Poprzednie częściZOŁZA

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

ZOŁZA X

MANIA

Kolejne dni były dla mnie udręką. Wstawałam i było ciemno, wychodziłam z pracy i też było ciemno. Poczułam się tak jakbym mieszkała pod kołem podbiegunowym. Wieczna noc zaczęła działać na mnie depresyjnie. Do tego wszystkiego miałam poczucie, że czas ucieka mi przez palce. Od rana w firmie było masę pracy. Począwszy od dekoracji świątecznych, przez nadawanie i otrzymywanie paczek, po piętrzące się sterty papierów na biurkach. Szalejących ludzi starających się zamknąć projekty do końca roku, kończąc na rozliczeniu budżetu za obecny rok i potwierdzenia kosztów na następny. Wszystko musiało być zaplanowane. Biegałam po firmie w płaskich butach, bo moje nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Sprawy nie ułatwiały sprawunki prywatne. Bez przerwy robiłam jakieś zakupy. Moja skąpa natura zaczęła oddziaływać na nastrój, który z dnia na dzień robił się coraz bardziej podły. W weekend postanowiłam odwiedzić fryzjerkę, potem już na pewno nie będę miała czasu nawet na „rzęsy i paznokcie” – takie powiedzonko. Moje włosy wołały o ratunek. Poprosiłam o przycięcie końcówek a ona chlasnęła je na linii ramion. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do nowej fryzury, ale potem już nie zwracałam na nią uwagi. Dzięki temu zabiegowi mogłam bez zbędnego wkurwiania się chodzić z rozpuszczonymi włosami. Postanowiłam też, że zrobię ostatnie świąteczne prezentowe zakupy i zamknę temat. Sprawy nie ułatwiało to, że nienawidziłam robić zakupów. Łazić po sklepach, wybierać, zastanawiać się czy się będzie podobało czy też nie. Oczywiście mogłam kupić wszystko przez internet, ale nie, przecież jestem dinozaurem. Muszę każdą rzecz zobaczyć, dotknąć, jeśli trzeba przymierzyć. Nie mogłam pozwolić sobie na kupowanie i zwracanie towaru, bo w tedy na pewno bym nie zdążyła. Wybrałam się do znanego i pewnego jubilera, u którego na pewno znajdę coś dla Anki. Traf chciał, że facet miał również sporą gablotę z męską biżuterią. Strzał w dziesiątkę. Po godzinie obkupiłam wszystkich. Anka dostanie wisiorek z kamieniem oczyszczającym atmosferę, poprawiającym nastrój i odpędzającym złe emocje. Lubi takie duperele więc nie będzie się skarżyć. Antek sygnet, który został specjalnie przerobiony. Okazały pierścień wikingów bogaty w nordyckie symbole. Na froncie duży znak Vegvisir, symbolizujący ochronę oraz bezpieczeństwo, symbol „wskazujący drogę”, taki kompas wikingów otoczony runicznym alfabetem, składającym się z 24 znaków. Po obu bokach sygnetu, widnieje popularny znak Valknut, traktowany jako symbol reinkarnacji i przejścia z jednego wymiaru do następnego. Antek to gadżeciarz, więc trzeba było go trochę podkręcić. Pod nordyckim znakiem umieściliśmy odpowiednio wycięty chip pozwalający na swobodne otwieranie wszystkich drzwi w naszej firmie. W tym celu poświęciłam swoją wejściówkę. A co tam. Za każdym razem jak na niego spojrzy niech się zastanawia czy postępuje właściwie. Może w końcu wydorośleje. Został jeszcze Teodor. Miałam niezłą zagwozdkę. Skoro tu jestem postanowiłam i jemu wybrać coś z kolekcji jubilera. W oko wpadła mi srebrna, o grubym splocie metalu bransoleta z nordyckim wilkiem. Wilk jest symbolem odwagi, siły, nieustraszoności i niezależności. Takiego go właśnie widzę. Człowieka, któremu nie można narzucić swojej woli, który się nie poddaje pomimo przeciwności losu. Wiem coś na ten temat, zgłębiłam ten symbol dokładnie planując jeden z moich tatuaży. Mój wilk ma mi przypominać, że taka właśnie powinnam być. Dodatkowo zwierzę to dla kobiet jest oznaką wierności, opieki i oddania. A te cechy na pewno posiadam. W taki oto sposób znów wydałam w chuj kasy. Ponownie poczułam, że potrzebuje odmóżdżenia. Choć po ostatnim zabiegu nie byłam tego taka pewna. Szczególnie jeśli miał mi towarzyszyć Teodor. Co ten facet ma w sobie, że mnie tak przyciąga? Może to jakiś żart ze strony wszechświata, że postawił go na mojej drodze. Przecież nie szukam takich facetów, chciałam w końcu poznać kogoś delikatnego, potrafiącego okazać uczucia, troszczącego się o mnie, moje potrzeby. Ale z drugiej strony nie będącego ofiarą życiową i potrafiącego porządnie zatrząść mną w posadach jak ponownie będę pakowała się w jakąś kabałę. Oj Maryś, Maryś ty to się z sobą masz.

Za pamięci zadzwoniłam do Anki i przypomniałam jej, że widzimy się na wigilię Wigilii. Pierdziele, tym razem ona ma przyjechać do mnie. I nie ma zmiłuj. Ten czas to nasza tradycja. Spotykamy się w wieczór przed uroczystą kolacją, próbujemy kilka z przygotowanych potraw – głównie pierogi i sałatkę śmieciuchę, plotkujemy, pijemy, wręczamy sobie prezenty i otwieramy otrzymane od kontrahentów podarki. Co roku zgarniam paczki trzech wspólników, otwieram, dziele, pakuje te wszystkie duperszwance w mniejsze komplety i urządzam loterię fantową dla pracowników po powrocie z przerwy świątecznej. I tak wszyscy wiemy, że po powrocie po tak długiej przerwie zanim wrócimy na właściwe tory pracy minie dobry tydzień. To idealny moment na takie Team buildingowe akcje. Obie też dobrze wiemy, że nie będziemy miały czasu podrapać się po dupie aż do Trzech Króli więc ten wieczór musi zaspokoić nasze potrzeby spotkań do następnej schadzki.

I tak w poniedziałek dzień przed wigilią robię obchód po każdym z działów. Wchodzę w luźne konwersacje z ludźmi, życzę im wszystkiego co najlepsze, by każde ich marzenie, życzenie, zachcianka spełniła się w nowym roku i proszę by nie zapomnieli skorzystać z pobranego urlopu i w końcu porządnie odpocząć, naładować baterie i zadbać o relacje rodzinne. Po wszystkim, wyganiam z firmy. Szczególne życzenia składam głównie Antkowi. Zawsze przy tej okazji wyściskamy się, przeprosimy za wszystkie zgryźliwości i krzywe akcje. Obiecujemy sobie, że się nie zmienimy i jako przyjaciele, prywatnie zawsze możemy na siebie liczyć. Przekazujemy sobie drobne, ale zawsze wartościowe pod względem emocjonalnym prezenty. Nie zapominam również o dwóch pozostałych wspólnikach. Oni również są skazani na moje wylewne życzenia. Tego dnia zawsze wychodzę ostatnia z biura. Wyganiam wszystkich po kolei do domów. Nawet sprzątaczka nie może liczyć na taryfę ulgową. Po szesnastej nikogo ma nie być w firmie. W ten sposób,szłam osamotniona korytarzem. W całym budynku nastała ubłagana, długo wyczekiwana cisza. Nie mogłam złapać Teo, mam nadzieje, że jeszcze nie wyszedł. Postanowiłam zabrać podarek i zajrzeć do jego biura. Właśnie miałam wychodzić, gdy stanął w progu mojego gabinetu.

 

TEO.

Miałem mnóstwo spraw do załatwienia. Musiałem ogarnąć ostatnie prezenty dla rodziny. W końcu jutro jadę do Poznania do rodziców. Urwaliby mi głowę gdybym w tym roku nie przyjechał na Wigilię. Szczerze nie uśmiechało mi się to spotkanie rodzinne na którym znowu zostanę przesłuchany a potem będę musiał wysłuchać tych wszystkich mądrości o miłości, małżeństwie, samotności na starość. Dobrze, że to tylko trzy dni. Potem wrócę do siebie. Czas między świętami miałem wypełniony. Miałem odbyć ostateczne spotkanie z Mecenasem Konstantym w sprawie naszej współpracy. Umówiłem się też z Borysem by przegadać toczące się interesy. Borys jako prawosławny nie obchodzi świąt w tym samym terminie więc nic nie kolidowało by pozamykać kilka spaw przed końcem roku. Antek ogarnął bal sylwestrowy, jak to miał w zwyczaju również osobę towarzyszącą dla mnie. Bo on zabierał ze sobą Idę. Naprawdę go wzięło. Czas przeciekł mi przez palce. Nie miałem nawet okazji porozmawiać z Marysią i złożyć jej życzenia. Nie jestem jakimś wielkim tradycjonalistą, ale chciałem podarować jej prezent, który dotarł do mnie wczoraj. Jubiler Matiasa wykonał kawał dobrej roboty. Złoty łańcuszek o najwyższej próbie posiadał identyczną koronę jak ten stary. Tylko że ta została wypełniona trzema diamentami i przyozdobiona rubinem na zwieńczeniu. Zabrałem pudełeczko i ruszyłem do gabinetu Marysi. Grzebała w torbie gdy wszedłem.

- O dobrze, że jesteś. Właśnie miałam Cię szukać. Wejdź.

Uśmiechnąłem się do niej i zamknąłem za sobą drzwi. Ubrana była dość skromnie. Miała buty na płaskim obcasie, dość dziwne jak na nią, przez to była niziutka jak dziewczynka. Na sobie miała cieliste rajstopy, czarny komplet składający się z skórkowej spódnicy przed kolano z rozpeirdaczem z boku uda z wstawką z koronki, biały lekki top zakończony koronką i czarną marynarkę ze złotymi szeregowymi guzikami. Całość wyglądała elegancko i spójnie, bez ekstrawagancji. Od razu dostrzegłem też, że zmieniła fryzurę. Jej włosy były znacząco krótsze i rozpuszczone, co też jest niecodziennym widokiem. Układały się w delikatne fale okalające całą jej twarz.

- A co stęskniłaś się za mną?

- Może tak, może nie.

Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.

- Zmieniłaś fryzurę, ładnie Ci w niej.

- A dziękuje, fryzjerka musiała być taką nogą z matmy jak ja. Powiedziałam końcówki a ona ciach. – Zrobiła energiczny gest cięcia nożyczkami tuż przed swoim nosem. - Niestety nie dało się ich dokleić.

Podeszła do biurka by się o nie oprzeć, skrzyżowała nogi w kostkach i ręce na piersi.

- Naprawdę ładnie wyglądasz. A włosy odrosną.

- Prawda..., ale nie szukałam Cię po to by gadać o włosach. Chciałam złożyć Ci życzenia.

Stanąłem pewniej i wsadziłem ręce do kieszeni w poszukiwaniu czarnego pudełeczka.

- Co za zbieg okoliczności. Właśnie po to do Ciebie szedłem.

- Tak? No to zaczynaj.

- Marysiu – podszedłem do niej – na początku chciałem Cię przeprosić. – Zrobiła zdziwioną minę. – To ja zerwałem Ci łańcuszek z szyi ratując twoje włosy przed umazaniem w rzygowinach. – Przekręciła oczami, ale nic nie powiedziała. – Bardzo Cię przepraszam. – Ściągnęła usta w dziubek i pokiwała głową. Ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się. – Chce Ci to wynagrodzić i proszę przyjmij ten drobny upominek w ramach przeprosin. – Wyciągnąłem pudełko w jej stronę. Niepewnie wzięła je w dłonie i otworzyła. Zobaczyłem jak jej oczy rozbłysły i zrobiły się większe. Spojrzała na mnie i otworzyła usta. Przerwałem jej wchodząc w niewypowiedziane słowo. – Ponad to chciałbym Ci życzyć więcej spokoju i cierpliwości. Odrobinę ogłady. Mniej problemów a więcej przyjemności w życiu. I oczywiście standardowo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń.

Zmniejszyłem dystans między nami i pocałowałem ja w policzek. Dostrzegłem, jak się rumieni.

- Dziękuje bardzo. – Powiedziała zawstydzona, przysunęła pudełko bliżej twarzy i musnęła łańcuszek krwisto czerwonym paznokciem. – Mam nadzieje, że zapoznałeś się z polityką prezentową firmy i nie przekracza wartości - dopytała marszcząc czoło.

- To prezent prywatny i mieści się w ramach przyzwoitości – gówno prawda.

- Pomóc ci go założyć? – Dopytałem.

- Tak poproszę – odpowiedziała szczerząc się.

Pomogłem jej wyciągnąć błyskotkę z opakowania. Odwróciła się do mnie tyłem, opuściła delikatnie marynarkę ukazując prawie nagie ramiona. Satynowy top trzymał się jedynie na delikatnych paseczkach materiału. Nie dostrzegłem ramiączek od biustonosz więc korzystając z okazji zajrzałem jej w dekolt. Pięknie ułożone piersi były odziane w gładki biustonosz ciasno przylegający do jej ciała niczym mini gorset. Zapiąłem łańcuszek i poprawiłem tak by korona spoczywała idealnie pośrodku jej szyi.

- Nie za ciasny? - Spytałem.

Odwróciła się do mnie przodem, górowałem nad nią wzrostem. Wciąż dotykała dłonią błyskotki.

- Nie, jest idealny. – Uniosła spojrzenie na moją twarz i się rozpromieniła. – Dziękuje.

- Nie ma za co. – Zaparzyliśmy się na siebie. Już miałem się nachylić i spróbować ją pocałować, gdy wypaliła.

- Teraz ja! – Przepchnęła się koło mnie. – Też mam coś dla Ciebie i też chce złożyć Ci życzenia.

Wróciła na swoje miejsce z ozdobną torebką.

- Teodorze. Życzę Ci byś się nie zmieniał, byś wciąż był pewny siebie, byś rozprawił się z przeszłością, zostawiając ją w tyle tak by nie miała wpływu na twoją przyszłość. Byś zawsze dążył do wyznaczonego sobie celu. Byś kierował się nie tylko rozumem, ale i sercem. – Łoł, mocne, ale bardzo motywujące. – I standardowo: zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Proszę. – Szybko dokończyła życzenia.

Wziąłem w dłonie torebeczkę i ją otworzyłem. W środku było pudełko, które szybko wyciągnąłem. Spojrzałem na Manie.

- To nie bomba? – Zapytałem.

Roześmiała się.

- Nie tym razem.

Oddałem jej torebkę i otworzyłem wieczko. Moim oczom ukazała się srebrna pleciona bransoleta z wilczą bogato zdobioną grawerem głową. Naprawdę mi się spodobała. Nie myślałem, że kobieta sprawi mi taki podarunek. Przemyślany, z ukrytym przesłaniem. Wilk, samotnik, odważny, silny, stanowczy. Szacun Marysiu. Zapatrzyłem się na biżuterie.

- Nie podoba Ci się? – Spytała.

- Jest wspaniała. Dziękuje.

- Proszę bardzo.

Kobieta wyciągnęła się i złożyła pocałunek w kąciku moich ust. Spojrzałem na nią pożądliwie, nie uciekła spojrzeniem. Odczekałem chwilę by zebrać myśli i nachyliłem się do niej. Poczułem jak jej oddech przyspieszył, oblizała wargi i przełknęła ślinę. Nasze usta się zetknęły. Po odczekanej sekundzie, nie czując żadnego ciosu czy też zawahania z jej strony pogłębiłem pocałunek. Nasze języki się spotkały, rozpoczęły pożądliwy taniec namiętności. Całowałem ją bez skrępowania w swoim tempie, które przyjęła i odwzajemniła z równą żarliwością. Poczułem, jak zarzuca mi dłonie na kark i wyciąga ciało ku górze. Odłożyłem pudełko na blat biurka i postanowiłem ułatwić jej dostęp do moich ust. Złapałem za udo i usadziłem na biurku. Marysia czując zrównanie poziomów naszych głów pogłębiła pocałunek. Po chwili zapomnienia musiałem złapać oddech. Oderwałem nasze usta od siebie. Spojrzałem kobiecie w oczy, które leniwie otwierała i szepnąłem wprost w jej wargi.

- Marysiu.

Kobieta patrzyła się na mnie bez zbędnego zażenowania. Pewna siebie, nieustępliwa, zachłanna dalszych czułości powiedziała.

- Zamknij się.

Naparłem na nią ciałem. Ponowiłem pocałunek. Doskonale wiedziałem jak to się skończy albo i zacznie. Kobieta w odpowiedzi rozszerzyła nogi i wpuściła mnie między nie bym był jeszcze bliżej jej ciała. Złapała delikatnie za włosy u nasady potylicy i pociągnęła. Bezbłędnie odczytałem jej intencje. Zmniejszyłem napór. Dłońmi błądziłem po jej udach bezczelnie podwijając coraz wyżej spódnicę. Jakież było moje zaskoczenie i szczęście, gdy odkryłem, że nosi pończochy a nie rajstopy. Druga ręka błądziła po plecach i bokach jej ciała. W końcu złapałem za poły marynarki i zdjąłem ją z niej. Nie pozostawała dłużna również szarpnęła za ramiona mojego odzienia i ściągnęła go z grzbietu odrzucając na bok. Dopadłem ustami do jej szyi, zagłębienia obojczyka, dekoltu. Całowałem jej cycki a ona trzymała mnie kurczowo za włosy. W odpowiedzi usłyszałem, jak buty lądują na podłodze i poczułem objęcie jej nóg w pasie. Oj mała wcale nie jesteś taka grzeczna. Jęknęła przeciągle z rozkoszy. Jedną dłonią złapałem za jej udo a drugą skierowałem do piersi, którą odsłoniłem zsuwając cieniutkie ramiączko topu. Ponownie jęknęła. Ten dźwięk, tak długo wyczekiwany dźwięk z jej ust przyprawił mnie o spazmy namiętności. Chciałem ją mieć już, teraz, natychmiast. Mój kutas praktycznie sam chciał wyskoczyć ze spodni. Naparłem na nią ocierając nabrzmiałą męskość o jej kobiecość. Ponowny głośniejszy pomruk zachęcający do dalszych działań.

- Ciiiii.

- Nie cichaj na mnie.

- Jesteś za głośno.

- To mnie ucisz.

Objęła moje usta swoimi. Ponownie rozpoczął się szaleńczy taniec. Coraz śmielej lizała mnie aż w końcu złapała język swoimi wargami i zassała. Totalnie mnie odpaliła.

- Klucz? - Zapytałem dysząc.

- Drzwi.

Może i nasza rozmowa wyglądała jak kiepska gra skojarzeń, ale wiedziałem już co mam robić. Nie chciałem się od niej odrywać. Nie teraz, nie było miejsca by wpuścić do jej myśli chociażby odrobiny zawahania, niepewności, rozsądku. Wciąż całując złapałem ją za pośladki podciągnąłem na siebie. Przeszedłem przez pokój w stronę drzwi. Oparłem o ścianę mocno napierając ciałem. Otworzyłem drzwi jedną ręką i wyciągnąłem klucz z zamka. Zatrzasnąłem z powrotem wrota do komnaty rozpusty i przekręciłem zamek. Jesteś już moja.

 

MANIA.

Nie miałam czasu na głębsze rozmyślania. Mój mózg nie miał nic do gadania. Pożądanie, rozkosz, pęd za spełnieniem pochłonęła moje ciało i umysł doszczętnie. Jedyne co się liczyło teraz dla mnie to jak najdłuższa chwila przyjemności, którą mógł mi sprezentować Teo. Przeniosłam pocałunki na jego kark i okolice małżowiny. Zassałam płatek ucha pomiędzy wargi i drażniłam go językiem. Poczułam szarpnięcie w okolicach bioder. Po moich majtkach nie było śladu. Muszę podziękować Ance za karę noszenia pończoch i koronkowych delikatnych gaci. Ponowne usadził mnie na biurku. Od dziś ten mebel stanie się nam bliższy. Mężczyzna schodził pocałunkami coraz niżej. Oooo nie kochany nie dziś, nie dziś, ona jest wystarczająco gotowa na przyjęcie gościa. Złapałam za krawat i podciągnęłam go z powrotem w okolice mojej szyi. Rozplątałam węzeł i zaczęłam odpinać guziki koszuli. Chciałam poczuć jego nagi tors. Błądzić dłońmi po skórze pleców. Móc wbić paznokcie w jego barki, przygryźć okolice obojczyka. W tym momencie poczułam jak dłoń Teodora zbliża się do mojej kobiecości. Usłyszałam z jego gardła pomruk zadowolenia. Tak skarbie, czekała na ciebie. Bez zbędnych powitań wtargnął w moje wnętrze palce. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Dopadłam dłońmi do paska u spodni. Szybko poradziłam sobie z nim i również bez zbędnego ociągania wsunęłam dłoń w jego bokserki a druga powędrowała przez plecy na kark przyciągając ciało bliżej ciała. Z gardła prawnika rozeszło się dzikie warknięcie. Głośno zaciągnął powietrze w płuca przez zaciśnięte zęby. Objęłam penisa i jednostajnym ruchem gładziłam jego trzon. Mierzyłam średnicę przyrodzenia obejmując go dwoma palcami. O matko, jak ja go tam zmieszczę. Chyba odczytał moje zdezorientowanie.

- Gotowa.

Zagryzłam dolną wargę, pokiwałam przecząco głową i postukałam trzema palcami w kark mężczyzny. Odczytał gest bezbłędnie, po chwili w moim ciele tańczyły palce prawnika. Poczułam, jak mnie rozciąga, odchyliłam głowę do tyłu i przeciągle jęknęłam.

- Dawno nie miałaś gości – stwierdził.

Wróciłam do niego wzrokiem, cwaniacki uśmieszek królował na jego twarzy. Ja ci zaraz dam. Dużo nie myśląc wbiłam pięty w pośladki mężczyzny i zakręciłam biodrem. Zauważyłam, jak źrenice rozszerzają się zmieniając kolor oczu z brązowych na czarne. Mam cię. Uśmiechnęłam się.

Złapał za włosy i przyciągnął do siebie. Całował żarliwie a na koniec przygryzł moją wargę. Oderwał się od moich usta i skwitował sytuację

- Koniec twoich rządów.

Potężny dreszcz przeszedł moje ciało w momencie zetknięcia penisa z wargami mojej pizdeczki. Wbiłam mocniej paznokcie w jego bark.

- O mój słodki Jezu – wyrwało się z moich ust. To były ostatnie słowa jakie wypowiedziałam. Później z moich ust dochodziły jedynie jęki rozkoszy, pomruki i mruczenia zadowolenia z przyjemnego bólu przeszywającego moje ciało, spowodowanego pewnymi, silnymi, zdecydowanymi ruchami bioder Teodora.

 

TEO.

Mania tak pięknie śpiewała dla mnie dzisiejszego wieczoru. Czekałem na to zdecydowanie zbyt długo. Jej jęki stawały się coraz rzadsze a zastępowało je mruczenie i pojękiwanie. O tak skarbie jeszcze chwila i dojdziesz. Opadła na blat biurka, usłyszałem jak jej głowa uderzyła o jego zakończenie. Tylko mi nie zemdlej. Złapałem za uda i przysunąłem do siebie. Dzięki temu posunięciu Marysia oparła jedną nogę o rant blatu i uniosła biodra. Zaczęła nimi nieprzyzwoicie kręcić. Tego się nie spodziewałem. Doznanie, którego właśnie doświadczałem spowodowało, że byłem bliski orgazmowi. Nie Teo wytrzymaj, wytrzymaj. Pogłębiłem i zwiększyłem częstotliwość pchnięć. Poczułem, jak kobieta zaciska mięśnie cipki. Szczelnie objęła przyrodzenie wargami swojej ciasnej koleżanki. Złapałem za jej biodra i przytrzymałem. Wiła się przed moim wzrokiem. Pierdole te zdjęcia i rzeźby jak mogę doświadczyć rzeczywistych ujęć jej odruchów ciała i mimiki twarzy wywołanych ekstazą. Marysia wygięła ciało w łuk złapała za koniec blatu mebla wbijając w niego paznokcie i rozkosznie krzyknęła. O tak mała daj mi to, daj mi wszystko. Poczułem jak jej ciało spina się. Zaciśnięte mięśnie okalające mojego fiuta wciąż trzymały go w żelaznym uścisku. Słoneczko, Ja też Tobie oddam wszystko. Odchyliłem głowę do góry i doszedłem warcząc z radości, podniecenia i spełnienia. Opadłem na nią ciężko dysząc. Jeszcze ostatnie podrygi mojego wcale nie tak małego kolegi i Cię puszczę. Poczułem jak uścisk jej kobiecości wcale nie wiotczeje. Kobieta położyła rękę na mojej głowie i zaczęła przebierać we włosach palcami. Tak mi też było dobrze, wspaniale, doskonała robota Marysiu. Podniosłem głowę i zacząłem całować po kolei jej piersi, dekolt, szyje, policzki kończąc na ustach. Już nie tak zachłannie. Delikatnie cmokałem jej wargi a ona uśmiechnęła się szeroko do mnie. Nagle się skrzywiła, zaciągnęła sycząc powietrze. Poczułem na kutasie, że jej ciasna koleżanka coraz bardziej go oplata. Powiedziała wbijając paznokcie w bark.

- Teo, wyjdź.

Nie, nie chce i mnie, i jemu tam dobrze. Gdyby to ode mnie zależało zostałby tam na całą noc, ale widząc jak coraz mocniej marszczy czoło spełniłem jej prośbę. Schowałem fiuta w bokserki i zacząłem podciągać spodnie. Kątem oka zauważyłem jak mocno są zaciśnięte uda Marysi. Palce u stóp również zwijały się ukazując białe kłykcie. Poderwała się z blatu do pozycji siedzącej i głosem nie znoszącym sprzeciwu powiedziała.

- Wyjdź!

MANIA.

Mężczyzna ruszył w kierunku drzwi. Zamaszyście je otworzył i zamknął głośnym trzaśnięciem. Siedziałam na meblu, gdy nadszedł ponowny skurcz. Rozejrzałam się po pokoju. Potrzebowałam naczynia. Dostrzegłam wazon na półce. Tego mi trzeba. Zeskoczyłam z biurka, ale moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dalej Mania, dasz rade inaczej spalisz się ze wstydu. Złapałam naczynie, postawiłam na podłodze i dużo nie myśląc oddałam mu wszystko co posiadałam i dostałam. Napięcie od razu zeszło z ciała. Głośno jęknęłam rozluźniając ciało. Spojrzałam czy nie uroniłam niczego na wykładzinę. Wstałam wyciągnęłam porządną garść chusteczek z podajnika jeszcze stojącego na biurku i ogarnęłam małą. Krew. No kurwa pięknie. Ale zaraz już miałam okres. Nie, przecież nie zarosła. Takie cuda to tylko w filmach. Wkładka. Olśnienie przyszło jak grom z jasnego nieba. Myśl Marysia myśl. Takie rzeczy się zdarzają. Nie raz krwawiłaś po ostrym seksie. To nic szczególnego. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam wkładkę higieniczną z kosmetyczki. Przecież nie mam majtek. A może i mam. Dopadłam się do szafy z zapasowymi ciuchami. Gdzieś widziałam, tu były takie. Są. Sukces. Ogarnęłam się przyzwoicie. Poprawiłam ubiór i włosy. Sprawdziłam w lusterku czy nie jestem rozmazana. Złapałam za dzbanek pełen płynów, odetchnęłam głęboko i wyszłam z gabinetu.

Oparty o wyspę asystentek, już ogarnięty stał Teo. Koszula rozpięta pod szyją, jej rękawy podwinięte do łokci. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Podniósł głowę, gdy tylko usłyszał otwieranie się drzwi. Spojrzał na mnie podejrzanym wzrokiem. Uciekłam spojrzeniem, ściągnęłam usta i niepewnie, z ogromnym zawstydzeniem pokazałam wazon i powiedziałam:

- Muszę do toalety.

Spojrzał na mnie wysoko podciągając brwi ku górze.

- Zawsze po – dodałam czerwieniejąc się coraz bardziej.

- Zawsze? – zapytał.

- Tak – powiedziałam szeptem i schowałam dzbanek za siebie.

Otworzył szeroko oczy. Pokiwał głową jak piesek zabawka montowany w aucie. Odetchnął głęboko, oderwał się od biurka, wskazał ręką kierunek i powiedział.

- Zapraszam, posprzątajmy co nabroiliśmy.

Ruszyliśmy korytarzem w stronę toalet.

- A co, jeśli…? – zapytał zmieszany.

- Złoty deszcz – odpowiedziałem wbijając wzrok prosto w drzwi toalety. Pewnym krokiem weszłam do środka kabiny. Ogarnęłam wszystko jak należy. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Rumieniec na mojej twarzy pogłębiał się coraz bardziej a z ust nie schodził uśmieszek. Wymierzyłam sobie mentalny policzek. Przestań głupia, to tylko seks. Szybki numerek w biurze. Jeden z najlepszych i najbardziej ekstrawaganckich jakie miałaś, ale to wciąż tylko seks. Endorfiny krążące po moim ciele były innego zdania. Potężny wybuch radości rozpromienił moje spojrzenie i wykrzywił usta w szerokim uśmiechu. Pokręciłam głową z niedowierzania. Głupia. Wyszłam na korytarz. Czekał tam na mnie sprawca mojego wspaniałego humoru. Na szczęście nie tylko ja miałam wymalowaną pełnie szczęścia na twarzy. Podszedł do mnie i bez oporów przytulił, wcisnęłam się w jego objęcia przytulając głowę do twardego torsu, pocałował mnie w czubek głowy. Zadarłam głowę do góry, by na niego spojrzeć a on nachylił się i pewny siebie pocałował mnie w usta. Już nie tak napastliwie i drapieżnie. Pogłębiłam pocałunek oplatając jego język swoim, zachęcając do dalszych pewniejszych posunięć. Zamruczał wyzywająco, oderwał się ode mnie.

- Marysiu.

- Oj. Chyba mnie poniosło. Już schodzę na ziemie.

Wyminęłam go. Pewnym, szybkim krokiem kierowałam się do pokoju. Chciałam teraz jak najszybciej zebrać się i uciec z budynku. Palnęłam się wewnętrzną częścią dłoni w czoło. Oj głupia ty, głupia. Co ty sobie wyobrażałaś?

- Ej. Poczekaj – krzyknął i ruszył za mną. Dopadł mnie dopiero przy drzwiach od gabinetu. Złapał za łokieć. – Ej. Mała nie o to mi chodziło.

Spojrzałam na niego gniewnie i burknęłam niezrozumiale – „Mała to jest twoja pała” -] choć wcale nie była taka mała. Wypełniła mnie do granic możliwości.

- Spójrz na mnie – szarpnął za rękę aż się przekręciłam.

- Hej. Nie pozwalaj sobie. - Wyrwałam rękę unosząc palec wskazujący w jego stronę. Wpadłam do gabinetu ignorując jego dalsze gadanie.

- Przepraszam, ale nie słuchasz mnie. Proszę Cię uspokój się i porozmawiaj ze mną.

- Po co? - Gorączkowo zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

Zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Położył dłonie na mojej twarzy i zmusił do spojrzenia prosto w twarz.

- Ale z Ciebie zadra. Jeszcze nic nie powiedziałem a ty już się obrażasz. – Przewróciłam oczami. – Dziecino chciałem ci powiedzieć, że bardzo chętnie, ale może pojedziemy do mnie. Mam tam wygodne łóżko. – Zrobiło mi się głupio. Oceniłam go zbyt pochopnie. – A ty co pomyślałaś? - Zasznurowałam usta i pokręciłam głową na boki.

- Nie ważne. – Bąknęłam i uciekłam wzrokiem.

Złapał mnie w pasie i przeciągnął na kanapę. Usadził na swoich kolanach.

- Oj Mania, jak ty mało wiesz.

Odetchnęłam głośno.

- Oj tam, Oj tam.

Uśmiechnął się.

- Dobrze, skoro wiem co Ty robisz po. To zdradzę Ci moją tajemnicę.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie oczekiwałam od niego wyjawiania żadnych tajemnic. Kiwnął głową bym zbliżyła się do niego. Wykonałam nieme polecenie kładąc dłonie na umięśnionym torsie, chowając głowę w zagłębienie obojczyka. Ależ on ma zabójcze perfumy. Szepną mi do ucha.

- Po naprawdę dobrym seksie jak, już zostaje sam, lubię zapalić albo puścić sobie kilka buszków.

Parsknęłam uśmiechając się nieśmiało. Ale chłopie trafiłeś. Chyba gwiazdka przyszła w tym roku ciut za wcześnie. Odchyliłam się od jego boskiego ciała, spojrzałam prosto w oczy. Już nic nie mówiłam tylko wstałam i podeszłam do torebki. No cóż Aniu jeden będzie musiał nam wystarczyć. Wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyłam na rozcież okno. Zimne powietrze owiało moje ramiona i wdarło się do pokoju, w którym wciąż unosił się zapach seksu. I tak trzeba było przewietrzyć. Odwróciłam się do przyglądającego się uważnie mężczyzny. Zgarnęłam pudełeczko prezentowe z blatu i kokieteryjnie podeszłam do kanapy. Ponownie usadziłam się na jego kolanach. Otworzyłam wieczko i wyciągnęłam zawartość. Mężczyzna bez oporów podał mi swoją prawą dłoń, a ja z dumą zapięłam na niej wilczą bransoletę. Położył dłoń na moich udach i uważnie się jej przyglądał.

- Naprawdę bardzo mi się podoba. Jest w moim stylu.

- Bardzo się cieszę, a teraz.

Pomachałam paczką. Wyciągnęłam z paczki skręta, odpaliłam, porządnie się zaciągnęłam i oddałam koledze blanta. Uśmiechnął się szeroko, przyjął bibułkowy zwitek i też się zaciągnął. Po chwili wypuścił dym unosząc wysoko głowę na oparcie kanapy.

- Ale ty jesteś niegrzeczna.

Wzruszyłam tylko ramionami. Sięgnęłam do jego dłoni by ponownie się zaciągnąć. Niechętnie oddał zielone złoto a po chwili mi je zabrał. Zostało po ostatnim machu. Skoro i tak Mikołaj do mnie nie zawita to czemu nie zgrzeszyć jeszcze raz. Poza tym miałam na to ochotę. Nie wiedziałam, kiedy znów nadarzy mi się taka okazja. Teo zaciągnął się i chciał unieść rękę z petem do góry. Zatrzymałam ją i skierowałam do moich ust. Objęłam końcówkę jointa ustami tak by dotykać nimi również zaciskających się na niej palców mężczyzny. Po raz ostatni zaciągnęłam się i przytrzymałam dym w płucach. Uniosłam na rękach opartych o jego biodra i zmieniłam pozycję. Ponownie siedziałam na nim okrakiem i przyglądałam się czarniejącym oczom. Zbliżyłam usta do jego ust i zaczęłam delikatnie wydmuchiwać zebrane w płucach powietrze. Na koniec nasze wargi delikatnie się dotknęły a ja zwilżyłam je czubkiem języka. Patrząc mu prosto w oczy szepnęłam melodyjnym głosem.

- Teraz jestem niegrzeczna.

 

TEO.

Ta kobieta to chodząca petarda. Antek miał rację prywatnie jest całkiem inna. I to mnie cholernie podnieca. Jest zagadką, którą chcę rozwiązać i dobrać się do jej skarbu. Chciałem rzucić się na nią i porwać w wir namiętnego, głębokiego pocałunku. Jednak odepchnęła się od mojego torsu. Złapała za prawie przypalającego palce skręta, podeszła do okna i wyrzuciła niedopałek po czym zamknęła okno.

Nie tracąc ani chwili ruszyłam za nią. Po przekręceniu klamki odwróciła się i wpadła wprost w moje ramiona. Żarliwie pocałowałem ją. Ponownie rozpoczęliśmy taniec ust. Musiałem się opanować. Inaczej znów ją wezmę na biurku. Oderwałem się od niej i zapytałem.

- Do mnie czy do ciebie?

Kobieta roześmiała się, poklepała mnie dłonią po piersi i odpowiedziała.

- Nigdzie?

- Co? – Zapytałem zdezorientowany.

- Tym razem to ja wykorzystałam i porzucam. Umówiłam się z Anką u mnie w domu. Właśnie wypaliłeś jej działkę. Ale nie martw się wybaczy Ci jak tylko się dowie, ile radości mi dziś sprawiłeś.

Pierdole Ankę i jej wybaczanie. Z drugiej strony nie zamierzam prosić się o chwilę zapomnienia w jej łonie. Warknąłem przeciągle na znak niezadowolenia.

- To, kiedy się znów spotkamy? – zapytałem z rezygnacją w głosie.

Dotknęła łańcuszka i zaczęła jeździć po nim palcami. Dam sobie rękę uciąć, że robiła to nieświadomie, z przyzwyczajenia. Widziałem zmieszanie w jej spojrzeniu. Nie wiedziała co odpowiedzieć. W końcu przejąłem inicjatywę.

- Nie wiesz.

Pokiwała twierdząco głową.

- I nie możesz, albo nie chcesz mi nic obiecywać.

- Mam sporo spraw na głowie. – Przyznała skruszona. Ponownie pokiwała głową i uciekła wzrokiem. Podszedłem do niej, złapałem oburącz za kark. Jeszcze raz pocałowałem te rozpustne usta.

- Rozumiem, bo ja też nie wiem. I nie chce, a raczej nie lubię składać obietnic których nie mogę dotrzymać.

Uśmiechnęła się i stanęła na palcach by mnie pocałować. Tak lepiej, niech to się stanie dla ciebie czymś naturalnym, bo nasze ciała będą się stykać teraz coraz częściej.

- To co zbieramy się? – Zapytałem.

- Chyba musimy. – Zaczęła szykować rzeczy do zabrania. Stosik rósł niepokojąco szybko.

- Zabiorę swoje rzeczy i zaraz wracam. Nie uciekaj beze mnie. – Wymierzyłem w nią palec wskazujący.

Wszedłem do swojego gabinetu i roześmiałem się. Byłem szczęśliwy, prze kurwa szczęśliwy. Włożyłem płaszcz, zabrałem komputer i torbę z dokumentami. Wyszedłem gasząc światło. Zatrzymałem się przed drzwiami gabinetu Antka. Chuj tam i tak miałem mu to zostawić. Wszedłem do pokoju i na biurku zostawiłem wypowiedzenie umowy świadczenia usług. Niech myśli, że wygrał zakład. Wyciągałem właśnie kopertę z dokumentami interesu, w który chciał wejść z Borysem. Prosił o analizę opłacalności i wskazanie ryzyka. Gdy w progu pojawiła się Marysia opatulona po sam czubek głowy.

- Gotowy?

Odwróciłem głowę, wyciągnąłem beżową kopertę i rzuciłem ją do szuflady biurka.

- Tak już idę.

Kobieta uśmiechnęła się zadziornie.

- Podrzucasz mu bombę?

Roześmiałem się.

- Można tak powiedzieć – odpowiedziałem jej. Złapałem za rękę i poprowadziłem do wyjścia z budynku.

Marysia od razu skierowała się do swojego samochodu. Białe Volvo V40 stało na wprost drzwi. Kobieta otworzyła bagażnik, który wypełniony był najróżniejszymi paczkami.

- Widzę, że Mikołaj będzie bogaty w tym roku – zażartowałem.

- Nie. To paczki Jana, Antka i Karola. Co roku dzielę je na mniejsze i organizuje po świętach loterię fantową dla pracowników.

- Ooo. Nie wiedziałem. Nawet fajne. – Zamknęła bagażnik, wskoczyła na miejsce kierowcy i odpaliła silnik.

- Odjedziesz bez pożegnania. Miłe.

Wyskoczyła z samochodu, zamykając za sobą drzwi.

- Nie, po prostu lubię wsiąść do ciepłego auta. Niech się nagrzeje.

Wyciągnęła Icosy, wsadziła do nich wkłady i podała mi jednego.

- Nie lubię zimna. – Oświadczyła wypuszczając dym z płuc.

- Mi nie przeszkadza. – Stałem w rozpiętym płaszczu bez czapki, szalika i rękawiczek. Pokręciła głową i wyciągnęła z samochodu szalik. Mój szalik. Podeszła do mnie i zarzuciła mi go na kark, przerzucając jeden z końców pod brodą.

- Tak lepiej Padingtonie.

Uśmiechnąłem się. Co za wredota. Nie ma taryfy ulgowej, nawet jak ja puknąłeś. Podszedłem do auta, wrzuciłem swoje graty do środka i też odpaliłem moje Audi. Skoro i tak tu stoimy. Zamykając drzwi zgarnąłem w dłonie resztki śniegu z dachu.

- Podobno nie lubisz śniegu? – krzyknąłem w jej kierunku wychodząc za samochodu.

- Nienawidzę go – syknęła.

- To co powiesz na to? – Rzuciłem w nią niewydarzoną śnieżką. Dziewczyna pisnęła i odwróciła się tyłem.

- Pogrzało cię?

Podszedłem do niej i złapałem ją od tyłu, mocno przyciągając jej plecy do swojego torsu. Zmrożonymi przez biały opad dłońmi dotknąłem jej policzków. Zaczęła się szarpać.

- Przeproś.

- Za co? Zabieraj te zimne łapska!

- Przeproś za Padingtona.

- Nie - roześmiała się. Poczułem jak ciało twarzy ogrzewa moje dłonie. Podprowadziłem ją bliżej okalającego parking trawnika, na którym leżały resztki zasp po odśnieżaniu. Podciąłem nogi i przełożyłem przez kolano, mocno odchylając ją do tyłu.

- Przeproś albo…

- Albo co?

- Wylądujesz w zaspie.

- Nie! – pokręciła przecząco głową z uśmiechem na twarzy. Co za uparciuch. Zrezygnowanym ruchem postawiłem ją do pionu. Poprawiła czapkę mocniej zaciągając ją na uszy. Przyglądałem się temu kręcąc głową na boki. Spojrzała na mnie, przywołała mnie do siebie dłonią odzianą w rękawiczkę. Zrobiłem zaciętą minę i podszedłem do niej. Gestem poprosiła, bym się schylił, chciała mi powiedzieć coś do ucha.

- Przepraszam – objęła moją twarz dłońmi w rękawiczkach i pocałowała bardzo delikatnie, subtelnie.

Zwariuje przez nią. Złapałem ją w pół, podniosłem jakby była szmacianą lalką. Przerzuciłem przez ramię i pomaszerowałem do samochodu.

- Co robisz?

Zapiszczała za moimi plecami.

- Porywam cię. Zabieram Cię do domu.

- Przestań. Puść. TEO!

Otworzyłem drzwi Audi i już miałem ją tam wpakować.

- Proszę Teo.

Postawiłem ją. Znów poprawiła swoją wełnianą zbroje.

- Bardzo bym chciała, ale Ania czeka.

- Już jej nie lubię

- Polubisz. Poza tym mam do przygotowania Wigilię a potem Sylwestra. Nie mogę zniknąć na całą noc.

- I dzień.

Przewróciła oczami.

- Poza tym musisz poznać Leona. Taka była umowa.

- Myślałem, że właśnie dopisaliśmy do niej Aneks.

Roześmiała się.

- Nie, ale jak byś chciał to zapraszam w święta.

- Niestety będę w Poznaniu, obiecałem rodzicom spędzić z nimi trochę czasu.

- Rozumiem. W takim razie gdybyś nie miał co robić w Sylwestra to daj znać. Prześle ci pineskę, gdzie będzie odbywała się najlepsza VIXA roku.

- Idziesz na sylwestra do klubu.

- Nie, ja tworze klub na potrzeby sylwestra dla dzieciaków.

- Postaram się, ale nic nie obiecuje.

- Zapewniam nocleg.

- Chyba właśnie mnie przekonałaś. - Porwałem ją w ramiona. Ponownie zaczęliśmy się całować jak nastolatki na parkingu.

 

Z samochodu Mani dobiegł nas sygnał dzwoniącego telefonu. Aparat połączył się z zestawem głośnomówiącym i piszczał donośnie we wnętrzu auta.

- Muszę uciekać, to pewnie Anka.

Odetchnąłem głęboko, odchyliłem głowę do tyłu i warknąłem.

- Dobra leć, ale….

Zaczęła się oddalać.

- Tak wiem. – Wyliczyła na palcach. – Randka, kolacja i nocleg.

- Ja zrobię śniadanie.

Oboje wsiedliśmy do auta

 

MANIA/TEO.

Wsiadłam/em do auta z największym bananem na twarzy od bardzo dawna. Cała ta historia wydawała się być nieprawdopodobna. Jeszcze raz spojrzałam/em przez szybę w stronę drugiego auta. Patrzył/a się na mnie. Ponownie się roześmiałam/em. Oj dzieciaku i z czego ty się tak cieszysz, to tylko seks. A może i aż seks. Zaczęłam/ąłem zmieniać stacje w radiu, gdy z głośników wybrzmiała Marayh Carry i jej „All I want for chrismas”. Serio kurwa. Spojrzałam/em po raz ostatni przez szybę. Pokręciłam/em głową w niedowierzaniu. Dobra, już dobra, nie potrzebuje więcej znaków od losu. Spróbuje, dam temu szansę i zobaczę, jak się rozwinie sytuacja.

 

TEO

Wycofałem samochód z parkingu. Ruszyłem przed siebie, wciąż patrząc w tylne] lusterko czy Mania też poszła w moje ślady. Czemu ona tak na mnie działa? Co ma takiego w sobie? Z pozoru jest normalną, przeciętną dziewczyną. Nie wyróżnia się na tle tych wszystkich zrobionych pod wymiar lasek. A jednak pod płaszczem zgryźliwości, uszczypliwości, butności, czasami chamstwa i wyrzucanych z ust wulgarności jest delikatną, czułą, ciepłą, pewną siebie, nieustępliwą, dobroduszną kobietą, która potrzebuje jak każdy z nas czułości. Dziś pokazała mi jak może wyglądać spędzanie z nią wieczorów. I bardzo mi się to spodobało. Nie udawała żadnej z emocji. Jeśli się wkurza to na maksa. Jeśli jest czuła to na całego. Jeśli chce poczuć się dobrze to zaczyna troszczyć się o druga osobę stawiając jej zadowolenie nad swoim spełnieniem. Przeleciało mi przez myśl, że to naprawdę może być to czego szukam. To może być to. Tylko żeby tego nie spieprzyć. W końcu ja nie muszę tak dobrze wypadać w jej oczach jak mi się wydaje. Choć po tym co jej dziś zafundowałem powinna dwa razy się zastanowić, jeśli zdecyduje odpuścić. Powróciłem myślami do chwil spędzonych w jej biurze. Mój mózg zaczął wszystko jeszcze raz analizować. Poczułem wzbierające napięcie w lędźwiach. Nie jestem jeszcze gotowy na chłodną analizę zachowań i słów. Muszę się napić. Inaczej mój nie taki mały kolega przywita się dzisiejszej nocy z moją ręką a Mania odegra w tym spotkaniu kluczową rolę.

 

MANIA.

Wyjechałam z parkingu za Teodorem. Puściłam mu awaryjne na pożegnanie. Telefon ponownie zadzwonił, szybko odebrałam przychodzące połączenie.

- Już jadę Anka, już jadę.

- Ty wiesz, jak jest kurwa zimno.

- Wychodzisz z domu?

- Taaaak. I nie waż kazać mi czekać na Ciebie pod drzwiami, bo się wkurwię. Dobrze, że przesiadłam się do samochodu Artura, który ma pakiet zimowy i podgrzewanie dupy. Już wiem, dlaczego ty tak jończysz jak musisz przyjechać do mnie na wigilię wigilii.

- To jedziesz sama. Myślałam, że się napijemy, zapalimy.

- Oczywiście że się napijemy i w ogóle. Artur mnie przywiezie. Wyobrażasz sobie, że książę, hrabia kazał mi odpalić samochód i go odśnieżyć zanim wyjdzie. No to już jest kurestwo.

- I co odśnieżasz?

- Chyba Cię pojebało do końca. Oczywiście że nie. Skoro środek się nagrzeje to i śnieg się rozpuści na szybie. A jak będziemy jechać to wiatr go zdmuchnie z dachu. Nie przesadzajmy. Nie zasypało nas jak w zimę stulecia.

- Tak myślałam. Och jak ja Cię dobrze znam.

- Nie schlebiaj sobie. Za ile będziesz? Przecież on mnie wyrzuci u Ciebie i odjedzie a ja kurwa nie zamierzam stać pod drzwiami.

- Będę za max 20 minut. W domu powinien być jeszcze Fabian, to Cię wpuści.

- Dobra DO ZO Zołzo.

- DO ZO, buzia.

 

Tak jak mówiłam. Dwadzieścia minut później parkowałam auto pod domem. Akurat Fabian wychodził, pewnie jedzie do Klaudii.

- Synku kochany, mój jedyny prawdziwy mężczyzno mogę Cię prosić o wypakowanie bagażnika. Mam tam kilka rzeczy.

- Mamo muszę jechać.

- Oj proszę Cię. Ciocia już jest?

- Jest.

- No nie mogę pozwolić by dłużej na mnie czekała.

Wręczyłam dziecku kluczyki do auta a sama uciekłam do domu, wołając.

- Dziękuję.

Weszłam do przedpokoju, w biegu ściągałam zbroje przed mrozem. Krzyknęłam.

- Już jestem!

Oczywiście pierwszy przybiegł do mnie Leon by się przywitać.

- No cześć słoneczko, tęskniłeś? Bo ja bardzo. Jest ta Małpa?

- Słyszałam paszczurze. Jestem w kuchni robię sobie kawę.

- Cześć kochana. Sorki, że musiałaś czekać. Musiałam zapakować samochód i upewnić się, że wszyscy wyszli z biura – skłamałam.

Odłożyłam torebkę na jej standardowe miejsce, gdy do domu wszedł Fabian obładowany paczkami.

- Miało być „troszkę rzeczy” a Ty wyglądasz jakbyś obrabowała sanie Mikołaja. Gdzie to?

- Tu do salonu.

Pomogłam mu poukładać paczki na stosik.

- Jeszcze ze dwa kursy.

Anka gwizdnęła

- Bogaty Mikołaj.

- To dla nas na dzisiejszy wieczór.

- Jak ja lubię twoją pracę.

- Zapraszam do korpo.

- Ochujałaś. Dobrze mi tu, gdzie jestem. Same twórcze umysły, wolność, niezależność.

- Dobra, zrobisz mi herbatę, a ja pomogę temu zrzędzie nosić paczki.

 

Po skończonej dostawie pożegnałam syna, kazałam mu się nie spieszyć, jechać wolno i uważnie, a przede wszystkim bawić się dobrze. Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Usiadłam przy stole i zapytałam przyjaciółkę.

- No to co tam u Ciebie?

Zaczęła opowiadać o pracy, dzieciakach, sytuacji w domu, o tym, że Artur ma coraz więcej pracy, bo nie ma ludzi do pracy. A specjalistów IT trzeba szukać ze świecą. NO CO TY NIE POWIESZ. Teraz każdy mówi o sobie programista a nie ma zielonego pojęcia o systemie, administrowaniu siecią i ble ble ble. Jednym słowem gówno gówno gówno. Do tego jej teściowa skłóciła prawie całą rodzinę przed świętami. Oczywiście nie wie, dlaczego wszyscy się tak zachowują. Nie wolno jej nic powiedzieć, bo każdy się obrażą. To nie jej wina, choć wszyscy tak uważają itd. Itd.

Nie powiem, kocham Ankę bardziej niż siostrę. Ma swoje przeboje życiowe. Wiem, że muszę być dla niej wsparciem, ostoją, spowiednikiem. Ale jest straszną gadułą. Jak się rozwinie na jakiś temat to może gadać i gadać i gadać. A ja trzymałam dla niej taką bombę i nie wiedziałam, kiedy mogę ją zrzucić. Postanowiłam poczekać aż jej tematy się wyczerpią. Przecież nie przyjechała na 10 minut. Jeśli trzeba przegadamy całą noc. Może nawet u mnie nocować. Nie raz spałyśmy razem w łóżku w chwilach smutku, złości, pijaństwa. Doszła w końcu do tematu Wigilii i potraw, które zrobiła. Co do tradycyjnej sałatki nie miałam wątpliwości, że jest przepyszna. Przepis opatentowałyśmy dawno temu po kilku butelkach dobrego wina więc spoko. Przegadałyśmy karpia a ja wyciągnęłam pierogi z lodówki.

- Na ciepło czy na zimno.

- Mogę wybrzydzać? Mogę. Na ciepło.

Odpaliłam indukcję i usmażyłam nam po trzy sztuki. Rozlałam wino do dużych kieliszków i postawiłam na stole. Po kilkunastu minutach dołączyły do niego pierogi. Zajadałyśmy się ze smakiem. Uświadomiłam sobie, że nie jadłam nic od lunchu. Nie byłam zaskoczona brakiem odczuwania głodu po tym wszystkim co się dziś wydarzyło. Skończyłyśmy posiłek.

- I wiesz co. Musze jeszcze upiec sernik. A za cholerę nie wiem jak to się robi. Przecież ja nie piekę...

- Możemy upiec teraz. Pomożesz mi i zabierzesz połowę blachy do domu.

- Serio.

- No tak, dawaj.

Wstałam od stołu zabrałam ze sobą kieliszek. Wyciągnęłam wszystkie produkty i podałam jej fartuszek.

- Masz, załóż fartucha.

- Dzięki Magdo Gessler. Uprzedzam Cię, jeśli będziesz we mnie rzucać talerzami to ci oddam.

- Jestem tego świadoma.

Po kilku minutach mojej wesołej krzątaniny w kuchni zapytała.

- A Tobie co tak wesoło?

- A tak jakoś.

- Chodź no tu – dotknęła mojej głowy dłonią – nie gorączki nie masz. Ale coś jest nie tak.

Przyjrzała mi się uważniej.

- Już wiem znalazłaś łańcuszek.

- Nie, ten jest nowy, dostałam od Teodora.

- Teo, ten wasz prawnik?

- Tak.

- Pokaż – zaparzyła się na wisiorek. – Łoł, klasa. Musi Cię bardzo lubić – puściła do mnie oczko. – Zaczerwieniłam się jak nastolatka.

- Ty chodź jeszcze do mnie. Co to za perfumy? Na pewno nie damskie. Chodź niuchnę sobie.

Podeszła do mnie i zatopiła nos w okolice mojej szyi. Zaciągnęła się mocniej.

- Pachniesz jak…. A co tu masz? – Dotknęła mojego obojczyka. – Malinkę.

- Co???? – Poleciałam do łazienki przed lustro. Anka oczywiście za mną. – A to fiut!!! – Powiedziałam trochę zbyt głośno. Anka spojrzała się na mnie z rozbawieniem i złością.

- Ty ździro. Ja tu opowiadam o jakiś duperszwancach a Ty trzymasz w tajemnicy taką nowinę. Mów natychmiast z kim, gdzie i kiedy?

- A sernik?

- Pierdole ten sernik! Jutro kupie go w piekarni! Mów!

- Teo, dziś, jakąś godzinę temu, u mnie w biurze, na biurku.

Dostała udaru, wylewu czy innego gówna. Stała z otwartą gębą, szeroko otwartymi oczami i nic nie mówiła. A to już jest naprawdę dziwne. Złapałam ją za ramiona i potrzęsłam.

- Anka, jeśli Cię popsułam to dzwonie po Artura, żeby Cię zabierał.

Uderzyła mnie w ramie.

- Jakie kurwa zabierał! Masz mi wszystko opowiedzieć i to ze szczegółami, wszystkimi. Rozmiar też i nie udawaj głupiej, że nie wiesz o co chodzi.

- Dobra, już dobra, tylko przynieś mi telefon. Muszę zadzwonić.

Poleciała do kuchni i wróciła w tempie błyskawicy. Spojrzałam się na nią.

- Och – nawet chwili prywatności człowiek nie ma.

Złapałam za rękę, zaprowadziłam do kuchni, rozbiłam jajka oddzielając żółtka od białek. Włączyłam robota na średnie obroty, wsypałam do żółtek cukier i wręczyłam przyjaciółce w ręce razem z łyżką.

- Masz ucieraj aż powstanie kogel-mogel i pilnuj białek by się ubiły na sztywną pianę. Idę zadzwonić.

 

Stanęłam w łazience przed lustrem i jeszcze raz spojrzałam na pozostawioną malinkę. Wybrałam numer do Teodora. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Cześć, już się za mną stęskniłaś?

- Dobre sobie, zostawiłeś coś.

- Co?

- Coś na moim ciele.

- Mania sama się uderzyłaś o ten blat. Jeśli masz guza to nie jest moja wina. …

- Co? Nie! – Warknęłam - Malinkę idioto! Zrobiłeś mi malinkę!

- Co? Niemożliwe. Ja? Nie.

- A co to kurka jest? – wysłałam mu zdjęcie mojej szyi.

- Poczekaj. Faktycznie może być moja.

- Może być twoja? To ją sobie zabieraj. Jak ja się jutro pokaże w sukience?

- Na pewno będziesz wyglądać fantastycznie.

Warknęłam do słuchawki. A co tam, też chce mieć trochę radochy z tej rozmowy. W końcu nie byłam dłużna. W momencie największego uniesienia też nie panowałam do końca nad odruchami.

- Kąpałeś się? – Zapytałam.

- Jeszcze nie, a co?

- Też Ci coś zostawiłam na pamiątkę … Szach Mat. – Usłyszałam, jak zrywa się z kanapy i dość szybko idzie do łazienki. Nie mówił tego bezpośrednio do słuchawki.

"Osz kurwa! Ale jak?! Rany boskie aż tu!" – Podniósł aparat do ucha. – Będziesz mnie leczyć – stwierdził, nie zapytał. – Przyjedziesz do mnie po świętach i będziesz to leczyć.

- A zabierzesz malinkę?

- To dwie różne spawy, ona jutro praktycznie zniknie a te zadrapania nie.

- A zamierzałeś komuś innemu pokazywać plecy?

- Nie, ale..., tak się nie robi.

- No właśnie. Tak się nie robi. Miłej kąpieli. Proponuje zimniejszą wodę. PAAA.

 

Wróciłam do wciąż kręcącej kogel-mogel Anki. Uśmiechnęłam się, zajrzałam do miski i powiedziałam.

- Kucharką to Ty nie zostaniesz. Oddaj fartucha i słuchaj.

Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, tak jak prosiła.

 

TEO

To wredota jedna, tak mnie podrapać. Fakt zrobiłem jej malinę, o której istnieniu nie widziałem. Ale żeby tak mnie oznaczyć. Uśmiechnąłem się do siebie oglądają po raz kolejny swoje plecy. Dowodzi to tylko jednego. Obojgu nam było baaaaaardzo dobrze, ba nawet wspaniale, skoro pozostawiliśmy na swoich ciałach oznaki bytności drugiego człowieka. Zacząłem zastanawiać się, kiedy mogłem dać się tak ponieść doznaniom. Już dawno nie robiłem malinek. W tym całym szale namiętności, gdy dopadłem się ustami do jej szyi. To był jedyny moment, w którym miałem możliwość pozostawić swój ślad na kobiecie. Ale kiedy ta kocica mnie tak podrapała. Przypomniałem sobie każdy ruch jej dłoni. Przez ciało przebiegł mnie dreszcz podniecenia. Gdy wsadziła mi dłoń w bokserki. Przeciągnęła dłonią po moich plecach przyciągając mnie bliżej a potem postukała palcami w kark. A to mała rozpustnica. Nie podaruje jej tego. Z drugiej strony świetne zagranie i bezbłędne zasygnalizowanie czego ode mnie oczekuje. Dzięki temu doskonale odczytywaliśmy swoje intencje i mogliśmy korzystać z przyjemności równomiernie. Byliśmy zjednoczeni nie tylko ciałami, ale i umysłami. To było prawdziwe zbliżenie. Każde z nas pragnęło tego samego. Spełnienia. I oboje dążyliśmy i troszczyliśmy się o to by druga osoba też je osiągnęła. Pełna symbioza.

Spojrzałem na prysznic. No cóż jak mus to mus. Z delikatnym bólem wykąpałem się i położyłem spać. Jutro naprawdę czeka mnie długa podróż i ciężki wieczór. Mam nadzieje, że ślady na plecach ponownie przypomną chwile błogiego spełnienia.

Następne częściZOŁZA XI ZOŁZA XII ZOŁZA XIII

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania