to mój kolega z pracy Teo, Teo to moje dzieciaki Nadia i Fabian.

Wyciągnąłem do nich rękę i przywitałem się. Zagadka się rozwiązała. Chłopak, którego widziałem podczas spotkania był jej synem. Nic dziwnego, że była wobec niego taka czuła. Za to powstało kolejne nurtujące mnie pytanie, „Gdzie jest Leon”? Dziewczyna przyglądała mi się uważnie, chłopak za to nie wykazywał większego zainteresowania moją osobą. Zakładając rękawice zapytał.

- Co Panu obiecała, że się Pan zgodził przyjechać na to wypizdowie w taką pogodę i do takiego zadania?

Mania uderzyła go w pierś. Kontynuowałem rozmowę.

- No właśnie nic. Potrzebowałem odmóżdżenia i proszę mówcie mi Teo. Do Pana jeszcze mi trochę daleko.

- Łatwo sprzedałeś skórę. Może dzięki temu mama łagodniej cię potraktuje? – Złapał za szpadel – I pamiętaj im gorsze zadanie tym większa stawka. – Ruszył w celu powierzonej mu misji. Została przy nas młoda kobieta. Mania zapytała się jej z troską.

- Co go ugryzło? - Zapytała córki

- Nic. Chyba. Mamo to jest Fabian. Wyciągnęłaś go z łóżka w weekend przed 12:00. Helloł. Całą drogę marudził, że sprząta tylko grób taty i spada, bo jest umówiony z Klaudią.

- Dobre i tyle. Gdzie Leon?

- Został w domu. Fabian powiedział, że nie będzie go pilnował, bo… no już znasz zakończenie każdej jego wypowiedzi.

- Dobra, Nadka leć za nim i przypilnuj by nie odwalił fuszerki.

- Dobra. To pa mamuś.

Złapałem za taczkę, rozpoczęliśmy spacer po cmentarzu. Aby nie iść w całkowitej ciszy rozpocząłem:

- Fajne dzieciaki?

- To wrzody na dupie. Wiecznie trzeba ich pilnować. Przez te potwory ciągle wychodzę na tę złą. Choć czasami potrafią zaskoczyć.

- I się rozpływamy.

- No tak. Dobra, powiem ci to w tajemnicy. - Nachyliła się ku mnie. - Kocham ich bardzo, za bardzo. Zrobię dla nich wszystko, choć wiem, że to złe i głupie. Chcę dla nich jak najlepiej, choć wiem, że muszą popełniać błędy, bo na nich najszybciej człowiek się uczy.

Roześmiałem się.

- Jesteś naprawdę dobrą matką.

- Ee…eee. Ja jestem mamą.

- Co to za różnica?

- Dla mnie jest. Taka sama jak w przypadku ojca i taty.

- Ok. załapałem. Więc mama.

- Tak. – Rozpromieniła się, zmieniliśmy kierunek skręcając w mniejszą alejkę.

- A ty jakim jesteś tatą? – Zapytała. Przystanąłem na chwilę zaskoczony jej wiedzą. Skąd wiedziała, przecież nie ma tego w aktach.

- Ja raczej jestem ojcem. – odparłem zmieszany ruszając.

Zapadła cisza. Mania wskazała na jeden z grobów i zaczęła usuwać z niego liście i potłuczone znicze. Zaryzykuje.

- Wiesz, nie mam takiego dobrego kontaktu z synem. Jesteśmy całkowicie różni.

- A może to przez to, że nie macie ograniczone kontakty.

- Skąd wiesz? – Zbiła mnie tym stwierdzeniem. Tak, nie często się kontaktujemy, bo jego matka wystawiła mnie a potem okazało się, że faktycznie nie jest mój, ale skąd ona mogła o tym wiedzieć.

- Dużo wiem. A plotki po firmie rozchodzą się szybko. By the way nie spoufalaj się z Krysią z księgowości. To największa plotkara. Poza tym myślę, że odległość, która was dzieli też ma na to wpływ. Ile miał lat jak się rozwiedliście?

- Siedem.

- I zamieszkał z matką?

- Tak jakby.

- A Ty ograniczyłeś kontakt?

- To bardziej skomplikowane. Nie zostawiłem go samego sobie, tyle w tym temacie. Nie chce o tym rozmawiać.

- Na pocieszenie powiem Ci, że moje dzieci też nie miały zbyt dobrego kontaktu z tatą. Nie spędzali ze sobą dużo czasu, ale był, kiedy go potrzebowali. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Wzruszyła ramionami. Zapaliła świeczkę i ruszyła dalej.

- Wiesz nie jest łatwo budować relacje z dzieciakami, szczególnie jeśli relacje rodziców nie są najlepsze.

- Wiem i rozumiem. Ja też przez to przechodziłam. – Przystanęła przy naprawdę zarośniętej starej kwaterze.

- To co się z wami stało?

- To co w większości związków. Mieliśmy różne oczekiwania, priorytety, nasze drogi powoli się rozchodziły a uczucie powoli wygasało. Gdyby nie ten wypadek, pewnie też byśmy się rozstali.

- Jak zginął?

- W wypadku samochodowym.

Wyrwała kilka większych krzaków, podeszła do mnie, wrzuciła dość energicznie rośliny do taczki, ugniotła je rękami, spojrzała na mnie wymownie i powiedziała.

- Teo, o co Ci tak naprawdę chodzi? Po co tu przyjechałeś?

Uniosłem brwi. Wymieniliśmy spojrzenia, chwilę dłużej przytrzymałem ją w niepewności. Zasznurowała usta, ciężko westchnęła i odwróciła się by wznowić pracę. Również odetchnąłem i zacząłem.

- Przyjechałem by Ci pomóc i … może trochę lepiej Cię poznać.

Odwróciła się energicznie.

- Wiesz, jeśli ktoś chce kogoś, może, trochę lepiej poznać to rozpoczyna rozmowę od lekkich tematów. Nie wiem może na przykład...... jakiej muzyki słuchasz?

Zapytała kierując dłoń w moją stronę. Uśmiechnąłem się. Ruszyłem w jej stronę by pomóc z krzakami.

- Dość spokojnej, lubię lekkie kawałki a Ty?

- Wszystko co wpadnie w ucho. Nie mam sprecyzowanego gustu. Piosenka musi do mnie przemawiać.

- Czyli utożsamiasz tekst ze swoim życiem.

- Coś w tym rodzaju.

- Więc jak jesteś szczęśliwa to słuchasz?

- Popu, chyba. Jak jestem zła leci rock. Jak muszę się na czymś skupić, coś przemyśleć to house, a jak jestem smutna to staram nie słuchać muzyki, bo potrafię się rozpłakać a nie lubię płakać. I nie lubię, jak ktoś beczy.

- Dlaczego?

- Bo to oznaka bezradności.

- Nie tylko. Płacz oznacza też, że ktoś uraził twoje uczucia.

- Gówno prawda, no chyba że ktoś odkrył prawdę o Tobie a Ty nie masz już argumentów by temu zaprzeczyć. Jeśli ktoś urazi Twoje uczucia to się obrażasz, wkurzasz i odchodzisz bluzgając. Płacz przychodzi wtedy, kiedy nie wiesz co zrobić, nie masz siły by zmienić sytuację, która cię przytłacza.

- Może masz rację.

- Ja zawsze mam rację. Nawet jak jej nie mam. – Uśmiechnęła się szeroko.

- Jesteś pewna siebie.

- Teraz już tak, kiedyś taka nie byłam. Nie potrafiłam powiedzieć prawdy prosto w oczy. Nie byłam taka….

- Kłótliwa? – Zapytałem.

- Też. Byłam bardzo…. ugodowa. Wszystko, wszystkim uchodziło na sucho a w mojej głowie dział się istny Meksyk.

- To, kiedy się zmieniło?

- Nie wiem dokładnie, kiedy. – Wzruszyła ramionami – Chyba gdy miałam dość ignorowania mnie w domu. Zrobiłam awanturę o to, że traktują mnie jak… Marysie……………. Od sprzątania, gotowania, pilnowania ich spraw. Zaczęłam wprowadzać dziwne zasady. Dzieciaki musiały się ogarnąć i stać się bardziej samodzielne. Przestałam przejmować się muchami w nosie Rafała, rodziny i nieszczerych znajomych. Zadbałam o siebie, spięłam grafik tak bym miała czas tylko dla siebie. Zmieniłam pracę i wygarnęłam wszystkim jacy są fałszywi. Potem wydarzył się wypadek, szybko przesiałam plew od prawdziwych przyjaciół. Odcięłam się od szkodliwego otoczenia podcinającego skrzydła na każdym kroku i oto jestem. CARYCA MARYCHA.

- Zazdroszczę.

- A ty jaki byłeś? I czy bardzo się zmieniłeś?

- Nie lubię mówić o sobie.

- Oj dawaj, niech się wszyscy dowiedzą? – rozłożyła ręce i zakręciła się wokół własnej osi. Rozejrzałem się dookoła. Zrozumiałem ironię. Staliśmy w najbardziej zaniedbanej części cmentarza. Faktycznie żywej duszy tu nie było. Ciarki mnie przeszły po plecach. Odrzuciłem tę myśl, westchnąłem i zacząłem.

- Od zawsze wiedziałem, że w życiu trzeba być twardym. I taki byłem. Nie szedłem na kompromisy. Interesowały mnie tylko zwycięstwa. Z każdym dyskutowałem i udowadniałem swoją rację. Poznałem Antka, którego kłopoty się imały. Często wyciągałem go z tarapatów, szukałem kruczków prawnych by nas nie wsadzili za wybryki. Pewnego razu, gdy nas chcieli zatrzymać za posiadanie wyciągnąłem wszystkie asy z rękawa a policjant krzykną do mnie „Mecenasie”. W tedy zrozumiałem kim chce zostać. Zrobiłem wszystko co trzeba i dostałem się na najlepsze studia prawnicze w Dublinie, w ramach stypendium. Wyjechałem, straciłem kontakt prawie ze wszystkimi. Zakochałem się, jak się okazało w niewłaściwej kobiecie. Wszyscy mi to mówili, ale ja byłem ślepo zakochany. Wzięliśmy szybki ślub. Wszystko układało się jak najlepiej. Piąłem się po szczeblach kariery w szaleńczym tępię. Brałem najgorsze sprawy i zawsze je wygrywałem. Potem jak to ujęłaś zdarzył się wypadek, który podciął mi skrzydła. Wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart. Ja nie miałem nikogo prawdziwego przy sobie kto mógłby mi pomóc ogarnąć sytuację. Potem sprawy się jeszcze bardziej skomplikowały a ja zmiękłem. Stałem się potulny jak baranek. Nie wiem jak, ale znalazł mnie Borys, który ściągnął na pomoc Antka. To oni ściągnęli mnie do Polski, przywrócili do życia. Pozwolili stanąć na nogi i oto jestem. Czujny jak ważka Teodor.

Wrzuciła ostatnie krzaki do taczki, machnęła ręką na znak, że to koniec pracy i ruszyliśmy alejką.

- Jak poznałeś Antka?

- W szkole.

- Ale przecież urodziłeś się w Irlandii? Jak trafiłeś do Polski?

- Moi dziadkowie tu mieszkali. Podupadli na zdrowiu i finansach więc mama ubłagała tatę by przeprowadzić się do Poznania. Poszedłem do podstawówki i tak poznałem Antka, potem w liceum Karola, bo zadawał się z Antkiem. Na studiach dołączył do nas Jan. A potem nasze drogi się rozeszły. A ty jak trafiłaś do Antka?

- Zatrudnił mnie jego ojciec, Pan Maksymilian, jako asystentkę Antka.

- No co ty?

- Tak, to dziwna historia.

- Dawaj, jestem ciekaw.

- No więc, pracowałam jako asystentka prezesa w firmie prowadzonej przez prawdziwego tyrana. Nie przejmował się mobingiem i wszelkimi zasadami kultury, ale płacił dobrze, nawet bardzo dobrze a ja potrzebowałam kasy, bo miałam dwójkę dzieci i kredyt na dom. Rafał miał nienormatywny czas pracy i nie zawsze można było na nim polegać. Dodatkowo często wyjeżdżał. W tym czasie bardzo pomagali mi moi rodzice, który, tu zaskoczenie, byli przeciwni związkowi z nieodpowiedzialnym facetem. Często robili mi wyrzuty z tego powodu. Pewnego dnia, już po przemianie a raczej pokazaniu mojego prawdziwego ja, postanowiłam, że czas na zmiany. Dowiedziała się o tym pewna pani head hunter która współpracowała z moim prezesem. Poleciła mnie Panu Maksymilianowi, który miał problemy z synem, który jako młody, niedoświadczony w biznesie mężczyzna często ulegał pokusom. A Maks potrzebował silnej, pewnej siebie kobiety, która nie dawała sobie w kasze dmuchać i nie sypiała z przełożonymi. Po pierwszym spotkaniu zostałam zatrudniona. Miałam zacząć pracę jako asystentka prezesa, który traktowany był bardziej jako syn prezesa. Nie poznałam go od razu, bo nie przyjechał na pierwsze spotkanie. Wszystkie szczegóły dogadywałam z Janem. Antek raczej nie lubił pracować, ale na jednym z spotkań jego obecność była niezbędna więc Jan wcisnął mi adres zamieszkania Antka i powiedział bym po niego pojechała i ogarnęła sytuację. Wiec tak zrobiłam, wpadłam do jego apartamentu, wygoniłam kurwy, wyciągnęłam go z łóżka, zawlekłam pod prysznic, ogarnęłam i wsadziłam do samochodu. Po drodze wytłumaczyłam do czego jest mi potrzebny a on zapytał tylko kim jestem. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: Pana asystentką. Gdy dojechałam pod firmę wypadł z samochodu i się porzygał. Nie zwracając uwagi na jego stan złapałam go za chabety, wymierzyłam policzek i powiedziałam, żeby pozbierał jaja z chodnika, bo Jan na niego liczy. Zdezorientowany, ale otrzeźwiony wszedł do sali konferencyjnej i dał z siebie wszystko wspomagając Jana i Karola w przekonaniu inwestorów do zamówienia programu właśnie u nas. Ja myślałam, że po tym wszystkim mnie wyleją więc zaczęłam odnawiać kontakt z head hunterem. Byłam zszokowana, gdy Jan przyszedł i podziękował mi za to, że ściągnęłam Antka. Jak powiedział rzeczy niemożliwe robię od ręki, na cuda trzeba poczekać, całe szczęście, że niezbyt długo. Później mieliśmy jeszcze kilka dziwnych incydentów z Antkiem w których jasno i stanowczo pokazywałam, że nie zostałam zatrudniona po to by grzać mu łóżko i umilać czas wolny. Z biegiem czasu zaprzyjaźniliśmy się. Ot cała historia.

Nic nie powiedziałem, byłem w takim szoku, zabrakło mi słów. Oboje śmialiśmy się. Wiedziałem, że Antek nie był najlepszym prezesem, doświadczyłem na własnej skórze skutki imprezowania z nim. Wyobraziłem sobie tę niskorosłą młodziutką dziewczynę szarpiącą się z młodym byczkiem w celu doprowadzenia go do kultury. Uśmiechałem się pełną gębą. Pokazywałem jej pełną klawiaturę mojego uzębienia. Poczułem się przy niej swobodniej, nie chciałem kończyć tego dnia.

- Jakie incydenty masz na myśli.

- No na przykład ten, gdy prawie pozbawiłam go płodności.

- CO?

- No tak. To było jeszcze przed wypadkiem Rafała. Ja jak już powiedziałam jestem monogamiczna i zdrad nie wybaczam. A Antek nie rozumie, kiedy mu się odmawia. Przyzwyczajony był do sypiania z asystentkami. Naprawdę wiele dziewczyn przewinęło się przez biuro. Byłam w tedy na okresie próbnym trwającym sześć miesięcy. Czaisz? Sześć miesięcy udowadniania, że nie jesteś gównem. Masakra. No ale. Od czasu do czasu robił do mnie dziwne podchody a ja wciąż trzymałam granicę naszych relacji na odpowiednim poziomie. W tedy mówiłam do niego Panie Prezesie i nie wyobrażałam sobie na niego krzyknąć. Po prostu, jeśli się z czymś nie zgadzałam odwracałam się i odchodziłam bez słowa. Nie to co teraz. Anyway. Jakieś dwa tygodnie przed zakończeniem okresu próbnego poprosił bym została chwilę dłużej, bo chce porozmawiać o mojej przyszłości w firmie. Zostałam zaproszona do jego biura. Stanęłam przy biurku a on nalał sobie drinka. Wiedziałam, że to się źle skończy. Zaczął swoją przemowę, że to on tu rozdaje karty, jest najważniejszy i należy mu się szacunek. Zbliżył się do mnie i powiedział, że bardzo nie lubi, gdy ktoś nie wykonuje jego poleceń. Poprawił mi kosmyk włosów zakładając go za ucho. To było jawne molestowanie i nakłanianie do seksu za przedłużenie umowy o pracę. Postanowiłam, że skoro i tak tu nie zostanę, bo takie traktowanie jest dla mnie nie do przyjęcia zagram mu na nosie i pokażę, że nie jest jednak taki wspaniały jak mu się wydaje. Usiadłam na biurku, podwinęłam spódnicę wyżej i przyciągnęłam go za krawat do siebie. Wpadł między moje uda. Nie całowaliśmy się ani nic z tych rzeczy. Antek jest raczej bierny. Woli jak kobieta prowadzi. A ja nie jestem żadną instruktorką erotycznych igraszek. To facet powinien przejąć kontrolę. Więc zjechałam dłonią do jego przyrodzenia i złapałam za jaja tak mocno, że czułam moje paznokcie ocierające się o siebie. Prawie dokonałam ręcznej wazektomii. Zaczął zwijać się z bólu a ja przytrzymałam go za krawat tak by patrzył mi prosto w twarz. Prawie go tym udusiłam. Powiedziałam twardo przez zęby „Jeśli jeszcze raz złożysz mi taką propozycję to gwarantuję ci, że wyrwę ci kutasa razem z kręgosłupem”. Puściłam go, a on upadł na ziemię. Stanęłam nad nim i z pogardą powiedziałam „Niestety oferta godzi w moje oczekiwania, nie przedłużę z Państwem umowy” i wyszłam. Już się nie pokazałam w firmie. Odnowiłam kontakt z Head Hunterem. Po tygodniu przyjechał do mnie do domu Antek przepraszając i prosząc bym wróciła do pracy. W tedy po raz pierwszy padło życzenie „Cydr i czekolada”. Zabrałam go i dzieciaki do cukierni, w której wydał majątek spełniając nasze słodkościowe życzenia. Ustaliliśmy warunki naszej współpracy i zostałam w firmie. Potem zaczęliśmy się lepiej poznawać i zostaliśmy przyjaciółmi. Po śmierci Rafała pilnował mnie bym nie zrobiła sobie krzywdy robiąc głupoty. W głębi duszy miał nadzieje, że jakimś cudem będziemy razem, ale ja stanowczo mu odmawiałam. Ot cała historia.

Miałem nadzieje, że wymyśli dla nas jeszcze jakieś zadanie. Byłem bardzo ciekaw o jakich głupotach mówiła. Niestety wszystko wskazywało na to, że misja została zakończona, bo zbliżaliśmy się do grobu, na którym siedziały dzieci Marysi. Podeszliśmy do nich a mina Marysi zmieniła się gwałtownie.

- Nie macie już, gdzie siedzieć. Zabierać dupy z marmuru.

- Mamo, przecież tacie nie przeszkadza. – powiedział chłopak ciężko podnosząc się z nagrobka.

- Złaź niewdzięczniku – klepnęła go po ramieniu.

- Ładnie? Sama skomponowałam bukiet. – powiedziała dziewczyna odwracając uwagę Marysi.

- No ładnie, ładnie - powiedziała Mania przechodząc na czoło grobu. Poprawiła kilka kwiatków, przesunęła znicze i pogłaskała płytę, na której widniał napis: Rafał Karczkowski żył lat 40 oraz zdjęcie uśmiechniętego wysokiego mężczyzny o szczupłej, lecz dobrze zbudowanej sylwetce na tle BMWe30. Podobieństwo dzieci do ojca było namacalne. Te same rysy twarzy, ten sam kolor oczu. Oboje byli wysocy jak ojciec. Po matce odziedziczyli kolor włosów i jak zakładam charakter. Zapatrzyła się na dłuższą chwilę w zdjęcie. Głęboko odetchnęła i skierowała pytanie do obu pociech.

- Byliście u dziadków?

Jednogłośnie odpowiedzieli

- TAK!

- Podejrzane, zwykle nie jesteście tacy zgodni.

Odezwała się Nadia:

- Oj mamo, ja byłam a Fabian ogarnął tutaj i u sąsiadów. Pozamiatał nawet alejkę.

Mania podniosła brew do góry i spojrzała na młodziaka. Po chwili jej wyraz złagodniał i tylko pokiwała głową na znak, że rozumie co się tak naprawdę wydarzyło. Jeszcze raz spojrzała na chłopaka:

- Jeśli już pogadaliście to możecie uciekać do swoich zajęć. Dziękuje.

Oboje uśmiechnęli się do siebie i szybko zaczęli zbierać graty. Marysia podeszła do dużej ogrodowej ławki stojącej przed grobem i usiadła ciężko wypuszczając powietrze.

- Bycie rodzicem nie jest łatwe. Mam nadzieje, że przemówiłeś mu do rozumu i nie wpakuje się przez Ciebie w kłopoty.

Myślałem, że mówi do mnie. Gdy na nią spojrzałem trochę zdezorientowany zrozumiałem, że rozmawia z mężem.

- Jeśli tak będzie, to jak babcie kocham wykopie cię z tego dołka, wskrzeszę i jeszcze raz zabije. – kontynuowała poklepując płytę nagrobną. Odchyliła się na oparcie ławki i spojrzała na mnie.

- Masz ochotę na herbatę? – spytała jakby nigdy nic.

- A masz? – zapytałem.

- Tylko musimy pić z jednego kubka.

- Nie szkodzi. Mam nadzieje, że jest jeszcze ciepła.

Kobieta chwyciła za termos, wlała parujący napój do kubka i podała. Herbata była gorąca, ciepło szybko rozeszło się po przełyku i żołądku. Poczułem czystą radość.

- Lubisz słodkie bułki?

- Jestem uzależniony od cukru.

- Ja też – zachichotała – Jakie wolisz? Z jabłkiem, jagodami czy budyniem?

- Obojętne.

- W takim razie dostaniesz z budyniem. – podała mi przepięknie wypieczoną okrągłą bułkę. Ślinka sama napłynęła mi do ust. Mimo to postanowiłem się z nią podroczyć.

- Wole z jabłkiem.

- Nie ma mowy. Za późno, to moje ulubione, poza tym powiedziałeś, że ci wszystko jedno.

- Tym razem odpuszczę, ale następnym razem poproszę o tę z jabłkiem. Wygląda przepysznie.

- I taka jest. To szarlotka zamknięta w drożdżówce.

- Teraz to mi narobiłaś smaka. Szarlotka to moje ulubione ciasto.

- Moje też. Jakie jeszcze lubisz?

Przełknąłem spory kęs bułki, na wszelki wypadek popiłem herbatą. Matko, ale to jest dobre. Gdyby nie okoliczności i miejsce, w którym się znajdujemy mógłbym powiedzieć, że to randka. Przez głowę przeleciały mi nazwy wszystkich ciast pieczonych przez babcię na niedziele. Odchyliłem się na oparcie, zamyśliłem i powiedziałem z przekonaniem

- Sernik, z brzoskwiniami i rodzynkami.

- Ble – skrzywiła się – Mój tata taki lubi. Sam sernik jest ok., ale bez tych wszystkich dodatków, no chyba, że z masą kajmakową albo czekoladową.

- O nie, taki jest za słodki.

- Nie znasz się.

- Tak to jakie jest twoje ulubione ciasto. – zapytałem.

- Ja lubię wszystkie ciasta. Gdyby nie siłownia to wyglądałabym jak kuleczka. Ćwiczę tylko po to by bezkarnie się obżerać słodkościami i nie szargać sobie sumienia. – roześmiała się.

- No a tak serio, oprócz szarlotki, to co jeszcze.

- Zastanówmy się chwilę, chyba torty, ooo beza, albo rafaello, nie 3-bit, może Kinder. Oj nie mogę się zdecydować. Na pewno takie z kremem, w ostateczności z galaretką.

Roześmiałem się szczerze. Szturchnęła mnie w ramię.

- To nie jest śmieszne, w ogóle lubię dobrze zjeść. I z reguły smakuje mi wszystko co ktoś dla mnie ugotuje, a to nie zdarza się zbyt często.

- Wiec może pozwolisz, że ja Ci coś ugotuję. – Zaproponowałem, choć wiedziałem, że jedzenie będzie pochodziło z restauracji.

- Jasne Ty i gotowanie. – prychnęła.

- Jestem doskonałym kucharzem. – skłamałem.

- Ta jasne, i gdzie będziesz gotował u mnie czy u siebie.

- A gdzie byś wolała?

Spojrzała na mnie tym przenikającym duszę spojrzeniem. Zamyśliła się na chwilę, ściągnęła mięśnie na czole, zasznurowała usta. Odwróciła wzrok.

- Chyba ostatecznie zostaje restauracja.

- Stoi, kiedy? – odpowiedziałem trochę zbyt szybko, bo ponownie odwróciła się w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. Sięgnęła po termos i zabrała kubek z mojej ręki.

- Spokojnie, nie umieram z głodu. Dowiesz się pierwszy.

Uśmiechnąłem się do niej. Spojrzałem na grób i delikatnie zapytałem.

- Mam nadzieje, że Twój były mąż nie będzie miał nic przeciwko. Nie lubię koszmarów?

- Ja nie miałam męża, ale chyba wypada zapytać?

- Jak to nie miałaś męża, nie byliście po ślubie?

- No patrz tak jakoś się złożyło. 12 lat szczęśliwego partnerskiego związku. – Patrzyłem na nią niezrozumiałym wzrokiem – O matko. Tak wyszło, jakoś nie. Najpierw nie było kasy na takie imprezy, potem pojawiły się dzieci, notabene mają moje nazwisko, potem wymyśliłam sobie dom, a potem było już za późno.

- Nie miałaś przez to problemów?

- Kilka było, ale ja lubię mieć porządek, skoro nie wzięliśmy ślubu poszliśmy do notariusza. Spisaliśmy pełnomocnictwa na wszystko i przy okazji testamenty.

- Przezorny zawsze ubezpieczony.

- Coś w tym stylu.

- A jak się poznaliście?

- Na nielegalnych wyścigach na Okęciu. Pojechałam z koleżanką na specjalne zaproszenie brata, ścigał się i kręcił bączki. Podeszłam i zapytałam się czy nauczy mnie tak jeździć. Po miesiącu kręciłam bączki jak zawodowiec i byłam w oficjalnym związku. Moi rodzice nie byli zachwyceni więc wyprowadziłam się. Poszłam na studia a na drugim roku zaszłam w ciążę. Moi rodzice zaakceptowali mój wybór. Pracowałam, uczyłam się i byłam mamą. Bywało różnie, za sprawą mojej teściowej. Potem zaczęliśmy budowę domu. Po dwóch latach nerwów, kłótni, kompromisów przeprowadziliśmy się na swoje. Mieliśmy wzloty i upadki. Resztę już znasz.

Klepnęła dłońmi mocno o uda. – No a twoja historia.

- Masz coś jeszcze do jedzenia?

- Mam kanapkę a’la Marysia i bułkę z jagodami. Nie wiem czy Ci będzie smakowała. – sięgnęła do torby i wyjęła srebrne zawiniątko – i nie zmieniaj tematu. – upomniała mnie podając kanapkę.

Odpakowałem folie. O to lubię, pszenna bułka z sałatą, szynką i papryką. Wziąłem pierwszy kęs i rozpłynąłem się ze smaku.

- Bardzo dobra – powiedziałem z pełnymi ustami. – Więc tak, jak wiesz byłem na studiach prawniczych w Dublinie. Poznałem dziewczynę, miłość mojego życia. Wszyscy tamtejsi znajomi odradzali mi znajomość z tą panna. Niestety ja nie słuchałem. Pod wpływem jej knowań i konfliktów urwałem znajomość prawie ze wszystkimi. Dostałem się na starz aplikancki do jednej z lepszych kancelarii. Szybko piąłem się po szczeblach kariery. Zarabiałem coraz więcej. W każdym razie dzięki swojej intuicji, może doświadczeniu i umiejętności szybkiego kojarzenia faktów zostałem najmłodszym partnerem. Niestety zaniedbywałem życie prywatne. Wziąłem szybki ślub. Mojej żonie taki styl życia odpowiadał, szybko przekonałem się, że liczy się dla niej odpowiedni zasób gotówki i możliwość bywania na różnych imprezach towarzyskich, nie koniecznie ze mną. Trafiła się sprawa, której nikt nie chciał się podjąć. Od początku śmierdziało nielegalnym interesem. Podjąłem ryzyko i wszedłem w układ z naszym najlepszym klientem. Miałem bronić jednego z jego lepszych ludzi. Dużo czasu spędzałem z nimi, przez co poznali również moją żonę. Ona dostrzegła możliwości zamożniejszego portfela. Byłem zaślepiony sprawą i nie powiązałem końców układanki. Krótko po tym oświadczyła, że jest w ciąży. Po narodzinach Toma klient kancelarii był częstym bywalcem w naszym domu. Sprawy zaczęły się komplikować, gdy na światło dzienne zaczęły wypływać tylko nam znane fakty z przeszłości człowieka, którego broniłem. Moja ukochana dostrzegła szybciej niż ja, że ten statek tonie i zażądała separacji. Już w tedy byłem strzępkiem nerwów, zacząłem nadużywać różnych substancji. Po 3 latach zbierania dowodów, tysiącu rozpraw sędzia orzekł wyrok skazujący. Moja pozycja z milionera spadła do zera. Nie wiedziałem jakim cudem mogłem przegrać. Po powrocie do domu wszystko się rozjaśniło. Na stoliku znalazłem dokumenty rozwodowe i list, w którym to kobieta którą kochałem wyjaśniła, że ucieka z oskarżonym zabierając nie mojego syna. Cztery lata walczyłem z nią o podział majątku, w tym czasie zajmowałem się poradami dla dużych korporacji. Jako adwokat karny byłem skreślony. Do tego do prokuratury trafiły dowody obciążające mojego zleceniodawcę. Oskarżono go o popełnienie ciężkich czynów karalnych i prowadzenia zorganizowanej grupy przestępczej. Mój najlepszy klient trafił do pudła a cały hejt wylał się na mnie. Musiałem jak najszybciej i najlepiej niepostrzeżenie zniknąć z kraju. Z pomocą przyszedł mi Borys, który jak się okazuje jest wszechwiedzący i przypuszczam, że nic bez jego wiedzy nie dzieje się w tym kręgu wzajemnej adoracji. Nie jestem z tych co żebrzą o jałmużnę, nie sprowadzam problemów na bliskich jednak, gdy Antek zaproponował mi posadę bez wahania ją przyjąłem i tak trafiłem do was. Obecnie mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu, które wymaga kapitalnego remontu. Jeżdżę służbowym samochodem a cały materialny majątek mogę zmieścić w 3, może 4 walizkach. Całe szczęście, że zabezpieczyłem się otwierając osobne konto bankowe na które wpłacałem większe sumy i które służyło mi do celów inwestycyjnych.

Poprosiłem o dolewkę herbaty, upiłem spory łyk, zgniotłem w dłoni sreberko. Spojrzałem na Manię, która wcale nie wydawała się zszokowana ani zmartwiona moją opowieścią. Czy powiedziałem za dużo? Tak zdecydowanie, ale ona też była ze mną szczera. Przynajmniej tak mi się wydawało. Poza tym przeszła z Antkiem przez niejedno bagno więc pewnie wie, jak wyglądają niektóre z jego interesów.

- Ta kanapka jest genialna. – zmieniłem temat na luźniejszy.

- Jakie są szanse na odnalezienie twojej byłej żony i jak domniemam kierownika całego tego zamieszania? – nie odpuszczała.

Zdziwiłem się na to pytanie. Zostało wypowiedziane z prawdziwym zainteresowaniem.

- Nikłe, ale pracujemy nad tym z Borysem.

- Gdybyście potrzebowali pomocy to dajcie znać, znam kogoś kto wygrzebie wszystko o kim tylko chcecie. – spojrzałem na nią zaskoczony propozycją.

- Zaczynam się ciebie bać.

- I dobrze, na ciebie też mam teczkę towarzyszu T’dor.

- Skąd znasz mój nik.

- To moja słodka tajemnica. I wiem też, że masz teczkę o mnie. Chciałabym ja zobaczyć.

- Sam jeszcze jej dobrze nie przeczytałem.

- I nie czytaj, rozmowa ze mną jest bardziej emocjonująca.

- Zawrzyjmy układ. Pozostawmy teczki zamknięte do czasu kolacji, którą dla Ciebie zrobię.

- Skąd pewność, że jej już nie przeczytałam.

- Faktycznie, wiesz więcej niż nie jeden mój znajomy.

- To zasłyszane plotki, które chciałam skonfrontować z prawdą. Ale zgoda, tylko najpierw formalności.

Wyciągnęła rękę przed siebie. Spojrzałem na nagrobek, uśmiechnąłem się spoglądając kątem oka na Marysie. Mówiła poważnie, co za głupota. Westchnąłem, odłożyłem kubek z herbatą i zapytałem:

- Panie Rafale czy mogę zabrać Pana byłą, niedoszłą żonę na randkę?

Marysia parsknęła pod nosem. Dobiegł nas dzwonek telefonu. Kobieta wyjęła telefon i rozpoczęła rozmowę. Coś ją zmartwiło, bo nie przebierała w słowach. Domyśliłem się, że rozmawia z Markiem. Mężczyzna coś chaotycznie tłumaczył.

- Dobra i tak Cię nie rozumiem. Przyślij mi pineskę. Wracam do domu i już jadę.

Odłożyła telefon, wstała i zaczęła zbierać wszystkie rzeczy w pośpiechu.

- Co się stało?

Odwróciła się do nagrobka i syknęła.

- Dzięki Rafał. Naprawdę z Ciebie niezły kutas. – spojrzała na mnie – Podrzucisz mnie do domu. Muszę jechać po Leona.

- Coś mu się stało?

- Wdał się w bójkę i muszę go zabrać do lekarza.

- Jechać z Tobą?

- Nie, dam sobie radę, poza tym Marek będzie panikował za mnie.

- Na pewno nie potrzebujesz pomocy?

- Na pewno, tylko proszę podrzuć mnie do domu. To nie daleko i po trasie.

- Nie ma sprawy Marysia, chodź. A tak By the way, to chyba powinienem zapytać o zgodę Leona a nie nagrobek twojego nie męża?

- No tak, ale innym razem, obiecuję, że Ci go przedstawię.

 

MANIA.

Czy moje życie nie może być normalne. Oczywiście, że nie. Po miło spędzonym czasie, nie ważne, gdzie, wpadłam do domu jak burza. Złapałam książeczkę Leona i kluczyki do samochodu. Okazało się, że mój pupil nie został w domu, ale Marek zabrał go do szkółki by się wyszalał. Niestety dziś był dzień nowicjuszy a mój sąsiad normalnie jest mało rozgarnięty, ale dziś przeszedł sam siebie. Puścił Leona bezpańsko. Nic dziwnego, że złapał się z jakimś młodym kaukazem. Nie jest już szczeniakiem nie dał się łatwo. Choć ten drugi też wyrządził kilka szkód. Mój charakterny Dogo Argentino pokazał kto tak naprawdę rządzi. Choć teraz jak na niego patrzę, nie mam pojęcia jak ta biało-biszkoptowa kulka wykrzesała z siebie tyle agresji. Właśnie z powodu domieszki Labradora został wyrzucony w największą śnieżycę do lasu w kartonie. Całe szczęście, że podmuch wyniósł pudełko na środek drogi i się zatrzymałam w porę. Stałam w gabinecie dobrze znanego nam weterynarza i czekałam aż skończy zakładać szwy na pysku Leona, który siedział spokojnie jak na prawdziwego twardziela przystało. Będzie miał pięciocentymetrową pionową bliznę na lewym oku. Teraz to będzie wyglądał. Nikt już do mnie nie podejdzie. Gwiazda mojego życia wyglądała przerażająco, w domu czeka mnie jeszcze sporo roboty. Muszę go wykąpać. Jest umazany w błocie i krwi. Na szczęście nie ma większych ran, a jego ego pozostało na właściwym poziomie. Cesar Millan weterynarii skończył cerowanie, jeszcze raz go obejrzał, przejrzał przycięte uszy i ogon, jako jedyny lekarz spojrzał mu w zęby i obmacał jaja.

- Wszystko w porządku. – oświadczył ściągając rękawiczki – Mam nadzieje, że wygrał.

- Sam ocenisz, konkurent czeka na zewnątrz.

- W takim razie wyjdziecie tyłem.

Podszedł do drzwi i nas wypuścił. Na wszelki wypadek zapięłam i ściągnęłam plecioną smycz. Na szczęście nikogo nie było.

Po sobocie spędzonej z Teo przyszła szara rzeczywistość. Cieszyłam się z dnia spędzonego z prawnikiem. Był naprawdę budujący. Zrozumiałam, że rozmowy o mojej przeszłości już nie przynoszą mi tyle bólu, ile kiedyś. Jestem gotowa na nowe znajomości, choć nie zamierzam się z nikim wiązać. Wiedziałam też, że związek to nie moja bajka. Nie mam zamiaru kolejny raz przechodzić przez te perturbacje. Lubię swoje życie, nie zamierzam chodzić na kompromisy. Nie mam ochoty ponownie uczyć kogoś swoich przyzwyczajeń. To nie dla mnie. Jestem na to za stara. Muszę znaleźć złoty środek. Chyba czas ponownie zrobić coś dla siebie.

Święto zmarłych nigdy nie było dla mnie łatwe. W tym roku było inne, specyficzne. Po raz pierwszy nie czuliśmy wszechogarniającego bólu. Rozmawialiśmy ze wszystkimi nadzwyczaj rzewnie. Opowiadaliśmy jak nasze życie się układa, jakie mamy plany, co zamierzamy zrobić z naszym życiem. Moje dzieci na obiedzie u dziadków nie siedziały już cicho, z posępnymi lub skwaszonymi minami. Żartowali i uśmiechali się jak za starych dobrych czasów. Niestety nie wszystkim to odpowiadało. Moja zdewociała siostra była uszczypliwa jak nigdy. Aby nie urządzać awantury siedziałam cicho i zagryzałam wnętrze policzka i wargę. Teraz tego żałowałam, bo miałam ogromną ranę po prawej stronie wewnątrz ust. Mój brat miał inne zamiary. Wszedł jak pan do rodzinnego domu i nie miał zamiaru być grzeczny. Okazało się, że wizyta nie będzie zbyt długa. Szybko się zebraliśmy i cała awantura rozegrała się na dworze. Darek nie wytrzymał, strzelił szwagra w pysk za kpienie z rodziców. Wyzwał siostrę od idiotek, że trzyma się z takim głupkiem. Ja zostałam wyzwana za wywyższanie się, może i odeszłabym bez słowa, ale ciągnęła dalej. Moje dzieci dowiedziały się, że są rozpieszczonymi bachorami porzuconymi przez ojca, bo matka wariatka urządzała mu awantury. Nie wytrzymałam i spoliczkowałam ją. Wykrzyczałam jaka z niej hipokrytka, bo nie dostrzega co się dzieje pod jej własnym dachem. Zastygła w jakimś życiowym marazmie i nie widzi tego, że jej kochający mąż zdradza ją i wykorzystuje nie tylko ją, ale i naszych rodziców. Całe życie prześlizgiwała się nie zważając na konsekwencje a teraz nie potrafi podjąć jednej rozsądnej decyzji i wypieprzyć go na zbity pysk. Potem wyleciała moja matka. Dostała histerii. Kamila jakimś cudem wpakowała Darka do samochodu a ja po monologu usiadłam na miejscu pasażera i przepłakałam całą drogę do domu.

To był naprawdę ciężki weekend. Przesiedziałam go na cmentarzu rozmawiające z Rafałem lub leżąc w łóżku z Leonem. W niedziele wieczorem nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Jak każda kobieta w takim stanie posprzątałam cały dom na błysk. Czułam, jak ogarnia mnie dobrze znana ciemność. Zwołałam sztab kryzysowy. Potrzebowałam pomocy. Na szczęście mogłam liczyć na moje skrzydłowe. Przygotowałam kolacje dla mnie, Anki, Kamili, Idy i Ady. Po pogaduchach, oświadczeniu, że moje życie zaczyna się na nowo i paru butelkach wina wróciłyśmy na prawidłowe tory. Dziewczyny nie odpuszczały, chciały mieć czynny udział w mojej przemianie. Ada włączyła latynoskie rytmy i porwała mnie do tańca. Po kilku ruchach zatrzymała mnie i oświadczyła

- Ruszasz się jak kołek. Dziewczyno, gdzie się podziała ta gorąca kobieta?

- Nie mam pojęcia. Chyba potrzebuje kilku lekcji.

- Kochana musisz obudzić w sobie tą sexy lady. – powiedziała wyginając zmysłowo ciało. – Rozbieraj się. Pokaż co tam skrywasz.

- Co? Chyba ocipiałaś?

- Chciałabym. No dawaj, jeśli sama tego nie zrobisz to ja cię rozbiorę.

Dziewczyny zaczęły się śmiać. Ida włączyła sexy muzyczkę i zaczęła gwizdać. A co mi tam, pomyślałam jak nie z nimi to z kim. Przecież znają mnie na wylot. Zamknęłam oczy i zaczęłam zmysłowo się ruszać. Kręciłam biodrami i błądziłam rękoma po ciele. Dziewczyny wiwatowały. Jednym ruchem ściągnęłam koszulkę ukazując czarny koronkowy biustonosz. Dzięki radom Dominika w kwestii pompek moje mięśnie utrzymywały piersi na właściwym poziomie. Nie miałam się czego wstydzić. Nie byłam otyła pomimo zaprzestania ćwiczeń i okresu permanentnych cheat day-ów. Skóra na brzuchu nie była tak jędrna jak za młodzieńczych lat. Do tego szpeciły ją dwa potężne rozstępy po przebytych ciążach w których też się nie oszczędzałam. Z biegiem lat rozstępy zbledły i tak bardzo nie kuły w oczy. Może też przyzwyczaiłam się do nich i przestałam się wstydzić. Na szczęście dobrze dobrana bielizna zakrywała blizny po cesarkach odcinające łono do podbrzusza. Rozpuściłam włosy i zarzuciłam nimi energicznie. Odwróciłam się do nich tyłem, rozpięłam spodnie i powoli zaczęłam je zsuwać z bioder. Oczom moich koleżanek ukazały się nagie pośladki ozdobione mocno wyciętymi figami. Nie miałam pomysłu jak poradzić sobie z nogawkami więc rzuciłam się na kolana. Wygięłam się do tyłu i zapytałam:

- Wystarczy?

Koleżanki zaczęły wachlować się dłońmi.

- Wciąż masz to coś w sobie.

- Ale jestem stara. – Zaczęłam zbierać się z podłogi. Podciągnęłam spodnie i podeszłam do stołu, żeby się napić.

- Potrzeba ci faceta – skwitowała Ida.

- I nowej bielizny. – dodała Anka

- I kosmetyczki – dopowiedziała Kamila

- Fakt. – skierowałam palec na Idę a potem na Ankę

– A co w tej jest złego? – strzeliłam z ramiączka stanika i spojrzałam wymownie.

- Jest trochę nudna. Potrzebujesz czegoś naprawdę HOT. - odpowiedziała koleżanka.

- Nie za dużo ode mnie oczekujecie. Ada przywróci mi dawny anturaż, Kamila naprawi co nieco – zrobiłam zamaszysty gest wokół mojej twarzy - Ida umówi mnie na randkę a Anka zabierze na zakupy. To prawie jak samobójstwo.

- Będziesz nam dziękować. – skwitowała Ada.

- To jak? Czas goni kochana? – zapytała Kamila

Zamyśliłam się chwilę. Upiłam potężny łyk wina

- Zgoda.

Wszystkie wystrzeliły rękoma w górę głośno wiwatując.

- Nie ma czasu trzeba działać, Anka do garderoby zobacz co ona tam ma i wyrzuć wszystkie rajstopy. Od tej pory moja droga tylko pończochy. Ja idę do łazienki sprawdzić czego tam brakuje.

Koleżanki wpadły do mojej sypialni i zaczęły grzebać w rzeczach. Ida złapała za telefon, nerwowo pisząc wiadomości a Ada ponownie złapała mnie w objęcia i zaczęła tańczyć.

- Stara, phi widziałam starsze kuguarzyce. – powiedziała kręcąc biodrami Ada.

 

Po szaleństwach w moim królestwie wróciłyśmy do stołu. Wieczór dobiegał końca, każda z nas była już wstawiona. Anka będzie miała sporo roboty by odwieźć te czarownice. Ida spojrzała na mnie podejrzliwie dziwnie.

- Wiecie co? Dawno tego nie robiłyśmy. Czas na zakłady.

– O nie, tylko nie zakłady. – zaperzyłam się. W naszym przypadku to były dobre i niedobre wróżby, które rzucałyśmy jedna na drugą. To takie nasze wyjaśnianie plotek zasłyszanych od innych znajomych. Ida klasnęła w dłonie.

– Stawiam pięć dych, że do końca roku jakiś koleś umoczy w Mani fiuta. – strzeliła dłonią w stół tak że echo przeszło po domu a ja otworzyłam szeroko oczy i stanęłam jak kołek.

- Nie ma szans, za dobrze ją znam. Stawiam tyle samo, że nie będzie żadnego chuja do sylwestra. – dodała Kamila.

- Ja podpije do stówy, że randka z kandydatem Merr okaże się totalną katastrofą. – obstawiła Ada. Anka wyciągnęła kartkę i zaczęła szybko notować zakłady. Zakład jest ważny, jeśli ktoś go podejmie. Mnogości kombinacji jest wiele i często niełatwo się w nich połapać. Anka zawsze jest sędzią, bo tylko ona z całego towarzystwa nie pije.

- Jeszcze to odszczekasz – ofuknęła się ruda.

- Ej czy tylko ja istnieję. Przypominam, że Ida też jest wolna i obstawiam, że jej romanse zakończą się wpadką – dodałam bez większego zastanowienia się co gadam. Dziewczyna była już po trzydziestce, przebierała w koszyku możliwości i ciągle wyciągała jakieś zgniłki. Nosiła się z zamiarem skorzystania z banku spermy albo szalonego tur’de po randkach, dopóki nie zaskoczy. Wiedziałam też dobrze, że Antek smoli do niej cholewy, on jako wieczny dzieciak raczej się nie zdecyduje, ale ona raczej nie miałaby nic przeciwko.

-Uuuuu to dojebałaś – powiedziała Anka. – Przyjmuje, wierzę w jej roztropność.

- A myślałam, że jesteśmy koleżankami – powiedziała Ida. Wywijając usta w podkówkę. Podeszłam do niej i pocałowałam w policzek, po czym przytuliłam. Korzystając z okazji szepnęłam do ucha – Jeśli chcesz to zrobić z byle kim lepiej zastanów się o nad tym kimś kogo ja mam na myśli. – Odsunęłam się i puściłam do niej oczko.

- Przestań, najwyższy czas. – dodała Ada.

- A właśnie ty moja panno – Kamila wymierzyła palec w Adę. – Stawiam stówę, że będziesz z nami pełnoprawnie obchodziła dzień kobiet. – Ada od trzech lat jest na terapii hormonalnej przygotowującej ją do zmiany płci. Od dwóch lat toczy batalię sądową by oficjalnie stać się kobietą. Chodzi tylko o zmianę jednej rubryki w jej życiorysie.

- Oj raczej nie ma szans – odparłam ze smutkiem podchodząc do Ady.

Anka wstała i zaczęła czytać co zostało obstawione. Do każdego zakładu mogłyśmy dołożyć swoje bonusy.

- Dobra do Mani jakiś bonus? – zapytała nasza protokolantka.

- Tak ja – podniosła rękę Ida – typuje mojego kandydata, ewentualnie ich nowy prawnik. – spojrzałam na nią i pokręciłam głową zamykając oczy.

- Uuuuuu ten prawnik to pewniak. Sama bym mu urządziła niezłe RODEO. – zaśmiała się Kamila energicznie wywijając ręką nad głową. Ale wciąż obstawiam, że nie ma szans.

- Co do Idy? – zapytała Anka, patrząc na mnie. – Niech stracę, nie dowiemy się z kim, ale obstawiam bliźniaki. Co do płci jest mi obojętne oby były zdrowe.

- Mania Tobie to chyba już wystarczy – stwierdziła Anka zabierając mi kieliszek z dłoni.

Wieczór skończył się dla mnie prawie zgonem. Kładąc się do łóżka miałam helikopter w głowie, ale byłam szczęśliwa.

 

Następny dzień był straszny. Myślałam, żeby wziąć wolne jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Znając historię z poprzednich lat do południa miałabym milion połączeń z Janem i wizytę Antka w domu. Nie chciałam tego. Nie musiałam budzić Marka, sam zjawił się u mnie na śniadanie. Poprosiłam go o podrzucenie do pracy. Powrót miałam zagwarantowany, tylko musiałam dostać się do siłowni Dominika. Ada już zaczęła wymyślać układy na nasze zajęcia wiec powrót do domu też mam zagwarantowany. Grafik szybko się zapełnił. W ciągu tygodnia zaliczyłam wizytę u kosmetyczki, która oczyściła mi skórę twarzy. Fryzjera, który miał nieznacznie podciąć mi końcówki włosów a uciął prawie 20 cm. Dla postronnych to żadna zmiana, bo wciąż chodziłam do pracy w kokach albo upięciach. Dla mnie to było już coś. Ciężko mi było się przyzwyczaić. Ida zainstalowała mi aplikację randkową, ale nie odważyłam się jej jeszcze użyć. Anka za to wykupiła chyba cały zapas pończoch i pasów z Calsedonii. Co do samej bielizny umówiłyśmy się na zakupy w weekend.

W piątek po spotkaniu na szczycie szykowałam się do wyjścia. To było pierwsze spotkanie, na którym zaszczycił nas swoją obecnością Karol. Do tej pory po incydencie w socjalnym przebywał na urlopie. Miał go sporo do wykorzystania. Mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej. Doprowadził się do kultury, ale już nie był takim pewnym siebie bufonem. Delikatnie zapukał do drzwi gabinetu i stanął w progu ze spuszczoną głową i dłońmi w kieszeniach.

- Mogę?

- Jeśli musisz.

Ruszył w głąb pokoju nie zamykając drzwi.

- Mania, chciałem cię….

- Zamknij drzwi.

Spełnił moje polecenie i zaczął jeszcze raz.

- Mania, chciałem cię przeprosić za tą sytuację na stołówce. Wiesz nie byłem sobą.

- Byłeś sobą, znaczy swoim innym wcieleniem.

- Może i tak, ale naprawdę bardzo przepraszam.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Powiedziałeś prawdę. Fakt, wkurzyłam się i chciałam cię rozszarpać na kawałki, ale……… jakoś………się powstrzymałam.

- To dziwne jak na Ciebie.

- Starzeje się. Karol, widziałam w jakiej rozsypce jesteś. Wiedziałam, że rozmowa z tobą nie przyniesie żadnego efektu. Rozbiłabym ci nos a ty i tak nie wiedziałbyś za co.

- Naprawdę było ze mną źle.

- Na szczęście ogarnąłeś się, choć wciąż wyglądasz jak maszkaron i do tego przybyło ci kilka zmarszczek i kilogramów.

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Dzięki Marysia.

- Za co?

- Za to, że traktujesz mnie wciąż tak samo. Nie patrzysz na mnie tym wkurwiającym wzrokiem litości i wyższości.

- Bo go nienawidzę. Znamy się trochę i mam nadzieje, że wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść bym cię wkurzyła.

- Tak wiem.

- Ale też możesz przyjść i ze mną porozmawiać. Może nie jestem najlepszym doradcą, za to zadaje bardzo trafne pytania. I poza tym jestem doskonałym słuchaczem.

- A miałabyś chwilę by mnie posłuchać, czy uciekasz już do domu.

- Zapraszam na kozetkę. Ale coś za coś, wiesz, że nie pracuję charytatywnie.

- Ile to mnie będzie kosztować?

- Kurs na siłownie.

- Kiedy?

- Dziś po terapii.

- Dobra.

Karol rozwalił się na kanapie a ja przysunęłam sobie krzesło.

- Zaczynaj.

- Tylko nie wiem od czego zacząć.

- Jakim kurwa cudem doprowadziłeś się do takiego stanu?

- Mam problemy z żoną, które mnie przerastają. Znasz moją historię miłosną od Antka, wiesz, że to mogło być love story, ale nie skończyło się happy endem. Moja żona zażądała rozwodu, wyprowadziła się z domu i zabrała dzieciaki. Nastawiła je przeciwko mnie, rozpowiada jakieś głupoty o przemocy domowej a sama przyjmuje w nowym lokum kochanka. Wkurwiłem się, chciałem jej pokazać, że skoro było jej za mną tak źle i niedobrze a mnie przedstawia jako czarny charakter to taki będę. Pozbierałem wszystkie ploty, które o mnie gadała i zacząłem je urzeczywistniać. Nie liczyłem, że konsekwencje dopadną mnie tak szybko. Wyczyściła do zera wspólne konto wmawiając wszystkim jaka jest super samodzielna i zaradna. Powiedziała znajomym, że ją zdradzam, więc zacząłem wycieczkę po klubach. Niektórych kobiet nie trzeba namawiać, same wskakują do łóżek. Potem stałem się alkoholikiem w oczach znajomych. Ok. też dało się zrobić. Spotkałem się ze znajomymi na mieście. Poszliśmy oczywiście w melanż i zapytali się mnie czy mam towar, bo Aśka mówiła, że często daje w nos. Też dało się ogarnąć. Potem grono zainteresowanych zabawą się powiększyło i wyszła z tego niezła mieszanka wybuchowa. Każdy mi gratulował podjętej decyzji, bo Aśka jest pierdolnięta a ja w głębi duszy umierałem. Pewnego dnia przekroczyłem swoją granicę i nagrzany przyszedłem do pracy. Nikt mi nic nie powiedział więc korzystałem z tego przywileju. Wiedziałem, że to jest złe, ale wciąż w to brnąłem. Na szczęście, gdy zacząłem tak odpierdalać był przy mnie Antek i pilnował mnie, głównie przed Tobą. Pech chciał, że trafiliśmy na siebie w stołówce. Nawet nie wiem co tak naprawdę Ci tam powiedziałem. Byłem na takim spływie……. Potem Jan postawił ultimatum i Teo zabrał mnie na odwyk. Właśnie wróciłem.

- Jak się teraz czujesz?

- Jest lepiej, ale……. Wiesz…… Wciąż mam ochotę…. i wciąż nie wiem jak sobie z tym poradzić.

- Co z żoną?

- Kasa się skończyła, kochanek wyparował, dzieciaki się buntują………

- Tylko nie mów, że wrócisz do tej kurwy.

- Uważaj mówisz o mojej żonie.

- Karol, ta suka nie ma nic z żony.

- Ale to wciąż moja żona

- I niech spierdala, wyciągnąłeś ją z największego gówna, powinna być ci wdzięczna. Ogarnąłeś ją, dałeś wszystko czego chciała. Dzięki Tobie zdobyła wykształcenie i podjęła pracę. Dałeś jej miłość, dom, rodzinę i pieniądze. Czego jeszcze chciała?

- Powiedziała ze nie jest ze mną szczęśliwa, że czuje się jak więzień.

- Bo wychodziła albo przyjmowała znajomych, kiedy chciała. Mogła się pochwalić utalentowanymi dziećmi, które wysyłała na wszystkie dodatkowe zajęcia jakie oferowała prywatna szkoła. Bo nie szczędziłeś pieniędzy na nowe cuchy, gadżety, remonty, samochody. Bo wyjeżdżała 2-3 razy w roku na wakacje.

- No widzisz jakoś nie była?

- A teraz jest?

- No chyba nie bo chce wrócić.

- Czyli woli mniejsze zło w Twojej postaci niż samotność.

- Woli być nieszczęśliwą milionerką niż szczęśliwą biedaczką.

- Karol, czy ty słyszysz sam siebie. A czego ty chcesz Karol? Bo mam wrażenie, że w tym wszystkim zapomniałeś o sobie.

- Moje potrzeby zeszły na dalszy plan.

- Co ty pierdolisz! W tym wszystkim to właśnie Ty jesteś najważniejszy. Jeśli będziesz miał spokojną głowę to wszystko się ułoży, tylko musi]sz odnaleźć własne szczęście.

- To nie jest proste Mania.

- No co ty nie powiesz. Karol, spójrz na mnie. Spójrz z kim rozmawiasz. Powiedz mi czego ty chcesz?

- Chce świętego spokoju, chce oczyścić umysł, albo zająć go czymś by nie myśleć o tym całym syfie, który mi zgotowała.

- NO i na to czekałam!

Zerwałam się z krzesła.

- Zbieraj dupę z kanapy, wychodzimy.

- Ale dokąd?

- Jedziemy na siłownie, ktoś na Ciebie tam czeka.

Razem z Karolem weszliśmy na siłownie. W lobby czekał na nas Łukasz, jeden z trenerów personalnych. Przywitałam się i oddałam Karola w jego ręce. Wiedziałam, że spełni marzenie mężczyzny. Wyłączy mu mózg na godzinę. Ja w tym czasie pokręcę się z Adą. Wchodząc na górę dostrzegłam jak Ida rozanielona rozmawia z pewnym mężczyzną. W pierwszej chwili nie poznałam go, ale już po chwili rozpoznałam tajemniczego rozmówcę. Naprawdę sza po ba, nigdy nie widziałam go w takim stroju i fryzurze, praktycznie nie do rozpoznania. Zdradził go jeden mały gest, który opanował do perfekcji przy podrywie dziewczyn. Panie Prezesie mam cię. Oj chyba zapiszę się na masaż do tej lisicy.

TEO.

Co ja tu robię? Powinienem przygotowywać się do spotkania z Mecenasem Pileckim a ja wyciskam na ławeczce kolejne partie podniesień. Przyjechałem na siłownie tylko z powodu Antka. Wyglądał idiotycznie w tych przyciasnych dresach i włosach ulizanych przez krowę. Do tego te okulary. Kurwa co ta Ida w nim widzi. Miałem dość. Postanowiłem się zbierać do mieszkania, ale dostrzegłem Karola prowadzonego przez jednego z trenerów i Marysie machającą mu na pożegnanie. Co ty kombinujesz szczwany króliku? Skierowała się na górę, chyba idzie do Ady, ale ma torbę sportową. Czyżby miała z nią zajęcia? Postanowiłem to sprawdzić. Dużo nie myśląc wpadłem na antresolę. Część szkoły tańca była urządzona w całkowicie odmiennym stylu. Była pełna barw, dziwnych malowideł na ścianach i mnóstwa zdjęć z pokazów tanecznych. Marysia wyszła z szatni i skierowała się do jednej z sal. Jak idiota przykleiłem się do zdjęcia wiszącego na ścianie i udawałem, że je podziwiam. Nawet nie wiem co przedstawiało. Kontem oka spoglądałem na kobietę ubraną w obcisłe czarne leginsy i top. Ubranie ciasno przylegało do jej ciała, uwydatniało wszystkie krągłości. Matko. Wbiłem wzrok w zdjęcie przede mną. Moim oczom ukazała się fotografia smukłego tancerza w czarnym stroju i szeroko uśmiechniętej kobiety w krótkiej sukience w frędzelki. Podwójnie zamrugałem i szeroko otworzyłem oczy. Na zdjęciu była Marysia. Wyglądała obłędnie w złotej sukience eksponującej dekolt i nogi. Szybko oceniłem ujęcie na takie sobie, ale skoro jest na jednym zdjęciu musi być i na innych. Zacząłem oglądać galerie. Nie myliłem się, oprócz kobiety wzbudzającej moje zainteresowanie były też zdjęcia jej dzieci, grupowe lub solo, z różnych zajęć tanecznych. Oderwałem się od zdjęć i podążyłem za Manią. Dostrzegłem ją w jednej z sal razem z Adą. Dziewczyny żartowały, rozmawiały, przygotowywały się do zajęć rozciągając mięśnie. Sale taneczne były w większości przeszklone. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Przecież zaraz mnie zobaczą. Znów odwróciłem się do ściany, niestety była pusta. Niech to szlag. Już miałem się wycofać, gdy Marysia podeszła do tafli szkła i... Co jest do chuja? Czy ona maluje usta balsamem? Pomachałem do niej. Nie widzi mnie? A może nie chce mnie widzieć. Przeszedłem kawałek do drugiej Sali, w której były prowadzone zajęcia z jogi. Stanąłem przed taflą i pomachałem do rozciągających się ludzi. Również bez reakcji. Dobra ostatnia próba, w trzeciej, dużo mniejszej Sali była sprzątaczka. Wpadłem tam i zapytałem czy przypadkiem nie znalazła zegarka. Kobieta trochę się zmartwiła, naprawdę chciała pomóc, ale podziękowałem i skierowałem się do wyjścia. Moim oczom ukazało się moje odbicie. Lustro weneckie. Sprytne i przerażające. Wróciłem pod salę, w której znajdowały się obie Panie. Chyba skończyły rozgrzewkę. Stanęły naprzeciwko siebie i rozpoczęły taniec, a ja rozsiadłem się na ławce pod ścianą. Patrzyłem na nie jak zahipnotyzowany. Kobieta przechodzi płynnie z jednego tańca do drugiego. Po ruchu bioder rozpoznałem, że króluje muzyka latino, chyba najbardziej podobała mi się w ich wykonaniu rumba i samba. Już wiem, gdzie Marysia nauczyła się tak ruszać. Oj chyba polubię popołudnia na siłowni.

 

Ale nie tylko tym człowiek żyje. Miałem zadanie do wykonania zlecone przez Konstantego. Od tego zależał mój powrót do biznesu. Musiałem się teraz skoncentrować i przekierować wszystkie siły i środki na osiągnięcie zamierzonego celu. Niestety ktoś musi poczekać. Choć z przykrością chciałbym ustawić priorytet inaczej nie mogę. Spotkanie z zleceniodawcą odbywało się w gabinecie Antka w towarzystwie Borysa i Mecenasa Pileckiego. Rozpoczęło się w środę z samego rana, tak by pracownicy nie widzieli potencjalnego klienta. Asystentki donosiły tylko kawę i ciasteczka. Antek jasno i dobitnie wyjaśnił, że nie życzy sobie by ktokolwiek mu przeszkadzał no chyba, że to sprawa życia lub śmierci. Debatowaliśmy które z rozwiązań przyniesie jak najwięcej korzyści i jak najmniej strat. Na jakie konsekwencje jesteśmy narażeni i z którymi z nich możemy się pogodzić. Projekt zakładał ogromny przekręt finansowy a cały myk polegał na tym by wszyscy o nim wiedzieli, ale myśleli, że to ściema. Bo łatwiej jest uwierzyć w kłamstwo niż zaakceptować prawdę. Po kilku godzinach burzy mózgów na stół wjechał alkohol a grube ryby odpaliły cygara. W gabinecie zawisła siekiera z dymu.

W pewnym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie i zamknęły z trzaskiem. Do pokoju wparowała Marysia, ciskała piorunami jak burza gradowa:

-Antek, co ty tu odwalasz? – złapała za krzesło i przystawiła je do szafy, wdrapała się na nie w swoich niebotycznie wysokich szpilach. Nie zauważyła męskiego grona w gabinecie.

– Tyle razy mówiłam, jeśli jarasz, cokolwiek, w biurze musisz rozłączyć czujkę przeciwpożarową inaczej ściągniesz tu wszystkie służby. - Zadarła wysoko spódnice i wdrapała się na oparcie. Wszyscy trzej spojrzeliśmy po sobie. Borys chichotał pod nosem. Konstanty odwrócił głowę w kierunku kobiety. Inwestor patrzył oniemiały na mnie a ja paliłem się ze wstydu. Antek podniósł się z fotela i ruszył w kierunku trajkoczącej wciąż kobiety. Podszedł do niej i dociążył krzesło by ta nie spadła. Zachwiała się na poręczy a przyjaciel podtrzymał ją silnymi rękoma chwytając za pośladki.

- Zabieraj łapy. - warknęła.

- Chciałem ci pomóc.

- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić taką pomoc. Jak możesz być tak nieogarnięty. Czy ty myślisz, że będę żyć wiecznie i wyciągać Cię ze wszystkich tarapatów. Dorośnij Antek.

Dziewczyna wyciągnęła ciało do granic możliwości. Jej spódnica podsunęła się niebezpiecznie wysoko. Naszym oczom ukazał się koronkowy pas pończoch. Wszyscy trzej poprawiliśmy się, zarzucając nogę na nogę. Tak, potrafimy docenić uroki kobiecego ciała. Konstanty odwrócił głowę w kierunku okna. Borys wachlował się pochwyconą kartką papieru. Nasz tajemniczy inwestor złapał za szklaneczkę bursztynowego płynu i wpatrywał się w kobietę pożądliwym wzrokiem. Miałem ochotę mu przyjebać. Już ja wiem jakie myśli krążyły mu po głowie. Gotowałem się w środku z zazdrości. Marysia musnęła czujkę paznokciem i zawarczała złowrogo.

- Nosisz pończochy? - Zapytał Antek gapiąc się jej pod spódnicę. Serio stary, musisz?

- Nic Ci do tego. – rzuciła odpowiedź w jego kierunku.

- Wiesz z tej perspektywy jednak mam coś do powiedzenia. Od kiedy?

Rozejrzała się po zwieńczeniu szafy.

- Od nie twój zasrany interes.

Chwyciła w dłoń jedną z stojących tam nagród i zrzuciła nią czujkę. Odetchnęła głośno. Złapała nadajnik w dłonie, coś przy nim pogmerała. Wyciągnęła z biustonosza telefon i wykonała połączenie.

- Załatwione? – zapytała – Dobra, alarm odwołany. – Rozłączyła się i skierowała wzrok do dołu.

- Możesz mi pomóc?

- Przecież nie potrzebujesz pomocy.

- Antek nie wkurwiaj mnie i pomóż mi zejść.

Przyjaciel z szerokim uśmiechem wykonał polecenie kobiety. Ta, gdy tylko stanęła twardo na podłodze zaczęła się poprawiać.

- Ada kazała mi je nosić. Przygotowuje mnie do randki.

Że co kurwa!!! Krzyczałem w myślach. Jak to cię przygotowuje do randki. Mój mózg nie mógł, zawiesił się na tej informacji. Poczułem jak czas i szansa na zdobycie kobiety przelatuje mi koło nosa. Pierwszy podniósł się Borys i odezwał się do Marysi.

- Łamiesz mi serce kochana.

Kobieta podniosła wzrok i spłonęła rumieńcem ze wstydu. Spojrzała po naszych twarzach kończąc na Antku i powiedziała.

- O matko, nie wiedziałam, że mają Panowie spotkanie. Nikt mnie nie poinformował. Bardzo przepraszam, że byli panowie świadkami tej barbarzyńskiej wymiany zdań z Panem Prezesem.

Mecenas Konstanty podniósł się z kanapy, roześmianym głosem zaczął łagodzić sytuację.

- Proszę Cię Marysiu, tylko ten kto Cię nie zna uwierzy w te bajki.

- Witam Mecenasie, miło nam Pana ponownie gościć w murach tej firmy.

Marysia podeszła do niego by się przywitać.

- Mnie tak rzewnie nie witasz? – dodał urażony Borys.

- Bo Ciebie kochany widzę znacznie częściej niż Kostka. – odpowiedziała zgrabnie Marysia witając się z dobrym znajomym. Antek podszedł do nas i przedstawił kobietę Panu Andriejowi.

- Marysiu, poznaj naszego potencjalnego klienta, Pana Andrieja Malnikowa.

- Bardzo mi miło, jeszcze raz przepraszam.

- Och, nic się nie stało. Lubię takie kosy, a widoki wynagrodziły mi wszystkie bluźnierstwa.

- Jeszcze raz bardzo przepraszam. Już wychodzę, nie będę Panom więcej przeszkadzać.

- Nie Marysiu poczekaj, może Ty nam pomożesz. Proszę rozjaśnij nam w głowach.

- Oj Borys, wiesz, że nie mieszam się w takie interesy. Nie chce wiedzieć. Poza tym ten układ jest dobry, przynajmniej później nie muszę się tłumaczyć.

- Marysiu posłuchaj. Jakbyś chciała zrobić przyjęcie niespodziankę, takie naprawdę duże przyjęcie, ale tak by solenizant o nim wiedział, ale jednocześnie się go nie spodziewał to co byś zrobiła.

- Nooo. Zaprosiłabym gości mówiąc im by udawali idiotów przed solenizantem a jemu wmawiała, że przyjęcia nie będzie, albo będzie tylko bardzo skromne, takie w gronie najbliższych znajomych.

- No właśnie, bo widzisz mamy taką sprawę, a raczej przedmiot, który chcemy przekazać osobie, która wie, że go ma dostać i chcielibyśmy go przekazać tak by wszyscy wiedzieli a zarazem myśleli, że to w ogóle się nie wydarzyło. By myśleli, że ta osoba tego wcale nie dostała.

- Oj bardzo ciężkie, ale możliwe. Wiesz Borys kłamstwo, które jest powtarzane 1000 razy staje się prawdą.

- No tak, ale my nie chcemy rozprzestrzeniać tej plotki i nigdy nie będziemy mieli pewności, że rozprzestrzeni się wystarczająco mocno.

- Rozumiem. W takim wypadku najlepiej puścić ją w internet.

Zapadła cisza. Marysia intensywnie myślała. Widziałem oczami wyobraźni jak tryby w jej głowie przyspieszają tempa. Spojrzała na paczkę papierosów. Konstanty szybko ją podniósł do dłoni kobiety. Ta wyciągnęła jednego i odpaliła bez zastanowienia. Skierowała się do okna i je szeroko otworzyła. Uderzyło w nas świeże powietrze.

- W jakiej branży Pan pracuje? – zapytała Andrieja

- Rozrywkowej.

- A zna Pan jakąś młodą gwiazdę muzyki. Może akurat rap, hip hop, ewentualnie pop?

- Znam.

- Borys, ty masz klub prawda?

- Najlepszy w mieście. – pochwalił się starszy Pan

- I już ktoś kręcił w nim filmy?

- No tak.

- Kostek, pogrzebiesz w ustawie o prawach autorskich i zestawisz ją z rzeczywistością. Jak się ma wizja twórczości artystycznej do rzeczywistości.

- To znaczy?

- Jeśli Liroy kiedyś śpiewał, że posiadał temat i handlował nim obrazując to w teledysku, a teraz jest PAP-em to czy można mu postawić zarzuty?

- Marysiu jesteś genialna.

- Ale ja dalej nic nie rozumiem. – rozłożył ręce Antek.

- Nakręcimy teledysk do piosenki, która wykona jakaś młoda gwiazda i pokarzemy całą historie.

Podłapałem myśl dopowiadając

- Opowiemy historię potencjalnego przekrętu, ukazując ją światu w klipie, a każdy kto go obejrzy podda subiektywnej ocenie jego prawdziwość. Biorąc pod uwagę, że 99,9% takich utworów to wytwory wyobraźni artystów nikt w niego nie uwierzy, choć zawsze istnieje ta 0.01% która powie, że to mogło wydarzyć się naprawdę. Niestety jest to za niski procent wiarygodności by postawić komukolwiek zarzuty, jeśli nie znajdą się twarde dowody na popełnienie przestępstwa.

Mecenas odpalił papierosa podchodząc do okna.

- Tylko musicie się sprężyć, bo trzeba to wrzucić na socjale i zrobić z tego viral. Znam jednego tekściarza, muzyka też się znajdzie, a nasz Tomek zadba o dobry marketing i pozycjonowanie utworu. Tylko musicie zdradzić zarys akcji artyście by puścił zajawkę. – dokończyła Marysia.

- Panie Antoni już wiem czemu mówią, że u Pana w firmie pracują same diamenty. – Andrij odpalił cygaro i podszedł do pary stojącej przy oknie. Łapczywie spoglądając na kobietę wygłodniałym wzrokiem. Złapał ją za dłoń i złożył na niej soczysty pocałunek.

- Jest Pani …… - potrząsnął głową – Mam nadzieje, że nigdy nie zajdę Pani za skórę. Aż ciarki mnie przechodzą myśląc do czego jest Pani zdolna.

Marysia podłapała rozpoczętą grę. Zaciągnęła się mocno papierosem. Wypuściła dym delikatnie rozchylonymi ustami, przymrużyła oczy.

- Proszę mnie nie przeceniać, ale faktycznie dużo mogę.

Borys potarł brodę ręką i zapytał odrywając tę dwójkę od siebie.

- Marysiu a znasz może kogoś kto wyszukuje informacje?

- Może tak, może nie. Zależy jakie informację cię interesują.

- Potrzebuje znaleźć pewną osobę?

- Jest to do zrobienia.

- Co potrzebujesz?

- Im więcej informacji tym lepiej, minimum to imię, nazwisko i data, a przynajmniej rok urodzenia.

- Nie ma problemu. Pytanie, ile to będzie mnie kosztować?

- Tego to już nie wiem, ta osoba ma swój własny cennik. Czasami potrzebuje kasy, a czasami przysług, a czasami upragnionej rzeczy. Ta osoba jest bardzo specyficzna.

- Potrzebowałbym takiej osoby u siebie w kancelarii – podłapał temat Konstanty.

- Masz szanse, na razie to wolny strzelec, ale niedługo będzie dostępny na rynku pracy, legalnie.

- Skieruj go prosto do mnie. Będę bardzo wdzięczny.

- Kiedyś na pewno to wykorzystam. – zgarowała papierosa na parapecie i wyrzuciła niedopałek przez okno. – A teraz Panowie wybaczą, ktoś musi w tej firmie pracować. Życzę twórczego spotkania. Gdybym była potrzebna Pan Prezes wie, gdzie mnie znaleźć. - Bujając biodrami skierowała się do wyjścia.

 

Goście wyszli z gabinetu późnym popołudniem. Czas spędzony z nimi był bardzo owocny. Znalazła się gwiazda, która potrzebuje nowego hitu. Obiecała podesłać kilka bitów, do których chciałby nagrać piosenkę. Podesłany tekściarz jest umówiony na jutro z Antkiem. Borys zajmie się ekipą nagraniową. Mecenas przygotuje stosowne umowy oczywiście zabezpieczające nasz interes. Został jeszcze scenariusz do wymyślenia. Jak to chcemy rozegrać. Doszliśmy do wniosku, że im bliżej prawdy tym lepiej. Cała operacja opiera się na trzech transakcjach. Jedna to wymiana szyfrowanych danych zgranych na nośnik, druga to przelew części funduszy na konto bezpiecznym, nie możliwym do namierzenia transferem na kajmajskie konto. Aby było ciekawiej, druga część, ta mniejsza zostanie przekazana w gotówce podczas kręcenia klipu. Za dużo filmów akcji oglądamy. Miejmy nadzieje, że reżyser tego przedsięwzięcia spisze się na medal. Najważniejsze by nikt nie zczaił się, że to dzieje się naprawdę. Wykorzystamy zamieszanie podczas nagrań do przeprowadzenia transakcji. Wszystko musi być perfekcyjne jak szwajcarski zegarek.

 

Wychodząc z firmy zauważyłem, że samochód Marysi stoi jeszcze na parkingu. Dziwne, ale postanowiłem skorzystać z okazji i wypytać się jej o co chodzi z tą randką. Może szykuje się na randkę ze mną. Wróciłem na górę i zapukałem do jej pokoju. Nie odpowiedziała. Uchyliłem drzwi i wsunąłem głowę. Oglądała coś na laptopie i rozmawiała przez telefon.

- Anka nie zapłacę tyle z kawałek szmaty na tyłek. – odczekała aż koleżanka skończy argumentować wywód.

- Stara to nawet nie jest szmata. To trzy sznurki. Proszę cię. Góra jest ok. biorę, ale nie w komplecie. Następny. ………… już otwieram. …………….. no to mi się podoba. Poczekaj wyśle do Karoliny czy będzie pasowało do stroju na imprezę. ……………….. tak o takim myślałam, gorsetowa biała góra, taka ścisła by trzymała cycki na właściwym miejscu. No tak! Sukienka będzie miała cieniutkie ramiączka. No tak! Przecież nie będę podpierała ściany i na pewno nie spędzę całego wieczoru przy barze. Zamierzam się wytańczyć. ………………….. jak będziesz miła, grzeczna i ugodowa to może zabiorę Cię jako osobę towarzyszącą. …………………….. aaaa, no dobra, ………… uuuu……………Następny. …………………… Chyba cię pojebało!?

Zapukałem jeszcze raz tylko głośniej.

- Poczekaj, Proszę.

Wszedłem do pokoju. Spojrzała na mnie wygasiła monitor.

- Musze kończyć, pa, pogadamy później.

- Cześć, jeszcze w pracy? - zapytałem.

- Tak, robię zakupy z Anką. To nie jest najprzyjemniejsza czynność. A to nie zamyka sprawy, bo szykuje dla mnie tur de pologne po sklepach w weekend.

- Będziesz odświeżała szafę?

- Nie, tym zajmuje się Karolina. – odpowiedziała szybko, spojrzała na mnie i zaczęła się tłumaczyć. - Co i rusz podsyła zestawy dla mnie, bo ja nie znoszę zakupów ciuchowych. Poza tym według niej nie umiem komponować dobrze zestawów. Prosi tylko o blik do transakcji i sprawa załatwiona. Ja kupuję tylko buty i bieliznę. Ale tego akurat nie musiałeś wiedzieć.

Uśmiechnąłem się szerzej.

- Karolina jest twoją stylistką? Ciekawe.

- Karolina ma do tego dryg i czerpie z tego przyjemność. A ja lubię uszczęśliwiać ludzi i czerpać z tego korzyści.

- Masz ciastko i zjadasz ciastko.

- Coś w tym rodzaju. Co Cię do mnie sprowadza?

- Tak naprawdę to nic. Zobaczyłem, że jeszcze jesteś i postanowiłem zajrzeć.

- A to miło. Jak widzisz żyje i jestem zasypywana wiadomościami.

Faktycznie jej telefon zaczął piszczeć od nadmiaru przychodzących wiadomości. Przekręciła oczami.

- Matko, co ona chce wykupić cały sklep.

- Może trafiła na wyprzedaż.

- Boże uchowaj.

Roześmialiśmy się.

- Myślisz, że mógłbym skorzystać z rad Karoliny w sprawie przebrania na imprezę. Nie mam pomysłu i jestem trochę zabiegany.

- OCZYWIŚCIE. Będzie zachwycona. Jeszcze jak jej dasz wolną rękę.

- Jutro do niej zagadam.

- Spoko. - Telefon Marysi się rozdzwonił.

- Matko jeszcze ta. Poczekasz chwilkę, to nie potrwa długo.

Kiwnąłem głową na znak zgody. Marysia odebrała telefon.

- Cześć, co tam?............. Nie jeszcze nie wyszłam………Dziś? ………….. Nie chce mi się………… Jaki instruktor?………. Ale ja się nie zgadzałam na instruktora…………Jak to od Idy?………. Gosh, ale się wkręciła. …………. No miała załatwić podwójną rankę a nie wysłać mnie na pożarcie w ciemno. Nie, nie pójdę z nim. Poza tym obiecałam Antkowi, że zabiorę go na pierwszą randkę jako skrzydłowego. …… Raczej dla Merr. ……No mam nadzieje, mam dobre przeczucie…. Ada mogę iść z nim na kawę, ale jeśli będzie moim instruktorem to wypada z kręgu potencjalnych kandydatów. Wiesz jakie mam zasady. Nie!!! Rozłączam się……. Ale wy się nakręciłyście, Kamila przyniosła mi torbę jakiś mazideł, Anka wysyła linki z fikuśnymi strojami a Ida zarejestrowała mnie na portalu randkowym. A teraz ty. Nie przesadzacie trochę. Dajcie mi trochę przestrzeni. ………… Nie, nie wycofuje się, tylko to dla mnie trochę za szybko. Dobra, może być instruktorem. Kończę, Pa.

 

Odwróciła się w moją stronę. Rzuciła telefon na biurko. Po chwili go złapała i odczytała kilka wiadomości. Szybko na nie odpowiedziała i wróciła do rozmowy.

- Przepraszam, o czym rozmawialiśmy.

- Chyba jesteś trochę rozkojarzona.

- Przepraszam, tak trochę jestem. Miałam z dziewczynami mały sabat i wzięły sobie mnie za cel udręczania. Doszły do wniosku, że tak jakby zrobiłam się „trochę babcina” i trzeba przywrócić we mnie kobiecość. Każda ma na to swój sposób. Teraz wszystkie na raz próbują zrealizować swój cel.

- Czyli chcą cię odpicować i wysłać na randkę.

- Coś w tym stylu. A mnie to przytłacza. Wole jak wszystko dzieje się samo.

- Tak bardziej naturalnie.

- No właśnie.

- Ale wiesz, że obiecałaś mi kolacje.

- Wiem spokojnie, nie robię z gęby cholewy. Jak obiecałam to się doczekasz.

- Co powiesz na dziś?

- Dziś nie mogę. Muszę posiedzieć trochę z Leonem, bo zaczyna dziczeć.

- Tak? A co się w tedy stało? Jeśli mogę wiedzieć?

- Marek zabrał go by się wy wściekał, a on skorzystał z okazji i wdał się w bójkę. Wygrał, ale będzie miał bliznę na oku. Taką pionową, jak Joker.

Przyłożyła palec do oka.

- To nieciekawie.

- Trochę, temu drugiemu też się dostało. Teraz obaj wyglądają jak skazańcy.

- Masz z nim przejścia.

- Nie mam co narzekać, w końcu to ja go przygarnęłam do domu.

- Chciałbym go poznać, w końcu muszę go zapytać o zgodę na porwanie Ciebie.

- No tak, formalności. Spokojnie, tak jak kolacji doczekasz się i spotkania z Leonem.

- No dobra, to pokaż co Ci wysłała Anka.

- Nie!

- Dlaczego?

- Bo nie, to bardzo osobiste rzeczy i nie musisz ich oglądać.

- Dawaj, tylko spojrzę. Nie chcesz wiedzieć jakie jest męskie stanowisko.

Zmierzyła mnie wzrokiem. Wykrzywiła usta w grymasie.

- Dobra, bierz krzesło. Ale to przyjacielska porada, nie wyobrażaj sobie za dużo.

- Obrażasz mnie.

- I czerpie z tego przyjemność. Buu cha cha.

Odpaliła monitor, odświeżyła stronę i moim oczom ukazał się czarny koronkowy komplet. Biustonosz z usztywnieniem i paseczkami do tego pas i mocno wycięte majtki. Gwizdnąłem z zachwytu.

- Przestań, bo się zaczerwienie. To był głupi pomysł.

Poluzowałem kołnierzyk.

- Nie no jest …. bardzo odważny………….

- Nie za bardzo.

Nie mogłem jej powiedzieć, że jest wspaniały. Sam bym chciał ją zobaczyć w tym wydaniu. Moja wyobraźnia zaczęła działać.

- Nie wydaje mi się, taki normalny.

- Dobra, biorę. Następny.

Podskoczyłem na krześle zaskoczony. Szybka piłka.

- Ten mi się podoba. Idealnie będzie pasował do mojego przebrania.

Na monitorze ukazała się modelka w białym gorsecie z pasem i figami. Matko, w co ja się wplątałem. Założyłem nogę na nogę.

- No jest spoko.

- Tylko spoko – spojrzała na mnie.

- Jest ok.

- Czyli za mało fikuśny?

- Mania jest ok. Widziałem sporo damskiej bielizny i mówię ci, że jest spoko.

- Dobra, nie ważne i tak go wezmę. Nawet jakbym miała w nim paradować po ogródku.

- Ciekawe co by powiedzieli na to twoi sąsiedzi.

- Przyzwyczaili się. Nie jedno już widzieli. Następny. O to też mi się podoba. Mam podobną i świetnie się w niej śpi.

Wyskoczyła czerwona króciutka koszulka nocna na ramiączkach. To nie był jedwab a raczej aksamit. Nie była jakaś ekstrawagancka. Delikatny dekolt w literę V. Mania przerzuciła zdjęcie. Musiałem dwa razy zamrugać. Z tyłu koszulka praktycznie nie miała pleców. Wycięta była po samą pupę w literę V a boki połączone były cienkimi sznureczkami.

- Fajna co?

- No fajna. Masz może wodę.

- Tak w szafce.

Wstałem, musiałem oderwać się na chwilę od tych tortur. Każda pokazana propozycja działała pobudzająco na moją wyobraźnie. Kątem oka zobaczyłem, jak Mania przerzuca kilka propozycji. Zatrzymała się na jednej i zapatrzyła w monitor. Odwróciłem się do niej, chciałem złapać ostatni kojący łyk, ale woda stanęła mi kołkiem w gardle. Czarne koronkowe body opinało ciało modelki. Było mocno wycięte z przodu i z tyłu. Praktycznie niczego nie zasłaniało. Kobieta kręciła głową, przybliżyła zdjęcie i powiedziała.

- Dobra, będzie, do koszyka.

- Dużo tego jeszcze masz.

- No sporo, to pierwszy sort. Potem jeszcze raz przejrzę to co jest w koszyku.

- Matko.

- Jeśli nie masz czasu to uciekaj. Poradzę sobie. To dopiero pierwszy sklep.

- Co?

- No tak.

- Wiesz faktycznie chyba muszę… już…. Iść. – Choć bardzo nie chcę, ale boje się, że zrobię coś głupiego.

- Dobra to pa.

Nawet nie spojrzała na mnie. Otwierała kolejne linki.

- Zadzwoń do Karoli, jest dostępna. Też buszuje w sieci.

- Zadzwonię.

- Koniecznie.

Następne częściZOŁZA VII ZOŁZA VIII ZOŁZA IX

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tjeri 8 miesięcy temu
    Nie mam pojęcia czy w ogóle Autor zagląda do komentarzy, to tylko krótko zaznaczę swą obecność: moje wrażenia się nie zmieniły. Dużo tu zabawnych scen, dużo ciepła, czyta się przyjemnie. Błędy wciąż widoczne, może nie zabijają, ale irytują, tu szczególnie wielokropek w postaci wielu kropek :D (ten znak składa się dokładnie z trzech). Do następnego ;).
  • K-GAT-A 8 miesięcy temu
    Jestem, jestem. Czytam każdy komentarz. Każdy, nawet ten krytyczny to miód na moje serce. Błędy będą się pojawiać. Niestety. Czytałam ten tekst tyle razy, że znam go prawie na pamięć :). Co do wielokropków - jak inaczej wyrazić rozciągłość rozmowy? Tjeri wytykaj błędy. Ja się nie obrażę. A dzięki temu i dzięki Tobie tekst może być już tylko lepszy.
  • Tjeri 8 miesięcy temu
    K-GAT-A tam gdzie masz wiele kropek — wystarczą trzy... (jak na załączonym obrazku:D). Czasem można się wspomóc enterem.
    A tak w ogóle, to wielokropek to znak ścisłego zarachowania:D i trzeba używać z umiarem :D.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania