Dreszcz owiec 9
Wreszcie miałem okazję zobaczyć jak wygląda wnętrze zamkniętego pokoju, w którym po raz pierwszy uaktywnił się Feliks. Okazało się ono wyjątkowo mało atrakcyjne, a całe umeblowanie stanowił tylko rząd stolików ustawionych pod ścianą. Wszystko niestety tonęło w kompletnych ciemnościach, nie było nawet okna, które nieco polepszyłoby moją sytuację. Jedyne źródło światła stanowiła niewielka dziurka w ścianie. Dało się przez nią zobaczyć fragment mojej sypialni. Na łóżku wciąż leżał klucz, który nieopatrznie zostawiłem. Teraz byłby na wagę złota i worka diamentów.
Po pokazaniu broni, Lestrange zamknął mnie w ciemnym lokum. Obiecał, że wkrótce zjawią się jego koledzy i się ze mną zabawią. Cokolwiek to znaczyło, nie poczułem się komfortowo.
Miałem przy sobie niewielką latarkę, trzymaną specjalnie na takie okazje. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było w nim żadnej maszynerii ani windy, jedynie kilka stolików. Nic co pomogłoby mi się stamtąd wydostać. Bez ingerencji z zewnątrz byłem w pułapce. Sytuacja wyglądała nieciekawie. Na szczęście ratunek nadszedł z nieoczekiwanej strony.
Gdy tylko usłyszałem kroki, zacząłem krzyczeć i walić pięścią w drzwi. Wątpiłem, żeby koledzy Feliksa byli ludźmi, natomiast liczyłem, że wrócił wuj i jego kondycja psychiczna nieco się poprawiła. Okazało się jednak, że to Michael wstał z grobu.
- Ty żyjesz? - zakrzyknąłem, gdy usłyszałem jego głos.
- Trochę mi się przysnęło. Mam chyba narkolepsję.
- Wydostań mnie stąd! Klucz jest w moim pokoju.
Nie byłem pewien, czy to prawda, ale zawsze warto spróbować. Michael dawał mi znacznie większe szanse ratunku. Przynajmniej dopóki nie dopadnie go Lestrange.
Na chwilę dopadło mnie paskudne przeczucie. Kamerdyner potrafił zmieniać głos, więc udawanie Michaela, tylko po to by mnie podręczyć, nie sprawiłoby mu żadnych trudności.
Klucz pasował. Mogłem opuścić więzienie.
Za drzwiami nie czekał Lestrange. Michael faktycznie żył i był w dobrej formie. Opowiedziałem mu pokrótce przebieg zdarzeń, pomijając tylko mój udział w całej sprawie.
- Musimy uratować Aveline - stwierdził stanowczo Michael.
- Ale jak?
- Jest nas dwóch. Jeden stary lokaj to żaden przeciwnik.
- Ma broń.
- My też.
Michael chwycił leżący pod ścianą pogrzebacz. Był gotowy do walki, bez względu na konsekwencje.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę.
- Dokąd?
- Na strych. Podobno tam jest siedziba Lestrange'a.
Pierwsza najważniejsza zasada to się nie rozdzielać. Druga by nie iść w miejsce, gdzie czyha psychopata. Cokolwiek bym nie zrobił, złamałbym jedną z nich. Poszedłem więc za Michaelem, licząc na to, że pogrzebacz okaże się wystarczającą bronią przeciwko temu, co czeka na strychu.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania