Poprzednie częściZOŁZA

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

ZOŁZA XII

TEO

Nie chciałem wypuszczać jej z objęć. Doprowadziła mnie do pełnej ekstazy. Gdyby to ode mnie zależało zamknąłbym ją w mieszkaniu przed całym światem. W jej objęciach i ciele czułem się całkowicie spokojny, doceniony, bezpieczny i cholernie szczęśliwy. Nie oceniała, nie wymagała wymyślnych póz i niemożliwych do zrealizowania oczekiwań. Mogłem być sobą. Czytać z jej twarzy jak z podręcznika erotycznego, co jej się podobało a co nie. Była w 100% naturalna. Usiadła na skraju łóżka i przekręciła głową by rozluźnić mięśnie. Gdy podnosiła się z posłania przyjrzałem się dokładniej kolejnym tatuażom zdobiącym jej ciało. Na prawym boku był wilk o dwóch twarzach. Jedna połowa była ostoją spokoju. Przedstawiała naturalne oblicze zwierzaka, który przyglądał się otoczeniu, analizował sytuację i rozmyślał o dalszych poczynaniach. Druga zaś przedstawiała pysk pogrążony w gniewie. Pysk marszczył się i ukazywał zęby. Oblicze drugiej strony kobiety, tej porywczej, walczącej, nieustępliwej, zadziornej i cholernie niebezpiecznej. Całość pokazywała, że właścicielka rysunku zmienia się w zależności, od uczuć które przejmują nad nią kontrole. Stalowo niebieskie oczy prześwietlały otoczenie by wybadać jaką twarz przyjąć. Tą, która da szanse na zaufanie czy tą, która przegoni intruza. Drugi bok ozdabiał wytatuowany bogato grawerowany colt. Broń wyglądała jak w pełni przygotowana do użytku. Układając na niej dłoń miało się poczucie dzierżenia jej w rękach.

Ruszyła przed siebie. Chybotliwie, drobnymi kroczkami przestępując z nogi na nogę. Uda miała ciasno zaciśnięte. Boże, nigdy nie widziałem czegoś podobnego. To nie był pewny i dumny chód kobiety wychodzącej z łóżka, szczególnie z mojego łóżka. To była walka samej ze sobą. Przezwyciężanie swoich słabości, walka o należną godność. Przeciągnąłem dłonią po twarzy i opadłem na materac. Miałem mętlik w głowie. Czy te chwile uniesienia warte były tego wszystkiego?

Po kilku minutach wyszła całkiem inna. Wyprostowana jak struna weszła do pokoju. Ciało okryte było w moją koszulkę. Zebrała ubrania z podłogi i usiadła na skraju łóżka.

- Mania, może powinnaś iść z tym do lekarza.

- Byłam – odparła bezuczuciowo.

- I co powiedział?

- Że ludzkie ciało jest zagadką.

- Może inny lekarz jak na to spojrzy to….

- Mój lekarz widział wszystko.

- Ale…

- Spałam ze swoim lekarzem, już bardziej zobrazować się tego nie da.

Podciągnąłem się do niej. Ułożyłem tors za jej plecami i chciałem przyciągnąć do siebie. Zerwała się i zaciągnęła majtki a potem spodnie. Odwróciła się i zapięła je. Spojrzałem na nią.

- I…? - Dopytałem. Naprawdę chcę wiedzieć.

- Pytasz, jak było? Fantastycznie – rozłożyła ręce, składając je na piersi dopowiedziała - A potem ……. to.

- Przebadał Cię dokładnie?

Prychnęła

– Na milion sposobów. Przed, po, w trakcie. Z anatomicznym kutasem i swoim własnym.

- Czemu jesteś taka….?

- Jaka?

- Niemiła.

- Może dlatego, że po twojej łazience walają się gacie innych kobiet. To z dziś? Z wczoraj? Im też kazałeś na siebie poczekać?

Ruszyła do wyjścia zła jak osa. Zabolało. Z drugiej strony zadowolił mnie ten akt zazdrości. Zwlekałem się z łózka, przyodziałem bokserki i ruszyłem do kuchni. Kobieta energicznie pakowała dokumenty do teczek.

- Mania, to nie tak. – odetchnąłem. Wyciągnąłem do niej rękę.

Odsunęła się. Złapała jeden z dokumentów, przeleciała po nim wzrokiem. Zmarszczyła czoło.

- Odchodzisz? – Zapytała pokazując mi zadrukowany papier.

- Dostałem inną propozycję, ale…

Nie dała mi dokończyć. Cisnęła kartką w moją pierś – SUPER. – Zważyła ciężar biustonosza w ręce i dołożyła go do świstka. – A to zatrzymaj na pamiątkę, jako trofeum po mnie.

Dopadła kurtki, wsunęła buty. Co za zołza, nie mogłem pozwolić by zostawiła mnie z wyrzutami. Też chciałem mieć ostatnie słowo. Złapała za klamkę od drzwi i już miała wyjść, gdy dopowiedziałem.

- Pozdrów Leona.

Trzasnęła się dłonią w czoło.

- O kurwa, zapomniałam o nim.

 

MANIA.

Leciałam po korytarzu jak szalona grzebiąc w torebce. Wyciągnęłam kluczyki i telefon. Sprawdziłam godzinę. Spędziłam z tym fiutem półtorej godziny. Półtorej godziny zajebistego jebania. Po którym, myślałam, że poczuje się wspaniale. Ale nie, musiałam zobaczyć tą neonową bieliznę. Strzeliło mnie jak piorun w brzozę. Spaliłam się ze wstydu i poczułam jak dziwka. Tylko, że im za to płacą a ja w nagrodę za odwaloną robotę dostałam strzał prosto w twarz. Wypadłam przed budynek i otworzyłam samochód. Szarpnęłam za tylne drzwi. Na kanapie leżał zwinięty w kulkę Leon. Podniósł smutny łeb i spojrzał na mnie tymi wielkimi oczyma. Przytuliłam go.

- Przepraszam, nie myślałam, że się tyle zejdzie. Jest ok.?

Psina zaczęła się cieszyć. Obwąchała moje ubrania i kichnęła kilka razy odwracając się ode mnie.

- Tak wiem pachnę innym facetem, ale nie przejmuj się to kompletny palant. – Leon warknął pokazując zęby. – Spokojnie nic mi nie zrobił, znaczy zrobił, ale w miły, delikatny, butny, wspaniały sposób – westchnęłam.

Pies odwrócił się i zaczął ponownie pokładać się na kanapie.

– EJ! Nie obrażaj się. Ja nie wyliczam Ci czasu spędzonego z Angel.

Położył głowę na kanapie i pisnął, wydaje mi się, że z tęsknoty za suczką.

Zamknęłam drzwi i wskoczyłam na miejsce kierowcy. Teczki i torebkę położyłam na fotelu obok. Muszę o nich pamiętać. Złapałam za telefon i wybrałam numer do Anki, czas na leczenie mózgu.

- Halo. - Zaczęłam.

- Czego pytam się grzecznie. – Usłyszałam w słuchawce na powitanie. Anka miała wisielczy nastrój. Nic dziwnego spędziła święta z teściową, która oświadczyła, że pomieszka z nimi jakiś czas. Miała być pomocą i odciążyć Anie w domowych obowiązkach a okazało się, że stała się kulą u nogi. Nie dość, że była wiecznie niezadowolona to jeszcze w ogóle nie pomagała tylko skarżyła się, że jest więźniem w ich domu i czuje się jak Bożenka, która tylko sprząta, karmi, pierze i zamiata. Choć żadnej z tych rzeczy nie robiła. No chyba że karmiła zwierzory, których przecież nie mogła zostawić.

- Wracam do domu i muszę pogadać z kimś, kto mnie zrozumie albo naprostuje mi mózg.

- I tylko ja biedaku Ci zostałam?

- Reszta jest mniej pojebana.

- No to dawaj – zachęciła mnie przyjaciółka.

Odsapnęłam ciężko i wystrzeliłam informację.

- Znów przespałam się z Teodorem.

- Kurwa……- usłyszałam krzyk w słuchawce.

- Dzięki.

- Oblałam się kawą. Uprzedzaj ze walisz z grubej rury…. Ale jak to? Chciałaś coś sprawdzić, udowodnić sobie czy co?

- To był czysty przypadek, a i potwierdzam plotkę: Mer spotyka się z Antkiem, na poważnie. Wracając do tematu. Musiałam zawieść Teodorowi papiery do podpisu, bo ANTEK BYŁ ZAJĘTY!

- No i co?

- Od słowa do słowa tak wyszło.

- Mańka jakie od słowa do słowa. Szczegóły i fakty. Mam Ci pomóc a nawet nie znam kontekstu.

- Dobra, w dużym skrócie. Przywitał mnie nagi, bo brał prysznic. Mój mózg nie jest przyzwyczajony do takich widoków a szczególnie do widoku boga seksu i rozpusty w całej swojej cudnej okazałości. Serio Anka wystarczy, że ściągnie koszulkę a majtki same spadają. Pamiętasz scenę z filmu „Kocha, lubi, szanuje”, gdzie Ryan Gosling zdejmuje koszulę w domu po tym jak wyrwał Emme Stone z baru.

- NOOOO….

- Lepiej. Stara to jest pieprzony Adonis, Achilles, Herkules i reszta tej mitologicznej brygady sław w jednym. Mój mózg po tym stał się rozbełtanym jajkiem. Potem musiałam mu pomóc przytrzymać ten jebany ręcznik, bo przecież sam biedak nie mógł sobie poradzić z wykonaniem dwóch czynności na raz. Miał podpisać dokumenty i trzymać ręcznik. Nie to za dużo. Mania pomóż i Mania pomogła, a przy okazji podejrzała sobie co nieco. Tak co nieco, sprawił, że ten mój rozbełtany umysł zaczął się ścinać w jajecznicę. On coś do mnie pierdolił o jabłkach, pomarańczach, zapomnieniu. Tylko że odwrócił się i pokazał kutasa w pełnej okazałości. Rany boskie, nawet nie chcesz wiedzieć co sobie pomyślałam.

- Klęknęłaś?

- Królowe nie klękają. ... Choć nie powiem przemknęła mi ta myśl przez głowę.

- Zuch dziewczyna. – Pochwaliła mnie Anka.

- Nieważne, ważne jest to, że w tedy totalnie odcięło mnie a on wciąż coś mówił, o coś pytał a ja potakiwałam. Wiesz jak rozmowa z mężem. Tak, Tak, Oczywiście, A co mówiłeś?

- Noooo, coś o tym wiem.

- No właśnie i w tedy zapytał „Czy chcę?”. Jak babcię kocham myślałam, że on dalej o owocach więc mu odpowiedziałam, że „Nie dziękuje już jadłam” – Anka wybuchnęła śmiechem do słuchawki. Tak głośnym i niekontrolowanym, że i ja zaczęłam się z tego śmiać. Uświadomiłam sobie jaki ze mnie ptasi móżdżek.

- A potem to już tylko dziki seks. Stara, pomijam fakt, że naprawdę dłłłłuuuuugo tego nie robiłam. Ale to był chyba jeden z lepszych numerków jakie miałam w życiu. Na pewno zasługuje na miejsce w pierwszej dziesiątce.

- Nie rozumiem, dzwonisz, żeby leczyć mózg a tak naprawdę się chwalisz. Wiesz, że to nie jest fajne, oczywiście gratuluje Ci i cieszę się z Tobą z tych orgazmów, ale kurwa ja też tak chcę.

- Do tej pory wszystko było spoko. Słuchaj. W trakcie powiedział, że musi wyjechać na kilka dni i zapytał czy na niego poczekam.

- Niebezpiecznie. I co mu odpowiedziałaś?

- No, byłam o krok od orgazmu więc jedyne co wyleciało z moich ust to TAK.

- Noooo. Trochę grubo, ale słyszałyśmy inne rzeczy w niecodziennych warunkach, więc da się to jakoś odkręcić.

- No tak. To mnie aż tak nie martwi. Po wszystkim, całuski, przytulanki, mizianki. Jakimś cudem, z godnością dopełzłam do łazienki i co tam zastałam?

- Co?

- Kolekcje damskich gaci i staników w koszu na brudne ciuchy.

- A to fiut.

- Anka ja poczułam się jak głupia laska, dałam się nabrać na te duperszwance a jemu chodziło tylko o zaliczenie. Chciał mnie skreślić z listy zaliczonych imion. Albo dostawić kreskę w kalendarzu trofeum. Stara poczułam się tak kurewsko źle, że nie wyobrażasz sobie tego.

- No faktycznie chujowa sytuacja. Mógł przynajmniej schować te szmaty. Czasami lepiej żyć w niewiedzy, przynajmniej jakby okazało się, że to był wasz drugi i ostatni seks nie wkurwaiła byś się, a on nie spaliłby za sobą mostu.

- No właśnie, nie wiem co chciał tym ugrać? Ok. nie wiedział, że to ja przyjadę, umawiał się z Antkiem.

- To jeszcze gorzej. Wiesz, jak to wygląda: Stary zobacz, ile zaliczyłem w tym tygodniu.

- Właśnie.

- No i co zrobiłaś?

- Chyba najgorszą rzecz jaką mogłam.

- To znaczy?

- Wpadłam w zazdrość i urządziłam scenę. Nie za dużą, ale jednak scenę.

- Faktycznie, głupie posunięcie. Biorąc pod uwagę zdolność mężczyzn do odczytywania sugestii kobiet to przyjebałaś się bez powodu. Może weźmie Cię za niepoczytalną.

- Super, kurwa - wariatka, już lepiej naprawdę nie mogłam wypaść.

- A czemu złapał cię atak zazdrości? – Zapytała Anka. Trafne pytanie. Nie zastanawiałam się, dlaczego tak zareagowałam.

- Nie mam pojęcia, poczułam, że to nie fair. Zabolało mnie, że mógł robić to z inną kobietą w przeciągu kilku dni od naszego szybkiego numerku.

- No ale dlaczego Cię zabolało? Przecież podczas tego numerku nie zaklepałaś go na wyłączność. On też raczej nie wyznał Ci miłości i obiecał wierność. Więc czemu Cię zabolało.

- Nie wiem Anka. Nie wiem. Może przez to co powiedział w trakcie. A może zauroczyłam się. – Ni to stwierdziłam, ni to zapytałam.

- Mania ja wiem, że to głupie, ale to pierwszy facet od pięciu lat posuchy. Wiem, że jesteś na tyle inteligentna, że dojdziesz do tego wniosku sama, ale wiesz żaden kot nie pilnuje jednej dziury a już w szczególności jak jest sam, a na horyzoncie pojawiają się korzyści i więcej myszek do złapania. Wiem, że to zauroczenie, ale dziewczyno ogarnij się. Jak to zawsze babcia nam powtarzała: Tego kwiatu jest pół światu. Może to jest dobry moment do poszukania innego tulipana.

- Może i tak - sapnęłam. - Może zbyt duże nadzieje w stosunku do niego wiązałam. Zawrócił mi w głowie i znowu zaczęłam zamykać się na inne opcje. Trochę jak z Rafałem.

- Nooo. Nie chce Cię dobijać, ale on też nie potrafił utrzymać fiuta w spodniach. Różnica jest taka, że Teo to samotny zdobywca - odkrywca a Rafał miał Ciebie i dzieciaki.

- Masz racje. Nie mogę się złościć o to, że nie był do końca uczciwy, bo przecież nie jesteśmy nawet parą. Ja też mogę sypiać z kim zechcę.

- No właśnie. Może potrzebujesz odmóżdżenia albo udamy się na badanie rynku.

- Nie mogę. W weekend mam wykupionego instruktora narciarstwa.

- Że co kurwa? Ty i narty. Pojebało Cię do reszty.

- Nie mnie tylko moje dzieci. Jako prezent gwiazdkowy wykupiły rodzinny wyjazd do hotelu z SPA w górach. Ski pass był w cenie. - Anka ponownie pokładała się ze śmiechu.

- Ja oczywiście myślałam tylko i wyłącznie o SPA, ale dzieciaki chcą bym przynajmniej spróbowała. Teraz żałuje ze puszczałam je na zimowiska. Gdybym wiedziała, że tak mnie urządzą. Ach...

- Nie wierze, Mania i narty. Normalnie jak goździk do kożucha.

- Ale wiesz co jest najgorsze? – Zaczęłam sama się śmiać – Że jestem zbyt skąpa by kupić sobie kombinezon tylko na ten jeden wyjazd. Więc co zrobiłam? Odszukałam stary strój narciarski Nadii. I jest dobry tylko jeden. Zgadniesz który?

- Nie mów, że ten różowy.

- Właśnie. Więc jeśli w wiadomościach napiszą, że Różowa Pantera połamała się na nartach i musiał ją zbierać TOPR to wiedz, że to ja.

 

TEO.

Musiałem lecieć do Londynu. Musiałem. Moje sprawy są teraz najważniejsze. Teo żadna dupa nie może Ci teraz mieszać w głowie i urządzać akcji zazdrości. Nie teraz. Teraz gra jest warta świeczki. Nie tylko klienta, ale i twojej osobistej. Dokładnie za trzy dni zostanie ogłoszony wyrok w sprawie Matiasa i mojej. Mam nadzieje, że pomyślny dla nas. Nie kurwa. Ja jestem pewien, że zostaniemy uniewinnieni. Dostarczyliśmy tyle materiałów, że przełożyli ogłoszenie wyroku, bo potrzebowali więcej czasu na czynności wyjaśniające. Poszliśmy na ugodę, pomogliśmy wskazać miejsce pobytu prawdziwego przestępcy. Mamy świadka, który zgodził się zeznawać w zamian za bezpieczeństwo. Może i to wygląda tak jakbyśmy się rozjebali, ale tu chodziło o coś więcej. Matias podjął taką decyzję a nie inną. Też kierował się swoim dobrem. Na szczęście wszystkie posunięcia konsultował z szerszym gremium i uprzedzał czego ewentualnie będą szukać i jakich interesów w tym czasie nie robić. Trzymał rękę na pulsie tego zamieszania i dbał nie tylko o swoje interesy, ale całego tego angielskiego półświatka. Tak więc nie ma kurwa innej opcji jak wygrana.

I innej nie było. W tej sprawie oskarżony został oczyszczony z zarzutów, ale wciąż będą mu się bacznie przyglądać, szczególnie jeden z inspektorów Tobias McCartney. Niestety w toku postępowania Interpolu wynikły nowe okoliczności wiążące Matiasa z inną grupą przestępczą. Grupa pała się handlem żywym towarem i podobno Mat miał zlecić im dostarczenie pewnej Włoszki. W aktach które otrzymałem do zapoznania się było tylko wspomniane, iż kobieta trafiła do Anglii wbrew swojej woli. Na terenie Włoch zgłoszono zaginięcie. Nikt pewnie by się nie dowiedział o niej, gdyby nie jej brutalna śmierć. Kobieta zmarła wskutek pobicia. Jej ciało zostało zmasakrowane i porzucone. Znaleziono je w przemysłowym koszu na śmieci przynależnym do… Klubu 3Heven należącego do… Matiasa. Lokalna policja prowadziła sprawę i ją umorzyła z powodu braku wystarczających dowodów. Inspektor Tobias miał jednak inne przypuszczenia i odmroził sprawę. Nie zostały przedstawione żadne zarzuty, ale poinformowano nas, że to nie koniec batalii o przywrócenie dobrego imienia mojego klienta. Moja sprawa zakończyła się uniewinnieniem, oczyszczeniem z zarzutów, odmrożeniem środków i przywróceniem do pełnej służby adwokackiej. To najlepszy dzień w moim życiu. Tylko, że nie mam go z kim świętować. Teraz mogę zacząć układać spawy prywatne na właściwym miejscu. I dobrze wiem od czego zacznę. Jeśli tylko zgodzi się na ten układ.

 

MANIA

- Żadnych zastrzyków!!! – Zaperzyłam się.

- Pani Marianno, ma Pani pękniętą kość śródstopia i uraz kolana. Nie założę Pani gipsu ze względu na rehabilitację, którą poprowadzi Pani doktor Ida Różycka, ale musi chodzić Pani w bucie ortopedycznym i o kulach. Przy takim urazie zastrzyki są konieczne.

- Nie i koniec. Może Pan je przepisać, ale i tak nie będę ich robiła.

Doktor pokręcił głową.

- Jeszcze stabilizator kolana. Przepiszę też leki przeciwbólowe, tych proszę nie nadużywać. Brać tylko w tedy gdy naprawdę boli. Proszę się nie przemęczać, odpoczywać unosząc nogę do góry, jak najczęściej. I żadnych aktywności fizycznych. Proszę ponownie zrobić badanie krwi i umówić się do lekarza pierwszego kontaktu. Mam przypuszczenie, że jest jakaś infekcja. Może wartałoby skonsultować się z ginekologiem. Co do głowy? Wszystko jest ok. Na tomografii nic nie wyszło choć naprawdę mocno Pani nią huknęła. Na szczęście kask wykonał swoje zadanie. Niemniej jednak dolegliwości, czyli zawroty głowy, mdłości, migrenowy ból mogą występować. Powinny ustąpić w przeciągu tygodnia. Jeśli nie przejdą proszę się zgłosić. – Poinformował mnie doktor, którego słuchałam tylko w połowie. Moja głowa pękała na pół, noga napieprzała niemiłosiernie. Jedyne o czym myślałam to prochy przeciwbólowe.

- Rozumiem – odpowiedziałam chłodno.

- Wystawiam zwolnienie na cztery tygodnie. Potem konsultacja, rehabilitacja i jeśli dalej nie będzie poprawy zwolnienie. Z mojej strony to wszystko. Na pewno nie chce Pani zostać na obserwacji w szpitalu? – Zapytał ponownie.

- Dziękuję, jakoś sobie poradzę.

Pożegnaliśmy się z doktorem. Musiałam przyzwyczaić się do chodzenia o kulach. Stałam się pieprzonym pająkiem. Na szpitalnym korytarzu czekał na mnie tłum zmartwionych bliskich. Ból, urażona duma, zawstydzenie nie wywołały we mnie tyle negatywnych uczuć co spojrzenia troski, zmartwienia, litości. Musiałam naprawdę mocno utrzymywać emocje na wodzy.

- Oj mamo. – Pierwszy odezwał się Fabian. Podszedł do mnie, przytulił i wsparł pod ramieniem.

-Wszystko jest ok. – Odparłam i pozwoliłam się przytrzymać. – Jeszcze trochę pożyje, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. – Powiedziałam żartobliwie by rozluźnić atmosferę.

Chłopak przekręcił oczami, Nadia pokręciła głową niemo stwierdzając „jest nienormalna” a Marek prychnął pod nosem. To on mnie zbierał, trzymał i uspokajałbym nie zabiła nieodpowiedzialnego narciarza.

- Dobrze, że nie widziałaś tego drugiego – oznajmił żartobliwie.

Tak wiem, to było głupie z mojej strony. Po tym jak delikwent wjechał we mnie na pełnej petardzie. Moje narty wywinęły się niebezpiecznie przekręcając mi kolano. Na skutek podcięcia gruchnęłam głową o bandę a potem o śnieżną zmarzlinę. Gdyby nie kask miałabym roztrzaskaną czaszkę. W ataku złości spróbowałam się podnieść i w tedy poczułam, że moja stopa jest kontuzjowana. Lekarz uważa, że w tedy doszło do nadpęknięcia. Leżąc darłam się na oprawcę, który jedyne co potrafił powiedzieć to przepraszam. Stał nade mną i nic nie robił. Rozglądał się nerwowo, chyba szukając drogi ucieczki. Aby go otrzeźwić złapałam wypiętą nartę i walnęłam go deską, by wezwał pomoc. Pierwszy pojawił się instruktor a potem cała moja banda. Wezwano pogotowie, zawieźli mnie do szpitala. A potem to już do końca nie kontaktowałam, wszystko wydarzyło się tak szybko. Badanie, prześwietlenie, rzyganie, tomografia, rzyganie, diagnoza, kategoryczna odmowa na pozostanie w szpitalu. W końcu pojawiła się Ida, wezwała lekarza, obiecała się mną zająć i doglądać w domu. Takim sposobem wykręciłam się z rodzinnego wyjazdu na ferie.

Po powrocie do domu, której nie pamiętam. Musiałam przysnąć po tym jak emocje opadły. Nikt się nie odzywał. Ja chciałam funkcjonować normalnie, zrobić coś do jedzenia, kawę, herbatę dla przybyłych gości. Wszyscy chórem kazali mi usiąść i odpocząć. Ból w nodze i głowie był nie do zniesienia. Postanowiłam się poddać i położyć się by snem wyleczyć rany.

Po tygodniu było już ok. Przyzwyczaiłam się, a raczej zaakceptowałam stan rzeczy. Wciąż się wkurzałam, że nie mogę wszystkiego zrobić sama, ale jakoś się to wszystko toczyło. Tylko te mdłości. Nie daj Boże za szybko wstać albo podnieść głowę i już moja treść żołądkowa lądowała na podłodze. Tak na podłodze, bo zanim dokuśtykałam do toalety było już po sprawie. Takim sposobem chodziłam po domu z miską na podorędziu. Z drugiej strony mając wciąż pusty żołądek ciągle byłam głodna. A jak zasiadłam na kanapie to był mój koniec. Od nadmiaru bezczynności miałam wilczy apetyt. Jeszcze trochę a zamienię się w kulkę. Do tego wszystkiego dzieciaki ciągle kręciły się koło mnie, tak samo jak Leon. Byli zdecydowanie nadopiekuńczy. Zaczęło mnie to denerwować. A gdy dowiedziałam się, że chcą odwołać wyjazd wkurwiłam się na poważnie. Urządziłam im awanturę. Przecież nie umierałam, była tylko lekko niepełnosprawna. Zadzwoniłam do hotelu i chciałam przywrócić rezerwację, z której Nadia zdążyła już zrezygnować. Po kilku nieustępliwych rozmowach z wieloma osobami zostałam przełączona do menadżera hotelu. W prostych słowach wytłumaczyłam o co chodzi, dlaczego tak się stało i potrzebuje jego pomocy, bo już nic w tym terminie nie znajdę. On w odpowiedzi podał mi swój numer prywatny i skwitował, że dogadamy się. Takim oto sposobem moje pociechy i ich znajomi pojadą na 11 dni szusować po górskich stokach a ja odpocznę w ciszy i spokoju. Postawiłam ich przed faktem dokonanym i nie przyjmowałam odmowy. Jeśli oni nie pojadą to sama pojadę, nie wiem jak, ale pojadę. Oczywiście że mieli opory zostawić matkę w domu. Jakieś żale spowodowane wyjazdem tydzień później w czwartek a nie jak planowali w sobotę, ale na tyle dobrze znam moje dzieci by wiedzieć, że chcą skorzystać z propozycji. Kto by nie chciał. 10 osobowy domek o wysokim standardzie z widokiem na góry, na sąsiadującej posesji knajpa z góralskim żarciem, niedaleko stok, do którego krąży busik, i praktycznie wszystko za kasę rodzica. No kurczę. Tylko brać. Poza tym najgorsze już miałam za sobą. Cały tydzień leżałam jak kłoda na łóżku i miałam wszystko donoszone. Jeszcze trochę a dostanę odleżyn. Musiałam ich wypchnąć z domu. Aby nie zwariować urządziłam małe zdalne centrum dowodzenia na kanapie. Skontaktowałam się z Karoliną i kazałam jej poinformować wszystkich zainteresowanych, że jestem dostępna. Takim sposobem pomagałam w pracy, tak 100% pracoholik. Odzew nie był tak spektakularny jak zakładałam. Chyba Antek maczał w tym palce.

 

TEO.

Leczyłem kaca po wczorajszej imprezie z Matiasem. Facet od ponad tygodnia świętował swój nowy status obywatelski. Czułem jak mój organizm się wyniszcza. Musiałem od niego odpocząć. Ale zostawienie tego towarzystwa wcale nie okazało się takie łatwe. Popijałem swoje ulubione espresso, gdy zadzwonił do mnie Antek.

- Cześć stary, co tam? - Powitałem go zachrypnięty.

- Cześć, bardzo jesteś zajęty? Kiedy wracasz? – Bez ogródek zapytał zdenerwowany.

- No nie wiem. Mam jeszcze drobnice do załatwienia, ale jeśli potrzebujesz pomocy prawnej to dzwoń do Konstantego przyśle kogoś do was w zastępstwie.

- No właśnie nie chce nikogo w zastępstwie. Potrzebuje kogoś kto zna nasz tryb pracy. A tak naprawdę sposób pracy Mani. – Na samo wspomnienie o kobiecie przeszły mnie ciarki niepokoju. – Wiesz, kogoś kto utrzyma towarzystwo w ryzach i ogarnie bieżące tematy. W większości spaw Karolina świetnie sobie daje radę, ale widać po niej, że czasami potrzebuje potwierdzenia swoich zamiarów. Nie chce jej podcinać skrzydeł, ale też nie chcę by wydzwaniała do Mani. Ona musi teraz zająć się sobą.

- A co się stało, że jej nie ma? – Zapytałem starając utrzymać obojętny ton rozmowy.

- Miała wypadek i…

- Jaki kurwa wypadek? - Przerwałem mu zdanie, odstawiłem filiżankę i coraz bardziej nerwowy zacząłem dopytywać. - Co jej jest? - Kurwa nawet nie można na moment zostawić jej samej, bo od razu pakuje się w kłopoty.

- Spokojnie. Nic poważnego. Ida mówi, że pękła jej stopa, czy coś w tym stylu, ma skręcone kolano i delikatny wstrząs mózgu. Jednym słowem jest uziemiona. Odmówiła hospitalizacji, w tym tygodniu pozbywa się dzieciaków z domu i najwyraźniej zaczyna się nudzić, bo wydzwania do firmy i konspiracyjnie ogarnia swoje sprawy, a miała odpoczywać.

Zacisnąłem pięści i ruszyłam do sypialni. Co za kobieta? To ja jej zrobię wstrząs mózgu. Może w końcu wpadnie w odpowiednie tory. Jak można odmówić pozostania w szpitalu przy tylu urazach. Skoro lekarz mówi, że ma zostać to choć raz w życiu mogłaby posłuchać kogoś mądrzejszego od siebie. Zacząłem pakować walizkę.

- Jutro będę - warknąłem do słuchawki.

- Super. Dzięki stary, Kamila przygotuje umowę zlecenie.

 

Wpadłem do firmy przyjaciela. Faktycznie, panował w niej dziwny niepokój, takie zaćmienie. Ludzie albo pędzili po korytarzach albo kręcili się bez celu. Karolina tonęła w papierach. Ciągle gadała przez telefon albo tłumaczyła petentom, że Mania jest niedostępna albo odwoływała spotkania. Antek wyglądał jak wystraszony kurczak pozostawiony sam na wybiegu. Patrzyłem na to przerażony. Czy naprawdę tylko ona trzymała to towarzystwo w ryzach? Z pokoju wynurzył się Jan rozmawiając przez telefon.

- To nie jest potrzebne. Oni sobie naprawdę świetnie dają radę. … Ty masz odpoczywać a nie … Marysiu daj im dorosnąć… No dobrze.

Skierował spojrzenie na zebranych. Nie wiadomo skąd pojawił się tłum ludzi.

– Dobra czas na przemówienie. - Przełączył rozmowę na głośnik.

- No hej! – Z aparatu wydobył się głos Mani. – Dziś może być ciężko. Agata ogarnij Antka, ma trzy spotkania na mieście. Powiedz chłopakom z projektów by dostarczyli najważniejsze informację i byli przygotowani jako Support. Może się okazać, że będą musieli jechać z szefem wiec sprawdź, jak wyglądają. Karolino przygotuj papiery do podpisu, zadzwoń do kancelarii i poproś o kontakt, do prawnika który będzie nas obsługiwał. Prześlij mu niezbędne dokumenty. Każdy musi mieć aprobatę. Karol, jest Karol?

- Obecny.

- Dobrze, Agata przekaże ci dokumenty do biura patentowego. Proszę przeczytaj je jeszcze raz czy wszystko się zgada i wyślij kierowcę albo jedź sam by je złożyć. Ogarnij chłopaków, bo zbliżają się dedline. Jan?

- Obecny.

- Proszę Cię puść te przelewy które zaakceptowałam. Karol musi mieć potwierdzenia.

- Dobrze, czy to wszystko? - Zapytał Jan przekręcając oczami.

- Nie, jeszcze...

Nie wytrzymałem. Podszedłem i rozłączyłem rozmowę. Co to kurwa jest? Teleporady.

- Resztę ogarniemy sami. - Powiedziałem pewnie odwracając się do towarzystwa. - Wiecie, jak ma wyglądać dzisiejszy dzień? – Spojrzałem po wszystkich nietęgich minach. - To do roboty! Ona ma odpoczywać, dochodzić do siebie. Pokażmy jej, że może nam zaufać i być z nas dumna. Karolu, zablokuj jej skrzynki mailowe, niech wszystkie wiadomości trafiają do mnie. To samo z telefonem służbowym, przekierowanie do mnie lub do dziewczyn na recepcje. Karola zawołaj tą dziewczynkę z dołu. Powiem jej co i jak. – Kobieta pokiwała głową. – Antek? – odwróciłem się do szefa – Panie Prezesie potrzebuje Pan wsparcia na spotkania? – Zapytałem z przekorą.

– Nie, poradzę sobie - w końcu się odezwał. - Agato poproś programistów do mnie urządzimy szybkie spotkanie podsumowujące oferty.

Brawo chłopie, odzyskujesz jaja. Wyraziłem aprobatę w myślach.

- No to do łopaty, a w razie problemów do mnie. Jasne? – Zarządziłem.

 

MANIA

Kto śmiał mnie rozłączyć w połowie przygotowanego przemówienia? Warknęłam i ponownie wybrałam numer Jana. Poczta głosowa. Odbieraj, nie mam nastroju na twoje chimery. Wybrałam numer do Karoli. Jest odebrała

- Halo, chyba mnie zerwało.

- Witaj słońce – usłyszałam po drugiej stronie dobrze mi znany baryton. – Masz odpoczywać.

- Odpoczywam, włącz na głośnik jeszcze nie skończyłam.

- Już skończyłaś, wszyscy rozeszli się do swoich zajęć. Daj im pracować.

- Ale….

- Żadne, ale skarbie. Teraz ja tu żądze, a ty masz zadbać o siebie.

Warknęłam przeciągle. Ale mnie wkurza ten arogancki dupek.

- Daj mi Karole.

- Karola jest zajęta nie może gadać. Odpoczywaj kwiatuszku. Do zobaczenia – i się rozłączył.

Cisnęłam telefonem o chorą nogę. Kurwa, zabolało. Co za kretyn, nie może mnie tak traktować. Nie jestem dzieckiem. Sięgnęłam do miski by zjeść kolejną marchewkę. Moja ręka wpadła w pustkę naczynia. Żarcie mi się skończyło. Niech to szlag i chce mi się siku. Muszę się podnieść. Teraz to się wkurzyłam.

Po ogarnięciu najważniejszych potrzeb ludzkiego ciała, które zajęły mi stanowczo za dużo czasu. Zmęczona ponownie ległam na kanapie. Całe szczęście, że kanapa ma funkcję relaksu. Rozłożyłam podnóżek, podłożyłam poduszkę by chora noga była jeszcze wyżej, obstawiłam się miskami wypełnionymi pokrojonym w słupki ogórkiem, krakersami, kolejnymi talarkami marchewki, uzupełnioną karafką z wodą. Ułożyłam się wygodnie kładąc komputer na udach i powróciłam do pisania maili. Dziwne, nikt mi nie odpisuje. Dojrzałam czerwoną kropkę przy moim zdjęciu w poczcie. Odczytałam maila od Karoliny informującego o tym, że jestem niedostępna a wszystkie moje obowiązki i wyzwania przejmuje Teodor. Że co? Nie dam się zablokować. Złapałam za telefon i zaczęłam wydzwaniać. Jest sygnał, ale nikt nie odbiera. Nosz kurwa. Nawet popracować nie dadzą. To moja sprawa jak wykorzystuje zwolnienie. Nie mają prawa. Złapałam prywatny telefon i zadzwoniłam na swój numer służbowy. Aparat spoczywający pod ręką nie wydał z siebie żadnego dźwięku choć sygnał połączenia był głośny i wyraźny. W pewnym momencie odezwała się Sylwia, studentka pracująca na recepcji. Przywitała mnie radośnie i poinformowała, że niestety, ale nie może mnie nigdzie przełączyć, ponieważ takie jest zarządzenie Pana Teodora. Nie no tego było za wiele. Wygramoliłam się z pieleszy i zadzwoniłam do Marka.

- Gdzie jesteś? - Warknęłam.

- A co potrzebujesz śliczna?

- Muszę dostać się do firmy. Zawieziesz mnie?

- Zawieźć Cię mogę, a ile Ci się tam zejdzie? Bo wiesz jadę z Lubą na zakupy. Jutro po twojej wizycie u lekarza chcemy skoczyć do Zamościa w odwiedziny do jej rodziny.

No tak jeszcze wizyta u Grześka. Lekarz miał rację miałam infekcję, tylko że intymną. Ratowałam się ogólnodostępnymi środkami, ale to tylko prewencyjne działanie. Potrzebowałam antybiotyku. Grzesiek nie chciał słyszeć o teleporadzie. Musiał sam zobaczyć jakich szkód dokonałam u jego ślicznotki. Jeszcze bardziej wkurzyłam się na Teodora. Nie dość, że chce mi odebrać tron to jeszcze zaraził mnie jakimś paskudztwem. Nieodpowiedzialny ruchacz pospolity.

- Pasuje. Wrócę Uberem. A co do jutra, mną się nie przejmujcie. Dam sobie radę.

- Mania nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Powinnaś odpoczywać a ty za wszelką cenę….

- Nie chce tego słuchać. Nie było sprawy. Już zamawiam Ubera.

Drzwi trzasnęły.

- Jest sprawa i mi się to nie podoba. Nie chcę się z Tobą kłócić uparciuchu, bo wiem, że i tak zrobisz co sobie ubzdurałaś w tym chorym mózgu. Wole mieć na Ciebie oko.

- Mój mózg nie jest chory – powiedziałam zwlekając się z kanapy. – I tak zaraz Fabian przyjedzie się pożegnać i ostatni raz dać mi 10 przykazań. A wiesz jak nie lubię pożegnań. Poza tym mam parę dokumentów do podpisania a świeże powietrze na pewno mi nie zaszkodzi.

- Wzięłaś leki?

- Tak

- A zastrzyk?

Nie odpowiedziałam. Przeraźliwie boję się zastrzyków i mój przyjaciel dobrze wiedział, że sama sobie ich nie zrobię. Od początku wszyscy się ze mną szarpali by podać mi lek przeciwzakrzepowy. Na przemian Fabian mnie ciasno trzymał a Marek robił zastrzyk. Często brali mnie z zaskoczenia bym nie miała, jak się bronić. Mężczyzna pokręcił głową, podszedł do pudełka wyciągnął strzykawkę i schował ją do wewnętrznej kieszeni kurtki. Tak. Tam będzie bezpieczna i zapomniana.

Pokuśtykałam do łazienki i zaczęłam się ogarniać. Marek musiał mi pomóc wpakować się pod prysznic. No cóż to nie pierwszy raz, gdy widzi mnie nago, więc wykorzystam go ponownie. Mam nadzieje tylko że Luba nie będzie robiła wyrzutów z tego powodu. Nie chciałabym by przeze mnie się rozstali. Uczucie pomiędzy tym dwojgiem rozwinęło się w odpowiednim momencie. Na początku Luba, a tak naprawdę Lubomira, miała tylko ogarnąć dom Marka na święta. Wiem, że było tam sporo roboty a Marek nie należał do tych którzy zostawiają gości samych w domu. Tak po spędzeniu z nią trzech dni i pomaganiu w porządkach odważył się i umówił z nią na randkę. Świąteczna romantyczna atmosfera sprawiła, że spędzili razem święta. Oczywiście byłam pierwszą osobą, którą kobieta poznała. Wyjaśniłam jej wszystko jaki jest nasz stosunek do siebie i kobieta choć niechętnie oznajmiła, że spróbuje z tym żyć. Na sylwestrze, "troszeczkę" się spiłyśmy, a biedny Marek musiał ogarnąć nas dwie. Może miał sporo roboty, ale był przeszczęśliwy obracając dwie kobiety, które nie szczędziły mu uczuć. Ja odważnych, ale czysto przyjacielskich a Luba nieśmiałych, kokieteryjnych, ale czysto erotycznych. Ona za to była pierwszą osobą, która ustawiła towarzystwo by przestało się nade mną litować i dało żyć po wypadku. To ona im uświadomiła, że to tylko pęknięta stopa a nie rak czy inne gówno.

Po godzinie przygotowań byłam gotowa do drogi. Ubrana w ciepłą luźną sukienkę typu koc na nogi zaciągnęłam czarne grube leginsy. Na stopę pod but ortopedyczny dodatkowo zaciągnęłam grubą podkolanówkę by uchronić stopę przed zimnem. Założyłam kozak na płaskiej podeszwie i zimową kurtkę. Zostawiłam obrażonego Leona i pokuśtykałam do samochodu. Powitała mnie rozweselona Luba.

 

Całe pół godziny drogi trajkotałyśmy o różnych sprawach. Marek pomógł mi się wygrzebać i zaprowadził do budynku. Zrobiłam niemałe wrażenie. Każdy chciał mnie przywitać i dopytać się o zdrowie. Weszłam do sekretariatu. Karolina powitała mnie bardzo czule. Poinformował, że kończy przygotowywać dokumenty i zaraz mi je przyniesie. Podziękowała też, że zawsze może na mnie liczyć. Weszłam do gabinetu, rzuciłam kule na biurko i zaczęłam się rozpłaszczać. Mark mi pomógł odwiesił kurtkę na wieszak. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak stoi wyprostowany i pewny swojej decyzji. Prawą ręką sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki.

- Nawet kurwa o tym nie myśl! – krzyknęłam.

- Mania to tylko zastrzyk, jeśli będziesz grzeczna….

- Nie ma takiej opcji! Nie dotkniesz mnie!

- Dostaniesz cukierka – uśmiechnął się zadziornie. Zaczął podchodzić wsadzając strzykawkę między zęby.

- Nie zbliżaj się! – Złapał mnie za rękę i wykręcił ją, jak zatrzymujący przestępcę policjant, rzucił ciało na biurko. Uderzyłam klatką piersiową o blat. Docisnął jedną ręką a drugą zadarł sukienkę i opuścił leginsy ukazując światu mój nagi pośladek.

- Marek! Proszę! NIE! NIE CHCE!!! – Krzyknęłam roztrzęsionym prawie płaczliwym głosem.

 

TEO

Rozmawiałem z Antkiem przekazując mu ostatnie wskazówki co do prowadzenia negocjacji, głównie o tym na jakie ustępstwa może pozwolić a czego kategorycznie odmawiać. Weszliśmy do sekretariatu, usłyszeliśmy krzyki dochodzące z pokoju Marysi. Karolina stała osłupiała, wpatrując się w zamknięte drzwi i przygryzała paznokieć.

- Co tam się dzieje?

- Przyjechała Marysia. Przywiózł ją Marek a teraz.... – wskazała dłonią na drzwi.

Zacisnąłem pięści i ruszyłem na drzwi. Otworzyłem je zamaszyście i ujrzałem rozłożoną na blacie biurka, naszego biurka, kobietę uwięzioną przez łysego mężczyznę. Stałem osłupiały, wkurwiony, tylko ja mogę ją tak trzymać. Za moimi plecami dosłyszałem syk Karoliny i warkot Antka. Facet szybkim ruchem zadarł jej sukienkę, zsunął materiał z tyłka. Marysia krzyczała w agonii przerażenia. On nic sobie nie robiąc z jej wrzasków i chaotycznych ruchów przybliżających do uwolnienia, docisnął mocniej do biurka, trzasnął dłonią w pośladek zostawiając czerwony ślad na skórze. Złapał strzykawkę, pewnie wbił w pośladek i nacisnął tłok.

- Co tu się kurwa dzieje? - Ryknąłem. Chciałem urwać łeb temu frajerowi. On tylko wyciągnął rękę w moją stronę dzierżąc pustą strzykawkę.

- Spokojnie. Już po sprawie. – Puścił kobietę, która szybko zebrała się do kupy, poprawiła i strzeliła go w klatkę piersiową. Mężczyzna stracił na chwilę oddech i dosunął się przesunięty potężnym ciosem. Brawo mała.

- Jesteś pojebany! – Warknęła w kierunku nieprzyjaciela.

- Lubisz to, prawda? – Uśmiechnął się do niej i puścił oko.

Kobieta zacisnęła zęby, pobladła. Marek nerwowo zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Dopadł do szafki i ściągnął wazon, który poprzednio Marysia zbezcześciła. Podleciał do dziewczyny i przystawił do twarzy. Treść żołądkowa wypełniła naczynie. Przez naszą osłupiałą dwójkę przepchnęła się Karolina. Złapała za chusteczki i butelkę wody z stolika kawowego. Pomogła Marysi ogarnąć się po wszystkim.

- Dzięki – powiedziała Mania słabym głosem. Karola zabrała naczynie wstydu wychodząc z pokoju.

– Muszę to opisać. Gdzie masz kartkę? – Zapytał łysy mężczyzna.

- W biurku – odpowiedziała mu już spokojna. – I daj cukierka.

- Czy ja wam przeszkadzam? – Odezwałem się wciąż ciut za głośno nie rozumiejąc co się przed chwilą stało.

Kobieta spojrzała na mnie marszcząc brwi. Za to mężczyzna za biurka miał jeszcze coś do powiedzenia.

- Nie. Ona po prostu boi się zastrzyków. Nie ma innego sposobu niż użycie siły, którą lubi - uśmiechnął się do niej zadziornie.

- Boli mnie – powiedziała Marysia masując pośladek.

- To usiądź, zaraz ból się rozejdzie. – Podpowiedział mężczyzna.

- Podaj kule. – Marek złapał nowe gadżety kobiety i podał jej. Dopiero teraz zauważyłem jej podkurczoną prawą nogę odzianą w but ortopedyczny i masywny stabilizator. Jezus, Maria jak to się stało? Zacisnąłem szczękę w złości. Chciałem poznać wszystkie szczegóły znaleźć gnoja, który jej to zrobił i odpłacić tym co nadobne. Marysia niezgrabnie kuśtykając przepędziła Marka uderzając metalem w jego nogi i tyłek.

– Sio potworze! – Ciężko usiadła na fotelu i odetchnęła. Facet podszedł do niej i pocałował w czubek głowy.

- Następnym razem będę delikatniejszy.

- Gówno prawda – odparła mu Marysia, mężczyzna tak jakby wyłączył się i zaczął coś gryzmolić na kartce. Usiadł na kanapie i wyłączył się z rozmowy.

Postanowiłem zacząć swoją tyradę.

- Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz? – Zapytałem kobietę. Stając pewnie przed biurkiem chowając ręce do kieszeni.

- Przyjechałam z towarzyską wizytą. Strasznie mi się nudziło w domu po tym jak ktoś zablokował mi dostępy. – Wyrzuciła z siebie z wrogością, spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem. Do rozmowy dołączył Antek

- Marysiu to wszystko dla twojego dobra. Masz odpoczywać a nie zdalnie rządzić. – Brawo chłopie oby tak dalej. Wyżyje się na Tobie a ze mną porozmawia już normalnie. O dziwo nic się nie odezwała, zapatrzyła się na piszącego z pasją faceta.

- Marek! – Żadnej reakcji – Marek! – Antek nie wytrzymał i klepnął mężczyznę w ramię. Ten spojrzał na niego zdezorientowany, wstał i uścisnął mu dłoń.

- Cześć, cześć – spojrzał na mnie i wyciągnął dłoń do powitania – My się nie znamy Marek.

- Teodor – odpowiedziałem zmieszany.

Marysia pokręciła głową z bezsilności.

- Ale Ty jesteś nie ogar. Rany boskie. Nabazgrałeś już wszystko. Luba czeka.

- A tak, Luba. Już idę i tak tego nie odczytam. Nagram się na telefon. To dasz sobie radę? Tak? Super. To pa. W razie czego dzwoń – wyrzucił z siebie i wyszedł z pokoju. Co za gość. Spojrzałem przerażony na Marysie. Kobieta złapała się za głowę i pełna bezradności zapytała samą siebie?

- Z kim ja się zadaję?

Parsknęliśmy śmiechem wszyscy troje.

- I Ty się mnie pytasz co ja tu robię. Uciekam przed tym…. Tymi…. Przed światem.

W progu stanęła Karolina z stertą papierów do podpisania i umytym wazonem. Marysia chciała przysunąć się bliżej do biurka i uraziła chorą nogę. Syknęła przeciągle, na jej twarzy pojawił się potężny grymas bólu. Ruszyłem w jej kierunku, klęknąłem i złapałem za nogę.

- Nie zmieścisz się tu.

Warknęła.

- To chodźmy do mnie. Położysz się na kanapie. Karolina zrobi nam kawę – zaproponował Antek. Mania pokiwała tylko głową, dźwignęła ciało do góry wspomagając się rękoma. Pokręciłem głową widząc te wysiłki. Podałem Antkowi kule i złapałem kobietę jak dziecko, sadzając na przedramieniu. Lekka jak mała dziewczynka, jednak dobrze zrobiło mi to wyciskanie ciężarów. Ruszyłem do gabinetu przyjaciela. Bez skrupułów przemaszerowałem przez sekretariat trzymając ją blisko ciała. A niech się patrzą. Delikatnie posadziłem na kanapie. Marysia od razu ułożyła nogę wygodniej podkładając pod nią dwie poduszki.

- Znacznie lepiej – stwierdziła zadowolona. – Dziękuje czcigodny rycerzu, możesz odejść – zażartowała.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

– A i oddaj mi moje berło – dodała marszcząc brwi.

Ja też potrafię żartować.

– Jak wasza wysokość wróci do zdrowia. – Stanąłem pewniej, już miała coś powiedzieć, gdy dodałem. – Miała królewna berło na wyciągnięcie ręki a wolała zrobić awanturę o gacie. Teraz trzeba sobie zasłużyć.

Szeroko otworzyła usta. Szach mat mała. Usiadłem na fotelu i założyłem arogancko nogę na nogę. Spojrzałem jej rozbawiony prosto w oczy. Zamknęła usta i uśmiechnęła się szyderczo.

Już sobie coś dopowiedziała. O ty wredna, mała…. Nie dokończyłem myśli, bo Antek wszedł do pokoju niosąc wszystkie rzeczy kobiety. Za nim szła Karolina z teczkami pod pachą i tacą gorących napoi i ciastek.

- Proszę – podała wszystko na stolik.

- Wiesz, że jesteś najlepsza? – zapytała i jednocześnie stwierdziła komplementem leżąca na kanapie kobieta.

- Wiem. – Karolina uśmiechnęła się i wyszła z gabinetu.

Marysia spojrzała na Antka.

– I Ty się pytasz po co przyjechałam? – Prychnęła.

- No dobrze, już dobrze. Też się cieszę, że jesteś. A jak się czujesz? – zapytał przyjaciel.

- Ciężko powiedzieć.

- To znaczy?

- Jestem zmęczona, ale chce wszystko robić sama. Boli mnie noga i głowa. Mam wahania nastroju. Raz chce by ktoś się mną zajął i nawet poprzytulał, pogadał, pobył a potem wkurwiam się, że mi przeszkadza, kręci się i jest nadopiekuńczy. W żołądku wciąż mnie coś kręci. Rano i wieczorem rzygam jak kot po mleku. I najgorsze. Ciągle jem – sięgnęła po dwa ciastka – jestem jak śmieciarka.

Zauważyłem, że Antek zamyślił się nad tym co mówi kobieta. Zmarszczył czoło i przejechał ręką po brodzie.

- Zachowuje się jakbym była…

- W ciąży – dokończyli oboje zdanie.

Spojrzeliśmy po sobie z przyjacielem. Szybko wrócił wzrokiem do Mani, która kończyła trzecie ciastko. Zapadła głucha cisza a ja zacząłem liczyć, kiedy się bzykaliśmy. Według mojego rachunku trzy tygodnie temu. Nie to niemożliwe. Jakim cudem? Fakt nie było czasu na zabezpieczenie, ale przecież moje leniwce nie są w stanie, a może? Gdyby? A jeśli jest, to czy chciałbym? A może nie zemną i chce to wykorzystać? Nie chce znowu przechodzić tego koszmaru. Otrząsnąłem złe myśli od siebie. Nie to niemożliwe. Jeszcze raz upewniłem się co do opinii lekarzy. Antek też wydawał się niespokojny, popijał kawę ze zmarszczonym czołem. W końcu zadał nurtujące nas pytanie.

- A jesteś?

Marysia prawie udławiła się kolejnym ciastkiem.

- Pojebało Cię. Ta piekarnia od dawna jest nieczynna – poklepała się po brzuchu. – Piece wygaszone, chleba nie będzie. – Warknęła do Antka. - Nie ma szans. Za dobrze jestem zabezpieczona.

Odetchnąłem z ulgą. Nie wiem, dlaczego? Przecież byłem przekonany o tym, ale jednak.

- Jak? – Dopytał Antek.

- Jeśli musisz wiedzieć to mam spirale.

- Ale jakiś % kobiet zachodzi w ciążę nawet stosując taką antykoncepcje.

- Antek ja wiem, że jestem wiatropylna i dlatego od lat stosuje taką metodę a nie inną. Gdybym nie wsadziła jej po urodzeniu Fabiana miałabym pewnie drużynę piłkarską w domu.

- Ale….

- Skończ już ten temat dobrze. To na pewno nie ciąża. Jutro mam wizytę u lekarza. Zbada mnie i znajdzie przyczynę mdłości. Właśnie, mówią o przyczynach powstawania dzieci. Podaj mi torebkę - zażądała.

Kumpel podał jej rzecz, wyjęła portfel, wyciągnęła 100 złotych i powiedziała wyciągając banknot w jego stronę.

- Przekaż Idzie i powiedz, że wygrała.

- Co? Kiedy? Z kim? – Zapytał zdecydowanie ze zbyt dużą uwagą a mnie zrobiło się gorąco.

- Nie twój zakichany interes – odpowiedziała – Po prostu wygrała i tyle.

- A skąd wiesz, że będę się z nią widział? – Zapytał rozbawiony.

- Bo też się z kimś o nią założyłam i mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz. – Spojrzała na niego dziwnym, ciekawskim wzrokiem.

Do pokoju weszła Karolina.

- Przepraszam, Panie Prezesie spóźni się Pan na spotkanie – skierowała wypowiedź do Antka.

Kolega zmielił banknot w dłoni, klasnął dłońmi w kolana i wstał chowając ręce do kieszeni.

- Już wychodzę. Wybaczcie – powiedział w naszym kierunku – obowiązki wzywają. Zostawiam was. Tylko proszę nie pozabijajcie się. Bardzo lubię moje biuro.

- Uciekaj, uciekaj. Ja podpiszę papiery i też uciekam. Muszę zamówić Ubera czy Bolta.

- Co? Nigdy w życiu. Nie będziesz jeździła z jakimś Uberem. Podstawię ci TESS.

- Antek przestań, poradzę sobie.

- Nie ma opcji. Już dzwonie do Maćka. Masz swój kluczyk?

- Jest u mnie w biurku.

- No, grzeczna dziewczynka – podszedł do niej i pocałował w czubek głowy. – Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń.

- Dobrze tato. – Antek zaczerwienił się. Szybko wyszedł z pokoju poprawiając krawat.

 

Przyglądałem się jej z zaciekawieniem. Sprawnie przekręcała kolejne dokumenty przebiegając je wzrokiem. Nie podpisywała niczego na ślepo. Jeśli jakiś dokument wzbudził jej podejrzenie to odkładała go na osobną kupkę. Pewnie do wytłumaczenia przez asystentkę. Widziałem jak kontem oka zerka na mnie.

 

MANIA.

Co za głupie myśli przychodzą tym chłopom do głowy. Ja w ciąży. Poszaleli wszyscy. Dobrze, że jutro mam wizytę u Grześka. Rozpędzi nadciągające męczące myśli jak wiatr. Najważniejsze to nie dać się im pochłonąć. Niech nie męczą mózgu. Muszę się czymś zająć. Mańka skup się na papierach które podpisujesz. Albo na przystojniaku siedzącym i patrzącym na Ciebie jak sroka w gnat.

- Co się tak patrzysz? Nie masz nic do roboty? – Zapytałam nie odrywając wzroku od dokumentu. Nie musi wiedzieć, że go w ogóle nie czytam.

- Wszystko jest ogarnięte. Zadania rozdysponowane, niech się toczy.

- Acha… a ty tak bezkarnie będziesz się opierdzielał?

- Nie, nie będę. Też mam kilka rzeczy do zrobienia, ale mogą poczekać.

- Na lepsze czasy.

Pokiwałam głową zdegustowana opieszałością jegomościa.

- Chciałabyś mieć jeszcze dzieci? – wypalił z grubej rury.

- Co? Nigdy w życiu. Wystarczą mi te dwa potwory.

- Dlaczego?

Prychnęłam.

– Nie mam już takiej cierpliwości, zasmakowałam w tym by spędzać wolny czas tak jak lubię, nie chce być ograniczana i najważniejsze jestem za stara na dzieci.

- Daj spokój. Ile masz lat?

- Dżentelmen nie zadałby tego pytania.

- Nie jestem dżentelmenem. To, ile?

- Wystarczająco dużo. Kiedyś na takie jak ja powiedzieliby kuguarzyca.

- Czyli jesteś starsza od Antka.

Spojrzałam na niego z dezaprobatą.

- Po co ci to do wiadomości?

- Do pamiętnika. Odpowiesz?

- Tak jestem starsza od Antka i ubiegając twoje kolejne pytanie od Ciebie też.

Mężczyzna zmarszczył czoło i intensywnie myślał, daje sobie rękę uciąć, że włączył kalkulator w mózgu.

- O matko, serio nie sprawdziłeś mnie w kadrach?

- Dostępu do twoich akt pilnuje twoja bratowa.

- No ale masz teczkę o mnie towarzyszu.

- Obiecałem, że jej nie otworzę, dopóki nie pójdziemy na randkę. Ja nie robię z mordy cholewy.

- Ale spaliśmy ze sobą.

- Szybki numerek to nie randka.

- Ok. Panie praworządny. Więc dam ci podpowiedź. Moja córka jest o 14 lat młodsza od Antka a ja miałam 22 lata jak ją urodziłam.

- Nic mi to nie mówi.

- Bo jesteś noga z matmy. Witaj w klubie.

Uśmiechnęliśmy się do siebie.

- Mania, naprawdę musimy pogadać.

- O tak, ale najpierw musisz iść do lekarza. Po ostatnim naszym „spotkaniu” znowu coś mi zostawiłeś. Masz niewidoczny problem, którym obdarzasz kobiety.

- O czym ty mówisz? Nie zrobiłem ci żadnej malinki tym razem. Chcę ci przypomnieć, że to ty zdzieliłaś mnie w tyłek.

- Masz chlamydie idioto.

- CO?

- TO. Pieprzysz się z niewiadomego pochodzenia laskami bez zabezpieczenia i roznosisz to paskudztwo dalej.

- Niemożliwe, zawsze...

- A ja to co? Wypadek przy pracy.

- Z Tobą nie było czasu by pomyśleć o gumce. By the way jesteś strasznie impulsywna. Wystarczy iskra a ty płoniesz cała.

- Daj spokój, wiem jaka jestem. To wszystko przez to, że wyłączyłeś mi mózg – skwitowałam.

- Może spróbuję to zrobić kolejny raz, chyba Ci się podoba taki stan. – Nachylił się z fotela i puścił do mnie oczko.

- Odejdź zarazo. Najpierw musisz wyleczyć Wacka, żeby pomyśleć o czymś więcej. – Nie dałam się nabrać na te jego tanie sztuczki.

- Znowu nie zaprzeczasz.

- I nie potwierdzam.

- A skąd w ogóle pomysł, że to ja jestem nosicielem? – Zapytał pewny swojej niewinności.

- Bo ja pięć lat żyłam jak zakonnica.

- A sylwester? Widziałem filmiki i zdjęcia. Niezła z Ciebie imprezowiczka. Nie puściły ci hamulce? – No tego to już za dużo. Co za cham. Ja w trosce o dobro innych naiwnych kobiet informuje go o intymnej dolegliwości, a on chce zwalić winę na mnie. Nie odkręcaj kota ogonem.

- Jesteś obrzydliwy. W ogóle mnie nie znasz i nie chcesz poznać. Miałam rację, traktujesz mnie jak zabawkę. Nie chce tego słuchać. Wracam do domu – czas skończyć tą zażyłość. Anka powinna zmienić profesję i iść na studia z psychologii. Miałaby w brud klientów.

Zaczęłam podnosić się z kanapy. Hardo złapałam za kule i niezgrabnie choć pewnie skakałam do wyjścia.

- To nie tak. Mania, zaczekaj. – Poderwał się z fotela i chciał mnie zatrzymać.

Nie patrząc na niego otworzyłam drzwi i zawołałam Karolinę. Koniec audiencji. Królowa właśnie poprawiła koronę i przywraca swój majestat.

- No co tam? – Zapytała asystentka.

- Źle się czuje. Przyjechał już Maciek? Jeśli nie, to proszę zamów mi podwózkę do domu.

- Ja cię odwiozę – odezwało się indywiduum za moimi plecami. Nie ma kurwa takiej opcji. Mam cię dość i znowu rzygać mi się chce.

- Jest Maciek, właśnie zaparkował pod drzwiami. Możesz już iść, zbiorę twoje rzeczy i Cię dogonię.

- Super, kluczyk od TESS jest w pierwszej szufladzie biurka. I Karola proszę zabierz też przesyłkę z ostatniej szuflady biurka.

Pewnie pokuśtykałam do wyjścia z budynku.

Nie mogłam wgramolić się do samochodu. Za jakie grzechy? Naprawdę byłam aż tak niegrzeczna?

- Poczekaj, mówiłem, że Cię odwiozę. - Teodor wyleciał z budynku z naręczem moich rzeczy, które wcisnęła mu Karolina.

- Nie potrzebuje łaski – warknęłam.

- Dość tych humorów – złapał mnie za ręce poderwał do góry, przełożył przez bark i wrzucił na tylne siedzenie czerwonej Tesli X. Nacisnął guzik zamykania uniesionych drzwi niczym w delorean-ie i wskoczył na fotel kierowcy. Włączył start i usłyszeliśmy melodyjny kobiecy głos samochodu.

- Witaj Mania, gdzie dziś jedziemy? - odwrócił się do mnie i spojrzał hardo. Przewróciłam oczami, wiedziałam że nie ma co walczyć.

- Cześć TESS, proszę zawieź mnie do domu – autonomiczne auto odpaliło silnik, wyświetliło mapę i ruszyło. Teo siedział zdumiony możliwościami auta za pół miliona.

- Czy włączyć twoją ostatnio słuchaną playlistę? – Zapytała maszyna.

- Tak, poproszę.

Z głośników poleciała dobrze mi znana piosenka Smolastego – Herbata z imbirem. O matko, nie słuchałam tego od dawna. Zapomniałam o tym utworze a był moim ulubionym jak Rafał żył. Zaraz, co to za playlista? Kiedy ja ostatnio jeździłam TESS? Zaczęłam przeszukiwać zakamarki umysłu. Olśnienie przyszło jak grom z jasnego nieba. Antek użyczył mi Tesli po śmierci Rafała jak niby się już pozbierałam, ale każdego ranka i wieczoru, a najczęściej w drodze do pracy, czyli w czasie, kiedy moje dzieci nie miały szans mnie zobaczyć, ryczałam jak bóbr i ryłam sobie banie kawałkami które opisywały naszą miłość. Chciał mieć pewność, że nie zrobię nic głupiego i bezpiecznie dojadę do i z pracy. Obecnie wszystkie utwory znajdują się w bibliotece ZAKAZANE. Choć wszystkie znałam na pamięć. Poleciał kawałek Kubańczyka – Ta noc. Zamknęłam oczy i nieświadoma zaczęłam nucić piosenkę. Wspomnienia zaczęły wracać. Na początek te dobre dzięki którym na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. Spojrzałam na wyświetlacz by zobaczyć kolejny numer. O Boże, jeśli poleci zgodnie z kolejką zaraz się rozkleję. Poleciał truck Agnieszki Chylińskiej „Drań”. Zrobiło mi się niebezpiecznie gorąco, pod powiekami zebrał się piasek drażniący oko. Stawały się coraz bardziej mokre. Potem usłyszałam „Eldorado”. Już nie nuciłam piosenki, ale ją cichutko śpiewałam. Odetchnęłam łkając. Gdy wybrzmiało „Miło cię poznać” pierwsze krople poleciały na policzki a moim ciałem strząsnął szloch. Nie dotrwałam do zwrotki. Szybkim ruchem otarłam łzy i krzyknęłam

- Muzyka STOP.

Wyciągnęłam chusteczki i wydmuchałam nos. Zapadła niezręczna cisza. Nie parzyłam do przodu, wystarczy, że czułam spojrzenie mężczyzny odbijające się w tylnym lusterku.

- Wszystko ok.? – Zapytał zachrypniętym głosem mój towarzysz, o którym zupełnie zapomniałam.

- Tak.

- Ciekawy dobór utworów.

- To moje wyciskacze łez.

- Też mam kilka, ale te są…. inne.

- Tak.

- Mania?

- Co?

- Po tym co usłyszałem, chcę cię zapewnić, że nigdy nie traktowałem Cię jak zabawki. Naprawdę jesteś …

- Jaka?

- Ciężko to opisać.

- TESS włącz „TAKA DAMA” – wysłuchaliśmy piosenki z nieśmiałymi uśmiechami na twarzy i włączyliśmy pauzę.

- Właśnie taka. Wiesz nie lubię i chyba nie umiem rozmawiać o uczuciach, ale może my też powinniśmy „olać jutro i przestać się martwić”

- Rozumiem cię, bo ja też nie jestem najlepsza w tym temacie, ale chyba nie jestem gotowa na „zaklepywanie”

- Może zanim zaczniemy „zaklepywanie” po spotykamy się trochę prywatnie by nabrać pewności, że warto.

- Nie chcę się od razu wycofywać raczkiem, ale powiedziałam ci kiedyś jaka jestem i to się nigdy nie zmieni. Nie wiem, czy jesteś, czy to ci odpowiada?

- A przypomnisz mi jaka jesteś?

- Mam chujowy charakter. Sam stwierdziłeś, że jestem bardzo impulsywna. Jestem monogamiczna, uparta, zaborcza, pyskata i choć tego nie pokazuje zazdrosna. A zdrad nie wybaczam.

- To podobna do mnie. Ja mogę powiedzieć o sobie, dodać do tej listy, arogancki maniak władzy. To ja rządzę i nie zawsze jestem delikatny.

- To się raczej nie dogadamy.

- Jakoś w łóżku daliśmy radę.

- Seks to nie wszystko. Gdy opadają emocje i znika endorfinowy haj, wchodzi do gry szara codzienność i czujesz się jak na zjeździe. Tess zapikała na znak, że jesteśmy na miejscu. Teo wyłączył silnik. Otworzyłam drzwi i zaczęłam się wygramolać. Mężczyzna pomógł mi stanąć pewniej na chodniku. Otworzyłam furtkę ruszyłam do przodu rozglądając się za Leonem. Musiał zostać zamknięty w domu. Dobrze – pomyślałam. Odwróciłam się i spojrzałam na idącego za mną mężczyznę niosącego moją torebkę. Podał mi ją a ja wygrzebałam klucze. Zaczęłam otwierać zamki.

- To co kolacja?

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Muszę to wszystko przemyśleć. Naprawdę jesteś bardzo interesujący i dobrze się z Tobą czuje nie tylko w łóżku. Mamy o czym gadać, ale ja naprawdę mam sporo za uszami i jestem starsza od Ciebie.

- I co z tego – jego ton głosu zaczął się podnosić. - Ja też ryzykuję proponując Ci randki. Nie wiem czy nie uciekniesz jak dowiesz się o mnie kilku dziwnych informacji a wiek to tylko liczba.

Spojrzałam do środka przez świetlik, drzwi od przedpokoju są zamknięte. Dobrze Leon nie poturbuje mnie, będę mogła spokojnie się rozebrać. Złapałam za klamkę i uchyliłam drzwi. Wrzuciłam torebkę do środka, trafiła na stolik specjalnie dla niej przeznaczony. Mania to nie ma sensu. Nie dawaj mu złudnych nadziei. I tak nic z tego nie będzie. Twoje życie, a tak naprawdę przeszłość to jeden wielki burdel. Co z tego, że próbujesz żyć normalnie, z przerwami, ale próbujesz i faktycznie Ci to wychodzi. Jesteś jak pieprzony recywidysta. Może miałabyś szansę ułożyć sobie z nim życie i być naprawdę szczęśliwa, ale jeśli to całe szambo wybije będzie tragedia. Znów zatracisz się w mroku a tego nikt nie chce. Spojrzałam na niego zrezygnowana. Zakończ to. Koniec zabaw, fajnie było, ale się skończyło. Przynajmniej będziesz miała co wspominać. Sapnęłam opuszczając ramiona przygarbiając się. Znów prywatna porażka.

- Oj chłopcze, znajdź jakąś w miarę porządną laskę i poświęć jej ten czas, zamiast uganiać się za … mną.

- Mania!

- Mam niebezpieczne powiązania z półświatkiem i czterdzieści trzy lata! Rozumiesz! Trochę za dużo tego jak na szczeniackie randki!

Weszłam do środka, zamykając oniemiałemu delikwentowi drzwi przed nosem.

Następne częściZOŁZA XIII ZOŁZA XIV

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • K-GAT-A 7 miesięcy temu
    Hej. Potrzebuje porady. Poddano pod dyskusję scenę z zrobieniem zastrzyku. Pytanie czy dorosła kobieta może się aż tak bać zastrzyków? Czy trzeba ją zmuszać do tego siłą? Co myślicie? Poniżej fragment.
    "Prawą ręką sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki.
    - Nawet kurwa o tym nie myśl! – Krzyknęłam.
    - Mania to tylko zastrzyk, jeśli będziesz grzeczna….
    - Nie ma takiej opcji! Nie dotkniesz mnie!
    - Dostaniesz cukierka – uśmiechnął się zadziornie. Zaczął podchodzić wsadzając strzykawkę między zęby.
    - Nie zbliżaj się! – Złapał mnie za rękę i wykręcił ją, jak zatrzymujący przestępcę policjant, rzucił ciało na biurko. Uderzyłam klatką piersiową o blat. Docisnął jedną ręką, a drugą zadarł sukienkę i opuścił leginsy ukazując światu mój nagi pośladek.
    - Marek! Proszę! NIE! NIE CHCE!!! – Krzyknęłam roztrzęsionym prawie płaczliwym głosem.

    TEO
    Rozmawiałem z Antkiem przekazując mu ostatnie wskazówki co do prowadzenia negocjacji, głównie o tym na jakie ustępstwa może pozwolić a czego kategorycznie odmawiać. Weszliśmy do sekretariatu, usłyszeliśmy krzyki dochodzące z pokoju Marysi. Karolina stała osłupiała, wpatrując się w zamknięte drzwi i przygryzała paznokieć.
    - Co tam się dzieje? - Zapytałem już poddenerwowany.
    - Przyjechała Marysia. Przywiózł ją Marek a teraz.... – wskazała dłonią na drzwi.
    Zacisnąłem pięści i ruszyłem na drzwi. Otworzyłem je zamaszyście i ujrzałem rozłożoną na blacie biurka, naszego biurka, kobietę uwięzioną przez łysego mężczyznę. Stałem osłupiały, wkurwiony, tylko ja mogę ją tak trzymać. Za moimi plecami dosłyszałem syk Karoliny i warkot Antka. Facet szybkim ruchem zadarł jej sukienkę, zsunął materiał z tyłka. Marysia krzyczała w agonii przerażenia. On nic sobie nie robiąc z jej wrzasków i chaotycznych ruchów przybliżających do uwolnienia, docisnął mocniej do biurka, trzasnął dłonią w pośladek zostawiając czerwony ślad na skórze. Złapał strzykawkę, pewnie wbił w pośladek i nacisnął tłok.
    - Co tu się kurwa dzieje? - Ryknąłem. Chciałem urwać łeb temu frajerowi. On tylko wyciągnął rękę w moją stronę dzierżąc pustą strzykawkę.
    - Spokojnie. Już po sprawie. – Puścił kobietę, która szybko zebrała się do kupy, poprawiła i strzeliła go w klatkę piersiową.
  • Tjeri 7 miesięcy temu
    Tu miała się znaleźć poniższa odpowiedź
  • Tjeri 7 miesięcy temu
    O lękach się nie dyskutuje. Więc jak dla mnie może się bać, nawet jeśli brzmi to dla innych absurdalnie. Mnie się w tym momencie inne pytanie nasunęło. W takich sytuacjach zleca się chyba zastrzyki przeciwzakrzepowe? I jeśli to był taki zastrzyk, to je się daje w fałd brzuszny. Ale nie jestem medykiem, racji sobie nie uzurpuję.
    I jeszcze co do lęków — to znam osoby, które bały się same te zastrzyki robić. Pozwalały komuś (czyli mnie :D), ale same w życiu... :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania